autor: Jakub Kowalski
Payuta i Bóg Lodu - recenzja gry
Payuta i Bóg Lodu jest jednym z produktów UBI Kids – stosunkowo niedawno otwartego pododdziału UBI Soft, który zajmuje się tworzeniem prostych gier i programów edukacyjnych dla dzieci, produktem zresztą całkiem udanym.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
UBI Soft, firma doskonale znana większości graczy komputerowych (również tak zwanych dinozaurów, którzy rozrywkę zaczynali wraz z pojawieniem się komputerów ośmiobitowych), stosunkowo niedawno otworzyła swój pododdział o dosyć jednoznacznej nazwie UBI Kids, który zajmuje się tworzeniem prostych gier i programów edukacyjnych dla dzieci. Payuta i Bóg Lodu jest właśnie jednym z produktów UBI Kids, produktem zresztą całkiem udanym.
Przede wszystkim należy o Payucie powiedzieć jedną rzecz – jest to program przeznaczony (według zagranicznego wydawcy) dla dzieci do lat pięciu i przez pryzmat tego faktu należy na produkt ten spoglądać. Z początku, gdy zaczynałem zabawę z Payutą, nie wiedziałem właściwie jak to ugryźć i co może być w tym ciekawego. Dopiero gdy mój nieletni kuzyn zasiadł przed komputerem i nie mógł się od niego oderwać, zrozumiałem, że o ile większość gier komputerowych dla tak starego byka jak ja nadaje się doskonale, o tyle Payuta i inne produkty edukacyjne są już zdecydowanie nie dla mnie.
Celowo unikam stosowania określenia „gra” w odniesieniu do Payuty, ponieważ nie można jednoznacznie stwierdzić czym właściwie program ten jest. W zasadzie można by uznać go za interaktywną książeczkę z bajką dla dzieci (chociaż wiele brakuje mu do fantastycznej papierowej serii „Poczytaj mi, mamo”), gdyby nie fakt, iż autorzy, chcąc przytrzymać dzieciaki nieco dłużej przy komputerze, dołączyli do Payuty zestaw małych, prostych i naprawdę bardzo sympatycznych gier, o których napiszę kilka słów później. Na razie zajmijmy się warstwą, nazwijmy, fabularną, czyli treścią multimedialnej książeczki. Fabuła, jak to w bajce, czy też legendzie, nie jest zbyt skomplikowana. Oto zły Bóg Lodu, Kiagnyk, władający Arktyką i nękający ją bezustannie burzami śnieżnymi, wichrami i temperaturami zbliżonymi do zera absolutnego, porywa jedną z dziewczynek z małej eskimoskiej wsi. Brat dziewczynki, Payuta, wyrusza na spotkanie z Kiagnykiem, który daje mu zadanie odszukania Lodowej Gwiazdy ukrytej na najwyższym szczycie Góry Chmur, która to góra znajduje się za nieprzebytym dotąd oceanem... Czy muszę mówić więcej? Zarówno przebieg jak i finał całej historii jest całkowicie przewidywalny i w zasadzie opiera się na identycznym stereotypie jak 90 procent bajek (nie liczę 10 procent chorych i okrutnych opowieści braci Grimm, gdzie krew leje się strumieniami). Biedny, mały bohater łączy siły z niespodziewanymi przyjaciółmi (w wypadku Payuty są to arktyczne zwierzęta) i pokonuje potężnego władcę, oczywiście z pomocą rekwizytu, który otrzymał na samym początku wyprawy od jednego ze swoich starych znajomych (tu występuje ciekawa analogia do znanych mi bajek z naszej, polskiej tradycji, bowiem Payuta zwycięża Kiagnyka dzięki pokazaniu mu w lustrze jego odbicia – nie przypomina wam to bajki o bazyliszku?). W warstwie fabularnej zatem nie spodziewajmy się fajerwerków, ale w końcu Payuta przeznaczona jest dla dzieci, a dzieciom nie da się opowiadać zbyt skomplikowanych historii. Ogólnie wydaje mi się, że opowieść o walce Payuty z Kiagnykiem jest dobrze wyważona i dzieci bez większych problemów ją zrozumieją. Dodatkowym atutem całej opowieści jest przejrzysty morał oraz odpowiednio długi czas jej trwania (według moich obliczeń całą baśń da się wysłuchać w około 20-30 minut).
Opowieść, jak już zaznaczyłem, uzupełniają gry. Część z nich wpleciona jest w opowiadanie, do reszty dostajemy się przez wybranie odpowiedniej opcji w menu. Gry związane z legendą są niestety dość prymitywne i wydaje mi się, że mogą znudzić dziecko oczekujące bardziej zajmującej rozrywki – po każdym rozdziale możemy pobawić się w układanie obrazka związanego z danym fragmentem legendy. Układanie odbywa się na dwa sposoby – jeden z nich to klasyczny puzzle (dopasowanie odpowiednich elementów do odpowiednich miejsc na ekranie), drugi to tak zwana „przesuwanka” czyli przemieszczanie na wolne miejsca fragmentów obrazka. Tu widać pierwszy zgrzyt Payuty – o ile puzzle jest prościutki (dosłownie kilka elementów), o tyle przesuwanie może doprowadzić do szału nawet tak cierpliwą osobę jak ja. Brakuje tu zdecydowanie lepszego wyważenia poziomu trudności. Poza układankami możemy również pobawić się w klikanie na poszczególne elementy ekranu i oglądanie krótkich animacji związanych z nimi. Animacje nie mają się niestety nijak do opowiadanej historii (a czasami są wręcz z nią niezgodne, co może doprowadzić do niezrozumienia fabuły przez dziecko), a na dodatek w znakomitej większości są kompletnie bez sensu – ot, pan grafik po godzinach stworzył kilka klatek animacji i wkleił do gry. Żałuję, że animacje te nie uzupełniają w żaden sposób opowiadanej historii (gdyby uzupełniały, dziecko z pewnością chciałoby obejrzeć je wszystkie), a stanowią jedynie zapchajdziurę kulejącej w zasadzie warstwy interaktywnej „Payuty”. Z drugiej strony jednak niektóre z króciutkich filmów są naprawdę śmieszne.
Poza grami wplecionymi w opowiadaną intrygę, w Payucie mamy również gry nie związane w żaden sposób z fabułą. Gier tych jest kilka, ale można o nich powiedzieć jedno – doskonale się uzupełniają. Mamy zatem jedną typową zręcznościówkę (łapanie morsem rybek), mamy grę na zapamiętywanie coraz dłuższych sekwencji dźwięków, mamy także zadanie zgadnięcia nazwy zwierzęcia na podstawie kilku faktów (doskonałe źródło informacji dla dziecka!), zabawę w „chowanego”, pobudzającą dziecko do zapamiętywania wzrokowego, wreszcie grę o dosyć skomplikowanych zasadach, dzięki której możemy dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy o zwyczajach i przedmiotach codziennego użytku Eskimosów. Generalnie powyższy zestaw uważam za niemal idealny dla małego dziecka, jako że niemal z pewnością zmusi on do pracy jego wyobraźnię, dając jednocześnie podstawy wiedzy o ludziach dalekiej północy. Za zestaw gier autorzy mają u mnie wielki plus, widać, że dobór elementów rozrywkowych jest głęboko przemyślany. Szkoda tylko, że gry te nie są w żaden sposób połączone z fabułą bajki o Payucie i Bogu Lodu, dużo ciekawsze byłoby wplecenie ich jako interaktywnych przerywników w opowieść o dzielnym chłopcu.
Przejdę teraz do omówienia oprawy Payuty – i tu niestety mamy kilka poważnych uchybień. Zacznę jednak od pochwał – grafika i jakość animacji w programie są doskonałe, szkoda niestety, że obraz wyświetlany jest nie na całym ekranie, a w oknie 800x600. Na szczęście po chwili można się do tego trybu pokazywania obrazu przyzwyczaić. Za to udźwiękowienie zarówno samej historii jak i wszystkich gier jest rewelacyjne – widać tu wyraźnie olbrzymi nakład pracy włożonej przez autorów w wykonanie Payuty.
Każda, nawet najdrobniejsza animacja pokazana na ekranie ma swój odpowiedni dźwięk, siedząc przed monitorem i wsłuchując się w opowieść o wyprawie Payuty człowiek naprawdę może poczuć zimno. Szkoda zatem, że polski dystrybutor nie przyłożył się tak do pracy jak zagraniczni wykonawcy Payuty. Część głosów dobrana jest wręcz fatalnie (szczególnie na nerwy działa sztuczny głos głównego bohatera, o ile się nie mylę ten sam irytujący chłopczyk podkładał jedną z postaci w „Drodze do El Dorado”), sporo aktorów zaś niepotrzebnie „dobarwia” na siłę głosy odgrywanych przez siebie postaci. Na tym tle doskonale prezentuje się człowiek, który podłożył głos złemu Kiagnykowi – jest wręcz rewelacyjny, podobnie doskonale sprawdza się narrator całej opowieści; całą resztę głosów należałoby niestety nagrać od nowa. Na dodatek gra nie przeszła betatestów (albo przeszła je w 10 minut) – lista błędów popełnionych przez tłumaczy jest dość długa, co tym bardziej boli, iż jest to w końcu program edukacyjny, przeznaczony dla dzieci. Co będzie, gdy dziecko powie mi, że „pingwin odbywa taniec godowy z towarzyszeniem dźwięku kastaniet”?? Kastaniet, podkreślam. Oczko mu się odlepiło. Temu misiu. Dodatkowo irytuje niekonsekwencja tłumaczy w traktowaniu rzeczownika „kliknij”. Raz mamy „kliknij na niego”, raz mamy „kliknij na nim”, wreszcie „kliknij go”. Może trochę więcej zdecydowania? Innym rażącym błędem w tłumaczeniu jest niezgodność wypowiadanego tekstu ze słowem pisanym – na ekranie widzimy wyraźnie, iż niedźwiedź polarny „może przepłynąć 60 mil”, zaś głos informuje nas radośnie, iż „może pływać 60 mil od brzegu”. Zaznaczam, że jeśli drugie zdanie jest prawdziwe, to pierwsze powinno brzmieć „może przepłynąć 120 mil”, zaś jeśli pierwsze jest prawdziwe, to biedny miś utopi się, pluskając się 60 mil od brzegu. Podkreślam ten błąd, ponieważ program, który stara się czegoś nauczyć małe w końcu dzieci, powinien to właśnie zadanie spełniać bez żadnych uchybień – również takich jak namiętne nazywanie narwala (w końcu jest takie zwierzę, prawda?) narwhalem, przez samo „h”. W części przeznaczonej dla rodziców (wyjaśnienie koncepcji gier UBI Kids) polski dystrybutor wykazał się niestety wybitnym wręcz lenistwem, podając te same adresy muzeów i tytuły książek (wraz z oryginalnymi cenami), które podał wydawca angielski. Oznacza to, że polski rodzic powinien niezwłocznie udać się ze swoją pociechą do Muzeum Ludzkości w Londynie, które to Muzeum otwarte jest w godzinach... Zaraz, zaraz... czy w Polsce nie mamy przypadkiem takiego muzeum? Oczywiście, że mamy. Szkoda, że zespołowi tłumaczącemu nie chciało się przejrzeć książki telefonicznej czy choćby Gazety Wyborczej.
Ogólnie muszę stwierdzić, że Payuta i Bóg Lodu jest doskonałą pozycją dla dzieci w młodszym wieku, które rodzice mogą z pomocą tego programu wprowadzić w całkowicie obcą nam kulturę i zwyczaje. Dodatkowym walorem programu jest fakt, iż w dowolny sposób można zmieniać lektorów i podpisy (mamy do wyboru 3 języki – polski, angielski i francuski), co stanowi niebagatelne narzędzie do nauki któregoś z tych języków. Na koniec jednak muszę podzielić się smutną refleksją – dlaczego w takiej formie nie realizuje się polskich bajek? Lis Witalis, Pchła Szachrajka – co to były za tytuły... Moje odczucia po zapoznaniu się z historią małego eskimoskiego chłopca można podsumować króciutkim cytatem z gry – „Payuta??? Jaka Payuta???”.
Cubituss