autor: Borys Zajączkowski
Hugo: Wielka Ucieczka - recenzja gry
Hugo: Wielka Ucieczka jest kolejną grą wirtualną, gdzie rolę nadrzędnej postaci pełni sympatyczny troll imieniem Hugo - przyjaciel wszystkich dzieci i dorosłych, znany głównie z różnych programów telewizyjnych.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Z Hugo jest ciężka sprawa. Sympatyczny diabełek, maskotka sporej części dzieciaków z całego świata i już tylko przez to stanowi on klasę samą w sobie, pewną zamkniętą jakość. Dlatego gry komputerowe z jego udziałem oceniać łatwiej byłoby w porównaniu do gier z udziałem Myszki Miki lub Chipa i Dale’a, niźli gier komputerowych w ogólności. Jednak stworzenie pewnego symbolu, zaakceptowanej maskotki, czyli z drugiej strony lady patrząc: produktu o wyrobionej marce pociąga za sobą niebezpieczeństwo powstawania ciągot do upychania pod jego etykietką byle czego. I niestety w przypadku „Hugo: Wielkiej ucieczki” mamy do czynienia właśnie z zamkniętym w kolorowym pudełku, a nawet okraszonym nie najbrzydszą grafiką gniotem.
„Hugo: Wielka ucieczka” to klasyczna arkadówka, w której grające dziecko porusza się postacią diabełka po widzianym z góry labiryncie. Celem gracza jest zebranie trzech losowo rozrzuconych przedmiotów: dynamitu, lontu oraz detonatora, za których pomocą będzie w stanie wysadzić ścianę przegradzającą wyjście na zewnątrz. W zadaniu tym przeszkadzają mu wrodzy Kawachowie – plemię czcicieli rogów – którzy starają się nie dopuścić do ucieczki Hugo. Hugo bowiem został obrany przez nich na boga ze względu na swoje różki i nie ma takiej siły, która miałaby go z tego posterunku zwolnić.
Kawachowie biegają za Hugo po labiryncie, ciskają w niego magicznymi a wybuchającymi miksturami, rzucają strzałkami oraz sieciami. Sterowany przez gracza diabełek może im odpłacać pięknym za nadobne, gdyż jest w stanie posługiwać się tymi samymi broniami z tym wyjątkiem, że sieciami nie rzuca, lecz może uderzać biczykiem. Zapas amunicji może on uzupełniać za pomocą rozsianych po labiryncie bonusów. W analogiczny sposób Hugo regeneruje nadwątlone przez Kawachów zdrowie.
Labirynty w grze występują w trzech odmianach, przy czym różnią się one li tylko scenerią – przeciwnicy i bonusy są takie same. Razem daje to kilkanaście niewielkich poziomów do przebycia, z których na ukończenie każdego przewidziane jest maksymalnie koło 10 minut (w praktyce wystarcza część tego czasu). Oznacza to mniej więcej tyle, iż średnio zręczne dziecko może liczyć na ponad godzinę ogłupiającej zabawy. Pewne urozmaicenie stanowi możliwość gry w dwie osoby, która polega na tym, że Hugo oraz jego towarzysz starają się wydostać z labiryntu wspólnymi siłami, przy czym nie mogą się od siebie oddalać bardziej niż na szerokość ekranu. Gra w dwójkę wymaga więc współpracy.
Grafika, którą „Wielka ucieczka” się posługuje należy do najprostszych z możliwych, lecz w oczy nie kole. Gorzej rzecz się ma z udźwiękowieniem całości. Muzyka jest taka sobie, a od czasu do czasu w ogóle zapomina, że ma grać, natomiast efekty dźwiękowe, przynajmniej po części, są szumiące, trzeszczące – zapewne stoją za nimi zaledwie 8-bitowe sample.
I to wszystko? Tak, w tej grze naprawdę nic więcej nie ma. No, jest trochę prerenderowanych filmików ze skądinąd sympatycznym diabełkiem w roli głównej. Są to jednak proste przerywniki, które nie układają się w żadną bajkową całość.
„Hugo: Wielka ucieczka” jest jedną z tych gier dla dzieci, które są przeznaczone dla małych dzieci głównie z tego powodu, że te odrobinę starsze już by na nie spojrzeć nie raczyły. Przy czym od razu chcę podkreślić, że gry proste nie są ze swej natury złe – to, co czyni je gniotami to cena. Jeśliby „Wielka ucieczka” była darmowym dodatkiem do „Świerszczyka” wszystko byłoby w jak najlepszym porządku. Jednak w przypadku, gdy przyjdzie zapłacić za nią przeciętną dniówkę (i nie mam na myśli pensji nauczycielskich), zaczyna aspirować do miana mistrza naciągactwa, a nawet zakrawać o bezczelność.
Shuck