Insanely Twisted Shadow Planet Recenzja gry
autor: Przemysław Zamęcki
Przez estetykę do serca - recenzja gry Insanely Twisted Shadow Planet
Przez estetykę do serca, chciałoby się powiedzieć, patrząc na sposób prezentacji Insanely Twisted Shadow Planet. Zadajemy pytanie, czy to strzelanina z elementami logicznymi, czy gra logiczna z elementami strzelaniny?
Przekroczyliśmy półmetek tegorocznego Summer of Arcade. Trzecim tytułem z serii pięciu zapowiedzianych jest Insanely Twisted Shadow Planet, autorstwa ekipy Fuelcell Games. Estetykę tej dwuwymiarowej gry logicznej z elementami strzelania (raczej nie odwrotnie) opracował Michel Gagné, animator mający swój udział m.in. w powstawaniu serialu Star Wars: The Clone Wars. Nic więc dziwnego, że ktoś z takim doświadczeniem przygotował produkt schludny i interesujący wizualnie, utrzymany w atmosferze umiarkowanego dziwactwa.
Fabuła nie poraża złożonością, bo i to nie tytuł, w którym miałaby ona jakiekolwiek znaczenie, poza byciem pretekstem do zabawy. Z bardzo przyjemnie i widowiskowo zaprojektowanych animacji, które pojawiają się także w trakcie samej rozgrywki, można wywnioskować, że tytułowa planeta wtargnęła do naszego macierzystego układu i jedynym ratunkiem jest jej infiltracja, czym ma zająć się pojazd jako żywo przypominający latający spodek. Tyle że posiadający o wiele więcej zastosowań niż tylko przysmażanie obcych form życia.
Z początku spodek dysponuje jedynie powolnie strzelającym działkiem, choć jego efektywność nie jest w sumie taka zła. Tym bardziej że przeciwnicy są dosyć niemrawi i wcale nie ma się odczucia, że wyposażono ich w krwiożercze instynkty. Przez większą część gry sprawiają wrażenie raczej leniwych i na dobrą sprawę nawet nie musimy z nimi walczyć, bo wielokrotnie o wiele łatwiej jest ich po prostu zignorować i przelecieć sobie spokojnie pomiędzy nimi. Oczywiście nie zawsze jest to możliwe i wśród owych leniwców znajdują się i tacy, którzy zaprojektowani zostali jako kamikaze, a więc ich jedynym celem jest w miarę szybkie zbliżenie się do naszego pojazdu i jego detonacja. Ale to raczej wyjątki potwierdzające regułę, że Insanely Twisted Shadow Planet wbrew temu, co na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, wcale nie jest jeszcze jedną strzelaniną, klonem Stardusta czy Geometry Wars. Znacznie więcej łączy ją z takimi tytułami, jak np. Pixeljunk Shooter, tyle tylko, że ISTP jest odrobinę wolniejsze. No i nie rozgrywa się żadnym organizmie, co nie zmienia faktu, że nasz spodek dużą część przygody spędza także pod wodą, a i zabawy cieczą, poprzez m.in. regulację poziomu lustra tejże wody, również w nim nie brakuje.
Standardowym wyposażeniem każdego latającego spodka jest skaner. Dzięki niemu możemy poznać sposób, w jaki powinniśmy oddziaływać na interaktywne elementy otoczenia. To dość mocno ułatwia zorientowanie się, czego gra od nas oczekuje, i tak naprawdę nie jestem przekonany, czy ta możliwość powinna się w niej znaleźć. Z jednej strony w grze logicznej to zbytnie ułatwienie, z drugiej – zdecydowana większość „zagadek” związanych z oddziaływaniem na części lokacji występuje więcej niż raz, a więc po pierwszym sukcesie w rozwiązaniu danego problemu o dalszym wysiłku umysłowym nie może już być mowy.
W trakcie eksplorowania planety znajdujemy również inne przedmioty, pozwalające dostać się w nowe rejony. Jest to na przykład pole ochronne pomagające choćby pozbyć się nadlatujących pocisków, piła mechaniczna wycinająca gruz blokujący korytarze czy wyrzutnia rakiet. Te ostatnie w samej walce są raczej średnio przydatne, ale służą między innymi do wywołania eksplozji w miejscu, do którego nie mamy bezpośredniego dostępu. Przejmujemy wówczas na kilkanaście sekund kontrolę nad lecącą rakietą i muszę przyznać, że dla mnie osobiście fragmenty te stanowiły najtrudniejsze wyzwanie w całej grze. Wąski tunel z wieloma zakrętami, pędząca rakieta i możliwość tylko kilkakrotnego zahaczenia o ściany. Przedwczesne bum spowodowane obijaniem się o boki tunelu po kilkudziesięciu próbach doprowadziło mnie dosłownie do szału. To jeden z tych elementów gry, w którym jak w zwierciadle odbija się źle zaprojektowane tempo rozgrywki. Prosta walka pozwalająca często zignorować przeciwnika, niezbyt trudne zagadki logiczne polegające przeważnie na zauważeniu jakiejś prawidłowości w danej lokacji i nagle taki kwiatek. Zatrzymujemy się i przez kilkanaście minut zgrzytamy zębami.
W grze najczęściej korzystamy z chwytaka. To właśnie dzięki niemu rozwiązujemy gros przeróżnych zagadek, które pozwalają przejść dalej. Przenoszenie skał, organizmów zamieszkujących niegościnną planetę, bezpośrednia interakcja z fragmentami lokacji to zadania zajmujące najwięcej czasu. I kolejny przyczynek do tego, aby dać sobie spokój z szufladkowaniem tej produkcji jako prostej strzelaniny.
Tym, co w Insanely Twisted Shadow Planet – oprócz projektu wizualnego – jest dopracowane i przemyślane najlepiej, są potyczki z bossami. Zwykle dużymi, znacznie większymi od naszego spodka. W trakcie tych walk nie tyle liczy się zręczność palców, choć nie pozostaje ona bez znaczenia, co wymyślenie i wcielenie w życie sposobu na pokonanie przeciwnika. Olbrzymie brawa należą się autorom za zróżnicowanie tych zadań, aczkolwiek ich poziom nie jest specjalnie wyśrubowany. Co nie znaczy, że nie sprawiają one satysfakcji – wręcz przeciwnie.
Gra nie należy do trudnych oraz nie oferuje wielu godzin zabawy. Właściwie da się ją przejść z marszu, w trakcie jednego posiedzenia, choć odnalezienie wszystkich poukrywanych przedmiotów wymaga czasochłonnego przebijania się przez odwiedzone wcześniej korytarze. Dostęp do większości miejsc otrzymujemy dopiero wraz ze zlokalizowaniem odpowiedniego modułu do spodka, a nie wszystkie fragmenty korytarzy mają kluczowe znaczenie dla rozgrywki. Tam właśnie trzeba wrócić, ale na szczęście nawigację ułatwia prosta i czytelna minimapa dostępna pod jednym z przycisków pada.
Insanely Twisted Shadow Planet to logiczna gra zręcznościowa z elementami strzelania i jako taka spełnia swoje zadanie. Jest satysfakcjonująca, choć nie porywa. Wydaje mi się, że gdyby autorzy zechcieli bardziej skupić się bądź na samych zagadkach logicznych, bądź na rozwinięciu części strzelankowej, pozostawiając wysilanie szarych komórek na inną okazję, tytuł ten mógłby znacznie zyskać. Jego najlepszymi elementami są estetyka i starcia z bossami, ale nie należy zapominać, że wycieczka do tego interesującego świata raczej nie potrwa dłużej niż jedno popołudnie.
g40st
PLUSY:
- oprawa audiowizualna – estetyka gry;
- potyczki z bossami;
- zagadki logiczne.
MINUSY:
- część strzelankowa;
- nierówne tempo;
- częste przemierzanie tych samych lokacji.