autor: Krzysztof Marcinkiewicz
Jurassic Park: Operation Genesis - recenzja gry
Kolejny przedstawiciel popularnej idei Tycoonów. Cel jaki przyświeca graczowi w Jurassic Park: Project Genesis to nic innego jak stworzenie przynoszącego jak najwyższe zyski parku rozrywki, w którym główną atrakcją są waśnie dinozaury.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Jurassic Park: Operation Genesis
Kiedy w 1993 roku Steven Spielberg zorganizował premierę swojego nowego i nowatorskiego zarazem filmu pod tytułem Park Jurajski, nie spodziewał się, że odniesie on aż tak ogromny sukces. Pod względem efektów specjalnych był to niesłychany przełom, jednak warstwa fabularna obrazu została różnie przyjęta. Ekranizacja książki Michaela Crichtona zarobiła jednak wystarczającą ilość pieniędzy, aby Spielberg podjął się realizacji kolejnej części. Niektórzy uważają sequel za słabszy od pierwowzoru, inni z kolei są jeszcze bardziej zachwyceni. W międzyczasie ukazywały się różne komputerowe adaptacje tych filmów. Żadna z gier nie spotkała się z większą sympatią graczy. O dziwo najcieplej przyjęty został Trespasser – gra przełomowa w dziedzinie możliwości i interakcji z otoczeniem, ale całkowicie spóźniona, jeśli chodzi o oprawę graficzną. Niedawno na ekranach kin mogliśmy oglądać trzecią część Parku Jurajskiego, tym razem nie mającą wiele wspólnego ze Spielbergiem (zajął się on tylko produkcją tego obrazu). Nikt nie wierzył w sukces filmu, a jednak, dzięki reżyserowi Joe Johnsonowi i jego nowemu spojrzeniu na tę tematykę, Stany Zjednoczone ponownie zwariowały na punkcie dinozaurów. Do kasy wytwórni filmowej Spielberga zaczęły napływać kolosalne ilości pieniędzy. Temat znów się sprzedał, więc trzeba kuć żelazo, póki gorące. Oprócz pisania scenariusza do czwartej części Parku Jurajskiego (którego reżyserią ponownie zajmie się Johnson), ruszyły też prace nad grą komputerową. Grą zupełnie inną od tych, jakie do tej pory wydano w realiach parku Crichtona. Tym razem, zamiast gry akcji zdecydowano się na strategię ekonomiczną. Będziemy zarządzać parkiem jurajskim niczym sam John Hammond. O tym, jaka to będzie gra, wiele spekulowano. Dzisiaj nastał kres wszelkim domysłom i niedomówieniom. Teraz każdy będzie mógł zbudować własny park jurajski. Jurassic Park: Operation Genesis trafiło do sklepów, a poniższy artykuł pomoże Wam podjąć decyzję, czy warto wydać pieniądze na ten tytuł!
Budowlanka dla ubogich
Udajemy więc, że jesteśmy Johnem Hammondem, wierzącym w sukces Parku Jurajskiego pod względem ideologicznym i komercyjnym. Rozpoczynamy naszą zabawę od selekcji wyspy, na której wybudujemy nasz własny Park. Jest to o tyle fajne, że możemy wpływać na jej ukształtowanie oraz, po części, florę i faunę. Dzięki szeregowi suwaków możemy ustalić kształt i wielkość lądu, a także nasycenie gór, rzek i zbiorników wodnych. Wszystko zostało ograniczone do absolutnego minimum, dzięki czemu nawet autystyczne wnuki Hammonda byłyby w stanie wygenerować sobie swoją ulubioną wyspę. Kiedy już mamy ten proces za sobą, przyjdzie kolej na kwintesencję Operation Genesis: pora budować Park! W tym momencie gra bardzo zaczyna przypominać serię Theme Park, której najnowszą edycję mogliśmy kupić jakiś czas temu.
Budowę zaczynamy od postawienia bramy głównej i pierwszych atrakcji. Z początku jest ich niewiele, ale wraz z rozwojem gry ta liczba nieco się zwiększy. Oczywiście, jeśli o to zadbamy. Następnie zaczynamy stawiać kolejne obiekty, do których musimy dobudować drogę i do kas, i do wyjścia, aby turyści mogli w pełni z nich korzystać. Z dostępnych i bardzo skromnych (jak to na początku gry) funduszy musimy stworzyć Park, którym zachwycać się będzie współczesna, zblazowana i zepsuta klientela. Aby wydębić od nich pieniądze, nie wystarczy podnieść ceny biletów do horrendalnych wielkości, tylko trzeba zadbać o atrakcyjność naszego ośrodka. Wieże widokowe, budki z fastfoodami i pamiątkami oraz, przede wszystkim, ośrodki dla dinozaurów. Ludzie chcą je zobaczyć, chcą się im przyglądać, chcą się nimi zachwycać! To nasze główne zadanie w Operation Genesis. Z początku laboratoria i wylęgarnie nie dysponują zbyt pokaźnymi ilościami DNA i innymi danymi, niezbędnymi do wyhodowania dinozaurów. Jeśli nie dofinansujemy wypraw badawczych, których celem będzie odnalezienie pozostałości sprzed milionów lat, zawierających dane DNA wymarłych zwierzaków, wówczas nasz Park szybko znudzi się klientom. Zaczną z niego uciekać w popłochu, by zepsuć nam reputację w świecie zewnętrznym. Finansowanie takich ekspedycji jest jedynym sposobem na zyskanie nowego materiału DNA, dzięki któremu nasz Park wzbogaci się o przedstawicieli nowych gatunków dinozaurów.
Spielberg uczył, że dinozaury lubią rozrabiać
Cały czas musimy pamiętać, że dinozaury (nawet te roślinożerne) mogą być niebezpieczne dla odwiedzających nasz Park. Dlatego właśnie wszelkie ośrodki, w których hodować będziemy nasze stworzenia, muszą być otoczone kratami pod wysokim napięciem. Filmy co prawda pokazały, że dinozaury znajdują sposoby na pokonanie takiej przeszkody, jednak w grze jest to jedyny sposób na pseudokontrolę nad nimi. Musimy dbać jednak nie tylko o ogrodzenie, ale także o dostęp dinozaurów do wody i żywności, bez których szybko zaczną nam zdychać. Swoją drogą karmienie mięsożernych dinozaurów spotyka się w grze z sympatią klientów. Nie ma to jak zgromadzenie klientów przed ośrodkiem drapieżników w porze karmienia i wpuszczenie do środka grupy zwierzątek, które za chwilę zostaną brutalnie pożarte. Publika lubi takie drastyczne sceny. Oczywiście nie można popadać w przesadę, gdyż nasz Park uzyska reputację bardzo krwawego i nieprzyzwoitego, co negatywnie odbije się na portfelu firmy.
Oprócz finansowania ekspedycji naukowych, wymyślania nowych atrakcji turystycznych i konstruowania ich, ważny jest jeszcze porządek w Parku. Pamiętać trzeba o toaletach, do których klienci muszą mieć łatwy dostęp. Ważni są także sprzątacze, którzy będą czyścić po klientach. Niezbędna jest także sieć tras, po których turyści mogą zwiedzać nasz park. Oprócz tradycyjnych ścieżek, w Operation Genesis zastosowano także możliwość zwiedzania Parku w jeepach (czyli dokładnie tak, jak to było w filmie), a także za pośrednictwem specjalnych balonów. Warto dodać, że odpowiednia struktura trasy pieszej, samochodowej i powietrznej sprawi, że ten sam klient zechce trzy razy zwiedzić Park, za każdym razem inną metodą. A to, jak wiadomo, równa się dodatkowym profitom z jednego portfela.
W każdym momencie możemy śledzić poczynania naszych klientów. Po kliknięciu na dowolnego z nich, kamera wycentruje się na danej postaci i będzie za nią podążać. U góry ekranu pojawią się także specjalne ikonki, które informują nas o zadowoleniu klienta z atrakcji naszego parku, a także o tym, czy jest znużony, zmęczony i głodny. W ten sposób otrzymujemy namiastkę informacji i bazując na tych skromnych danych, możemy podjąć decyzję o rozbudowie naszego ośrodka tak, aby klienci byli z niego jeszcze bardziej zadowoleni.
Bij dinozaura w tępą mordę!
Może się zdarzyć i tak, że dinozaury – zupełnie jak te w filmie – wkurzą się i wykorzystają najbliższą okazję do tego, by wyrwać się spod jarzma kierownictwa parku. Jeśli uprzednio nie zadbaliśmy o dobry system kamer, dzięki którym szybko moglibyśmy zlokalizować zagrożenie ze strony zwierząt, lub nie zatrudnimy odpowiedniej ilości uzbrojonych Rangerów, wówczas możemy mieć kłopoty. Jeśli się zdarzy, że dinozaury zaczną siać spustoszenie w tłuszczy turystów, wówczas szybko trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Dzięki specjalnym śmigłowcom możemy latać nad naszym Parkiem i korzystając z karabinu, rozwalać dinozaury bądź próbować je tylko uśpić, by później przetransportować z powrotem do odpowiedniego ośrodka. Ten sam efekt możemy osiągnąć za pomocą jeepów i wyszkolonych Rangerów. Zdecydowanie jest to bardzo dobry uatrakcyjniacz dosyć monotonnej części ekonomicznej gry. Ratowanie uciekających w popłochu turystów albo eliminacja polujących na siebie drapieżników dostarcza wiele rozrywki. Takich sytuacji może być wiele i mogą się one od siebie bardzo różnić. Wyspy tropikalne mają to do siebie, że lubią być odwiedzane przez mniejsze bądź większe tajfuny. Takie swoiste El Ninio może zrównać z ziemią cały Park. Dinozaury będą szaleć na wolności, a turyści, którzy przeżyli tajfun, będą przeklinać Boga, że nie wykończył ich od razu, tylko pozostawił na żer krwiożerczym dinozaurom. Zapanować wówczas nad wyspą będzie bardzo ciężko, ale dzięki takim kataklizmom gra nabiera smaczku i wprowadza świeży powiew do stęchłej atmosfery utrzymywania wybudowanego i zadbanego Parku.
Nie wszystko złoto, co się świeci
Wspomniałem, że wątek ekonomiczny jest monotonny. Spowodowane jest to dosyć ubogą (w porównaniu do Theme Park, czy RollerCoaster Tycoon) ilością atrakcji turystycznych. Doświadczeni gracze, dla których powyższe tytuły to pestka, w mgnieniu oka wybudują to co można i zaczną się nudzić. Mniej doświadczonym zajmie to trochę więcej czasu, ale w gruncie rzeczy prędzej czy później każdy stanie przed tym samym problemem – co robić dalej, żeby było ciekawie? To jest największy problem Operation Genesis. Dosyć szybko wybudujemy co możemy, zadbamy o porządek, sprawną infrastrukturę i jakoś będziemy sobie radzić z wybrykami dinozaurów. Ale co robić dalej? Szkoda, że twórcy gry nie odpowiedzieli sobie na to pytanie. Można co prawda wykonywać misje, których przygotowano w sumie tuzin, ale na dłuższą metę wszystkie sprowadzają się do tego samego. Liniowość misji, pomimo ich początkowej (i powierzchownej) różnorodności, dobije każdego.
Problematyczna jest też oprawa graficzna. Na szczęście Operation Genesis funkcjonuje poprawnie już na P3 500, chociaż przy bardziej rozbudowanych wyspach silnik nie wytrzymuje i zaczyna skakać. Z grafiką problem jest taki, że im bardziej oddalamy perspektywę, tym ładniej gra wygląda. Kłopot w tym, że w ten sposób nie nacieszymy się ani swoim parkiem, ani nie będziemy w stanie go kontrolować. Im większe zbliżenie, tym gra się staje brzydsza. Flora wygląda obleśnie, a obiekty są nienajlepszej jakości. Jedynie dinozaury są w miarę sensowne. Zresztą, z perspektywy czasu, oglądanie żyjących własnym życiem dinozaurów jest chyba głównym celem gry. Dzięki możliwościom zbliżania, oddalania i obracania kamery możemy w pełni podziwiać wyczyny gadów, nad poczynaniami których gracz nie ma żadnej kontroli. Z definicji zwierzęta miały być nieobliczalne i zaskakiwać swoim zachowaniem. W pewnym sensie autorzy chcieli stworzyć kanał National Geographic, ale trochę im nie wyszło. Już po kilku minutach każdy zauważy schematyczność w postępowaniu dinozaurów i będzie mógł przewidywać ich dalsze posunięcia. Jak widać programistom szkoda było zaśmiecać kod gry większą ilością zachowań i jakimś generatorem losowych zachowań. Producenci chcieli sprawić, aby gracz godzinami gapił się w monitor i podziwiał życie wirtualnych dinozaurów. Może to wpływ The Sims na życie producentów? W każdym razie oglądanie dinozaurów nie jest takie fajne, jak podziwianie życia Simów. Uwagę gracza przykuwać będą jedynie te sceny z życia dinozaurów, które są bardzo drastyczne: zabijanie turystów, walki między sobą itp. Kłopot w tym, że dzisiejsi gracze nie są już jak te Lemmingi z gier Psygnosisu i na byle chałturę nabrać się nie dadzą. Bardzo szybko dostrzeżemy ograniczenia i monotonię w możliwościach zwierząt.
Wspomnieć trzeba też o najlepszym, ale wcale nie najważniejszym aspekcie Jurassic Park: Operation Genesis, mianowicie o oprawie dźwiękowej. Same odgłosy pracy Parku są w porządku i nie mam do nich zastrzeżeń. Na specjalną uwagę zasługuje natomiast muzyka, która jest zlepkiem najciekawszych motywów ze wszystkich trzech wydanych jak dotąd filmów z serii Jurassic Park. Muzyka w większości jest autorstwa Johna Williamsa, tego samego, który stworzył soundtracki do Gwiezdnych Wojen. Miłośnicy filmów poczują się w Operation Genesis jak w domu.
Jeśli jesteś Lemmingiem musisz kupić JPOG!
Jurassic Park: Operation Genesis bardzo mnie zawiódł. Od dłuższego czasu oczekiwałem na tę grę. Publikowane screeny były zachęcające. Zapowiedzi prasowe sugerowały, że będziemy mieć do czynienia z pewnego rodzaju przełomem w dziedzinie gier ekonomicznych. Właściwie większość obietnic została spełniona, jednak grywalność pozostawia wiele do życzenia. Od gry wieje po prostu nudą i to już po pierwszym kwadransie. Owszem, jest kilka elementów JPOG, dla których warto w nią zagrać, ale żeby od razu wykładać na ten tytuł pieniądze - to lekka przesada. Chyba że kogoś stać na taki „szybki numerek”, bo nic więcej ten tytuł sobą nie reprezentuje. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że za rok, może dwa, gdy na ekrany kin wejdzie film Jurassic Park 4, niesmak po Operation Genesis dawno przeminie. Ale o to akurat możemy być spokojni, wytwórnia Spielberga zadba, aby w międzyczasie ukazało się jeszcze kilka gier z jego dinozaurami. Statystyka sugeruje kolejne gnioty, ale bądźmy optymistami i miejmy nadzieję, że kiedyś ktoś wyhoduje taką grę z serii Jurassic Park, na punkcie której wszyscy zwariujemy. Operation Genesis taki nie jest i jedyne emocje, jakie nam dostarczy, to złość, że wydaliśmy pieniądze na grę, którą po kwadransie możemy wyrzucić do śmietnika! Czy wy też macie wrażenie, że ostatnio wydawane gry są robione dosłownie po łebkach, byle jak i byle szybciej? Ale to już temat na zupełnie inny artykuł...
Krzysztof „Kokosz” Marcinkiewicz