Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 grudnia 2005, 11:31

autor: Maciej Kurowiak

Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i stara szafa - recenzja gry

Chronicles of Narnia: The Lion, Witch and Wardrobe, właśnie wylądowała na sklepowych półkach. Film o tym samym tytule wejdzie do kin niebawem. Czy warto zawracać sobie głowę grą czy może czekać na film? A może najlepiej po prostu sięgnąć po książkę?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Było raz czworo dzieci. Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja. Opowiem wam o tym, co im się przydarzyło. Tak rozpoczyna się pierwsza część sławnych Opowieści z Narnii Clive’a Staplesa Lewisa. W Polsce książka nigdy nie zyskała tak kultowego statusu, jakim do dziś cieszy się na Zachodzie. O jej popularności tam niech świadczy fakt, że w końcu zdecydowano się na wysokobudżetową hollywoodzką produkcję, która niebawem będzie wyświetlana i w naszych kinach. Lew, czarownica i stara szafa to zaledwie jedna z cyklu siedmiu opowieści, stworzonych przez C.S. Lewisa, jednego z bliskich przyjaciół J.R.R. Tolkiena. Obaj panowie należeli do tego samego pokolenia twórców brytyjskich, ale ich proza znacznie się różni. Lewis nigdy nie ukrywał, że głównym adresatem jego twórczości są dzieci i są wśród nas osoby, dla których to właśnie Narnia, a nie Śródziemie, jest ukochaną krainą ich dzieciństwa. Być może film sprawi, że zainteresowanie Narnią wzrośnie, ale producenci liczą przede wszystkim, że uda im się dodatkowo sprzedać całą gamę gadżetów z tą produkcją związanych. Jednym z nich jest właśnie gra o identycznym jak film i książka tytule.

Piotr, Edmund i Zuzanna. Pianino stoi w zastępstwie Łucji.

Chronicles of Narnia: The Lion, Witch and the Wardrobe należy do modnego ostatnio gatunku nawalanek stworzonych w oparciu o wchodzącą do kin produkcję filmową. Identyczną technikę zastosowano wcześniej w adaptacji ekranizacji Władcy Pierścieni, gdzie przerywniki były po prostu wykrojonymi fragmentami filmu. Trzeba przyznać, że The Return of the King był produkcją bardzo udaną i został przychylnie przyjęty przez większość krytyków, co w przypadku gier opartych na X muzie zdarza się bardzo rzadko. Chronicles of Narnia, autorstwa twórców z Traveller’s Tales, powiela dokładnie ten schemat, a autorzy nie bez racji liczyli, że gra popłynie na fali popularności filmu.

Tytuł ukazał się na wszystkie platformy, w tym także na Sony PSP i Nintendo DS. Inwestycja okazała się strzałem w dziesiątkę. Niedawno ELSPA (Entertainment and Leisure Software Publishers Association) ogłosiła typy na najpopularniejszą grę sezonu gwiazdkowego – wygrała właśnie Narnia, wyprzedzając takich tuzów jak Harry Potter i Czara ognia czy King Kong. Tego typu produkcje mają trafić właśnie do wszystkich niedzielnych graczy, których przecież jest najwięcej. Nie od dziś wiadomo, że gry są przede wszystkim towarem, który ma przynieść jak największy zysk, ale tutaj stanowią one przede wszystkim forpocztę dla sunącego za nimi giganta, jakim jest właśnie produkcja filmowa, którą reprezentują. Czy prawdziwi maniacy gier odnajdą coś dla siebie w starej szafie, czy może jedynie dziatwa będzie się dobrze bawić tarmosząc ogry, minotaury oraz cyklopy?

Narnię rozpoczyna wstawka filmowa z nalotu niemieckiego lotnictwa na Londyn. W obawie o życie dzieci, matka wysyła je do domu Profesora, który żył w głębi kraju, na wsi, dziesięć mil od najbliższej stacji kolejowej i dwie mile od najbliższej poczty. Dzieci zaciekawione nowym miejscem zaczynają buszować po zakamarkach domu, a mała Lucy szybko trafia na starą szafę, której tylna ściana stanowi wejście do tajemniczego świata Narnii. Tam też koniec końców lądują wszyscy nasi bohaterowie i zostają uwikłani w konflikt pomiędzy złą wiedźmą (w filmie graną przez intrygującą Tildę Swinton, znaną wcześniej z wielu ambitnych produkcji, a ostatnio z roli hermafrodyty Gabriela w Constantine) i Aslanem, potężnym lwem, który jako jedyny może wyzwolić krainę z mocy Białej Czarownicy. Szkoda, że gra ukazała się na tak znaczny czas przed premierą filmu, gdyż oglądając wszystkie przerywniki czujemy się jakbyśmy oglądali film, co chwilę go przewijając i pozostawiając tylko kluczowe dla akcji fragmenty. Można przez to stracić jakąkolwiek chęć na wyjście do kina, gdyż właściwie wiemy, jak to wszystko się zakończy, a historia gry pozostanie i tak raczej niejasna (jeśli ktoś nie czytał książki, oczywiście) sprawiając wrażenie porwanej i wyjętej z kontekstu.

I co teraz mamy robić, panie Bobrze?

W Narnii sterujemy czwórką dzieci – głównych bohaterów książki i filmu. Do naszej dyspozycji jest Piotr, pełniący rolę osiłka od brudnej roboty; Zuzanna, która znakomicie strzela z łuku; Edmund potrafiący wspinać się na drzewa, ale też wspomagający Piotra w walce oraz najmłodsza z rodzeństwa – Łucja, która potrafi leczyć rodzeństwo i oswajać rozmaite stwory. Rdzeń gry to przede wszystkim walka z potworami, stosowanie różnych kombinacji ciosów oraz odszukiwanie ukrytych statuetek, tarcz i monet. Od czasu do czasu musimy wykonać jakieś zadanie, ale zwykle miejsce, przy którym musimy użyć umiejętności danej osoby, jest oznaczane jej twarzą. Nie ma wątpliwości, że gra skierowana jest raczej do młodszych graczy i starych wyjadaczy szybko zacznie irytować niewygórowany poziom trudności oraz proste zagadki, polegające zwykle na ustrzeleniu czegoś z łuku lub wdrapaniu się na drzewo.

Interesujące mogą wydać się bitwy, ale niestety i one zostały raczej sprowadzone do dość tępej rąbanki na czas – co nie znaczy, że nie znajdą się amatorzy tego typu zabawy. Od czasu do czasu mamy też wstawki typowo zręcznościowe, takie jak na przykład spływ rzeką, podczas którego trzeba uważać, by nie rozbić się o skały. Narnia w żadnym wypadku, absolutnie niczym nas nie zaskoczy. Największy problem może jednak sprawiać jednoznaczne zdefiniowanie publiki, do której kierowany jest ten tytuł, gdyż pomimo tego, że gra oficjalnie jest kierowana do dzieci powyżej siódmego roku życia, zawiera sporą dawkę przemocy. Może nie leje się tutaj krew, ale trup ściele się gęsto i tak prawdę powiedziawszy, to oprócz siekania mięsa, nic wielkiego w tej grze nie robimy. Problem z tym tytułem polega w gruncie rzeczy na tym, że dla bardzo młodych graczy, jest ona po prostu zbyt brutalna, a starszym może wydać się infantylna i prostacka. Narnia nie sprawdza się zarówno jako gra dla dzieci, jak i dorosłych, a to, do kogo jest kierowana, pozostanie zapewne tajemnicą producenta.

Od strony technicznej Chronicles of Narnia, zostało opracowane bardzo sprawnie. Nie jest to najwyższy poziom współczesnej elektronicznej rozrywki, ale gra sprawia raczej przyzwoite wrażenie. Przysypana śniegiem baśniowa kraina wzbudza przyjemne odczucia, a występujące postaci wyglądają nawet podobnie do swoich pierwowzorów. Nie ma przycięć i gra nie dostaje czkawki, nawet gdy jesteśmy atakowani przez hordy wrogów. Szkoda, że nie pokuszono się o nieco lepszą animację, gdyż potwory poruszają się bardzo sztucznie i jednostajnie. Nie ma też mowy o ich jakiekolwiek inteligencji, właściwie wystarczy tylko naciskać przycisk ataku i nikt nie zrobi nam większej krzywdy. W kwestii dźwięku jest dużo lepiej, gdyż gra korzysta z głosów aktorów występujących w filmie oraz ścieżki dźwiękowej, której autorem jest, znany chyba wszystkim graczom, Harry Gregson-Williams (Metal Gear Solid 2 i 3). Oczywiście efekt jest znakomity, chociaż nie tak powalający jak w przypadku The Return of the King, certyfikowanego logiem THX. Baśniowe nuty łatwo wpadają w ucho i Narnię będziemy słyszeć w głowach nawet po odejściu sprzed ekranu.

Narnia wygląda uroczo.

Chronicles of Narnia popełnia chyba wszystkie grzechy typowe dla produkcji opartej na filmie. Grze brakuje polotu i trudno opędzić się od wrażenia, że została zrobiona tylko jako dodatek do ekranizacji książki. Interesująca historia jest przedstawiona bardzo fragmentarycznie i jeśli ktoś nie czytał książki, może czuć duży dyskomfort. Nie jest jednak powiedziane, ze nie znajdą się ludzie, którzy przy Narnii będą się świetnie bawić. Spora jatka, kilka kombinacji combo i bardzo nieskomplikowane zagadki mają swoich amatorów i tacy gracze będą z zadowoleniem powtarzać etapy po to, by znaleźć jeszcze więcej tarcz, odszukać wszystkie statuetki i zebrać jak największą liczbę monet. Mimo wszystko niezbyt wyszukana rozgrywka raczej odstręcza niż przyciąga i autorzy aż do końcowych napisów niczego interesującego nam nie oferują. Nie wszystkie gry muszą być nowatorskie, ale też jeśli ktoś powiela cudze pomysły, to powinien to robić dobrze. Kopiować też trzeba umieć, a panom z Traveller’s Tales najwyraźniej to nie wyszło. I nie pomoże tutaj nawet występ Tildy Swinton...

Maciej „Shinobix” Kurowiak

PLUSY:

  • przyjemna dla ucha oprawa dźwiękowa;
  • ładny świat;
  • Tilda Swinton.

MINUSY:

  • gra prosta jak kij od miotły;
  • porwana, fragmentaryczna fabuła.
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.