Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 października 2006, 11:07

autor: Łukasz Kendryna

Okami - recenzja gry

Engine, na jakim zostało stworzone Okami, jest wprost przepiękny. Cały otaczający nas świat, z wodą, wiatrem i ogniem włącznie został wykonany w taki sposób, by imitować rysunek.

Recenzja powstała na bazie wersji PS2.

Zbliżamy się do momentu, w którym rynek elektronicznej rozrywki przejdzie (bez)sporne przeobrażenie. Jak wszyscy wiemy, stanie się tak dzięki wprowadzeniu dwóch kolejnych konsol „nowej generacji” (cudzysłów został wykorzystany celowo, by zwrócić uwagę na wyjałowiony slogan, który już dawno – a przynajmniej obecnie – powinien zostać zmieniony), oraz nowej wersji systemu operacyjnego Windows, wyposażonego w DirectX 10. Pozostawiając ostatnią przytoczoną platformę sprzętową skupmy się bardziej na konsolach, a dokładniej na marce PlayStation. Sony, będące przez niektórych oceniane jako to, które najmniej wnosi do ewolucji, bądź które w ogóle hamuje ją, jest w mojej skromnej ocenie w najlepszej sytuacji i ma spore szanse na odniesienie największego sukcesu. Przemawia za tym kilka faktów: dobrze wyglądające prognozy odnośnie rynku japońskiego (który uchodzi za najtrudniejszy – patrz sytuacja X360), mocny sprzęt i pozycja PS2 i wreszcie rzesza fanów. Jedynie ustalona cena może wnieść nieco niepokoju w wizję przyszłości, jednak ta, porównując ją do ceny X360 z napędem HD-DVD, przestaje być nazbyt wygórowana. Dobrze, ale do czego zmierzam, skoro jest to wyłącznie recenzja gry... ano do tego, że Sony stara się utrzymać wysoką pozycję „dwójki”, nie szczędząc przy tym sił i zapału w promocję następczyni. „Czarnula” wciąż poszczycić się może świetnymi „ekskluzywami”, których premiery zazębią się z ukazaniem PS3, a jednym z nich jest właśnie omawiany program.

Przyznam szczerze, że zamieszanie, jakie od pewnego czasu panuje na poletku elektronicznej rozrywki, wciągnęło i mnie, lecz nie na tyle, by zapomnieć o jeszcze nie wydanych grach, nie mających nic wspólnego z HDTV. Jedną z nich było naturalnie Okami, którego zapowiedzi wzbudziły we mnie na tyle duży podziw, że nawet huczne pokazy PS3 organizowane jeden po drugim nie zdołały go zaćmić. No dobrze, ale co w nim takiego jest?

Okami jak wiele gier z Kraju Kwitnącej Wiśni cechuje pewna oryginalność, choć na tyle ograniczona, by jedynie z niewielkimi problemami (o czym za moment) można ją było sklasyfikować do odpowiedniego gatunku. Pokuszę się w tym miejscu o pewną anegdotę, otóż jeden z moich kolegów poprosił mnie o krótkie jej opisanie, co uczyniłem mówiąc: „chodzisz wilkiem i malujesz farbkami”. Jak się pewnie domyślacie, jego reakcją nie było zaciekawienie, a drwiący śmiech. Przyznaję, że opisałem ją dość pokracznie, jednak w granicach prawdy, a program ostatecznie okazał się nadzwyczaj grywalny.

Próbując przyjrzeć się ogólnie Okami i temu, jaki gatunek reprezentuje, napotykamy pierwszy poważniejszy problem. Wszystkie zdjęcia i filmiki wskazywały na czystą, konsolową zręcznościówkę z sekwencjami przeszkód i szybkimi pojedynkami. Tymczasem otrzymujemy zgoła inny produkt, któremu w mojej ocenie bliżej jest do RPG. Tak wiem, może brzmi to nieprawdopodobnie, ale postaram się uargumentować moje stanowisko. Co powiecie na szereg zadań z „quest logiem”, ciągłe rozmowy z NPC-ami i możliwość rozwoju głównego bohatera? Nie da się tego scharakteryzować w odmienny sposób, biorąc dodatkowo pod uwagę fakt, że czystych, zręcznościowych sekwencji będzie niezwykle mało, a te na które już trafimy, nie zmuszą nas do specjalnego wysiłku. Przestrzegam jednak, że jest to raczej konsolowa forma RPG-a, aniżeli komputerowa. Nie spotkamy mnóstwa zadań, możliwości przeprowadzenia rozmowy w kilku wariantach, ogromu umiejętności i przedmiotów. Wszystko zostało zamknięte w konwencji, jaka na konsolach panuje od lat.

Kwalifikując Okami do RPG, czuję się w obowiązku wspomnieć nieco bardziej szczegółowo o wszystkich elementach, które mają na to wpływ. Rozwój bohatera, który został zaimplementowany do programu pozwala nam na kilka ulepszeń. Po pierwsze, wraz z nabytym doświadczeniem dostajemy możliwość zwiększenia zdrowia i energii niezbędnej do specjalnych ataków (sami decydujemy, na co przeznaczamy punkty). Ponadto, wraz z postępem w grze otrzymujemy nowe bronie, które w każdej chwili możemy dobrowolnie zmieniać. Jednocześnie można używać dwóch: pierwszą (główną) do zadawania największych obrażeń i wykonywania kombosów, a kolejną do specjalnych zdolności (tarcza, strzelanie). To jeszcze nie koniec, przemierzając ziemie średniowiecznej Japonii natrafimy na NPC-a, który umożliwi nam nabycie nowych technik walki ułatwiających późniejsze starcia. Choć wydaje się, że jest tego sporo, grając, nie przywiążemy dużej wagi pozostawiając rozwój bohatera na drugim planie. Najważniejsza i najbardziej RPG-owa zdaje się być fabuła, której poświęcę kolejny akapit.

Rozpoczynając rozgrywkę dane nam będzie obejrzeć historię Japonii na 100 lat przed naszym przybyciem. Demoniczny i bezwzględny, ośmiogłowy potwór, siejąc zamęt i zniszczenie, kładzie się cieniem na japońskim narodzie. Na jego nieszczęście, bogowie odwrócili się przeciwko niemu, przez co zostaje pokonany, a życie w kraju znów zmienia się w sielankę. Jednak mleko i miód lało się tylko przez jeden wiek, po którym zło wróciło. By w całym tym zamieszaniu znalazło się miejsce na naszego bohatera, odradza się również i on, biały wilk imieniem Amaterasu. Do jego zadania znów należeć będzie uratowanie uciskanej ludności, ale nie tylko. Ofiarą wszechogarniającego zła stała się również przyroda, której nie zostawimy w potrzebie. Przez dużą część zabawy, to właśnie ją staramy się ocalić: wszelkie kwiatki, drzewka, polany, rzeczki, a nawet koniczynki wrócą do życia (ostatnia przytoczona roślina jest rodzajem sekretu, którego odnalezienie i ożywienie dostarcza punktów doświadczenia).

W grach, w których do odegrania mamy pewną rolę, nie może obejść się bez rozmów, a tych Okami dostarczy bez liku. Trafiając do coraz to dalszych lokacji, napotkamy na swej drodze całe mnóstwo postaci sterowanych przez komputer. Wszystkie, dosłownie bez wyjątku, są oryginalne i zasługują na podziw. Każda postać ma bardzo wyraźnie zarysowany charakter: karykaturalny, kreskówkowy wygląd i charakterystyczny dla siebie sposób ekspresji. Podczas wymiany zdań nigdy nie będziesz pewny, co spotka Cię za chwilę, przez co czytając kolejne strony tekstu nie powinieneś się nudzić. Niejednokrotnie będziemy się śmiali, gdyż twórcy programu nie szczędzili na zabawnych zdarzeniach. Całość trzonu fabularnego, w tym wchodzących w jego skład pozostałych elementów wydaje się być doskonała, i taką byłaby w rzeczywistości, gdyby nie jeden, mały szkopuł. Wszystkie dialogi pozbawione są głosu, a zamiast tego wstawiono bardzo charakterystyczny bełkot, podobny do tego z Simsów. Możemy chwilami odczuwać zmęczenie, jednak to wraz z upływem czasu minie, a nasze ucho przywyknie do słyszanych dźwięków.

Zło po ponownym zrodzeniu się nie odejdzie w zaświaty po namowach bądź prośbach. Do tego potrzebna będzie nieco inna forma perswazji, a dokładniej „kij” (marchewkę zostawiając dla siebie, gdyż będziemy mogli ją znaleźć w samej grze). Poza wcześniej wspomnianymi rodzajami broni i nabytymi technikami walki, będziemy mieli do dyspozycji pędzel i farbki. Tak, wzrok Cię nie zawodzi, napisałem „pędzel i farbki”. To właśnie dzięki nim Okami jest tak niepowtarzalną grą. Podczas starć, poza klasycznymi atakami nasz bohater posiądzie zdolność malowania, która to będzie miała wpływ na otoczenie, w tym wrogów. W dowolnej chwili będziemy mogli włączyć tryb malowania (otoczenie zamienia się w szkic) i wykonując odpowiednie ruchy pędzlem wywołamy przypisane im reakcje. Cały proces jest podobny, niemal identyczny do tego z Black & White, gdzie odpowiednio poruszając myszką wywołujemy cuda. Jednak w recenzowanym tytule całość jest bardziej spójna. Wszystkie lokacje i bohaterowie wykonani są w taki sposób, by przypominać rysunek, (dodam, że wykonany w japońskim stylu – wyblakłe kolory i grube, czarne kreski), dlatego taka forma ataków zdaje się być całkowicie na miejscu. Oczywiście pędzel nie posłuży nam wyłącznie do walki, a wręcz przeciwnie, w walce jest tylko dodatkiem. Głównym zadaniem malowania jest uzupełnianie braków w otoczeniu, czyli np. domalowanie brakującej części mostu, lub tworzenie lilii wodnych niezbędnych do poruszania się po wodzie. Technik pędzla posiądziemy ponad dziesięć wraz z postępem w grze.

Przeciwników napotkanych w grze nie będzie specjalnie dużo, co jest jedną z większych wad programu. Ogólnie pojedynki potraktowano nieco z przymrużeniem oka, a to przez niezbyt wygórowany poziom trudności. Nawet olbrzymi bossowie (bo i tacy się znajdą) nie zmuszą nas do sięgnięcia w specjalne pokłady wysiłku, a co dopiero zwykłe potwory. Na szczęście twórcy pozostawili nam wybór i jeśli nie odpowiada Ci system walki, możesz unikać starć nie zbliżając się do przeciwników, bądź poznawszy pewien trik uciekać z aren.

Oglądając screeny z gry zapewne zauważyłeś, że różnią się one od innych tytułów pod względem graficznym. Engine, na jakim zostało stworzone Okami, jest wprost przepiękny i jeśli miałbym wytypować największą zaletę opisywanego programu, to właśnie oprawa wizualna dostała by ten laur. Cały otaczający nas świat, z wodą, wiatrem i ogniem włącznie został wykonany w taki sposób, by imitować rysunek. Dawno temu, jeszcze na pierwszym PS grałem w Legend of Mana, którego lokacje były zwykłymi, malowanymi rysunkami w 2D. Tutaj mam to samo, tylko świat przeszedł w trzeci wymiar zachowując całe piękno poprzedniego. Nie znajdziecie ładniejszej, rysunkowo-komiksowej oprawy.

Odnosząc się do wstępu, podsumowanie będzie wyjątkowo krótkie, w formie pytania: do jakiej kategorii przynależy Okami, gry starej, nowej czy obecnej generacji? Na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć sobie sam.

Łukasz „Crash” Kendryna

PLUSY:

  • piękna grafika;
  • długość rozgrywki;
  • „techniki malarskie”;
  • napotkani bohaterowie.

MINUSY:

  • mało rodzajów przeciwników;
  • zbyt łatwe pojedynki;
  • brak głosów w dialogach.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

g40st Ekspert 2 stycznia 2011

(PS2) Lubię gry, które o czymś opowiadają. Najlepiej o czymś ważnym, przy czym sposób prezentacji i stopień infantylizacji nie ma większego znaczenia. Ważne, żeby autorom udało przemycić się to COŚ i nie chodzi mi o żadne łubudu, trach, pach, ale o pierwiastek magii zaklętej w kodzie zerojedynkowym i pracy designerów.

8.5
Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie
Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie

Recenzja gry

Nintendo w najnowszej odsłonie kultowego cyklu postanowiło zabawić się formułą i namieszać w kanonie. W Echoes of Wisdom to księżniczka Zelda ratuje świat przy pomocy własnego zestawu magicznych sztuczek - i wychodzi jej to bardzo dobrze!

Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe
Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe

Recenzja gry

Gdybym miał określić Astro Bota w trzech słowach, to powiedziałbym, że to szalenie przyjemna gra. Dlaczego? Bo przypomina nam o zręcznościowych korzeniach gier wideo, kiedy liczył się przede wszystkim fajny gameplay.

Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition
Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition

Recenzja gry

Okazuje się, że można sprzedać tę samą grę po raz czwarty, jeśli zrobi się to dobrze. Nintendo World Championships: NES Edition wciąga bez reszty, a aspekt rankingów online sprawia, że rywalizacja nabiera jeszcze więcej rumieńców.