The Walking Dead: 400 Days Recenzja gry
Recenzja DLC 400 Days do gry The Walking Dead - czy na to czekaliśmy?
Dodatek 400 Days to epizod stanowiący pomost pomiędzy pierwszym a drugim sezonem The Walking Dead. Tak przynajmniej twierdzą jego autorzy, bo w rzeczywistości odniesień do historii Lee i Clem ze świecą tutaj szukać.
- moralne wybory;
- atmosfera ciągłego działania pod presją.
- zdecydowanie zbyt krótka;
- niewielka liczba elementów przygodowych;
- nierówna ilość czasu poświęcona poszczególnym bohaterom;
- marnie wykorzystane wybory podjęte w I sezonie.
Nieoczekiwany sukces The Walking Dead zaskoczył nawet autorów gry, którzy ewidentnie nie byli przygotowani na tak ciepłe przyjęcie ich dzieła, i to zarówno ze strony krytyków, jak i samych graczy. Specjalizująca się w tworzeniu przygodówek firma Telltale Games zdecydowała zatem, że trzeba kuć żelazo póki gorące i zapowiedziała powstanie drugiego sezonu, który raz jeszcze skupi się na losach garstki bohaterów próbujących przeżyć w dotkniętym apokalipsą świecie zombie. 400 Days – pierwszy i prawdopodobnie jedyny dodatek DLC do podstawki – stanowi do tego sezonu wprowadzenie. Czy udane?
Decydując się na kupno rozszerzenia, trzeba być świadomym paru rzeczy. Po pierwsze – okazuje się ono bardzo krótkie. Całość trwa niespełna półtorej godziny i nie jest to wynik, który da się poprawić, bo gra tego nie umożliwia. Dodatek na dobrą sprawę przechodzi się sam, jego esencję stanowią przede wszystkim dialogi, a charakterystycznych dla przygodówek zagadek, nad którymi trzeba pogłówkować, nie ma tu praktycznie wcale. Nie byłoby w tym nic frustrującego, gdyby nie wygórowana cena. Dwadzieścia złotych to wprawdzie niewiele, jednak poprzednie odcinki kosztowały dokładnie tyle samo, a oferowały znacznie więcej treści.
Po drugie – zapowiadane odniesienia do pierwszego sezonu można między bajki włożyć. 400 Days rzekomo odwołuje się do decyzji podjętych w podstawce i korzysta z zachowanego zapisu gry (gdy go nie ma, wybór dokonywany jest losowo), ale konia z rzędem temu, kto wskaże, które z nich mają rzeczywisty wpływ na to, czego świadkami jesteśmy w dodatku. Rozszerzenie nie wspomina o którejkolwiek postaci z pierwowzoru, zarówno z pierwszego, jak i drugiego planu, a incydentalne nawiązania do fabuły, jak pamiętny wątek łodzi w Savannah, to sporadyczne wtręty, niewnoszące w sumie niczego ciekawego. Autorzy mieli naprawdę duże pole do popisu, wszak pierwszy sezon pozostawił w sferze domysłów to, co stało się z Lilly i Molly, ale nie uznali za słuszne do tego wrócić. Szkoda, bo taki nieoczekiwany comeback z pewnością byłby interesujący.
Po trzecie – twórcy mocno zaszaleli z dotychczasową formułą zabawy. Dodatek nie ma jednego głównego bohatera, którego kontrolujemy od początku do końca, tylko aż sześciu. Pierwszej piątce poświęcono odrębne epizody (można je odtwarzać w dowolnej kolejności), ostatnia postać pojawia się dopiero w wieńczącym zmagania epilogu. Niestety, ku mojemu ubolewaniu dla poszczególnych osób przeznaczono nierówną ilość czasu. Spotkanie z Wyattem i Vince’em kończymy raptem po dziesięciu minutach, najdłużej natomiast kierujemy Shel – ten fragment trwa prawie pół godziny. I choć scenarzyści nawet w tak absurdalnie krótkich scenkach zdołali w pewnym stopniu nakreślić osobowości naszych podopiecznych, pomysł uważam za kompletnie chybiony. Mam wielką nadzieję, że Telltale Games nie pójdzie tą drogą w drugim sezonie.
W przypadku samej fabuły dodatku trudno przyczepić się do czegokolwiek. Wprawdzie 400 Days nie jest w stanie zaserwować tak dużego ładunku emocjonalnego jak pierwowzór (nie da się zżyć z postaciami, jeśli obcuje się z nimi raptem kilka minut), ale niełatwych decyzji, efektem których jest być albo nie być naszych towarzyszy niedoli, podejmujemy tu zaskakująco wiele. Autorzy osiągnęli mistrzostwo w stawianiu gracza pod ścianą w najmniej oczekiwanym momencie i bez krępacji tę sztukę wykorzystują, na ogół zresztą po to, by wyeliminować z opowieści kolejnego bohatera niezależnego. Za każdym razem, kiedy trzeba wydać jakiś wyrok, zastanawiamy się nad nim dwa razy, co znakomicie świadczy o twórcach scenariusza. Dokonywane wybory, tak jak w podstawce, mają oczywiście charakter symboliczny. Bez względu na to, co zrobimy, historyjka i tak zmierza do jednego, ustalonego z góry finału, jednak przy pierwszym podejściu odnosi się wrażenie, że nasze działania mają dużo większe znaczenie niż w rzeczywistości. Z tego względu zalecam rozegrać kampanię tylko raz. Przy kolejnym spotkaniu z 400 Days ten czar ewidentnie pryska.
Nie sposób w tym momencie przewidzieć, czy rozszerzenie okaże się w pełni reprezentatywne dla tego, co Telltale Games zaserwuje w drugim sezonie. Pewne jest natomiast, że poznaliśmy nowe osoby dramatu, ale nie wyobrażam sobie, żeby wzorem 400 Days następne epizody dzielić pomiędzy nich. Pierwsza część cyklu dobitnie pokazała, że potrzebny jest jeden, wyrazisty protagonista, albowiem wówczas znacznie łatwiej zaangażować się w jego losy. Inna sprawa, że w omawianym dodatku ciężko znaleźć osobowość równie charyzmatyczną jak Lee. Perspektywa sterowania takim Wyattem, Bonnie czy Russellem po tym krótkim wprowadzeniu wydaje się mało zachęcająca.
Ostatecznie 400 Days oceniam jako dodatek przyzwoity, ale pozostawiający spory niedosyt. Ewidentnie razi jego mizerna długość i nie do końca wykorzystany potencjał nowych postaci – gdyby każdy epizod pozwalał spędzić z nimi choćby tyle czasu, co z Shel, wartość rozszerzenia byłaby znacznie wyższa. Sytuacji nie poprawia fakt, że każdy fragment umożliwia zabawę mechaniką w zupełnie inny sposób. Warstwa gameplayowa schodzi tu na drugi plan, show kradną dialogi i ciągłe próby zaprezentowania cech naszych podopiecznych w rekordowo krótkim czasie. Oczywiście dla kogoś, kto planuje kontynuować przygodę z The Walking Dead, jest to pozycja obowiązkowa i na powyższe mankamenty trzeba po prostu przymknąć oko. Podchodzenie do drugiego sezonu bez kontaktu z 400 Days wydaje się na tę chwilę bezsensowne.