Locoland - recenzja gry
Strategia czasu rzeczywistego stworzona przez rosyjską grupę developerską – Gromada. Łączy ona dwa rodzaje rozgrywki – tej znanej z typowych RTS-ów oraz tej znanej z serii Railroad Tycoon.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Bardzo często mówi się o grach, które mogą wywoływać skrajne odczucia. Jednych zachwycą, inni je znienawidzą. Recenzowany „Locoland” w moim osobistym przekonaniu reprezentuje zupełnie odmienną kategorię. Ta gra znudzi niemal wszystkich. Jedyna różnica polega na tym, że mniej cierpliwi gracze zrezygnują z zabawy już po 2-3 minutach, a Ci bardziej wytrzymali, pozostaną przy niej na godzinkę-dwie. Warto też zaznaczyć, iż sam tytuł gry jest mylący. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o „Locoland”, byłem przekonany, iż będę miał do czynienia z jakimś kolejnym produktem skierowanym w stronę dzieci. Przypuszczam, że takie skojarzenia mogą zrodzić się w niejednej głowie. Otóż nie - „Locoland” to bardzo nietypowa strategia, która powinna zainteresować starszych graczy. Młodsi użytkownicy komputerów usną przed monitorem po paru minutach, a nawet jeśli zdołają ukończyć kilka misji, to bardzo szybko odstraszy ich zawyżony poziom trudności.
Czy są tu jacyś miłośnicy gier produkowanych w Rosji? Nie? Tak też myślałem :-) Fabuła „Locoland” w bezpośredni sposób nawiązuje do wydanej w 2000 roku gry „Gromada Revenge”. Jej akcję osadzono na sztucznie wytworzonej planecie Gromada, której powierzchnię zamieszkiwała podobna do naszej rasa humanoidalnych istot. Obcy nie interesowali się jednak losami swej planety i sukcesywnie ją zanieczyszczali. Doprowadziło to w konsekwencji do ogromnego kataklizmu, po którym na Gromadzie pozostała tylko garstka cudem ocalałych. Jako że nasi Obcy są inteligentni, zarzucili produkcję na wielką skalę i postawili na przyjazne dla środowiska lokomotywy parowe (na szczęście nie ja to wymyślałem :-)). Okazało się jednak, że jest już na to za późno. W wyniku kolejnego kataklizmu ostatecznie wyginęła cała rasa Obcych, a na powierzchni planety pozostały natomiast maszyny. Z racji tego, iż obdarzono je sztuczną inteligencją, mają one pojęcie o tym, że całkowita zagłada jest tylko kwestią czasu. Jedynym ratunkiem wydaje się ucieczka w kosmos. Będzie to jednak bardzo utrudnione, albowiem roboty zamiast łączyć swe siły, stają do walk o resztki surowców. My pokierujemy jedną z takich grup. Nie ma co ukrywać, fabuła „Locolandu” nie jest ani oryginalna, ani ciekawa. Przypuszczam, że osoba, która nie ma na co dzień kontaktu z grami komputerowymi, mogłaby ją potraktować jako ulotkę propagandową w wykonaniu Greenpeace. Podobne problemy pojawiały się już w setkach innych gier, że wspomnę chociażby o polskiej serii „Earth”.
Po rozpoczęciu gry wita nas bardzo prymitywny filmik wprowadzający, który tak naprawdę składa się z serii statycznych plansz obdarzonych odpowiednim komentarzem. Mając pod ręką gotowe rysunki, średnio doświadczony użytkownik komputera mógłby stworzyć coś podobnego w przeciągu kilku dni (Flash, dobry mikrofon...). Niestety, dalej jest jeszcze gorzej - okazuje się bowiem, że nie ma trybu sieciowego. Cała gra, to zaledwie 20 singleplayerowych misji. Pomijając nawet brak multiplayera, powinny pojawić się tryby do prowadzenia rozgrywki Sandbox, czy nawet jakiś najprostszy edytor scenariuszy. Nic z tego – kończysz 20 misji i odkładasz grę na półkę. No, ewentualnie grasz na wyższym poziomie trudności, aczkolwiek wątpię żeby ktoś miał na tyle sił, aby ponownie przechodzić przez te wszystkie etapy. Jeszcze przed rozpoczęciem misji możemy przyjrzeć się mapie całego regionu i przeczytać krótki briefing (o jakości lokalizacji powiem później). Wbrew pozorom warto go przejrzeć, a to dlatego, iż przeważnie pojawiają się tu cenne wskazówki, bez znajomości których nie ma co nawet startować. W szczególności powinno to zainteresować te osoby, które nie lubią wertować kolejnych stronnic instrukcji, a chcą ukończyć dany etap bez niepotrzebnych męczarni.
Sama zabawa przebiega dość nietypowo, warto byłoby więc opisać jak to wszystko wygląda. Akcja obserwowana jest w rzucie izometrycznym. Każda mapa to pewien wycinek planety. Jako, że mamy tu do czynienia z lokomotywami, po całej okolicy rozstawiono tory. Podstawowe utrudnienie polega na tym, iż możemy poruszać się tylko i wyłącznie po nich. Ci, którzy lubią rozmieszczać swoje jednostki, będą więc srodze zawiedzeni. Pewnym pocieszeniem może być to, iż w dalszych misjach pojawiają się na przykład maszyny latające, które mogą udać się w dowolne miejsce na mapie. Rozpoczynając dany etap, gracz ma przeważnie do dyspozycji jedną lub dwie lokomotywy. Do każdej z nich podczepia się kilka typów wagonów. Mogą to być różnorakie działa (także przeciwlotnicze), wyrzutnie rakiet, czy pojazdy naprawcze. Gracz musi oczywiście wziąć pod uwagę to, że lokomotywa ma określoną moc. Im większą liczbę wagonów do niej podczepimy, tym wolniej będzie się poruszała. Same wagony można oczywiście odczepiać, na przykład w celu pilnowania danego segmentu planszy. Kolejny istotny element to obecność dwóch typów budynków – fabryki i stacji naprawczej. W tej pierwszej budujemy wszystkie typy jednostek, w tym lokomotywy. Oczywiście w miarę postępów w kampanii pojawiają się coraz lepsze oddziały. Gracz może konstruować mocniejsze lokomotywy, silniejsze działa czy wyrzutnie rakiet, dzięki którym zaatakuje cele ze znacznie większej odległości. Każda jednostka kosztuje określoną ilość pieniędzy, zdobywanych na dwa sposoby. Po planszy krążą małe robociki, które zapewniają stały przyrost gotówki. Oprócz tego można szukać cennych skrzyń, bardzo często pozostawianych przy torach. Wystarczy się do nich zbliżyć, a stan kasy zostanie automatycznie powiększony o ustaloną wcześniej ilość zielonych banknocików. Stacja naprawcza, jak sama nazwa wskazuje, pozwala reperować uszkodzone jednostki. Automatycznie jest tu dokonywane również uzupełnianie stanu amunicji. To istotny element zabawy – nieprzygotowany, lub mniej doświadczony gracz, będzie z tego powodu często przegrywał. Zawsze można co prawda taranować wrogie jednostki, ale przeważnie nie przynosi to oczekiwanego efektu. Gracz musi dbać o swoje budynki, gdyż w przypadku ich utraty może pożegnać się z wygraną. Przy okazji warto co nieco powiedzieć o interfejsie obsługi. Jest on bardzo niewygodny, banalne czynności w stylu zaznaczania konkretnego składu przychodzą tu z wielkim trudem. Przeważnie nie toleruję kopiowania pomysłów, ale w przypadku „Locolandu” niejednokrotnie irytowało mnie to, że producenci nie wykorzystali wypróbowanych już w setkach innych RTS-ów skrótów klawiaturowych, czy pasków z przyciskami. W rezultacie gracz musi się wielu rzeczy uczyć od zera, inne są w ogóle niedostępne. Kampania nie jest przesadnie urozmaicona. Niemal wszystkie zadania sprowadzają się do wybicia wrogich jednostek, ewentualnie zburzenia wybranych konstrukcji. Z ciekawszych zadań warto wymienić misję z ogromnymi robalami i ich królową, której trzeba się oczywiście pozbyć, a także etap, w którym przeciwnik korzysta z arsenału nuklearnego.
Część z Was powinna się już domyślić, że na planszach nie pojawiamy się sami :-) Wrogie nam obiekty można generalnie podzielić na trzy grupy. Niemal zawsze stajemy w szranki z równorzędnym, lub (częściej) dysponującym większymi siłami, przeciwnikiem. Podobnie jak my, do walk używa tylko i wyłącznie lokomotyw. Cała zabawa sprowadza się do pozbawienia go surowców, a w dalszej perspektywie fabryk, tak aby nie mógł produkować, czy nawet reperować, swoich oddziałów. Na niektórych planszach pojawiają się przeszkadzajki - mogą to być na przykład ogromne kolce utrudniające przejazd. Lokomotywa, która złapie się w taką pułapkę, jest praktycznie stracona. W dalszej części gry za skórę zachodzą również lokalne żyjątka. Bardzo często można się ich pozbyć dopiero po zastosowaniu odpowiedniej taktyki. Przykładowo, na ogromne muchy skuteczne są wyłącznie działka przeciwlotnicze. AI komputerowych wrogów stoi na zadziwiająco wysokim poziomie, przez co mogą oni sprawiać spore problemy (już na średnim stopniu trudności) nawet bardziej doświadczonym graczom. Komputer lubi atakować z kilku stron, a w przypadku widocznej przewagi sił wycofuje swe jednostki do baz. Wraca tam również w celu zreperowania zniszczonych działek. Sporym utrudnieniem jest to, że mapy, na których rozgrywają się kolejne misje, są bardzo małe. Dość często dochodzi więc do sytuacji, w których nie ma nawet gdzie rozmieścić swych jednostek, gdyż niebezpiecznie zbliżają się one do bazy wroga. Jakby tego było jeszcze mało, podległym lokomotywom zdarza się zacinać w otoczeniu. Spory problem sprawia im poruszanie się po torach, po których niedawno przemieściła się inna jednostka, a także odczepianie niepotrzebnych wagonów... Chociaż to jest już raczej zasługa nieudolnego interfejsu.
Oprawa wizualna „Locoland” mnie osobiście zupełnie nie przypadła do gustu. Na pierwszy rzut oka gra sprawia wrażenie tytułu robionego z myślą o najmłodszych użytkownikach komputerów. Na szczęście kolejne misje są już nieco lepsze. W niektórych miejscach brakuje możliwości przybliżenia obrazu. Zaznaczenie właściwej jednostki, szczególnie w przypadku oddziałów skoncentrowanych w jednym miejscu, może sprawić trochę problemów. Całkiem przyzwoicie wykonano natomiast wybuchy. Szczególnie docenia się je w dalszych misjach, gdy do eksplozji dochodzi praktycznie na każdym kroku. Na koniec warto jeszcze wspomnieć o przesadzonej widoczności (a raczej jej braku) w nocy. Warstwa dźwiękowa prezentuje zbliżony poziom do całej reszty. Utwory muzyczne początkowo nie przeszkadzają, ale już po godzinie nudzą, odgłosy bitwy są co najwyżej poprawne. Niezaprzeczalnym atutem gry są niskie wymagania sprzętowe, ale przy takiej jakości grafiki (zapraszam do galerii), nie powinno to nikogo dziwić. Obiecałem wrócić jeszcze do kwestii lokalizacji gry. No cóż, nie wygląda to najlepiej. Niektóre zdania z odpraw rozbawiły mnie do łez, i wygląda na to, że nikt nie raczył ich nawet sprawdzić. Oto dwa najlepsze przykłady: „Zbudowali fort, w którym trzymają swój łup przed przewiezieniem go do stolicy”, „Nie zniszczysz ich za pomocą tylko tych sił, które już posiadasz. Ale w mieście obok jest stacja, w której możesz produkować pojazdy oraz warsztat, służący do ich naprawy oraz uzupełniania uzbrojenia”. Jest to tym bardziej dziwne, że tak naprawdę niewiele rzeczy należało przetłumaczyć.
„Locoland” był najprawdopodobniej tworzony z myślą o młodszych graczach. Obawiam się jednak, że mogą oni polec już po 2-3 misji. Starsi gracze pozostaną natomiast przy swoich sprawdzonych tytułach, które nie wymagają wielogodzinnych bojów z interfejsem obsługi. „Locoland” może natomiast zainteresować niektórych miłośników kolei, ale tylko tych, którzy nie mieli jeszcze okazji zagrać w trzecią część „Railroad Tycoona”.
Jacek „Stranger” Hałas
PLUSY:
- niskie wymagania sprzętowe
- trzeba wysilić szare komórki
- niezłe AI komputerowego przeciwnika
MINUSY:
- kiepska grafika
- okropny interfejs obsługi
- brak multiplayera i Sandboxa
- nuda!
- „jakość” polskiej wersji