World of Warcraft: Mists of Pandaria Recenzja gry
autor: Grzegorz Sadziński
Mists of Pandaria - recenzja czwartego dodatku do World of WarCraft
Nie dajcie się zmylić słodkim pyszczkom pandarenów. Mists of Pandaria to zwyczajnie świetny dodatek do jednej z najlepszych gier MMO na rynku.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- Wspaniały nowy kontynent;
- ogrom zawartości;
- rozbudowana narracja i ciekawe zadania;
- nowa klasa – Mnich;
- wciągający system Pet Battles.
- brak poprawionych modeli postaci;
- w pewnym sensie wymusza wykonywanie codziennych zadań.
Zeszłoroczna zapowiedź dodatku do World of Warcraft spotkała się z bardzo zróżnicowanym odzewem fanów tego popularnego MMO. Z jednej strony znalazły się osoby, którym spodobał się pomysł Blizzarda na kolejny etap w historii świata Azeroth, z drugiej zaś dodanie pandarenów i brak „tego złego, który zagraża światu” wywołały lawinę krytyki i deklaracje, że subskrybenci opuszczą grę. Brak zatem przerażającego demona, władcy nieumarłych czy oszalałego smoka. Czym więc jest Mists of Pandaria? Co ma do zaoferowania? Spróbujmy przyjrzeć się najistotniejszym elementom Mists of Pandaria i stwierdzić, czy warto dać Azeroth kolejną szansę.
Zaczynając od zera
W przeciwieństwie do Cataclysma Mists of Pandaria nie wprowadza zbyt wielu zmian i nowości dla postaci niemających 85 poziomu i skupia się głównie na zawartości dostępnej dla odwiedzających nowy kontynent w drodze do maksymalnego levelu. Tuż przed pojawieniem się dodatku do gry wprowadzono system międzyserwerowych stref, dzięki czemu stare lokacje nieco ożyły i możemy w nich zobaczyć więcej postaci, co sprawia, że znów czujemy się, jakbyśmy grali w MMO, niezależnie od tego, na jakim poziomie jesteśmy. Oczywiście zmniejsza to efektywność zbierania przez nas surowców do profesji, a zwiększa szanse na walkę z członkami przeciwnej frakcji (jeśli gramy na serwerze PvP), jednak przecież od samego początku był to nieodłączny element World of Warcraft – może niektórzy o tym po prostu zapomnieli i stąd narzekania na to rozwiązanie?
Wprowadzenie w Mists of Pandaria pandarenów jako grywalnej rasy to świetna okazja do rozpoczęcia zabawy nową postacią – szczególnie że to pierwsza neutralna nacja, która może wybrać swoją frakcję. Jej lokacja startowa to perfekcyjnie opracowane miejsce, pasujące wysokim poziomem wykonania i szczegółowością do kontynentu Pandarii – sporo dubbingu, ciekawe zadania i wstawki filmowe pomagają w lepszym odbiorze historii pandarenów z Shen-zin Su. Największym problemem jest jednak to, że po nabiciu około dwunastu poziomów, musimy wkroczyć do starych stref, które mimo poprawek z Cataclysma znacznie odstają od naszego początkowego doświadczenia – szczególnie pod względem prezencji modeli (dalej czekamy na aktualizację wyglądu grywalnych ras!).
Mnich to ciekawy dodatek do dostępnych w grze klas postaci. Może pełnić wszystkie trzy role w grupie, dlatego stanowi atrakcyjny wybór dla każdego. W przeciwieństwie do rycerza śmierci, dodanego we Wrath of the Lich King, mnich rozpoczyna swoją przygodę na pierwszym poziomie, zatem, aby cieszyć się zawartością nowego dodatku, trzeba przebić się tą postacią przez wszystkie rozszerzenia gry. Drogę do maksymalnego levelu powinny ułatwić mnichom zadania klasowe, które zwiększają na jakiś czas otrzymywane przez postać doświadczenie. Interesującym zabiegiem jest to, że mnich o specjalizacji leczącej może wspierać swoich sojuszników, walcząc wręcz (a nie tylko rzucając zaklęcia z bezpiecznej odległości), co jest dość niecodziennym rozwiązaniem.
Rozwiane mgły Pandarii
Pandaria jest przepiękna! To, co Blizzard potrafi zrobić na silniku graficznym, który towarzyszy nam od tak wielu lat, jest naprawdę godne podziwu. Widać, że artyści pracujący nad World of Warcraft do perfekcji opanowali narzędzia, jakimi dysponują. Każda lokacja różni się od pozostałych, a to, że wszystkie dopracowane są w najmniejszych szczegółach, często sprawia, że nieświadomie zatrzymujemy się, by przyjrzeć się wspaniałym widokom. Bardzo dobrą decyzją w przypadku Mists of Pandaria było zmuszenie graczy do korzystania z naziemnych wierzchowców przez cały czas zdobywania poziomów na nowym kontynencie, dzięki czemu mamy możliwość docenienia pracy włożonej w stworzenie Pandarii. Poza wrażeniami wizualnymi wypada również pochwalić oprawę muzyczną, która jak zawsze w przypadku gier Blizzarda stoi na niezwykle wysokim poziomie.
Po przybyciu do Pandarii szybko można dostrzec, że autorzy World of Warcraft duży nacisk położyli na silną narrację i ciekawe zadania, które sprawiają, że podróż na maksymalny poziom jest o wiele bardziej przyjemna i interesująca niż w przypadku poprzednich dodatków. Znacznie więcej tu wstawek filmowych oraz świetnego dubbingu, co stanowi bardzo dobrą formę przedstawiania fabuły w grze.
Wszystkie strefy oddane do dyspozycji graczy są unikalne zarówno pod względem wizualnym, jak i fabularnym. Oczywiście pewne wątki się powtarzają (na przykład walka z Mogu), jednak każda lokacja ma wiele do zaoferowania. Jeśli nigdy wcześniej nie zwracaliście szczególnej uwagi na treść zadań, Mists of Pandaria to dobry moment, aby dać fabule World of Warcraft jeszcze jedną szansę.
Twórcy zapewniali, że w najnowszym dodatku na znaczeniu zyskają starcia między Hordą a Przymierzem, co widać już od samego początku, kiedy grupy zwiadowcze obu frakcji walczą na tajemniczym kontynencie, co prowadzi do zmaterializowania negatywnej energii w formie istot znanych jako Sha. Wątek ten dość szybko schodzi jednak na drugi plan, na tle pozostałych problemów mieszkańców Pandarii. Blizzard zapowiada, że wraz z patchem 5.1 (znajduje się on już na serwerach testowych) armie obu frakcji wylądują na nowym kontynencie i rozpoczną regularną wojnę. Szczerze powiedziawszy, pliki wyciągnięte z najnowszej aktualizacji wskazują na wiele interesujących zwrotów fabularnych, jednak nie będę ich zdradzał.
Zdobywanie kolejnych leveli mogą urozmaicić nieco instancje dostępne na 85 i 87 poziomie, jednak problem polega na tym, że jest ich tylko cztery. Pomimo świetnego designu dość szybko się nudzą, a na prawdziwe przygody w grupie pięcioosobowej musimy, niestety, poczekać do maksymalnego poziomu, na którym odblokowują się strefy heroic. Szkoda, fajnie by było, gdyby również na 89 odblokowywała się przynajmniej jedna lokacja.
Ogromną frajdę sprawiają potyczki z elitarnymi przeciwnikami, których można spotkać we wszystkich lokacjach nowego kontynentu. Ze względu na rasę, jaką reprezentują, dysponują określonymi umiejętnościami, co warto mieć na uwadze, próbując pokonać danego minibossa. Poza standardowymi łupami, takimi jak elementy zbroi, wyrzucają też unikalne przedmioty, które w ciekawy sposób wpływają na naszą postać – zmieniają jej wygląd na określony czas, zwiększają szybkość pływania, dają możliwość oddychania pod wodą itp. Istnieje także osiągnięcie, którego zdobycie wymaga pokonania wszystkich tych przeciwników. Problem w tym, że jest ich ponad pięćdziesięciu!
Dzień jest zbyt krótki na zabawę w Pandarii
Jak zawsze w przypadku World of Warcraft najlepsza zabawa zaczyna się, kiedy zdobędziemy maksymalny poziom. To właśnie teraz możemy wykonywać codzienne zadania, które zwiększają naszą reputację u różnych frakcji, sprawdzać zupełnie nowy element, jakim są scenariusze, odwiedzać strefy heroic oraz raid, a także wykazywać się umiejętnościami w trybie wyzwań. Kto znajdzie na to wszystko czas? Jedno jest pewne – na nudę raczej nie da się narzekać.
Zdobywanie reputacji w World of Warcraft przybierało różne formy, jednak w Mists of Pandaria jej głównym źródłem są codzienne zadania, które możemy realizować dla wielu frakcji, co wydaje się rozsądniejszym rozwiązaniem niż ciągłe robienie stref heroic z odpowiednim tabardem na sobie. Doskonałym pomysłem było to, aby zmieniały się one każdego dnia, jednak po pewnym czasie zdajemy sobie sprawę, że jeśli zdecydujemy się wypełnić zlecenia od wszystkich dostępnych grup, musimy poświęcić na to sporo czasu. Rzecz jasna można zdobywać reputację nieco wolniej i nie rzucać się do pomocy wszystkim frakcjom jednocześnie, ale jeśli chcemy zoptymalizować naszą postać i jak najszybciej zyskać dostęp do odpowiednich nagród, nie obędzie się bez poświęcenia na to kilkudziesięciu minut dziennie – ot, taki niewielki etat w krainie Azeroth. Dodatkowa nagroda za wykonywanie codziennych zadań ma też wpływ na otrzymywanie przedmiotów z raid bossów.
Scenariusze, które zdaniem twórców miały zastąpić misje grupowe, to krótkie trzyosobowe strefy, w których wykonujemy kilka zleceń, aby na koniec otrzymać pudełeczko, w którym może trafić się dobrej jakości przedmiot. O ile spełniają one swoją podstawową rolę, są zwykle porzucane, jak tylko gracze zdobędą odpowiednie rzeczy, dzięki którym mogą przejść do stref heroic. Jest w nich jednak pewien potencjał i nie umniejszałbym ich przyszłego znaczenia w grze – szczególnie mając na uwadze informacje, że wiele ważnych fabularnie wydarzeń w patchu 5.1 prawdopodobnie nastąpi właśnie w scenariuszach.
Strefy heroic zmieniały swe oblicze niemal w każdym dodatku do World of Warcraft – od wymagających z czasów Burning Crusade, przez dość trywialne we Wrath of the Lich King, po krótką próbę zwiększenia ich poziomu trudności w Cataclysmie. W Mists of Pandaria są one raczej łatwe, a w związku z ich specyfiką (niewiele grup przeciwników między kolejnymi bossami) ich ukończenie nie powinno zająć zbyt wiele czasu. Strefy heroic są fajne, walki z bossami interesujące z punktu widzenia mechaniki, a szybkość ich wykonywania nie stanowi bariery dla graczy, jednak próżno szukać tu czegoś więcej.
Dla fanów wyższego poziomu trudności w strefach pięcioosobowych przeznaczony jest tryb wyzwań, który wymaga od drużyny pokonania wszystkich bossów w określonym czasie. Zależnie od osiągniętego wyniku grupa otrzymuje brązowy, srebrny lub złoty medal, a za skompletowanie ich ze wszystkich stref nagrodę – odpowiednio: tytuł, latającego wierzchowca lub świetnie wyglądający zestaw przedmiotów do transmogryfikacji. Oczywiście tryb wyzwań cechuje niezmienny stopień trudności, dlatego posiadane przez nas przedmioty nie mają wielkiego wpływu na możliwości postaci, ponieważ są skalowane do przewidzianego przez twórców poziomu – z wielkim smutkiem patrzyłem, jak mój mnich na wejściu traci niemal 100 tys. punktów życia. Sama rozgrywka w trybie wyzwań okazała się bardzo dynamiczna i motywująca do optymalizowania przechodzenia danej strefy – im więcej czasu zaoszczędzimy na konkretnej grupie przeciwników lub bossie, tym większa szansa na lepszy medal. Dużym plusem jest to, że przy śmierci postaci w takim miejscu nasze przedmioty nie tracą wytrzymałości – oj, wiele przyszłoby mi zapłacić za niemal dwie godziny spędzone na próbach w Gate of the Setting Sun. Bardzo dobre jest też to, że istnieją rankingi dla trybu wyzwań, dzięki którym możemy porównać nasze wyniki z rezultatami innych grup i próbować pobić ich rekord.
Zabawa w większej grupie
Nie można nie wspomnieć o strefach raid, które zawsze były mocną stroną World of Warcraft. W przypadku Mists of Pandaria na samym początku dostępnych jest sześciu bossów w Mogu’shan Vaults, jednak pod koniec miesiąca pojawią się kolejni w Heart of Fear oraz w Terrace of Endless Spring. Oczywiście w związku z faktem, że starcia te były testowane na serwerach bety, wiele gildii już może pochwalić się ukończeniem tego raidu, również w wersji heroic, jednak nie sposób nie przyznać, że z punktu widzenia mechaniki potyczki te są jak zawsze interesujące i po raz kolejny podkreślają mistrzostwo twórców w tym aspekcie.
Chyba najmniej przekonującym mnie elementem w Mists of Pandaria jest w tej chwili tryb Looking For Raid, Założeniem Blizzarda było, aby miały szansę odnieść w nim sukces grupy, które mogą być niezbyt chętne do komunikowania się między sobą, lub też takie, w których znalazły się słabiej grające osoby, dlatego poziom trudności LFR jest bardzo niski – w niektórych przypadkach można wręcz ignorować większość mechanik bossów. Z jednej strony fajnie móc zobaczyć starcia w strefie raid i zgarnąć kilka przedmiotów, jednak chyba powinno się od graczy wymagać nieco więcej – może stanie się tak w przypadku Heart of Fear i Terrace of Endless Spring?
W Pandarii powrócili także bossowie, którzy są dostępni w otwartych lokacjach (a nie tylko w strefach raid). Miło po raz kolejny ujrzeć 40-osobowe grupy, które zbierają się tym razem w Valley of the Four Winds oraz w Kun-Lai Summit, aby stoczyć walkę z Galleonem lub Sha of Anger – ich pokonanie to okazja pozyskania epickiego przedmiotu. Żeby zachęcić graczy do tworzenia możliwie jak największych grup, po zwycięstwie nad bossem każda postać osobno losuje ewentualną nagrodę, dlatego nie ma sytuacji, by reprezentanci tej samej klasy walczyli między sobą o łupy.
Warto wspomnieć, że na zdobycie przedmiotów z raid bossów wpływ ma... wykonywanie codziennych zadań. Skompletowawszy za nie odpowiednią ilość tokenów, otrzymujemy tzw. Elder Charm of Good Fortune, który może zostać użyty po pokonaniu bossa, aby wylosować dla naszej postaci dodatkowy przedmiot. To ciekawa mechanika, która z jednej strony zachęca do dodatkowej aktywności poza raidami, z drugiej zaś musimy kalkulować, na którym bossie będziemy chcieli wykorzystać nasz Charm (jesteśmy ograniczeni do tylko trzech tygodniowo). Wyznam szczerze, że póki co stosowanie tego systemu okazało się dla mnie dość owocne i zakończyło się pozyskaniem dwóch epików.
Mała rzecz, a cieszy
System walk kompanów (tzw. Pet Battles) to minigra, w której przeciwko sobie stają drużyny posiadanych przez nas zwierzątek i walczą w systemie turowym. To, co przy pierwszej zapowiedzi dodatku na BlizzConie brzmiało trochę jak żart, okazało się bardzo wciągającym elementem zabawy. Dobieranie odpowiednio uzupełniających się członków zespołu, szukanie słabości przeciwnika, strategiczna rozgrywka turowa i zdobywanie nowych towarzyszy to mieszanka, która potrafi wciągnąć na wiele godzin.
Oczywiście poza możliwością zmagań z innymi graczami (system doboru przeciwników działa bez problemów), istnieje opcja ścierania się w trybie PvE. Możemy walczyć z dzikimi zwierzętami, które da się złapać i dodać do swojej kolekcji, lub rzucać wyzwanie trenerom znajdującym się w różnych lokacjach na całym świecie – z czasem trzeba będzie nieco zmodyfikować drużynę, żeby mieć większe szanse w potyczkach. Na szczęście World of Warcraft nie pokazuje czasu poświęcanego na Pet Battles, ponieważ spędziłem przy tym elemencie pewnie więcej godzin niż przy niejednej pełnowymiarowej grze.
To dopiero początek
Ocenianie Mists of Pandaria na tym etapie to jedynie próba przewidzenia tego, w jakim kierunku zmierza kolejna odsłona dzieła Blizzarda. Większość osób zapewne pamięta ogromną ekscytację zapowiedzią Cataclysma oraz narastające niezadowolenie i naciski, aby wreszcie pojawiło się coś nowego.
Mists of Pandaria to dobry dodatek do World of Warcraft, który ma wiele do zaoferowania graczom, niezależnie od tego, jaki styl rozgrywki preferują. Miejmy nadzieję, że twórcy dotrzymają obietnicy częstych aktualizacji (pojawienie się 5.1 na serwerach testowych należy uznać za dobry znak), dzięki czemu nie powtórzy się sytuacja znudzenia dostępną zawartością. Wracając do pytania, które postawiłem na samym początku recenzji: „Czym jest Mists of Pandaria?", odpowiem: dla mnie to przygoda, na jaką czekałem w World of Warcraft od ładnych kilku lat.