Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 20 maja 2004, 13:01

autor: Artur Okoń

Lords of EverQuest - recenzja gry

„Lords of EverQuest” to gra należąca do gatunku strategii rozgrywanych w czasie rzeczywistym z dodatkiem elementów cRPG. Akcja rzeczonego tytułu umiejscowiona została w tym samym świecie co wcześniejsze gry z serii „EverQuest”, tj. w Norrath.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Nareszcie. Z kilkumiesięczną obsuwą, ale w końcu, ukazała się w Polsce gra Lord of Everquest. Mówiło się o niej sporo już na długo przed premierą, wyczekując znakomitej gry, jakby to wyłącznie już sam tytuł miał stanowić o jej powodzeniu. Jednak, jak to często bywa, zapowiedzi to jedno, a życie swoje. Oto otrzymaliśmy grę przeciętną do granic absurdu. Najbardziej „klasyczny” RTS w jaki miałem chyba przyjemność zagrać. Wątpliwą przyjemność.

Zacznijmy jednak od początku. Świat Everquest to prawdziwa kura znosząca swoim właścicielom złote jajka. Ten wydany w 1999 roku RPG, a dokładniej mówiąc MMOcRPG, pomimo upływu lat wciąż jest najbardziej popularną i, co chyba ważniejsze, dochodową grą z gatunku massive multiplayer. Co roku jej twórcy zarabiają miliony dolarów, pochodzących nie tylko z abonamentów (10$ miesięcznie, 500.000 zarejestrowanych graczy), ale również ze sprzedaży przedmiotów istniejących wyłącznie w wirtualnym świecie! W najbliższym czasie ukaże się druga cześć gry (do tej pory pojawiło się już 6 rozszerzeń), jednak wcześniej otrzymaliśmy strategię RTS opatrzoną tym samym tytułem. Spragnieni nowości gracze spodziewali się, iż w końcu ujrzą doskonałe połączenie strategii z RPG, a tymczasem... No właśnie, tym zajmiemy się trochę dalej.

Lords of EverQuest jest typowym RTS-em, którego akcja rozgrywa się w fantastycznej krainie pełnej magii. Nie jest to jednak świat znany ze wspomnianego wcześniej RPG, ale kontynent o nazwie Norrath, i to 10.000 lat przed wydarzeniami, o których opowiada gra Everquest. W tej oto anonimowej krainie 15 Lordów, należących do trzech frakcji, rozpoczyna swój śmiertelny pojedynek. Bez dwóch zdań fabuła gry nie jest jej najmocniejszą stroną. Trzy dostępne kampanie są całkowicie odrębne i nie ma między nimi żadnego połączenia fabularnego. Nie ma więc żadnego znaczenia w jakiej kolejności będziemy w nie grali, jednak najrozsądniej jest zacząć od tej, która ma najniższy stopień trudności (czyli średni, bo dwie pozostała mają stopień wysoki). Mówiąc szczerze, to już dawno nie widziałem tak nudnej historii przedstawionej w grze. Ktoś tam zdradził, ktoś zginął, coś trzeba znaleźć, ale nic się nie trzyma kupy. Jest wyłącznie uzasadnieniem działań rozgrywających się na monitorze, a nie epicką opowieścią. Oglądanie przerywnikowych sekwencji filmowych tak nuży, że doskonale zilustruje to cytat z kultowego filmu Rejs „Nuda... Nic się nie dzieje, proszę pana. Dialogi niedobre W ogóle brak akcji jest. No i aż mi się chce wyjść z... kina, proszę pana... I wychodzę...”. To nie jest Warcraft 3, w którego gracz grał chociażby po to, by poznać dalszy ciąg historii. Każda z kampanii opowiada więc o perypetiach danej strony konfliktu. Jak już wspomniałem, w Lords of EverQuest są trzy główne frakcje: Braterstwo Świtu (Ludzie i Krasnoludy) , Królestwo Cieni (Ogry, Nekromanci i inne paskudy) i zdominowany przez Elfy Sojusz Eldar (zasilony przez wszelakie leśne stworzenia). Każda z nich posiada oryginalnych bohaterów i, jak przystało na RTS, charakterystyczne jednostki oraz taktyki walki. Łącznie możemy zagrać w 36 scenariuszy (po 12 w każdej z kampanii) i muszę przyznać, iż każdy z nich jest dość długi i skomplikowany. Według moich wyliczeń ukończenie całej gry wymaga ok. 70h, co jest wynikiem dość imponującym. A może lepiej byłoby, gdyby gra okazała się dobra? :). Oprócz tego, niemal tradycyjnie, możemy zagrać w trybie multiplayer, pozwalającym na jednoczesną walkę 12 graczy. Tryb walki wieloosobowej jest z pewnością sporym atutem gry, albowiem siła poszczególnych frakcji jest dość wyrównana, a bitwy mogą się toczyć na 20 specjalnie przygotowanych planszach.

We wstępie wspomniałem, iż jest to typowy RTS, tak więc tradycyjnie naszym celem jest zdobycie surowców, rozbudowanie bazy i wyszkolenie jednostek, którymi zmiażdżymy wroga. Kwestia ekonomiczna została uproszczona do niezbędnego minimum. Mamy tylko jeden surowiec – platynę, którą niemal automatycznie wydobywamy z pobliskich kopalni. Rozbudowa bazy w teorii również nie miała być prosta- budynków jest wprawdzie aż 13, jednak do ich stawiania nie trzeba robotników- wystarczy wskazać miejsce, w którym ma powstać budowla. No właśnie, w teorii, bo w praktyce jest zupełnie inaczej! Budynek musi zostać wzniesiony na odpowiednim dla niego terenie i odpowiedniej odległości od wcześniejszych struktur. Po pewnym czasie znalezienie właściwego miejsca staje się prawdziwym wyzwaniem, sprowadzającym się do rozpaczliwego machania kursorem po ekranie, wyczekując aż nasz upragniony budynek zaświeci się na zielono, czyli będziemy mogli go tam postawić. Autorzy gry postanowili jeszcze całą sytuację skomplikować (!), albowiem ilość jednostek, które możemy stworzyć, zależy bezpośrednio od ilości budynków w naszej bazie. Inaczej mówiąc, musimy budować po kilka identycznych budynków i ciągle przeżywać mękę szukania odpowiedniego miejsca. Ostatnim elementem, o którym należy wspomnieć, są oczywiście dostępne w grze jednostki. I tu w końcu twórcom gry należą się brawa, albowiem jest tu ich mnóstwo! Zobaczymy niemal wszystkie baśniowe stwory i jestem prawie pewien, że nazwy nawet połowy z nich nie będziecie znali! Armie, mimo iż są tak zróżnicowane, nie będą zbyt liczebne- czekają nas raczej potyczki małych oddziałów niż masowe starcia. Jednocześnie możemy zaznaczyć 12 jednostek, i prawdę mówiąc nie przypominam sobie bitwy, w której brało udział więcej niż 50 żołnierzy. Oczywiste staje się więc, iż główną rolę na placu boju pełni skuteczne „mikro zarządzanie”, polegające na wykorzystywaniu specjalnych umiejętności naszych oddziałów. A trzeba przyznać, iż gama czarów i zdolności jest dość liczna; na szczęście można ustawić, by część z nich była wykorzystywana automatycznie. Każda jednostka zdobywa punkty doświadczenia, awansując z czasem na kolejny poziom i stając się znacznie silniejszą. Warto o to zadbać, gdyż żołnierz np. 3 poziomu bez trudu ubije dwóch identycznych nowicjuszy. Ważnym dla mnie plusem jest wprowadzenie możliwości przenoszenia wybranych przez nas jednostek do kolejnych scenariuszy. Przed każdą bitwą otrzymujemy pewną ilość punktów, za które „zakupujemy” nasze jednostki z poprzedniej misji (oczywiście, im silniejsze tym droższe). Dla mnie zawsze jest to znakomite rozwiązanie, albowiem przestajemy traktować nasze wojska jak typowe mięso armatnie, patrząc na jego stratę wyłącznie przez pryzmat surowca, który znów będziemy musieli wydać. Jeśli też dodamy, że poziom trudności kolejnych misji rośnie bardzo szybko, to okazuje się, iż bez doświadczonych oddziałów, wykształconych w poprzednim scenariuszu, ciężko jest wygrać kolejne starcie.

Jeśli ma to być klasyczny RTS, to zgodnie z „duchem czasu” nie może zabraknąć w nim domieszki RPG. Niestety, bardzo małej domieszki, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że gra bazuje na jednym z najbardziej popularnych RPG wszechczasów. W Lords of Everquest mamy więc jednostki specjalnych bohaterów, czyli tytułowych Lordów. Posiadają oni specjalne umiejętności, zdobywają doświadczenie, znajdują magiczne przedmioty i, co równie typowe, pozytywnie wpływają na walczące w ich pobliżu jednostki. Lord może reprezentować jedną z 15 profesji (kapłani, magowie, wojownicy, złodzieje i inni), łącznie wykorzystując niemal setkę specyficznych umiejętności . I to już prawdę mówiąc, koniec. Żadnej rewolucji. To samo widzieliśmy chociażby w Warcraft 3, więc można czuć się rozczarowanym.

Pod względem oprawy audio wizualnej, gra nie zaskakuje. Otaczający nas świat jest ładny i pełen kolorów, a baśniowe jednostki działają na wyobraźnię. Niestety, przy maksymalnym zoomie kamery, od razu widać spore niedociągnięcia. Modele jednostek wyglądają co najmniej dziwnie, gdyż ilość szczegółów ich ubioru i uzbrojenia pozostawia sporo do życzenia, przez co sprawiają wrażenie bardziej płaskich niż trójwymiarowych. Nie ulega wątpliwości, iż przydałoby im się trochę dodatkowych polygonów. Gra wygląda wprawdzie lepiej niż Warcraft 3, ale z chociażby wydaną niedawno Wojną o Pierścień, nie ma się nawet co mierzyć. Za to mocno w pamięć zapadła mi oprawa muzyczna- dźwięki i głosy postaci są przeciętne (choć bez zarzutu), jednak ścieżka dźwiękowa po prostu urzeka. Mroczne i dynamiczne rytmy doskonale tworzą klimat rozgrywki. Wystarczy chyba wspomnieć, iż przed odinstalowaniem gry skopiowałem mp3 z muzyką do osobnego folderu i słucham jej stale, chociażby w tym momencie. Kończąc wątek techniczny, tradycyjnie wspomnę o samym silniku gry. Lords of Everquest możemy uruchomić w maksymalnej rozdzielczości 1600x1200 i działa stosunkowo płynnie nawet na niewiele silniejszych maszynach niż te wymienione w wymaganiach minimalnych. Nie zauważyłem żadnych problemów, poza jednym: do szewskiej pasji doprowadzał mnie bardzo długi czas ładowania gry pomiędzy misjami. Tym bardziej, że wyświetlające się w tym czasie mało zabawne komunikaty, nie potrafiły mi tego czasu umilić.

Czas na podsumowanie, które tym razem będzie wyjątkowo długie. Mimo wszystkich mankamentów, które wskazałem, Lords of Everquest z całą pewnością jest grą dobrą. Łączy w sobie wszystkie zalety RTS-ów, choć również powtarza ich wady. Mówiąc bardziej brutalnie - jest niemal wierną kopią Warcraft 3! Problem leży jednak w innym miejscu, bo skoro gra jest taka udana, to czemu na Boga jest praktycznie niegrywalna? Po kilkunastu godzinach ma się jej szczerze dość i trzeba niezwykłego samozaparcia, by móc ją ukończyć! Odpowiedź na to pytanie jest zadziwiająco prosta- nawet najlepsze jedzenie, jeśli je jeść codziennie przez 5 lat, przestanie w końcu smakować! I tak jest właśnie w tym przypadku- dostaję mdłości, gdy widzę setny klon Warcrafta, nawet jeśli jest udany. Gdyby gra miała jeszcze jakąś sensowną fabułę, to może potrafiłaby wciągnąć. Tymczasem mamy mało ciekawe perypetie w anonimowym baśniowym świecie, jakich zwiedziliśmy już setki. Dlatego moja opinia mimo wszystko będzie prosta - jeśli uwielbiasz RTSy i nigdy nie masz dość, do śmiało sięgaj po Lord of Everquest, bo to solidna produkcja. Jeśli nigdy nie grałeś i chcesz od czegoś zacząć, to również będzie to doskonały wybór. Jeśli zaś jesteś „typowym graczem”, to trzymaj się od tej gry z daleka. Bo jedzenie ciągle odgrzewanych klusek, w końcu musi doprowadzić do poważnej niestrawności.

Artur „Mao” Okoń

Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?