autor: Szymon Błaszczyk
Hotel Dusk: Room 215 - recenzja gry
CING to młody, utalentowany zespół programistów. Producent, który potrafi wyciągnąć wnioski z własnych pomyłek, jest skazany na sukces. Szczerze im życzę, by zarobili krocie na Hotel Dusk: Room 215, bowiem to naprawdę znakomita gra.
Recenzja powstała na bazie wersji NDS.
Blisko dwa lata temu światło dzienne ujrzała jedna z lepiej zapowiadających się wówczas gier na NDS. Mowa tu o Another Code: Two Memories (za Oceanem znana również jako Trace Memory). Tytuł ten dość szybko stał się popularny, a serwisy internetowe oraz czasopisma nie szczędziły dobrych słów dla debiutanckiego dzieła japońskiego producenta CING. Jednak pojawiły się również głosy niezadowolenia. Wytykano grze przede wszystkim to, że jest zdecydowanie zbyt krótka. Autorzy nie spoczęli na laurach i postanowili podjąć jeszcze jedną próbę stworzenia tytułu równie dobrego, lecz znacznie bardziej rozbudowanego oraz dłuższego. Efektem ich prac jest Hotel Dusk: Room 215. Another Code nie powalał grafiką, natomiast nawet mało wprawne oko zauważy, że Hotel Dusk wyraźnie lepiej wykorzystuje moc NDS-a. Na tym różnice pomiędzy obydwoma grami się nie kończą. O reszcie szczegółów dowiecie się z lektury. Zapraszam do czytania!
Hotel Dusk: Room 215 opowiada historię młodego człowieka – Kyle’a Hyde’a – który niegdyś pracował jako detektyw w Nowym Jorku, a obecnie jest zwykłym sprzedawcą. Kiedy jednak w niewyjaśnionych okolicznościach ginie jego przyjaciel – Bradley – Kyle postanawia raz jeszcze wykorzystać swoje zdolności detektywistyczne i podejmuje próbę odszukania go. Poszlaki wskazują na to, że Brian Bradley do chwili zaginięcia przebywał prawdopodobnie w Los Angeles. Ostatecznie ślady doprowadzają Hyde’a do tytułowego hotelu Dusk. Miejsce to dość dziwne i tajemnicze.
Wspólnie z głównym bohaterem w hotelu Dusk spędzimy kilkanaście godzin. Wydaje się to być krótki okres czasu, ale zapewniam Was, że liczba rozmaitych zdarzeń, jakie napotkamy, jest naprawdę ogromna. Od samego początku atmosfera gęstnieje. Dość powiedzieć, że Room 215 okaże się pomieszczeniem, w którym podobno spełniają się najskrytsze marzenia. A to szczegół niezwykle istotny, bowiem Kyle otrzyma klucz do tego miejsca. Od tego momentu zaczyna się nasza przygoda.
Fabuła jest szalenie ciekawa. Jej ogromną zaletą jest wielowątkowość. Nasze działania nie zawężają się do poszukiwań Bradley’a. W międzyczasie przyjdzie nam także zaznajomić się z wieloma osobami mieszkającymi bądź pracującymi w hotelu. Poznamy Dunninga (właściciela interesu), Louisa DeNonno (drobnego złodziejaszka), który kiedyś miał na pieńku z Hydem, Martina Summera (rzekomego pisarza) czy Jeffa Angela. Zwłaszcza ten ostatni jest intrygującą osobowością, ale tutaj każdy ma jakieś tajemnice. Ogromnie chciałbym Wam przekazać jeszcze więcej szczegółów, lecz w ten sposób popsułbym Wam zabawę. Jedno jest pewne – fabuła miażdży i jest znacznie bardziej zajmująca niż scenariusz Another Code.
Hotel Dusk: Room 215 to gra oryginalna przede wszystkim z jednego powodu – po włożeniu kartridża i uruchomieniu gry moim oczom ukazał się ekran obrócony o 90 stopni! To nie żart. Twórcy wprowadzili w życie świetne rozwiązanie – grając w dzieło CING, czujemy się, jakbyśmy czytali książkę. Nie dość, że jest to bardzo wygodne, to w dodatku dzięki temu zabawa nabiera rumieńców – takie rozwiązanie także buduje fajny klimacik. Sterowanie odbywa się za pomocą ekraniku dotykowego. Można oczywiście grać krzyżakiem, ale tak czy inaczej bez stylusa w niektórych sytuacjach się nie obędzie.
Ogromną zaletą jest dobrze skonstruowany interfejs. Poruszanie się po menu nie przysparza żadnych problemów. Wszystko jest bardzo przejrzyste. Miłym dodatkiem jest notatnik, w którym możemy sobie zapisywać rozmaite informacje. Szkoda tylko, że interaktywne są tylko trzy wirtualne strony. Tym niemniej jest to raczej wystarczająca ilość miejsca, aby zmieścić wszystko, co trzeba. Pisanie rysikiem nie jest łatwe, lecz dość szybko nabrałem wprawy – jak mawiają: trening czyni mistrza. Poza tym w menu znajdziemy mapkę, listę napotkanych osób oraz posiadanych przedmiotów i magiczną opcję Save/Load – nie ma przeszkód po temu, abyśmy save’owali w dowolnym momencie. Jedynym ograniczeniem są zaledwie trzy sloty. Wbrew pozorom zapisywać grę trzeba, gdyż choć w hotelu Dusk żadne większe niebezpieczeństwa nam nie grożą, możemy zostać z niego wyrzuceni na zbity przez wkurzonego szefa.
Zagadki nie są zbyt trudne, przy czym Hotel Dusk: Room 215 jest mocno przegadany. Dla niektórych może to być wadą, a dla innych zaletą – ja należę do tej drugiej grupy. Z bardzo prostego powodu – pomimo że dialogów jest mnóstwo, są one ciekawe i napisane świetnym językiem. Bohaterowie nie rzucają na prawo i lewo rozbudowanymi metaforami, nie formułują specjalnie odpowiedzi na pytania – po prostu mówią. Wymiany zdań nie są przesiąknięte sztucznością, a to wielki plus. Ponadto każda osoba ma inny styl porozumiewania się. Martin Summer zgrywa ważniaka, zaś Louis DeNonno nie przykłada zbyt wielkiej wagi do poprawności językowej. Mila natomiast... Wróć! Przecież ona w ogóle nie mówi. Z jakiego powodu? Cóż, sami się przekonajcie.
Ale jest jedno ale. Hotel Dusk jest liniowy do bólu! Na każdym kroku prześladują nas skrypty. Doskonale rozumiem, że to przygodówka, wszelako twórcy zdrowo przesadzili. Liniowość jest posunięta do granic w absurdu, gdyż w niektórych sytuacjach niewykonanie jednej, mało istotnej czynności uniemożliwia nam kontynuowanie zabawy. Trzeba o wszystkim pamiętać i zajmować się każdą błahostką. Na szczęście jest notatnik. Jak wspomniałem, zagadki zazwyczaj nie wymagają od nas intensywnego główkowania. Ot, z reguły są to zręcznościowe mini gierki, jednak wcześniej trzeba odnaleźć jakiś ważny element, a w tym przeszkadzają nam wstrętne skrypty...
Dochodzimy do tego, co tygryski... znaczy posiadacze NDS, lubią najbardziej – wykorzystania ekraniku dotykowego. Okazji do tego, aby pomachać stylusem jest całe mnóstwo. Sam nie wiem, które mini gierki są warte wymienienia, bo wszystkie są na swój sposób fajne. Bardzo spodobało mi się obstukiwanie pudła w poszukiwaniu niewielkiego obrazka, który utknął gdzieś pomiędzy tekturkami. Dosłownie. Należy dokładnie przetrzepać karton, aż wypadnie zguba. Poza tym pobawimy się w ślusarza, pogrzebiemy przy elektryczności czy spróbujemy znaleźć różnicę pomiędzy dwoma podpisami. Tak a propos zręcznościowych zagadek – zastanawiam się, jak Wam pójdzie przewrócenie puzzli na drugą stronę. Rozwiązanie jest oczywiste, a zarazem mocno zaskakujące. Kto grał w Another Code, ten od razu domyśli się, w czym rzecz. Takich smaczków jest więcej. Duży plus za to, że autorzy dali nam tak szeroki wachlarz możliwości wykorzystania ekraniku dotykowego.
Oprawa wizualna jest bardzo dobra. Na dolnym ekraniku pokazywany jest plan pomieszczenia. Na górnym natomiast ukazane jest dokładnie to, co widzi nasz bohater. Należy podkreślić, że grafika jest w pełni trójwymiarowa. Widok wielościennych obiektów jest niezgorszy, jednak nie z tego powodu napisałem, że jest „bardzo dobra”. Miałem na myśli przede wszystkim fantastyczne wykonanie postaci. O ile w trybie przemieszczania się są to mało atrakcyjne sprite’y, tak w trakcie rozmowy sprawa ma się zupełnie inaczej. Naszym oczom ukazuje się rysowana, lekko wyblakła sylwetka danej osoby. Wygląda to fenomenalnie! Żeby tego było mało, nie są to obrazki statyczne, lecz animowane. Stąd właśnie screeny nie mogą oddać uroku efektów pracy grafików z CING.
Dominuje muzyka. Utworów jest dużo. Dostosowują się one do sytuacji, w jakiej aktualnie się znajdujemy. Kiedy kogoś przesłuchujemy i naciskamy, w tle przygrywa coś ostrzejszego oraz szybszego. W innych sytuacjach słyszymy na przykład łagodnego bluesa. W sumie rodzajów muzyczek jest około trzydziestu pięciu. Możemy je sobie przesłuchać w barze. Trzeba się jednak uzbroić w cierpliwość, bowiem ten otwarty jest dopiero po godzinie 21. A to jakaś połowa gry. Co tu dużo mówić, muzyka jest przyjemna i pasuje do klimatu.
CING to młody, utalentowany zespół programistów. Producent, który potrafi wyciągnąć wnioski z własnych pomyłek, jest skazany na sukces. Szczerze im życzę, by zarobili krocie na Hotel Dusk: Room 215, bowiem to naprawdę znakomita gra. Nie doszukałem się w zasadzie żadnych wad oprócz jednej – liniowość potrafi zajść za skórę. Pomimo tego grywalność stoi na bardzo wysokim poziomie, natomiast nienaganna oprawa audiowizualna, ciekawa fabuła oraz doskonałe dialogi, jeszcze mocniej utwierdzają mnie w przekonaniu, że panowie z CING nie powiedzieli ostatniego słowa. Z niecierpliwością czekam na kolejne wieści z Japonii, bo niestety tajemnica hotelu Dusk została już przeze mnie rozwikłana. Premiera w Europie na dniach. Jak tylko gra pojawi się na półkach sklepowych, nie zastanawiajcie się ani chwili, tylko biegnijcie do sklepu po swój egzemplarz!
Szymon „SirGoldi” Błaszczyk
PLUSY:
- grafika na wysokim poziomie (cudowne modele postaci, wzorowe animacje);
- wpadająca w ucho muzyczka;
- mnogość sytuacji, w których możemy wykorzystać ekranik dotykowy;
- wielowątkowa fabuła;
- gramy, trzymając konsolkę jak książkę;
- mnóstwo przednich dialogów;
- wygodne sterowanie;
- klimat hotelu Dusk;
- notes!
MINUSY:
- liniowość;
- dla malkontentów – przegadane dialogi.