Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 marca 2003, 11:50

autor: Włodarczak Adam

Indiana Jack - recenzja gry

Indiana Jack to nowa gra platformowa firmy Techland, w której wcielamy się w odważną małpkę pragnącą pokonać nikczemne zło. Aby dotrzeć do Czarnoksiężnika, Indiana musi przebyć drogę przez tuzin niebezpiecznych krain.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Społeczeństwo graczy staje się coraz szersze. Dolna granica wieku obniża się z roku na rok, najmłodsze szkraby zabierają się za granie. Rzecz, która byłaby nierealna jeszcze dziesięć lat temu, dzisiaj stała się rzeczywistością. Trzy, cztery lata – od tego wieku zaczyna się przygoda z światem wirtualnej rozrywki.

Nowa grupa graczy stawia nowe wyzwania producentom gier komputerowych. Co chwila powstają nowe produkcje, skierowane do najmłodszych maniaków. Jedną z ostatnich gier z tej kategorii jest twór wydany przez Techland, gra zręcznościowa – Indiana Jack.

Dawno, dawno temu... Ziemia była krajem miodem i mlekiem płynącym. Nie było żadnych wojen, żadnych konfliktów. Zwierzęta żyły w pełnej zgodzie z naturą. Po prostu, cud, miód i orzeszki. Nagle ład i harmonię przerywa przybywający z innych światów zły Czarnoksiężnik. Korzystając ze swoich czarnych mocy rzuca zaklęcie na cały świat zwierzęcy. Przeżywa tylko jedna sympatyczna małpka imieniem Indiana Jack zwana. Dobroduszne zwierzątka przeobrażają się w złe, śmiercionośne potwory... Jedyną nadzieją na ocalenie świata jest właśnie Indiana...

Fabuła dość mało skomplikowana i mało interesująca. Przykład stereotypu walki dobra ze złem. Głównym zadaniem Indiany jest znalezienie czterech mistycznych artefaktów, które umożliwią przepędzenie zła. Nie wybrzydzając za dużo przyjrzyjmy się bliżej samej grze, bo jak powszechnie wiadomo nie samym scenariuszem człowiek żyje.

Wytrawni gracze z pewnością pamiętają znaną i popularną grę platformową – Rayman. Wciągająca zręcznościówka, z ładną grafiką, dobrą fabułą. Zdaje się, że nasz polski Techland chce powtórzyć historię i śladem Ubi Softu zamierza zagarnąć cześć rynku platformówek. Są to jednak tylko plany, których – niestety - nie udało się w pełni zrealizować.

Rozpoczynamy od dość schludnie stworzonego menu. Sympatyczna małpka u góry, animowane teksty poniżej. Wpisujemy nazwę profilu i rozpoczynamy grę, która jest delikatnie mówiąc.. nudna. Przez cały czas naszym nadrzędnym celem jest zasuwanie naprzód, koszenie napotkanych stworów oraz zbieranie różnych dziwacznych przedmiotów. Ten schemat towarzyszy nam przez całą (tak – całą!) grę. Biegniemy, biegniemy... i ciągle biegniemy. Co kilka sekund przed nami pojawia się jakieś sympatyczne zwierze. Musimy się z nim bezlitośnie rozprawić – rzut bananem, prawy sierpowy bądź skok na głowę danego stwora – w ten sposób można nieprzyjacielowi odebrać jakże cenne życie. Gdy uda się już zadać śmiercionośny cios, wspomniane wcześniej zwierze „ulatnia” się. Zero krwi, zero scen agonii – jest to całkiem zrozumiałe, gdyż jak już pisałem wcześniej, gra jest przygotowana dla najmłodszych. Co ciekawe, te wszystkie pingwiny, jeże, bociany i inne urocze stworzenia, wyglądają jakby chciały się z nami pobawić, a nie nas skrzywdzić. Niestety, świat jest brutalny i to my musimy uśmiercić napotkane istoty. W przeciwnym wypadku, te na pozór mile wyglądające zwierzaki zrobią nam krzywdę. Szkoda, że głównym motywem jest zabijanie (co prawda w miłej „oprawie”, ale faktem jest, że aby przeżyć, musimy krzywdzić inne istoty), co niezbyt pozytywnie wpływa na psychikę naszych pociech.

Pędzimy cały czas dalej, likwidujemy napotkane stwory. Poza tymi czynnościami musimy dodatkowo uwalniać uwięzione dusze zmarłych zwierząt. Robimy to poprzez niszczenie skrzyń (trafiają się także pudła z niespodziankami, jak na przykład dodatkowa „amunicja”). Do naszych zadań należy również zbieranie różnorakich przedmiotów – głównie apteczek, pozwalających przeżyć więcej ataków wroga. Kolekcjonujemy także specjalne „maski” – jeżeli w danym poziomie nie zbierzemy odpowiedniej ilości tychże „zasłon”, powtarzamy całą planszę. Maski te znajdujemy w skrzyniach, które nieraz są sprytnie ukryte, np. za niepozornie wyglądającym drzewem. Jest to trochę denerwujące, gdyż opcja ponownego rozgrywania tej samej lokacji jest dość mocno przytłaczająca. Najgorsze jest to, że czasem zdarzy się rozegrać ten sam poziom po dwa, a nawet trzy razy. Drażniło to mnie, zdenerwuje i młodych graczy.

Jeśli mowa o poziomach. Sprawa wygląda raczej marnie. Co prawda autorzy chwalą się, iż do naszej dyspozycji oddane zostało aż (tylko?) 10 odmiennych, różnych, kolorowych „światów”, ale w rzeczywistości tak różowo wcale nie jest. Poziomy poza odmienną kolorystyką oraz innym układem nie różnią się dosłownie niczym. Co z tego, że biegają inne stwory, raz na trawie, raz na śniegu – to wszystko jest bliźniaczo podobne. Grając, odnosi się wrażenie, że stoimy w miejscu. Zabijanie i bieganie po planszach do złudzenia do siebie podobnych, jest niezwykle nużące. Zero emocji, zero satysfakcji. Nie ma elementu napięcia, ciekawości „co to będzie dalej”. Być może pięcio, dziesięcioletnim dzieciakom to wystarczy, ale starszych, bardziej wymagających graczy takie monotonne rozwiązanie nie zadowoli - wręcz przeciwnie – spowoduje swego rodzaju niesmak. Wprawdzie wciskanie klientowi odświeżonego kotleta (a tak nazwać można lekko zmodyfikowane mapki) nie jest mile widziane.

Nie dość, że plansze są wtórne, to dodatkowo można je ukończyć w bardzo krótkim czasie. Całą grę bez problemów można przejść w przeciągu jednej doby, co w środowisku graczy traktowane jest nienajlepiej. Zabawę można sobie wydłużyć zmianą poziomu trudności. „Trudny” różni się od „łatwego” głównie tym, że nasza małpka Indiana jest mniej odporna na uderzenia zwierzaków oraz tym, że przyjdzie nam walczyć z większą ilością wrogo nastawionych osobników. W efekcie do każdego poziomu musimy się bardziej przyłożyć, przeciwnik łatwiej nas może zabić, co nadprogramowo wydłuża czas gry. To sztuczne wydłużanie godzin rozgrywki nie zadowoli jednak rasowych graczy, bo także i na najwyższym poziomie grę można skończyć w jeden dzień. Po prostu zamiast jednej próby, będziemy musieli zagrać dwa, bądź trzy razy.

Niezwykle ważnym elementem w tego typu grach, jest odpowiednio przygotowany system sterowania. W Indiana Jack ta kwestia została zrealizowana stosunkowo dobrze. Nie miałem większych problemów z opanowaniem ruchów tytułowej małpki, aczkolwiek zdarzały się momenty, gdy z braku wyrachowania lądowałem w przepaści. Nie wiem czy to tylko braki w moich zdolnościach logistycznych, ale kilka razy zwyczajnie w świecie źle obliczyłem moment „lądowania”. Nie pozostało nic innego jak raz jeszcze rozpocząć grę...

Graficznie wszystko prezentuje się dobrze. Kolorowe krajobrazy, nieźle wyglądające zwierzaki mogą spodobać się nie tylko dzieciom, ale także i starszym graczom. Indiana Jack korzysta z silnika często ostatnio wykorzystywanego przez Techland w swoich produkcjach – Chrome. Ładne, płynne animacje są plusem dla tego tytułu. Praca kamery również nie pozostawia nic do życzenia. Cały czas towarzyszy nam widok „zza placów” Indiany. Oprawa audio stoi na stosunkowo dobrym poziomie, za co kolejny plus dla autorów.

Szkoda, że Techland nie przyłożył się bardziej do tej produkcji. Co prawda tytuły takie jak ten, tworzone są głównie z myślą pozytywnego odbioru przez dzieci, jednakże dobra gra – potrafiąca zainteresować również starszych graczy - powinna się cechować czymś więcej, niż Indiana Jack. Do takich produkcji jak Rayman tworowi Techlandu daleko.

Adam „Speed” Włodarczak

Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie
Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie

Recenzja gry

Nintendo w najnowszej odsłonie kultowego cyklu postanowiło zabawić się formułą i namieszać w kanonie. W Echoes of Wisdom to księżniczka Zelda ratuje świat przy pomocy własnego zestawu magicznych sztuczek - i wychodzi jej to bardzo dobrze!

Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe
Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe

Recenzja gry

Gdybym miał określić Astro Bota w trzech słowach, to powiedziałbym, że to szalenie przyjemna gra. Dlaczego? Bo przypomina nam o zręcznościowych korzeniach gier wideo, kiedy liczył się przede wszystkim fajny gameplay.

Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition
Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition

Recenzja gry

Okazuje się, że można sprzedać tę samą grę po raz czwarty, jeśli zrobi się to dobrze. Nintendo World Championships: NES Edition wciąga bez reszty, a aspekt rankingów online sprawia, że rywalizacja nabiera jeszcze więcej rumieńców.