Gears Tactics Recenzja gry
Recenzja Gears Tactics - gra taktyczna dla tych, którzy boją się gier taktycznych
Seria Gears of War doczekała się kolejnej odsłony, ale tym razem nie naciskamy na spust, a mówimy innym, kiedy i do kogo mają strzelać. Czy transformacja strzelanki w strategię miała sens?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Choć na rynku elektronicznej rozrywki panuje aktualnie duża posucha, to akurat fani gier taktycznych nie powinni mieć specjalnych powodów do narzekań. W bardzo krótkim odstępie czasu otrzymali bowiem dwie bliźniaczo do siebie podobne produkcje: XCOM: Chimera Squad oraz Gears Tactics. O ile jednak istnienie tej pierwszej utrzymywano w tajemnicy niemal do ostatniej chwili (grę zapowiedziano niespełna dwa tygodnie przed jej premierą), tak Gears Tactics to tytuł, o którym po raz pierwszy usłyszeliśmy blisko dwa lata temu. Przez ten okres studia odpowiedzialne za ów swoisty skok w bok w gearsowej formule nie próżnowały i gorliwie podglądały poczynania mistrza. Jestem daleki od stwierdzenia, że uczeń ostatecznie go przerósł, ale nie zmienia to faktu, że koniecznie trzeba zwrócić na ten produkt uwagę, zwłaszcza gdy ma to być nasz pierwszy kontakt z tym dość niszowym gatunkiem.
Pościg w trzech aktach
- dużo wybacza żółtodziobom, idealny tytuł do wejścia w gatunek;
- gra przez długi czas potrafi naprawdę zaskakiwać;
- przemyślany rozwój postaci – nawet w obrębie jednej klasy da się stworzyć mocno różniących się od siebie żołnierzy;
- sprawdzona mechanika rozgrywki z kilkoma usprawnieniami;
- świetne i wymagające skupienia walki z bossami – aż szkoda, że jest ich tak mało;
- solidnie zrealizowany wątek fabularny, dla fanów Gearsów rzecz istotna;
- zaskakująco żywiołowe starcia, podczas których dużo się dzieje;
- bardzo ładna oprawa audiowizualna;
- czytelny, przejrzysty interfejs.
- zapychacze w postaci misji pobocznych, których nie da się pominąć;
- błędy techniczne, wyrzucanie z gry do pulpitu.
Najważniejszym elementem składowym Gears Tactics jest kampania, która na standardowym poziomie trudności zajmie Wam mniej więcej 25 godzin. To sporo, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że gra nie oferuje żadnego modułu strategicznego, a misje wykonujemy w określonym porządku, jedna za drugą. W sumie otrzymujemy trzy akty opowieści o pogoni za tajemniczym Ukkonem. Każdy z nich zawiera osiem scenariuszy fabularnych, a większy epizod zawsze wieńczy obowiązkowa i stosunkowo trudna walka z bossem. Pomiędzy misjami czas spędzamy na zarządzaniu ekwipunkiem żołnierzy, rozwijaniu ich umiejętności i ewentualnie na zabawie kosmetyką. Zmieniać da się nie tylko wygląd samych piechurów, ale również ich pancerzy oraz dostępnej broni. Nic nadzwyczajnego, niemniej może ktoś akurat to lubi.
Brak modułu strategicznego sprawia, że gra na pierwszy rzut oka może wydać się dość płytka, na szczęście deweloperzy poradzili sobie z tym problemem całkiem sprawnie, rzucając nam nie tylko zróżnicowane wyzwania, ale też zapełniając mapy dużymi grupami przeciwników. Wroga horda jest uzupełniana o świeże jednostki praktycznie do samego końca kampanii, jednak zdecydowanie najlepsze wrażenie robią pod tym względem pierwszy i drugi akt, w których nowości trafia się najwięcej.
Dorzucenie niewidzianego wcześniej oponenta do „młyna” może całkowicie wywrócić do góry nogami sposób, w jaki przeprowadzamy działania taktyczne. Na przykład taki boomer wyposażony jest w śmiertelnie niebezpieczny granatnik, zdolny wykurzyć nas zza osłony, a upierdliwe tickery potrafią zbliżać się do pozycji żołnierzy nawet podczas naszej tury. Trzeba uczciwie przyznać, że autorzy okazali się w tych kwestiach niezwykle pomysłowi i wielokrotnie udało im się mnie zaskoczyć. Wrażenie to – jak już wspomniałem – słabnie nieco w trzecim akcie, gdzie po prostu bierzemy się za bary z całą tą menażerią i mozolnie przemy naprzód zamiast skupiać się na podziwianiu nowych typów przeciwników.
W późniejszej fazie kampanii nowi rekruci od razu mają wbity wyższy poziom doświadczenia, więc nie ma ryzyka, że dołączymy do drużyny kompletnych żółtodziobów.
Niby Gearsy, ale trochę jak XCOM
Zabawa do złudzenia przypomina to, co znamy z ostatnich odsłon serii XCOM, oczywiście tych produkowanych przez studio Firaxis Games. Oddani nam do dyspozycji żołnierze (maksymalnie może być ich czterech w jednej misji) posiadają punkty akcji, które wydajemy na podstawowe działania – przemieszczanie się, strzelanie i korzystanie z umiejętności specjalnych, odblokowywanych na drzewku rozwoju postaci. Autorzy Gears Tactics bezwstydnie zerżnęli z cyklu XCOM cały system informowania o jakości osłon, który podobnie jak tam symbolizowany jest za pomocą tarcz, więc fani tamtej serii od razu poczują się tu jak w domu. Interfejs generalnie wydaje się bardzo czytelny i ładny, a wielbiciele cyferek mogą jeszcze uaktywnić specjalną nakładkę, która ze szczegółami wyświetla wszystkie modyfikatory trafienia, przydatne podczas podejmowania decyzji o ataku.
Choć zmagania podzielono na tury i nikt nas nie popędza przy planowaniu kolejnych posunięć, rozgrywka sprawia wrażenie dość żywiołowej. Duża w tym zasługa sporej liczby wrogów, którzy nie tylko czatują na zaplanowanych pozycjach, ale mogą też zostać zrzuceni na pole bitwy w najmniej spodziewanym momencie lub po prostu wyleźć spod ziemi. Gears Tactics lubi utrzymywać nas w stanie niepewności, bo nigdy tak naprawdę nie wiemy, czy na oczyszczonym przed momentem fragmencie mapy znów nie zaroi się od oponentów, którzy na dodatek zaatakują od tyłu.
Z tych właśnie względów gra mocno faworyzuje tryb Overwatch, pozwalający wojakom ostrzelać przeciwników podczas ich tury, o ile znajdą się oni w naszym polu widzenia. GT nie stosuje przy tym żadnych kar – funkcję obserwacji da się odpalić nawet po oddaniu kilku wymierzonych strzałów, o ile mamy wolne punkty akcji. Nierzadko jest to zresztą jedyna skuteczna metoda, żeby zatrzymać nacierających rywali, którzy liczebnością nadrabiają niedostatek inteligencji.
Warto też podkreślić, że gra kładzie ogromny nacisk na skład osobowy drużyny. Oprócz ważnych dla fabuły postaci (nazywanych tutaj herosami) ekipa uzupełniana jest o rekrutów, którzy zdobywają doświadczenie tak samo jak ich bardziej zasłużeni koledzy. Ci ostatni mogą zostać zabici podczas działań wojennych, ale w rzeczywistości zdarza się to niezwykle rzadko. Gears Tactics wybacza popełnione błędy. Powaleni towarzysze mają szansę zostać podniesieni przez swoich kolegów (odpowiednia umiejętność pojawia się w polu wyboru, kiedy zachodzi taka konieczność) lub wstać sami, ale tylko raz podczas jednej misji. Mało tego, nawet dogorywający kompani potrafią odczołgać się na niewielką odległość, gdzie mogą w spokoju czekać na ratunek. W rezultacie śmierć naszych ludzi to bardzo rzadki widok i trzeba narobić bardzo dużo głupot, żeby stracić kogokolwiek w ferworze walki – przynajmniej na standardowym (drugim) poziomie trudności, bo na takim grałem.
Wojsko zrobi z ciebie mężczyznę
Sami żołnierze podzieleni są na klasy, a te definiują zarówno trzymany w łapach oręż, jak i zestaw umiejętności, których można się nauczyć. Temu ostatniemu zagadnieniu warto poświęcić trochę uwagi, bo dość szybko przekonacie się, że Wasi podopieczni zdobywają bardzo mało punktów rozwoju. Specjalizacja w jakiejś dziedzinie jest tu koniecznością, co oznacza też, że można w ekipie mieć nawet kilku przedstawicieli jednej klasy, którzy są od siebie diametralnie różni.
Choć w grze siłą rzeczy najbardziej dba się o herosów, opiekowanie się rekrutami jest nie tyle wskazane, co po prostu konieczne. Zdarza się bowiem, że w misjach fabularnych nie jesteśmy w stanie skorzystać z usług wszystkich najlepszych wojaków, a system zadań pobocznych jest z kolei zbudowany w taki sposób, że oddelegowanie danego żołnierza do jednej takiej misji, nie pozwala użyć go w drugiej. Pod koniec kampanii sprytne manewrowanie składem osobowym staje się więc obowiązkiem. Na szczęście gra nie stwarza żadnego problemu, żeby przełożyć część ulepszeń do broni mniej doświadczonych kolegów i koleżanek, można to w zasadzie zrobić na ekranie wylotu, a potem – już po zakończeniu zmagań – zwrócić upgrade’y poprzednim właścicielom.
Systemem rozwoju gra ewidentnie próbuje nadrobić braki wynikające z nieobecności modułu strategicznego, bo w Gears Tactics niczego nie badamy i niczego nie produkujemy. Nawet upgrade’y do sprzętu trzeba sobie wywalczyć poprzez realizację dodatkowych celów misji lub zbierając rozrzucone tu i ówdzie skrzynie.
Liniowość scenariusza może być z kolei uznana za wadę, zwłaszcza przez tych, którzy na zmaganiach w serii XCOM zjedli zęby. Misje fabularne wypełniamy w określonym porządku i nie ma w nich żadnego czynnika losowości. Autorzy próbowali urozmaicić kampanię zadaniami pobocznymi, ale te bardziej drażnią, niż radują, bo… w żaden sposób nie da się ich pominąć.
Na początku nie stanowi to jeszcze wielkiego kłopotu, gdyż gra narzuca nam wykonanie tylko jednego zadania, żeby rozwinąć główny wątek, ale już pod koniec przygody musimy obowiązkowo zaliczać trzy takie misje z czterech dostępnych, a wyzwania, w obliczu których stajemy, są do bólu powtarzalne. Uciekamy więc przed nalotem bombowym, chronimy dwie wyznaczone na mapie pozycje, uwalniamy jeńców lub po prostu masakrujemy wszystkich obrońców obiektu i tak w koło Macieju. Wyznam, że był to główny powód, dla którego obniżyłem końcową ocenę gry. Są to kompletnie niepotrzebne zapychacze, na dodatek niemiłosiernie irytujące, zwłaszcza kiedy czujemy już, że zbliżamy się do wielkiego finału opowieści, ale nie możemy go zobaczyć, bo najpierw musimy przedrzeć się przez kłody rzucane nam przez deweloperów pod nogi.
W misjach może wziąć udział maksymalnie czterech żołnierzy. Czasem narzucany jest większy limit, bywają sytuację, że posyłamy tylko jednego wojaka do boju.
BŁĘDY, BUGI, AWARIE
Z obowiązku wspomnę, że Gears Tactics nie jest wolne od błędów. Grze okazjonalnie zdarzyło się wyjść do pulpitu, pojawiały się też kłopoty z poruszaniem się przeciwników podczas ich tury (stwory czasami zatrzymywały się na przeszkodzie terenowej i zapętlała się animacja wskazująca, że próbują ją przeskoczyć). Część błędów poprawił pierwszy patch, który został udostępniony już kilka dni temu (w Gears Tactics gramy od dobrych trzech tygodni), zakładam więc, że w dniu premiery wypuszczony zostanie kolejny.
Gra taktyczna dla tych, którzy boją się gier taktycznych
Muszę jednak powiedzieć, że generalnie Gears Tactics podoba mi się bardzo. Gra się w to wyśmienicie i często łapałem się na tym, że spędzałem przed pecetem więcej czasu, niż pierwotnie planowałem, bo serce podpowiadało, że grzechem byłoby nie sprawdzić, co czeka mnie w kolejnej misji. Doceniam, że deweloperzy włożyli sporo wysiłku w zaprojektowanie czytelnego interfejsu, który w tego typu produkcjach ma ogromne znaczenie. Owszem, na początku gra potrafi nas zbombardować natłokiem ikon i informacji, ale już po kilkudziesięciu minutach poruszałem się po tym morzu opcji zupełnie instynktownie. Gdyby nie ta przesadzona końcówka, nie wahałbym się dać wyższej oceny, zwłaszcza że Gears Tactics błyszczy pod względem walorów produkcyjnych. Dużo uwagi poświęcono tu cutscenkom, naszym zmaganiom towarzyszy też bardzo dobra muzyka, a i warstwie wizualnej trudno cokolwiek zarzucić.
Podczas gry będziemy zbierać masę ulepszeń, które pozwolą nam lepiej dostosować wojaków do naszego stylu.
Trzeba jednak mieć do tego tytułu odpowiednie podejście. Graczy szukających wyrafinowanej rozgrywki na poziomie pierwszego UFO lub Terror from the Deep lojalnie ostrzegam, że jest on uboższy nawet od nowych odsłon serii XCOM i weterani gatunku muszą na to wziąć dużą poprawkę. Gears Tactics wydaje mi się za to idealną propozycją dla tych osób, które do tej pory omijały podobne pozycje szerokim łukiem z obawy, że nie dadzą sobie rady. Dzieło studia Splash Damage spełnia się świetnie jako swoisty tutorial czy wstęp do bardziej zaawansowanych produkcji tego typu. Niektórych z pewnością zachęci też mocne osadzenie gry w sprawdzonym uniwersum. Ja akurat do wielkich fanów Gearsów się nie zaliczam, ale i tak śledziłem fabułę z dużym zainteresowaniem, co powinno być wystarczającą rekomendacją.
O AUTORZE
Gram w gry taktyczne od 1994 roku, kiedy to po raz pierwszy zetknąłem się z UFO: Enemy Unknown – Terror from the Deep to moja ulubiona produkcja tego typu, do której co jakiś czas wracam. Grałem w większość odsłon tej serii, wliczając w to tytuły studia Altar Interactive. Na samych Gearsach znam się średnio. Mam na koncie tylko „jedynkę”, „dwójkę” i „piątkę”.
W Gears Tactics w wersji steamowej ukończenie kampanii zajęło mi 26 godzin.
ZASTRZEŻENIE
Egzemplarz gry do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Microsoft.