Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Black Desert Online Recenzja gry

Recenzja gry 29 marca 2016, 15:05

autor: Michał Marian

Recenzja gry Black Desert – najpiękniejsze MMORPG na rynku

Black Desert to najpiękniejsza gra MMORPG na rynku. Pytanie czy również najlepsza? Solidnie przetestowaliśmy produkcję Pearl Abyss i już wiemy komu najbardziej ona podejdzie.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • oprawa wizualna (animacje umiejętności!);
  • ogromny, złożony świat;
  • innowacyjne rozwiązania;
  • przystępność mechaniki rozgrywki;
  • PvE na małą skalę;
  • system rozwoju postaci i progresu w grze.
MINUSY:
  • chaotyczne PvP;
  • chaotyczne PvE na większą skalę;
  • transport pomiędzy lokacjami;
  • okrojony system handlu;
  • oprawa wizualna przy niskich ustawieniach.

Niecałe półtora roku przyszło nam czekać na pełnoprawną westernizację wydanego pod koniec grudnia 2014 roku Black Desert. Debiutancka produkcja koreańskiego studia Pearl Abyss od zawsze kojarzona była z atrakcyjną i niezwykle dopracowaną oprawą graficzną. Przez ostatnie miesiące wszyscy fani MMO z Zachodu wypatrywali bez wytchnienia jakiejkolwiek, choćby najmniejszej, wzmianki o tym tytule – każdy materiał wideo prezentujący fragment rozgrywki notował dosłownie setki tysięcy wyświetleń.

Upragniona chwila nastąpiła w końcu 3 marca, kiedy to Black Desert zostało oficjalnie udostępnione w Europie i Ameryce Północnej. Wydawcy gry na naszym rodzimym rynku trzeba przyznać jedno – był to prawdopodobnie najlepszy start w historii MMO – zero kolejek, lagów i utraty połączeń.

Jest po prostu przepięknie

Średnio-wysokie ustawienia graficzne na laptopie MSI Apache (GE72 6QC).

Stroną wizualną Black Desert zachwycaliśmy się jeszcze na długo przed premierą samej gry – każdy udostępniony materiał wideo z azjatyckiej wersji tytułu spotykał się z bardzo pochlebnymi komentarzami, choć nie brakowało również wątpliwości, czy aby finalny produkt dostępny na naszym rynku będzie prezentować się aż tak dobrze. Z przyjemnością donoszę więc, że najnowsza produkcja Pearl Abyss bije na głowę i zostawia całą konkurencję daleko w tyle – przynajmniej od strony graficznej. Efekt pracy Koreańczyków jest naprawdę imponujący – każda odwiedzana przez nas lokacja pozostaje w pamięci na długo, powodując mimowolny opad szczęki. Deweloperzy zadbali o najdrobniejsze detale z pieczołowitością cechującą produkcje przeznaczone dla pojedynczego gracza, co jest bardzo rzadko spotykanym podejściem w sektorze MMO.

Wizard / Witch to zdecydowanie najbardziej widowiskowe profesje.

Osobny akapit należy się animacjom umiejętności poszczególnych klas – ich rozmach dosłownie wciska w fotel. Podczas gry nie raz i nie dwa przyłapałem się na tym, że zamiast eksterminować kolejne grupy potworów, przyglądam się walczącemu obok graczowi, zauroczony tym, jak „pięknie bije się” jego postać. Pierwsze skrzypce grają tu niewątpliwie wizard i witch, których lodowo-ogniowo-błyskowo-ziemne kombinacje wybuchów, kul ognia, piorunów, meteorów, zamieci i wstrząsów ziemi wyglądają niezwykle widowiskowo. Wisienką na torcie są towarzyszące pewnym animacjom lekkie „wibracje” ekranu i dźwięki z podbitym basem, które wyraźnie akcentują potęgę danej umiejętności. Dość jednak zachwytów, pora odpowiedzieć na najważniejsze pytanie – czy aby wszystkie wspomniane wodotryski nie sprawiają, że produkcja jest niegrywalna przy pierwszym większym zamieszaniu? Być może trudno będzie w to uwierzyć, ale pomijając wyjątkowo ekstremalne sytuacje, optymalizacja gry radzi sobie doskonale – wszystko działa płynnie, dzięki czemu da się bez wyrzutów sumienia cieszyć oczy niezwykle atrakcyjną rozwałką. Jeśli jednak nasza maszyna z jakiegoś powodu niedomaga, z pomocą przyjdzie nam specjalny zestaw opcji umożliwiających m.in. wyłączenie co bardziej efektownych animacji innych graczy (przetestowane podczas walki z udziałem blisko 60 osób naraz – działa).

Starcia z bossami zazwyczaj nie wymagają żadnych wyrafinowanych taktyk.

Teraz czas wspomnieć o modelach występujących w grze potworów i postaci. Black Desert i tutaj nie zawodzi – tak jak wszystkie odwiedzane przez nas miasta i obszary różnią się od siebie, tak samo wyjątkowa jest ich fauna i flora. Każde terytorium posiada swój unikalny „zestaw” świetnie wykonanych i zaanimowanych monstrów, a wszystkie na najwyższym światowym poziomie. Muszę przyznać, że bardzo miłą odmianą jest zasiąść do gry, w której nie walczymy wciąż z tymi samymi przeciwnikami, różniącymi się tylko kolorem tekstur, poziomem czy nazwą – chapeau bas, Pearl Abyss. Zaskoczeniem dla wielu może być również niemal całkowity brak jakichkolwiek zaczerpnięć z azjatyckiej kultury – Black Desert mogłoby z powodzeniem uchodzić za produkt zachodni.

Hexe Sanctuary to terytorium zamieszkałe przez nieumarłych wszelkiej maści.

Oprawa wizualna najnowszego tytułu Pearl Abyss to najwyższa światowa półka, choć niestety jest jeszcze druga strona medalu. O ile w przypadku średnich, wysokich i bardzo wysokich detali gra wygląda naprawdę pięknie, o tyle w niskich jest praktycznie niegrywalna. Praktycznie, bowiem mimo że ilość klatek na sekundę może być zadowalająca, to, co widzimy na ekranie, już nie – wystarczy spojrzeć na poniższy screen. Black Desert nie wymaga komputera rodem z NASA, by pozwolić bezproblemowo cieszyć się płynną rozgrywką, lecz niemal całkowicie dyskwalifikuje graczy dysponujących sprzętem spełniającym minimalne wymagania. Oczywiście grać się da, ale taki widok przywodzi na myśl przysłowiowe lizanie ciastka przez sklepową witrynę.

Tak niestety wygląda Black Desert na najniższych detalach.

Nowe nie zawsze znaczy lepsze

Black Desert korzysta z wielu nietypowych rozwiązań, innych od tego, do czego zdążyły już nas przyzwyczaić najpopularniejsze produkcje MMO. Celowe zboczenie z utartej ścieżki i próba wytyczenia nowych standardów to bardzo odważny, aczkolwiek ryzykowny krok – nowe nie zawsze oznacza bowiem lepsze. O ile część innowacyjnych zabiegów wyszła twórcom na dobre, o tyle pozostałe mogą wydać się wielu weteranom branży mocno odpychające.

Starcia z innymi graczami stanowią prawdziwą piętę achillesową produkcji Pearl Abyss. Dynamizm rozgrywki, mechanika niektórych umiejętności, przepych ich animacji, zasady walki – wszystko to sprawia, że PvP w Black Desert jest po prostu chaotyczne i frustrujące. Jeśli znacząco nie przewyższamy przeciwnika posiadanym wyposażeniem, czeka nas długa, mozolna potyczka, która w większości przypadków skończy się wraz z wyczerpaniem mikstur odnawiających punkty życia u jednej ze stron. W praktyce, jeśli finał pojedynku 1 na 1 nie następuje w ciągu kilkunastu sekund, przeciwnicy po prostu się rozbiegają – członkowie wrogich gildii nierzadko ramię w ramię zabijają potwory, całkowicie ignorując swoją obecność. Sytuacja wcale nie wygląda lepiej w przypadku walk grupowych, skala chaosu jest wówczas proporcjonalnie większa. Starcia pomiędzy graczami sprowadzają się do szybkiego klikania kolejnych kombinacji niczym w podrzędnej bijatyce – próżno szukać tu wyrafinowanych taktyk.

Silnik Black Desert radzi sobie dobrze, nawet gdy na ekranie dużo się dzieje.

Chaos towarzyszy nam również w przypadku zmagań z bossami, których możemy podzielić na dwie podstawowe kategorie – World i Group. Różnią się one siłą, co bezpośrednio przekłada się na ilość graczy potrzebnych, by sprawnie pokonać reprezentanta którejś z nich – w przypadku tej drugiej grupy wystarczy zaledwie od 3 do 5 osób. Brak typowego podziału klas na tzw. święte trio MMO, tj. tanka, healera i damage dealera, sprawia, że i w tym obszarze gry nie mamy co liczyć na wyszukane strategie – potyczka z world bossem to po prostu starcie 50 i więcej graczy z jednym potężnym potworem, który zabija ich po kolei, a martwi respawnują się w położonym nieopodal punkcie, skąd wracają na miejsce kontynuować walkę – żadna filozofia. Szczerze mówiąc, zamieszanie podczas takiego wydarzenia jest tak duże, że momentami możemy wręcz stracić z oczu głównego antagonistę – rzecz nie do pomyślenia dla wszystkich graczy wychowanych na World of Warcraft.

Podróż między dwoma oddalonymi lokacjami może trwać nawet kilkanaście minut.

Do sporych bolączek Black Desert należy też mechanika podróży pomiędzy lokacjami, a właściwe jej całkowity brak, który wymusza na nas mozolny bieg (ew. jazdę konną) od punktu A do punktu B. Niby z pomocą przychodzi funkcja autopilota, który przejmuje kontrolę nad naszą postacią i doprowadza ją w żądane miejsce, choć jego sposób dobierania optymalnej trasy pozostawia bardzo wiele do życzenia. Niezależnie od tego, czy przemieszczamy się własnoręcznie, czy korzystamy z dostępnego automatu, taka podróż wciąż trwa dobrych kilka minut, co doprowadza do sytuacji, że momentami łapiemy się na tym, iż w ciągu ostatniej godziny efektywnie graliśmy może z 30 minut, zaś drugie tyle zeszło nam na samym podróżowaniu. Teoretycznie takie rozwiązanie ma swoje plusy, bowiem czekając na dotarcie do celu, możemy np. zrobić sobie herbatę, generalnie jednak owo sztuczne przedłużanie czasu gry dość szybko zaczyna frustrować.

Swoboda handlu w Black Desert jest dość mocno ograniczona.

Deweloperzy z Pearl Abyss postanowili wypowiedzieć wojnę wszelkim gold-sellerom oraz e-handlarzom i w tym celu poczynili pewne bardzo śmiałe kroki – w ich produkcji niemal niemożliwy jest bezpośredni handel pomiędzy graczami, z pominięciem domu aukcyjnego. Ten ostatni pobiera sztywne 30% opłaty za wszelkie zawarte w nim transakcje, co sprawia, że sprzedając cokolwiek, otrzymujemy jedynie 70% żądanej kwoty. Mało tego – ceny wszystkich przedmiotów są z góry określone minimalnymi i maksymalnymi wartościami, a to znacząco ogranicza pole do popisu niewidzialnej ręki rynku. Gracze bezpośrednio między sobą mogą wymieniać jedynie mało znaczące drobiazgi, jak np. mikstury many lub życia. Takie rozwiązanie faktycznie skutecznie uprzykrza życie sprzedawcom złota, choć prowadzi również do wielu niefortunnych sytuacji – wyobraźcie sobie, że wspólnie ze znajomymi zabijacie bossa, z którego jeden z Was otrzymuje świetną broń przeznaczoną dla klasy kolegi – chcecie mu ją oddać, bo nie będziecie mieć z niej przecież żadnego pożytku, jak zatem należy to zrobić? Jedynym rozwiązaniem jest wystawienie jej w domu aukcyjnym, gdzie dostęp ma każdy gracz z serwera, za z góry określoną przez mechanikę gry cenę, a następnie oczekiwanie z nadzieją, że nikt nie uprzedzi wspomnianego kolegi w zakupie. Brzmi skomplikowanie? Oczywiście na pewno znajdą się fani tego podejścia, choć osobiście uważam, że takie sztuczne kreowanie ekonomii może nie wyjść produkcji na zdrowie – wszak „biznesmeni” zawsze wpadną na jakiś sposób, by zarobić na danym tytule, a taka daleko idąca kontrola może odstraszyć wielu potencjalnych graczy.

Wielki świat

Gdy znudzi nam się pokonywanie kolejnych hord wrogów, możemy dla odmiany zająć się wytwórstwem.

Świat przedstawiony w Black Desert wygląda nie tylko niezwykle atrakcyjnie, ale przede wszystkim jest ogromny i ma wiele do zaoferowania. Odwiedzenie każdego zakamarka, spotkanie każdego NPC, zaliczenie każdego zadania zajęłoby bez cienia przesady setki, o ile nie tysiące godzin. Produkcja Pearl Abyss proponuje naprawdę sporo aktywności – jest ich tak dużo, iż nie sposób nawet wymienić wszystkich, a co dopiero wnikliwie przeanalizować i opisać. Warto wspomnieć w tym miejscu o różnorodności dostępnych atrakcji, z których część nie wymaga nawet wychodzenia poza bramy miasta. Tak, w Black Desert możemy bawić się znakomicie, spędzając cały czas na odgrywaniu roli rzemieślnika lub innego fachowca – wybór specjalizacji jest naprawdę szeroki – od handlarza, przez zbieracza, na alchemiku kończąc. Wymaksowanie jakiejkolwiek z profesji zajmuje dobrych kilkadziesiąt godzin, podczas których bynajmniej nie czeka nas nuda.

PvE w pojedynkę bądź w małej grupie jest naprawdę wciągające i dynamiczne.

Podobnie wygląda sytuacja z zadaniami. Tu również nie sposób narzekać na brak zajęć czy monotonię. Owszem, znakomita większość z nich sprowadza się do typowej rąbanki w stylu „pokonaj 100 potworów X” lub „zbierz 50 Y, polując na Z”, ale dzięki dynamizmowi walki oraz różnorodności wrogów i lokacji questowanie okazuje się bardzo przyjemne – do tego stopnia, że nawet nie zauważamy upływającego czasu. Twórcy świetnie poradzili sobie z problemem nieatrakcyjnych nagród, który często sprawiał, że rzesza graczy po prostu ignorowała zadania poboczne – w Black Desert za wykonywanie kolejnych misji otrzymujemy punkty umiejętności, energii oraz kontrybucji, które składają się na podstawowe wskaźniki naszej postaci.

Nasza postać opisana jest zaledwie garstką intuicyjnych statystyk.

Powiew świeżości i… prostoty

Skoro już mowa o wskaźnikach – bardzo mocnym atutem tej produkcji jest jej... prostota. W przeciwieństwie do typowych gier MMO nie jesteśmy od samego początku atakowani setkami niejasnych wskaźników i skomplikowanych formuł – naszą postać w Black Desert opisują punkty życia, many (bądź wytrzymałości w przypadku niektórych klas), umiejętności, energii oraz kontrybucji. Całość uzupełnia kilka dodatkowych statystyk, jak prędkość poruszania się, szybkość ataku, czarowania, szczęście oraz szansa na obrażenia krytyczne. Nie inaczej wygląda sytuacja ofensywnych i defensywnych zdolności naszego protagonisty – całe wyposażenie generuje jedynie dwie wartości: AP, odpowiedzialne za siłę ataku, oraz DP, które charakteryzuje moc naszej obrony. 96 wyrazów. Dokładnie tylu użyłem, by opisać mechanikę postaci w najnowszej produkcji Pearl Abyss – nie ma w tym ani krzty przesady, ze świecą szukać równie intuicyjnych i przyjaznych użytkownikom rozwiązań.

Przedstawione wyżej podstawowe statystyki definiują całą rozgrywkę – gdy którykolwiek z nich spadnie do zera, mamy problem. Brak punktów życia oznacza oczywiście śmierć prowadzonej przez nas postaci, brak many (wytrzymałości) uniemożliwia korzystanie z umiejętności, bez energii nie będziemy mogli oddawać się rzemiosłu, zaś bez kontrybucji nie kupimy np. domu. Mało skomplikowane, prawda? Taka mechanika sprawia, że już po kilkunastu minutach zaczynamy czuć się w Black Desert jak u siebie. Nie musimy przebijać się przez setki opisów, czytać mnóstwa postów na forach czy korzystać z poradników przygotowanych przez bardziej doświadczonych graczy – wszystko, co najważniejsze, jest w zasięgu ręki od początku zabawy. Po raz kolejny – chapeau bas!

MMO dla jednego gracza?

Ogromną frajdę potrafi sprawić także tryb PvE, choć wyłącznie wówczas, gdy walczymy z podstawowymi monstrami (nie bossami) w pojedynkę – nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak dobrze się bawiłem, eksterminując kolejne grupy potworów. Jeśli tylko mamy ze sobą zwierzęcych pomocników, którzy z radością zbierają dla nas (i za nas) łupy, możemy dosłownie godzinami oddawać się beztroskiej rozwałce, co naprawdę wciąga. Nieco gorzej wygląda sytuacja, gdy próbujemy pofarmić w większej ekipie – wszystko momentalnie staje się dużo bardziej chaotyczne, zupełnie jakby Koreańczycy projektowali grę z myślą o samotnych graczach, maksymalnie parach. W Black Desert po prostu nie ma miejsc, gdzie spotkalibyśmy grupy silnych przeciwników, których nie sposób pokonać bez wprawnej drużyny za plecami (nawet cyklopy i ogry nie stanowią większego wyzwania dla dobrze wyposażonych postaci).

Im więcej razy próbujemy ulepszyć nasz sprzęt, tym większa szansa, że w końcu się to uda.

Na koniec prawdziwa perełka, niewątpliwie jedna z najmocniejszych stron dzieła Pearl Abyss. Chodzi o sposób, w jaki autorom gry udało się stworzyć mechanikę przyjazną zarówno weekendowym graczom, jak i hardkorowym maniakom spędzającym przy komputerze całe dnie. Wszystko sprowadza się do systemu, w jakim rozwijamy naszą postać oraz wykorzystywany przez nią sprzęt. W odróżnieniu od klasycznej szkoły MMO w Black Desert prowadzony przez nas bohater może opanować wszystkie umiejętności dostępne jego klasie – wystarczy jedynie zdobyć odpowiednią ilość punktów, które same przychodzą do nas w zamian za eksterminację kolejnych grup przeciwników bądź wykonywanie zadań. Wszyscy ci, którzy dobrze znają smak goryczy związany z byciem ograniczonym jedynie do wybranego na pewnym etapie drzewka rozwoju postaci, na pewno docenią zalety takiego podejścia.

Do świata Black Desert wkroczymy jako:

  • berserker – typowa klasa przeznaczona do walki w zwarciu, do eksterminacji wrogów wykorzystująca podwójne topory;
  • ranger – klasa specjalizująca się w walce dystansowej z użyciem łuku, bardzo mobilna i groźna;
  • sorceress – klasa korzystająca z magii, choć walcząca w zwarciu, przez wielu uważana za najlepszą do potyczek 1 na 1;
  • tamer – władca bestii, wspierany podczas starć przez niezwykle groźnego przywołańca;
  • valkyria – klasa walcząca w zwarciu z użyciem tarczy, charakteryzująca się niską mobilnością oraz całą gamą umiejętności defensywnych;
  • warrior – podobnie jak valkyria do walki wykorzystuje miecz i tarczę, a stosunkowo niską mobilność nadrabia wachlarzem umiejętności defensywnych oraz sporą wytrzymałością;
  • wizard/witch – specjaliści w obszarowej walce na dystans (ta sama klasa, dwie różne płcie), których umiejętności nie tylko prezentują się imponująco, ale zadają też ogromne obrażenia.

Jak natomiast wygląda kwestia ulepszania ekwipunku? Wszyscy z pewnością wiedzą, jak prezentuje się to w sztandarowych produkcjach z gatunku – wielogodzinna, jeśli nie wielodniowa, żmudna rozgrywka sprowadzająca się do tego, by ostatecznie poprawić choć w niewielkim stopniu statystyki np. broni, a wszystko to uzależnione od szczęścia, bowiem taki proces praktycznie zawsze obarczony jest szansą niepowodzenia (zazwyczaj znacznie przewyższającą szansę na ewentualny sukces). Jeśli mamy pecha, zostajemy z niczym i możemy zaczynać wszystko od początku – dość kiepski układ.

AP i DP – dwa wskaźniki, do których sprowadza się nasz ekwipunek.

Zupełnie inaczej rozwiązano to w Black Desert – tu osiągnięcie maksymalnego możliwego poziomu umagicznienia ekwipunku jest całkowicie realne i wcale nie takie trudne (no może z pominięciem biżuterii). Mechanika ulepszania wyposażenia okazuje się, po raz kolejny, bardzo prosta. Do wszystkiego służą nam wyłącznie dwa przedmioty – kamienie poprawiające statystyki broni oraz kamienie zwiększające współczynnik defensywny pancerzy. Jedyne, co musimy zrobić, to wybrać dany element, a następnie tryb umagiczniania, istnieje bowiem możliwość przeprowadzenia całego procesu ze stuprocentową szansą powodzenia, co jednak jest odpowiednio (dużo) droższym, choć pewnym rozwiązaniem. Jeśli nam się uda – nasz przedmiot zostaje natychmiast ulepszony, jego statystyki rosną, a my możemy od razu próbować dalej. Jeśli będziemy mieć pecha – stracimy część wytrzymałości przedmiotu (bardzo prosta i stosunkowo tania do odzyskania) oraz zyskamy tzw. punkt niepowodzenia. Co to takiego? Otóż owe punkty akumulują się aż do momentu udanej próby ulepszenia (wówczas się resetują), sukcesywnie zwiększając jej szansę – im więcej razy nam się nie uda, tym większe jest prawdopodobieństwo sukcesu z każdym kolejnym kliknięciem. Dzięki temu systemowi osiągnięcie najlepszego dostępnego obecnie ekwipunku jest możliwe nawet wówczas, gdy gramy zaledwie parę godzin w tygodniu.

Takie podejście do rozwoju i progresu postaci w połączeniu z mnóstwem różnorakich aktywności oferowanych przez tytuł sprawia, że niezależnie od tego, ile czasu poświęcamy na grę, ciągle mamy co robić. W odróżnieniu od konkurencji do Black Desert można zalogować się nawet na godzinę i bardzo owocnie wykorzystać ten czas, faktycznie rozwijając bohatera – koniec dylematów w stylu „pograłbym, ale przez 23 godziny i tak nic konkretnego nie zdziałam”. Koreańskim deweloperom udało się osiągnąć równowagę pomiędzy casualowym tytułem, nakładającym ograniczenia na największych maniaków, a hardkorową produkcją, do której ktoś z pełnoetatowym zajęciem w życiu nie ma się nawet po co zbliżać.

Warto czy nie?

Znacie już mocne i słabe strony najnowszej produkcji Pearl Abyss, teraz przyszedł czas na werdykt – jaką grą jest właściwie Black Desert? Na pewno jest to pełnoprawne MMO, które bez najmniejszego problemu może stawać w szranki z największymi w branży. Pod względem oprawy wizualnej plasuje się obecnie na pozycji absolutnego lidera, zostawiając resztę konkurencji daleko w tyle. Pełne innowacyjnych rozwiązań i unikalnych mechanik niewątpliwie zainteresuje wyjadaczy gatunku, choć część z nich może się nie do końca odnaleźć w tak nieszablonowym świecie. Osoby, które nie miały wcześniej zbytniej styczności z produkcjami tego typu, mogą śmiało sięgnąć po Black Desert – nie znajdą bardziej przystępnego tytułu.

Black Desert to naprawdę solidna, choć niepozbawiona wad produkcja.

Jeśli nie jesteś zbyt wielkim fanem PvP i nie ma dla Ciebie większej radości, niż chwilowo wyłączyć myślenie i skupić się na eksterminacji hord przeciwników – śmiało dołóż do oceny końcowej jeden punkt. Jeśli jesteś samotnikiem i nie zamierzasz grać z żadną grupą częściej, niż wymaga tego niezbędne minimum – dołóż do oceny końcowej pół punktu. Jeśli ponad wszystko cenisz sobie podczas rozgrywki doznania wizualne – dodaj jeszcze pół punktu. Załapujesz się na wszystkie powyższe? Gratulacje, przy Black Desert będziesz bawić się wyśmienicie przez długi czas.

Jeśli natomiast, podobnie jak ja, zjadłeś zęby na oldskulowych MMO, z pewnością docenisz oferowane przez grę innowacyjne rozwiązania oraz mechaniki, zachwycisz się jej oprawą graficzną, pokiwasz z uznaniem głową, poznając jej złożony świat i ani się obejrzysz, jak osiągniesz wysoki poziom oraz zdobędziesz najlepszy sprzęt... a potem stopniowo zaczniesz logować się do niej coraz rzadziej i rzadziej, aż w końcu na horyzoncie pojawi się kolejna gra, po którą sięgniesz z nadzieją, że będzie dokładnie taka jak dawne hity.

Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem

Recenzja gry

Metaphor: ReFantazio to ogromne, naprawdę ogromne jRPG, w którym przepiękna oprawa audiowizualna idzie w parze z angażującym systemem walki i genialnymi projektami przeciwników - szkoda, że w warstwie fabularnej nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.