O.R.B. - recenzja gry
O.R.B. to strategia czasu rzeczywistego opowiadająca o desperackiej walce między mieszkańcami dwóch planet. Przedmiotem ich sporu jest bardzo bogaty w surowce naturalne pas asteroidów, stanowiący klucz do dalszego rozwoju obu nacji.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Gry kosmiczne to już stały element rozrywki komputerowej. Nie od dziś przecież wiadomo, iż ludzi tematyka ta nieustannie fascynuje i przy okazji ciągle czymś nowym zaskakuje. Pierwsze kosmiczne gry komputerowe ukazywały się jeszcze na prymitywne, przenośne nibykonsolki. Z czasem jednak, w miarę jak gry zaczęły stawać się coraz bardziej skomplikowane, wyewoluowały dwa najpopularniejsze gatunki, które to reprezentują tematykę kosmiczną. Mam tu na myśli symulacje (skomplikowane lub trochę lżejsze, przeznaczone dla mniej zaawansowanej grupki miłośników kosmosu) oraz wszelakie strategie. Ja skoncentruję się oczywiście na tym drugim gatunku. Jeszcze kilka lat temu królowały tu mniej lub bardziej złożone handlówki. Świetnym przykładem może być chociażby seria „Elite/Frontier”, która to odniosła niebywały sukces na całym świecie, nawet pomimo ogromnego zabugowienia tych gier. Prawdziwym przełomem był dopiero „Starcraft”, który okazał się pierwszym DOBRYM kosmicznym RTS-em. Wszyscy byli nim zachwyceni, no, prawie wszyscy. Narzekali tylko fani gier trójwymiarowych. Do czasu... W momencie gdy na rynku pojawił się „Homeworld” także i oni zapiszczeli z radości i zagrywali w niego (a także świetny dodatek Cataclysm) do upadłego. Nikogo nie powinien więc zdziwić fakt, iż w bardzo krótkim czasie zaczęły powstawać klony produkcji Sierry. Swój wkład w ten trend mają również Polacy a to za sprawą „Starmageddona”. Okazało się jednak, iż żadna z tych gier nie dorównuje jakością „Homeworldowi” i to często nawet pomimo o wiele lepszej grafiki i kilku nowych, świeżych pomysłów. Najbliżej do tej granicy (w mojej opinii) zbliżyła się dopiero co wydana „Hegemonia” ale i ona w dłuższej perspektywie nie posiada w sobie aż tak dużych pokładów miodności jak miało to miejsce z „Homeworldem”. Sytuacja może jednak ulec zmianie za sprawą recenzowanego „O.R.B.”-a. Gra ta jest wyjątkowa pod co najmniej kilkoma względami. Jej produkcję rozpoczęto jeszcze przed „Homeworldem” a ukazuje się dopiero teraz, po pięciu latach intensywnych prac i tuż przed sequelem hitu Sierry. Gra nie bazuje bezpośrednio na wspomnianym produkcie, ma również szansę na to, aby nie powielić jego największych błędów. Było w końcu wystarczająco dużo czasu żeby ją dopracować... I wreszcie nie mogę nie wspomnieć o samych autorach „O.R.B.”-a. Firma Strategy First ma już dość duże doświadczenie w kwestii wydawania strategii. W końcu to oni są odpowiedzialni za obie części „Disciples” czy też wyśmienitego „Kohana”. Warto jednak zaznaczyć, iż obie te serie oparte były na dwóch wymiarach. Powstaje więc pytanie: czy udało się przenieść całą akcję do pełnego 3D? I między innymi na to postaram się w recenzji odpowiedzieć.
„O.R.B” w żaden sposób nie bazuje na fabule „Homeworlda”, w którym to szukaliśmy swojego nowego „domu” sterując wyłącznie jedną rasą (chodzi o kampanię singleplayer). Recenzowana gra opowiada natomiast o dwóch różnych rodach. Na samym początku przyjdzie nam zagrać Malusami. Są oni potomkami legendarnej i niezwykle potężnej rasy Aldar. Malusowie traktowali ją jako istnych bogów. Legendy o Aldarach mówią przede wszystkim o niebywałych technologiach, które mieli w swoim posiadaniu. Wiele z tych artefaktów zachowało się do dzisiejszych czasów ale i tak znacznie więcej czeka jeszcze na odkrycie. Stare księgi mówią również o innej, bardzo agresywnej rasie, która to doprowadziła do upadku Aldarów. Do dzisiejszych czasów zachowało się tylko logo symbolizujące tę destruktywną rasę. Nic więcej o nich nie było wiadomo. Do czasu... Akcja gry rozpoczyna się w momencie gdy na rodzinną planetę Malusów spada sonda.
Badania jej wnętrza ujawniają przerażającą prawdę. Jest ona mianowicie naznaczona logiem rasy, która to setki lat temu zniszczyła Aldarów. Jest to lud Alyssians. Na planecie wybucha panika, w końcu może to symbolizować nadchodzącą inwazję a nikt nie chciałby chyba podzielić losu Aldarów. Malusowie nie zamierzają jednak poddawać się bez walki. Ich nadrzędnym celem staje się określenie miejsca, z którego przybyła wspomniana już sonda i stłumienie przypuszczalnej inwazji jeszcze w zarodku. Kampanie obu ras składają się z ośmiu misji. Fabuła w grze sprawia wrażenie dość spójnej aczkolwiek sama tematyka walki pomiędzy dwoma wrogimi sobie nacjami może już co niektórych graczy nudzić. Szkoda również, że i same poziomy są strasznie liniowe. Możemy je kończyć wyłącznie na jeden sposób. Na dodatek czasami zdarza się, iż nie do końca wiemy co tak naprawdę należy zrobić, aby je zaliczyć. W jednej z pierwszych misji Malusów trzeba na przykład przejąć statek wroga. Gra podaje jedynie cel etapu ale do sposobu jego wykonania musimy już dojść sami (czasami tylko w zakładce Log pojawia się ogólnikowy komentarz). W tym akurat przypadku należało ustawić metodę działania podległych statków na Attack to Disable a następnie podlecieć w to miejsce specjalną jednostką (Troop Transport). Takich kruczków jest niestety więcej. Po skończeniu kampanii Malusów możemy stanąć po drugiej stronie i zagrać Alyssiansami. Jest to logiczne posunięcie albowiem ich kampania rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie kiedy to kończy się rola Malusów. O przygodach rasy Alyssians oczywiście już nic więcej nie powiem żeby nie psuć Wam zabawy :-)
Misje w grze podzielono jak gdyby na dwie grupy. Zdecydowaną większość etapów rozegramy mając już pod kontrolą statek-matkę. Wtedy gracz musi się jedynie skupić na jak najszybszym pozyskaniu surowców (o tym jak to wszystko wygląda opowiem za chwilę) oraz, co wydaje się raczej oczywsite, wybudowaniu odpowiedniej armii. Zdarzają się jednak misje, w których sterujemy wyłącznie określoną grupką jednostek. Nie muszę chyba mówić, iż w takiej sytuacji każda z nich jest na wagę złota. Dobrze chociaż, że etapy te nie są ograniczone żadnym limitem czasowym. Możemy więc sobie spokojnie planować dalsze posunięcia, wskazane jest wówczas działanie w ukryciu (w szczególności chodzi tu o omijanie wrogich patroli).
Kosmos, podobnie jak w „Homeworld”, oglądamy w pełnym 3D. Opanowanie sterowania kamerą i wydawania podległym oddziałom rozkazów nie powinno jednak sprawić nikomu żadnych problemów. Autorzy przygotowali niezwykle rozbudowany tutorial, w którym krok po kroku opisują wszystkie najważniejsze aspekty gry, począwszy od zaznajomieniu się z interfejsem i operowaniem kamerą a skończywszy na przygotowaniu odpowiedniej taktyki walki (trening z „żywym” przeciwnikiem). Kamerą w grze możemy sterować na dwa sposoby: przy użyciu myszki lub klawiatury. Nasz podręczny gryzoń w bardzo łatwy sposób potrafi przybliżać i oddalać pole walki (można to wykonywać rolką bądź też naciskając oba klawisze), obracać perspektywą a także poruszać widokiem na kosmos (w trzech osiach). Operacje te możemy wykonywać poprzez wciskanie i przytrzymywanie odpowiednich przycisków myszy lub przy użyciu specjalnie do tego przygotowanych klawiszy, które znajdują się u dołu ekranu. Dodatkowo w każdej chwili możemy załączyć specjalną siatkę współrzędnych. W bardzo przyjemny sposób wydajemy polecenia naszym oddziałom. Co ciekawe, nawet pozornie skomplikowane poruszanie się w osi Z nie stanowi w tej grze żadnego problemu (najpierw ustala się ruch w osi XY a dopiero na koniec oś Z).
Większość z tych operacji możemy również wykonywać przy użyciu klawiatury. W tym jednak przypadku dochodzą też zupełnie nowe, przydatne funkcje. Kamerę w każdym momencie możemy przyporządkować do dowolnego obiektu na planszy (np. asteroidy, jednostki – sojuszniczej lub wrogiej a nawet planety) a także rozkazać jej, aby przez cały czas go śledziła. Nie mogę również nic zarzucić zaznaczaniu jednostek. Po dokonaniu tej operacji możemy sformować grupę (tradycyjnie: CTRL + 1...10) czy też wybrać wszystkie jednostki danego typu (dodatkowe ułatwienie: większe statki kosmiczne zaznaczane są innym kolorem). Niestety, jeśli są one rozproszone to w trakcie próby skupienia kamery na ich ruchu naszym oczom ukaże się niewygodny, oddalony widok (bez możliwości dokonania zoomu). Na szczęście większość z nich będzie dało się w bardzo szybki sposób zgrupować poprzez utworzenie odpowiedniej formacji. Podglądać możemy również oddziały nieprzyjaciela ale tylko wtedy gdy są one w zasięgu naszych radarów. Niezwykle przydatny okazuje się również tryb Verbose, który po uaktywnieniu każdą z jednostek na planszy symbolizuje w postaci określonego znaku. Jest to ogromne ułatwienie, w szczególności wtedy gdy nasze jednostki są mocno rozproszone a potrzebujemy odnaleźć tę jedną konkretną. I wreszcie na koniec co nieco o możliwościach podglądania jednostek zgrupowanych. Do tego celu przygotowano specjalne menu, które wywołuje się naciśnięciem F2. Możemy w nim nie tylko oglądać oddziały aktualnie wchodzące w skład grupy ale i w bardzo wygodny sposób nimi zarządzać (np. usuwać pojedyncze statki).
Jednym z najważniejszych elementów obsługi gry, z którego będziemy korzystać praktycznie co chwilę jest możliwość przejścia na widok 2D. Wbrew pozorom to właśnie tu spędzimy najwięcej czasu. Widoki 3D wykorzystuje się raczej do podglądania walk czy też zaznaczonych jednostek. Dwuwymiarowa mapa jest niezwykle przejrzysta. Zaznaczony jest nawet obszar, na którym rozgrywamy daną misję. Nie zabrakło również dokładnej siatki współrzędnych. Bardzo wygodnie oznaczono wszelakie obiekty na planszy: oddziały sojusznicze to kolor zielony (wyjątek to statki z sekcji Capital – kolor żółty), siły wroga – czerwony a na przykład niezydentyfikowane jeszcze obiekty - szary. Widoki 2D i 3D nieustannie ze sobą „współpracują”. Na czym to polega? Otóż na tym, iż przez cały czas na ekranie widoczne są oba przy czym jeden pełni rolę minimapy umieszczonej w prawym dolnym rogu ekranu. Co więcej, grając na większych monitorach można się nawet pokusić o wydawanie poleceń przy jej użyciu.
Podstawowe założenia „O.R.B”-a są już bardzo zbliżone do „Homeworlda”. Nasze główne centrum dowodzenia jest reprezentowane przez statek-matkę, którego utrata wiąże się oczywiście z przegraniem danej misji. W przeciwieństwie do produkcji Sierry w recenzowanej grze takich statków mamy wiele, praktycznie w każdej misji sterujemy zupełnie innym modelem. Najważniejszą kwestią jest oczywiście zbieranie surowców. W grze mamy zaledwie jeden – przyprawę Resource Units (RU). Do jej zbierania wysyłamy specjalne kontenerowce. W całej grze pojawia się kilka ich rodzajów ale tak naprawdę różnią się jedynie ładownością. Oryginalny jest natomiast sposób zbierania przyprawy. Warto mianowicie zaznaczyć, iż możemy ją pozyskać WYŁĄCZNIE z okolicznych asteroid. I to nie z każdej... Przed przystąpieniem do jej zbierania musimy znaleźć odpowiednie, bogate w surowce asteroidy. Do tego celu służy specjalny statek badawczy – Recon Vessel (może być on również wykorzystywany do zwiadu ale z racji braku jakiegokolwiek defensywnego uzbrojenia lepiej zdecydować się na poświęcenie do tego celu słabszej ale wojskowej jednostki).
Może on skanować asteroidy w sposób automatyczny bądź też wyłącznie te, które zostaną wskazane przez gracza. Po odnalezieniu bogatej w zasoby asteroidy musimy założyć na niej kolonię. Do tego celu służy z kolei zupełnia inna jednostka – Resource Base. Kosztuje ona aż 1000RU. Nie można więc zbytnio szastać jednostkami RU, bo szybko może się okazać, że nawet pomimo faktu odkrycia cennej asteroidy nie będziemy w stanie jej zasiedlić (tym bardziej, że z wyczerpanych już asteroid nie można „rezygnować” w celu odzyskania statku Resource Base). W dalszej części gry bazy na asteroidach mogą również służyć innym celom. Nic nie stoi na przeskodzie, aby przekształcić je na przykład w centrum napraw statków albo bazę militarną, w której będziemy produkować kolejne jednostki (domyślnie powstają one wewnątrz statku-matki a poza bazami na asteroidach mogą być również produkowane wewnątrz największych statków Capital). Dopiero po tych wszystkich czynnościach możemy przystąpić do zbierania przyprawy. W „O.R.B.”-ie trzeba się jednak liczyć z każdym wydawanym kredytem a to dlatego, że średnio na planszy takich cennych asteroidów jest raptem kilka a i każdy z nich jest przeważnie zaopatrzony w zaledwie 6000-10000RU (dla porównania: wybudowanie najsłabszej jednostki wojskowej to około 200RU, z kolei potężne krążowniki mogą kosztować nawet 2000-3000RU!). Dużą rolę odgrywa natomiast odbieranie asteroid przeciwnikom. Żeby jednak w ogóle móc je zasiedlić musimy najpierw zniszczyć bazę wroga a następnie wysłać w to miejsce Resource Base. Zawiodłem się natomiast na obietnicach autorów co do mobilności takich asteroid. Założenia były całkiem ciekawe. Spodziewałem się konieczności nieustannej kontroli i ochrony zasiedlonych asteroid. W rzeczywistości z cennych surowców opróżnia się je dość szybko i jeśli w ogóle zmieniają już swoją pozycję (na niekorzyść gracza) to i tak są bezużyteczne a więc komputer może je sobie do woli niszczyć. W grze pojawia się również czynnik ludzki. Podobnie jak ma to miejsce w wielu innych RTS-ach, np. „Age of Empires”, ogranicza on liczbę statków jakimi możemy maksymalnie dowodzić. Wartość tą zwiększamy poprzez budowanie akademii szkolących nowych pilotów i oficerów a także kolonizowanie asteroid. Co ciekawe, ludzie w grze wykorzystywani są nie tylko do dowodzenia statkami kosmicznymi. Musimy ich także przydzielać do prowadzenia badań oraz szpiegostwa. Ten drugi element pojawia się dopiero w dalszej fazie gry. Dzięki niemu możemy na przykład przejmować wrogie technologie (oczywiście próby ich wykradzenia nie zawsze kończą się powodzeniem) czy też pojedyncze statki a nawet poznawać rozmieszczenie wojsk przeciwnika. Badania stanowią nieodłączną część każdego kosmicznego RTS-a. W przypadku „O.R.B.”-a podzielono je na aż dziewięć kategorii: Energy, Materials, Construction, Explosives, Electronics, Academics, Fighters, Capital oraz Auxiliary przy czym najważniejsze są te cztery ostatnie (pozostałe to zaledwie elementy, które się na nie składają). Do czego służą akademie już powiedziałem. Fighters to dział, w którym projektujemy mniejsze, bardziej mobilne statki. W Capital zajmujemy się wynajdywaniem ogromnych gwiezdnych krążowników, których w całej flocie przeważnie pojawia się zaledwie kilka. Auxiliary to przede wszystkim projekty dodatkowych statków oraz upgrade’ów dla statku-matki. Możemy go na przykład wyposażyć w specjalne działka obronne, mocniejsze radary czy też dodatkowe moduły konieczne na przykład do możliwości konstruowania statków z grupy Capital. Badania opłacamy w taki sam sposób jak budowę statków. Dodatkowo przed ich rozpoczęciem możemy każdy z takich wynalazków poznać dzięki wbudowanej miniencyklopedii.
Każda z dwóch pojawiających się w grze ras dysponuje około dwudziestoma modelami statków (wliczając w to modyfikacje czyli takie, które różnią się od siebie wyłącznie zastosowanym uzbrojeniem). O ile jeszcze podstawowe jednostki w stylu zbieracza przyprawy są do siebie zbliżone to już na szczęście cała reszta reprezentuje zupełnie inne metody konstruowania statków kosmicznych. Sam styl prowadzenia obu ras jest bardzo różnorodny. Znajdą tu coś dla siebie zarówno Ci, którzy wolą grać kosmicznymi „mięśniakami” (główna siła takiej rasy to nieliczne ale niezwykle potężne krążowniki) jak i osoby, które preferują ataki z zaskoczenia przy użyciu niewielkich ale niezwykle mobilnych myśliwców. Szkoda tylko, że kampanię Malusów będzie musiał przejść każdy ale na szczęście zarówno w Sandboxie jak i multiplayerze nie jesteśmy już tym ograniczani.
„O.R.B.” na pierwszy rzut oka wywołuje wrażenie gry o wiele ładniejszej od „Homeworlda” czy nawet „Starmageddona”. Mam tu na myśli przede wszystkim przestrzeń kosmiczną. Oj, widać, że graficy ze Strategy First mieli pełne ręce roboty. Co ciekawe, każda z misji rozgrywana jest w nieco innej kolorystyce. Raz są to krwistoczerwone barwy a już za chwilę blade, szarobure. Bardzo ładnie odwzorowano również asteroidy, które wbrew pozorom są dość mocno... poszarpane. Ważne, że wyglądają świetnie :-) Warto przy okazji zaznaczyć, iż każda z nich porusza się po zupełnie innej trajektorii, odpowiedniej dla siebie. To taki mały smaczek dla purystów :-) Niestety, bliższy kontakt z grą a w szczególności z modelami statków nie wywołuje już aż tak pozytywnych reakcji. Są one ubogie w detale i pełne rozmazanych, niskorozdzielczowych tekstur (od razu uprzedzam komentarze: NIE, nie można tego zmienić w opcjach gry :-)). Nawet statek-matka, który powinien przecież odgrywać główną rolę prezentuje się zaledwie przeciętnie, powiedziałbym nawet, że poziomem zbliżony jest do „Homeworlda” (momentami nawet brzydszy). Modele statków wcale nie są ani porywające ani oryginalne. Ot, solidna robota i nic więcej. Wyróżniłbym może tylko kilka pomniejszych myśliwców, na te jeszcze się patrzy z przyjemnością. Od takiej gry jak „O.R.B.” oczekiwałem znaczniej więcej, tym bardziej, że porównywalny pod względem grafiki „Homeworld” ukazał się kilka lat temu... Nie myślcie jednak, że jest aż tak źle, bo mogłem trochę przesadzić. Ślady laserów, efekty świetlne, wybuchy, fale uderzeniowe – to wszystko stoi już na wysokim poziomie. Ogólnie jednak żadna rewelacja to to nie jest. Przyznam szczerze, że po cichu liczyłem na porównywalną rewolucję do tej kiedy to zawitał pierwszy „Homeworld”. Chyba zaskoczy mnie dopiero jego sequel. No cóż, mówi się trudno... Oprawa dźwiękowa gry prezentuje się całkiem nieźle. W tle słyszymy stonowane, przyjemne melodie. Osoby, którym podobał się soundtrack hitu Sierry nie powinny także i tu narzekać. Mogą się im natomiast nie spodobać dość marnie wykonane kwestie mówione. Autorzy zastosowali stosunkowo prosty system modulacji głosu tak żeby zasymulować język Obcych. Niestety, raczej im to nie wyszło (wyjątkiem są filmiki FMV ale tych w całej grze jest raptem pięć). O wiele lepiej wypadają natomiast odgłosy płynące bezpośrednio z pola walki. Na sam koniec jeszcze kilka słów o wymaganiach sprzętowych „O.R.B.”-a. No cóż, oceniłbym je na... zrozumiałe. Gra nie ruszy na słabszych PeCetach ale i nie są one zastraszająco wysokie. Aby móc pograć w rozsądnej rozdzielczości i przy lepszych detalach należałoby mieć okolice Pentium III 800MHz, w miarę dobrego GeForce’a (np. 2GTS) oraz możliwie jak najwięcej pamięci RAM (najlepiej 256MB), bo to właśnie ten czynnik odgrywa największą rolę.
„O.R.B.” miał mnie zachwycić, rzucić na kolana i odwrócić chociaż na chwilę wzrok od wzorcowego „Homeworlda”. Tak się niestety nie stało. Gra jest co najwyżej dobra. Jakby tego nie było dość w ostatnim czasie ukazała się jeszcze „Hegemonia”, której, w moim przekonaniu, o wiele mniej brakuje do hitu Sierry. Pomimo pięciu lat produkcji recenzowana gra nie zachwyca ani grafiką ani jakąś wyszukaną fabułą. Ot, kolejny standardowy kosmiczny RTS. Doceniam natomiast bardzo przejrzysty interfejs oraz fakt, iż dzięki stopniowanemu poziomowi trudności (od very easy do very hard :-)) zagrają w niego zarówno Ci, którzy o RTS-ach nie mają zielonego pojęcia jak i osoby, które pokończyły „Homeworlda”, jego dodatek i wszystkie nieoficjalne mody :-) Można pograć w oczekiwaniu na sequela gry Sierry...
Jacek „Stranger” Hałas