autor: Krzysztof Mielnik
Nowe Szaty Króla - recenzja gry
Nowe Szaty Króla to zręcznościowa gra platformowa oparta na motywach znanej baśni Hansa Christiana Andersena o tym samym tytule. Gracz staje się królem podstępnie zamienionym w Lamę przez swoją doradczynię Izmę i wypędzonym z własnego królestwa.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Gdyby przyrównać solidne gry platformowe do jedzenia, w ostatnim czasie niemal cała nasza populacja zeszłaby z tego świata śmiercią głodową. Faktem jest bowiem, że gatunek ten poza kilkoma wiecznie wymienianymi reprezentantami z „Raymanem 2”, czy ewentualnie mocno (czy aby wręcz nie za mocno?) ostatnio chwalonym „Monsters Inc.” na czele nie ma w obecnych czasach do zaoferowania swoim fanom praktycznie nic!
Jednym z niewielu wyjątków stawiających jeszcze na nieskrępowaną zabawę w zbieranie kryształków, kamyczków i innych świecidełek w takcie skakania z kwiatka na drzewko i z drzewka na trawkę, jest wytwórnia Disney’a, twórca wspomnianych „Potworów i spółki”.
Czy jednak „monopolista” w tej dziedzinie nie żeruje przypadkiem na owej posusze, co rusz – z pewnymi tylko wyjątkami - wypuszczając podobne do siebie tytuły? Jak prezentuje się jego najnowsze dziecko? Czy jest szansa na ujrzenie kolejnego światełka w tunelu? Na te inne pytania postaram się odpowiedzieć poniżej...
„Nowe szaty cesarza” Hansa Christiana Andersena, jako jedna z najbardziej znanych baśni tego wspaniałego bajkopisarza, opowiadając o naiwności i próżności ludzkiej, od lat wpływa na rozwój emocjonalno - intelektualny milionów dzieci całego świata. W myśl polityki Walta Disney’a, narzucającej adaptacje największych dzieł literatury dziecięcej, wiadomym więc było, iż w końcu także na podstawie tej historii powstanie film sygnowany jego nazwiskiem. Jako się rzekło, tak i się stało, co z kolei poniosło za sobą kolejną, oczywistą konsekwencję – stworzenie gry komputerowej.
Sam film, jak i gra z literackiego pierwowzoru korzystają raczej w umiarkowanym stopniu, co widać już chociażby na podstawie pierwszego kontaktu z głównym bohaterem, który może i jest ogołocony z odzienia, niemniej już na pewno nie to stanowi dlań największy problem. Tym zaś jest fakt, że aby dostać się do swego ukochanego królestwa, musi on paradować przez łąki i pola, przez moczary i lasy w ciele... lamy! Przyznacie sami, że interpretacja wytwórni pana Walta okazała się nad wyraz swawolna :-))
Wydawać mogłoby się, że sterowanie czworonożną postacią skłonne byłoby przysporzyć problemów niedzielnym amatorom platformówek. Na całe szczęście tak się nie dzieje – niczym w znanym z PlayStation „Spyro”, prowadzenie naszego „uzwierzęconego” króla nie sprawia żadnych kłopotów nawet podczas wykonywania najbardziej ekwilibrystycznych manewrów, nie mówiąc już o bieganiu, czy skakaniu, które towarzyszy nam tutaj nieustannie.
Inną sprawą jest już praca kamer (notabene, niemal tradycyjne stwarzająca problemy w większości gier tego gatunku), które w najprostszych sytuacjach spisują się nienagannie, kiedy jednak naszą postacią „trzęsie, rzuca i obraca”, ich dziwaczne ustawienia potrafiłyby skutecznie wyprowadzić z równowagi nawet najgorliwszego wyznawcę stoicyzmu. Fakt wprawdzie, iż możliwą jest ręczna korekta ich ustawienia, niemniej zbyt częste korzystanie z tej opcji, bez wątpienia nie wpływa na gracza kojąco :>
W grze do pokonania oddanych zostało 8 rozległych krain tematycznych, przenoszących nas to na pustynię, to w środek dżungli, to z kolei do miasta pełnego wrogo nastawionego do dzikich zwierząt plebsu ;) W zakres każdej z owych ośmiu scenerii wchodzi kolejnych kilka leveli, które jednak liczone osobno – powiedzmy to sobie otwarcie - nie grzeszą oferowaną nam długością, tudzież złożonością rozgrywki.
Wiadomo, że nie samym skakaniem i zbieraniem fantów taka sobie lama, a przy okazji i gracz (mimo powiązań, bynajmniej nie lamer;), żyje. Aby zabawa nie była zbyt monotonną, autorzy postarali się więc o dodatkowe smaczki w postaci wyświechtanego już nieco patentu ze ściganiem się z niezbyt przyjaźnie nastawionym oponentem podczas zjazdu z górki, rzucaniu kryształkami do ruchomego celu, przemienieniu nas w królika, czy wielu, wielu im podobnych. Nie wątpię, że większości dzieciaków może to przypaść do gustu – na chcącym odprężyć się przedstawicielu starej gwardii podobne „pierdółki” nie wywołają jednak prawdopodobnie żadnego, choćby najmniejszego wrażenia.
Ot, właśnie. Chyba nadszedł czas odpowiedzi na jedno z pytań. Otóż jak widać po powyższym, gra przeznaczona jest dla najmłodszych użytkowników komputera. Bardzo ładna, utrzymana w różnorodnej, acz zawsze optymistycznej tonacji sceneria, wyraźna grafika, oraz multum kwiatuszków, kryształków i tym podobnych atrakcji z pewnością mogą o tym poświadczyć jednoznacznie.
Nieco inaczej sprawa wygląda wprawdzie z muzyką, która uzewnętrzniana jest jedynie poprzez rytmiczne, acz niezbyt ambitne „poplumkiwanie” (co zastanawiające, bo w końcu bajki pana W.D. zawsze obfitowały w masę fantastycznych piosenek!), uznajmy jednak, że nie jest to wielkim mankamentem, gdyż dla rozentuzjazmowanych dzieciaków brak takich „drobiazgów” nie stanowi zazwyczaj większej różnicy ;)
Przy okazji nasuwa się i odpowiedź na drugie pytanie – czy gra stanowi jakikolwiek postęp wobec poprzednich tworów wytwórni? Otóż odpowiedź może być tylko jedna – nie! Smutne to troszkę, wziąwszy pod uwagę, iż inne gatunki w mniejszym, bądź większym tempie, ale nieustannie ulegają dalszemu rozwojowi. Platformówki zaś – ze szczególnym względem na Disney’owskie – stanęły w miejscu już od czasu wydania „Ant’s Life”, a było to kilka bitych lat temu!
A przecież wystarczyło by nieco tylko fantazji, nie więcej konceptu i krzty pomysłu, aby kolejne tytuły niosły za sobą nową jakość, nowe doznania...
Odwieczne pytanie brzmi: Czy kupić? Odpowiedź w tym przypadku należy wyłącznie do Was – jeżeli Wasza latorośl nie przeżyła jeszcze więcej, niż dziesięciu wiosenek, jednocześnie dopiero zaczynając zagłębiać się w wirtualnym światku, zróbcie to śmiało. Gierka – korzystając z wyświechtanych już wprawdzie, acz niewątpliwie trafnych wzorów – z pewnością jest w stanie zająć dziecko na długie godziny. Jeśli jednak takie nazwy, jak „Crash Bandicoot”, „Spyro The Dragon”, czy bliższe sercu pecetowca tytuły Disney’a są jej już znane, po cóż niby fundować kolejny produkt, który tylko kosmetycznymi szczegółami różnić będzie się od swych poprzedniczek? Zdecydujcie sami...
Bakterria