autor: Jakub Kowalski
Larry 7: Miłość na Fali - recenzja gry
Po długim czasie oczekiwania polscy gracze wreszcie mogą zagrać w ostatnią część kultowej serii Larry. Jak sprawił się Jerzy Stuhr i zespół lokalizacyjny CD Projektu? Czy autorzy nie przesadzili z poziomem trudności i czy gra zestarzała się w ciągu 3 lat?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Słynna seria gier firmy Sierra Online sięga początków popularności komputerów budowanych w architekturze PC. Pierwsze gry spod znaku niepoprawnego nieudacznika Larry’ego pojawiły się w czasach, gdy o karcie VGA jeszcze nikt nie słyszał, a większość populacji graczy komputerowych korzystała z produktów firm Commodore i Atari – w tych czasach pecety dysponowały dużo gorszymi możliwościami muzycznymi i graficznymi niż Amiga czy Atari ST. Faktem jest jednak, że pierwsza część Larry’ego odniosła spory sukces na ubogim jeszcze wtedy rynku pecetowym i zaowocowała najdłużej chyba ciągniętą serią przygodówek w całej historii gier na blaszaka. Należy tu wspomnieć, że pierwsze gry serii nie oferowały graficznego interfejsu – innymi słowy aby wykonać jakąś czynność, należało wpisać ją z klawiatury. Graczom pamiętającym Hobbita czy inne tekstowe gry przygodowe zapewne łezka kręci się w oku na wspomnienie długich poszukiwań czasownika lub rzeczownika, który zostałby właściwie zrozumiany przez program... Także dla tych graczy przygotowano jeden element w najnowszej części Larry’ego - ale o tym później. Seria Larry ewoluowała wraz z rozwojem możliwości sprzętowych – w Larrym 5 po raz pierwszy Sierra zdecydowała się na wprowadzenie interfejsu graficznego i pełnej obsługi myszy, Larry 6 to rozwinięcie tego pomysłu, zaś Larry 7 to jego ukoronowanie, wraz z małymi ukłonami w stronę historycznych pierwszych trzech części gry. Nie wspominam tu o Larry 4, z tego prostego powodu, iż nigdy gry tej nie było – podczas prac nad Larrym 4 wystąpiły tarcia pomiędzy Sierrą a głównym projektantem serii – Alem Lowe i program nigdy nie powstał. Na szczęście obie strony doszły do porozumienia, ale postanowiono czwartej części gry nadać numer piąty, co spowodowało, iż Larry 7 wcale nie jest siódmym odcinkiem serii (swoją drogą doskonałe pytanie do podchwytliwych konkursów...).
Larry 7 na polskim rynku pojawił się z olbrzymim opóźnieniem, nie wiem niestety jakimi czynnikami spowodowanym. Faktem jest jednak, że polski dystrybutor gry postarał się o zacne wynagrodzenie graczom długiego okresu oczekiwania i stworzył chyba najlepszą lokalizację na wprawdzie niewielkim, ale coraz lepiej radzącym sobie rynku gier komputerowych w Polsce. Do roli Larry’ego udało się pozyskać jednego z najbardziej charakterystycznych polskich aktorów – Jerzego Stuhra, zaś pani kapitan Kasi – głównemu ‘celowi’ naszej rozgrywki - swojego zmysłowego głosu użyczyła Kasia Figura. Stuhr wywiązał się ze swego zadania wzorowo – chociaż przez dłuższy czas słysząc jego głos widziałem przed oczami niezapomnianego Maksia z ‘Seksmisji’, to obecnie wydaje mi się, że nie ma aktora lepiej potrafiącego dopasować barwę i tembr głosu do postaci życiowego nieudacznika, a przy okazji nałogowego kobieciarza jakim jest Larry. Katarzyna Figura ma mniejsze pole do popisu, jej głos słyszymy praktycznie tylko na samym początku i samym końcu gry – szkoda, że tak mało.
Jeśli chodzi o samą jakość spolszczenia, to robota wykonana przez tłumaczy nie pozostawia miejsca na krytykę – wszystkie dialogi przełożono z polotem i wdziękiem, niestety z paroma hermetycznymi dowcipami (jak choćby z kwestią ‘bobra’, w którą nie będę się zbytnio zagłębiał...) nie poradzono sobie, bo taka możliwość nie istniała ze względu na idiomatyczność niektórych angielskich zwrotów. Na szczęście wyrażeń tego typu nie jest w grze zbyt dużo i nawet one nie są w stanie zakłócić doskonałego obrazu lokalizacji stworzonej przez zespół tłumaczy. Muszę jednak lekko skarcić grupę zajmującą się betatestingiem gry – kilkanaście (!) razy zauważyłem w Larrym 7 PL irytujące literówki, których nie wyłapała korekta. Mała rzecz, ale potrafi bardzo zdenerwować, bo sugeruje niechlujność.
Grafika w Larrym 7 zdążyła się już do roku 2000 niestety zestarzeć – w wielu sytuacjach postacie mają zbyt mało klatek animacji, także tak zwane cut-scenes, czyli przerywniki filmowe, wyświetlane są w przeplocie (co drugą linijkę). Spowodowane jest to pierwotnymi wymaganiami sprzętowymi, które kilka lat temu, kiedy gra była po raz pierwszy wydawana, i tak były wysokie. Współczesne komputery mogą udźwignąć dużo większe obciążenie, ale nic na te ułomności w grafice nie da się poradzić (no, chyba, że Sierra zdecyduje się wydać wersję podrasowaną do współczesnych wymogów, ale na razie chyba się na to nie zanosi). Niemniej jednak grafika jest przeurocza, a wszelkie krągłości pań pokazywanych na ekranie (wszak o panie tu przede wszystkim chodzi) ogląda się miło i bez zakłóceń.
Muzycznie i dźwiękowo Larry 7 PL stoi na przeciętnym jak na współczesne czasy poziomie, choć niestety brakuje jakiegoś motywu przewodniego, który zostawałby graczowi w głowie po skończeniu grania. Hawajskie rytmy podkreślają sielankowość całej zabawy i nie stresują gracza, a właśnie rozluźnienie to jedna z ważniejszych cech tego typu gier.
Najnowsza część serii Larry stawia nam za cel, jak zwykle zresztą, zdobycie jakiejś pani, przy okazji oczywiście umożliwiając samemu głównemu bohaterowi zabawę z jeszcze paroma osobniczkami płci pięknej. W siódmej odsłonie gry główną ‘bohaterką’ staje się pani kapitan statku wycieczkowego, na który trafił Larry, kobieta tak atrakcyjna, że o tygodniowy pobyt w jej kajucie urządzane są między pasażerami rozmaite konkursy. Nie muszę dodawać, że konkursy same w sobie nie są zbyt mądre, ale taki już urok tej serii. Pomimo pozornie głupawych założeń, uważam, iż Larry 7 to gra o naprawdę doskonale napisanym scenariuszu, pozostającym w całkowitej zgodzie z poprzednimi częściami gry, gdzie pomysły były na ogół logiczne, choć wymagały dość dużego obycia z grami przygodowymi. Nie inaczej jest tym razem – niektóre czynności nie są aż tak oczywiste, jak można by się po nich spodziewać i wierzę, że niejeden gracz zatnie się w Larrym 7 na dobre. Na szczęście na każde rozwiązanie da się w końcu wpaść, choć nieobyci z przygodówkami gracze mogą mieć spore problemy, jako że od samego początku mamy dostęp do niemal wszystkich pomieszczeń zaimplementowanych w grze. Odróżnia to Larry 7 od produkcji w stylu Broken Sword, gdzie graczowi przedstawiano najpierw problem i pozostawiano możliwość poruszania się po kilku lokacjach oraz znalezienia tylko kilku przedmiotów. Po skutecznym uporaniu się z zagadką gracz rzucany był na kolejny teren – ponownie tylko kilka screenów. Larry 7 jest zupełnie inny. Przez pierwszą godzinę (a może nawet kilka godzin – kto wie...) przyjdzie nam włóczyć się po statku w poszukiwaniu niezbędnych do przeprowadzenia jakiejś czynności przedmiotów. Gdy jednak zwiedzimy już cały statek, zbierzemy co się da oraz porozmawiamy ze wszystkimi, rozwiązania narzucą się same. Do Larry 7, podobnie jak do większości przygodówek, potrzebna jest niesamowita cierpliwość, ale satysfakcja z rozwiązania danej zagadki jest nieporównywalnie większa niż we wspominanym przeze mnie już Broken Swordzie.
Interfejs w grze jest dziwny, choć przemyślany – po krótkiej chwili walki z przyzwyczajeniami nabytymi w innych grach tego typu całkowicie i bez problemów przestawiłem się na rozwiązanie zaproponowane przez Sierrę. Wspomnę też o jednym elemencie całkowicie już w grach komputerowych niespotykanym – mianowicie przy operowaniu każdym przedmiotem występuje możliwość (a w paru wypadkach nawet konieczność) wpisania z klawiatury jakiegoś specyficznego polecenia – po szczegóły odsyłam do naszego poradnika. Element ten sprawił mi sporą frajdę, choć muszę przyznać, że w języku polskim występuje stanowczo zbyt dużo określeń, czy wręcz samych czasów i trybów czasowników, aby rozwiązanie to nie sprawiło kłopotów. Szczególnie zeźliła mnie sytuacja, gdy komputer nie zrozumiał wpisanego z klawiatury słowa ‘pchnij’, ale ‘popchnij’ już tak...
Na koniec pozostawiłem sobie najtrudniejsze pytanie – dla kogo właściwie przeznaczona jest gra Larry 7? Koszarowy humor może śmieszyć młodszych, ale przy przeładowaniu gry elementami i skojarzeniami erotycznymi sprawia, że nie zrozumieją oni do końca wszystkich smaczków... Gracze starsi z kolei wymagają bardziej wybrednych dowcipów, niż kąpielówki z trąbą słonia. Generalnie nie widzę grupy, do której Larry 7 byłby adresowany – i to jest chyba największa słabość tej gry.
Cubituss