autor: Marcin Łukański
Guitar Hero: Warriors of Rock - recenzja gry
W Warriors of Rock firma Neversoft próbuje zmienić wizerunek serii Guitar Hero. Po bardziej „rodzinnym” graniu z Guitar Hero: World Tour i Guitar Hero 5 powracamy do rockowych korzeni z czasów drugiej i trzeciej części gry.
O tym, że rock & roll nie umiera nigdy, próbuje nas przekonać firma Neversoft, zmieniając wizerunek serii Guitar Hero. Po bardziej „rodzinnym” graniu z Guitar Hero: World Tour i Guitar Hero 5 powracamy do rockowych korzeni z czasów drugiej i trzeciej części gry. To niewątpliwie dobry kierunek i dobrze się stało, że autorzy ponownie go obrali. Niestety jednocześnie spróbowali dogodzić zarówno hardkorowym fanom serii, jak i graczom bardziej casualowym, a to już nie do końca się udało.
Największą i najbardziej rzucającą się w oczy innowacją w Warriors of Rock jest zupełnie nowy tryb kariery, posiadający fabularny podkład, mający symulować historyjkę opowiedzianą troszkę w konwencji Brutal Legend. Mroczna i niezwykle groźna Bestia uwięziła Boga Metalu, co nadwyrężyło ogólną równowagę w przyrodzie. Na szczęście zjawia się grupka Wojowników Rocka, którzy wyruszają do Krainy Metalu, aby zdobyć Potężną Gitarę Metalu, pokonać Bestię i uwolnić Boga Metalu, który stoczy Epicką Bitwę Metalu i pośle Bestię tam, gdzie jej miejsce. Niech żyje Metal!
Każdemu z Wojowników został przyporządkowany osobny zestaw piosenek. Gdy zdobędziemy na danej set-liście odpowiednią ilość gwiazdek, wirtualny gitarzysta ulegnie przeobrażeniu i otrzyma specjalną umiejętność, która potem odegra swoją rolę w ostatecznej bitwie. W związku z tym, że w Guitar Hero zawsze chodziło o granie muzyki, pominę wątek fabularny i skoncentruję się na tychże zdolnościach, które są największą nowością w tej części serii. Sztuczki wykorzystywane przez wojowników potrafią zupełnie zmienić przebieg rozgrywki, co powoduje, że tryb fabularny można potraktować jak radosną zabawę, niemającą wiele wspólnego z testem umiejętności gracza. Jedna ze specjalnych zdolności sprawia na przykład, że bez ponoszenia konsekwencji możemy „przegrać” pięć razy w trakcie piosenki, inna chroni nasz ciąg trafionych nutek, jeszcze inna wydłuża czas trwania star powera, zwiększa naszą „energię życiową” bądź też minimalny mnożnik. Dwa razy w ciągu trybu fabularnego rozgrywamy duże bitwy, w czasie których aktywowane są wszystkie ostatnio zdobyte moce, co powoduje, że porażka praktycznie jest niemożliwa. Co ciekawe, po przejściu kariery mamy możliwość ukończenia jej raz jeszcze z odpalonymi wszystkimi umiejętnościami, a w każdej piosence musimy zdobyć 40 gwiazdek. Tak, to nie jest żart. Wprowadzenie bonusów spowodowało, że Neversoft zrezygnowało w trybie fabularnym z 5-gwiazdkowego oceniania naszych postępów. Tym razem możemy wstrzelić się aż w czterdzieści gwiazdek! Nie ma w tym zresztą nic dziwnego – dzięki specjalnym umiejętnościom możemy mieć odpalony star power przez cały czas trwania piosenki, z mnożnikiem na poziomie 20x.
Wszystko to powoduje, że kariera nie ma na celu sprawdzenia naszych umiejętności gry na instrumencie, a jedynie pokazanie dziesiątków rozbłysków i wzrastającego do niebotycznych rozmiarów mnożnika. Poza tym polega na zbieraniu setek gwiazdek za ukończone piosenki. Jestem przekonany, że znajdzie to wielu zwolenników wśród mniej wymagających graczy – na ekranie sporo się dzieje, a zdobywanie tak wysokiej punktacji wywołuje uśmiech na twarzy – tym niemniej osoby, które oczekują od gry wyzwania, szybko skończą lub po prostu wyłączą karierę i przeskoczą do trybu quickplay+, gdzie znajdą samo mięsko z pierwszych odsłon Guitar Hero.
Producent szumnie zapowiadał, że Guitar Hero: Warriors of Rock powróci do ciężkich brzmień z pierwszych części serii oraz do wysokiego poziomu trudności znanego chociażby z Guitar Hero II (słynne osiągnięcie związane z kawałkiem Buckethead – Jordan) i z Guitar Hero III: Legends of Rock (niesamowicie trudny utwór DragonForce – Through the Fire and Flames). Muszę przyznać, że faktycznie tak się stało i – co najważniejsze – jest to powrót niezwykle udany. Oczywiście pod jednym warunkiem – że przymkniemy oko na abstrakcyjny tryb fabularny z jego specjalnymi umiejętnościami i 40 gwiazdkami za poszczególne numery. Jeśli skoncentrujemy się na trybie quickplay+, na graniu utworów bez fantastycznych zdolności w zwykłym 5-gwiazdkowym systemie oceniania oraz na pokonywaniu kolejnych wyzwań, to otrzymamy kawał solidnej, rockowej i niełatwej zabawy.
Wyzwania to kolejny, całkiem istotny element nowej odsłony Guitar Hero. W każdej z piosenek musimy wykazać się ponadprzeciętnymi umiejętnościami, np. zdobywając określoną liczbę punktów, wysoki streak, używając whammy bara na długich nutkach, uderzając do góry podczas gry na basie i tak dalej. Nasze wysiłki oceniane są za pomocą trzech medali. To naprawdę świetna metoda na przedłużenie zabawy z poszczególnymi piosenkami, szkoda tylko, że każdy z utworów ma w większości przypadków dokładnie taki sam zestaw wyzwań. Na dłuższą metę jest to nużące, ale mimo wszystko dobrze, że pojawiło się w serii. Bardzo fajną rzeczą jest możliwość porównywania naszej punktacji z wynikami znajomego (lub jakiegokolwiek innego gracza). Warriors of Rock śledzi nasze postępy w czasie piosenki i przez cały czas informuje, ile punktów brakuje nam do wyniku kumpla. Uatrakcyjnia to współzawodniczenie i ściganie się w rankingach.
System osiągnięć i śledzenia poczynań znajomych to świetne tło dla stanowiących prawdziwe wyzwanie piosenek (oczywiście mam na myśli poziom trudności ekspert). To, czy spis utworów będzie się podobał, zależy już tylko i wyłącznie od prywatnych gustów każdego z Was, ale nie zmienia to faktu, że Warriors of Rock ma najcięższą i najbardziej rockową set-listę od czasów Guitar Hero 2 – oczywiście nie licząc Guitar Hero: Metallica. Takie zespoły jak Anthrax, Arch Enemy, Children of Bodom, DragonForce, Megadeth, Drowning Pool, Slipknot czy Pantera to konkretna dawka mocnego gitarowego grania. Nie zabrakło też troszkę lżejszych, ale nadal solidnie rockowych klimatów, dzięki obecności takich wykonawców jak Alice Cooper, Black Sabbath, Def Lepard, Deep Purple, Steve Vai, ZZ Top, John 5 i wielu innych. Prawdziwym ukłonem w stronę fanów rocka jest 20-minutowa suita zespołu Rush.
Piosenki – co oczywiście najważniejsze – są świetnie rozpisane (o ile można mówić o dobrym przełożeniu utworu na 5-przyciskową gitarkę) i granie ich sprawia ogromną frajdę. Ostatni raz tak dobrze bawiłem się przy Guitar Hero: Metallica, a wcześniej właśnie przy Guitar Hero II. Poszczególne kawałki są trudne, ale poradzenie sobie z nimi jest niezwykle satysfakcjonujące. Sposób ich rozpisania, powoduje, że mamy ochotę grać je kilka razy pod rząd i ciągle nie mamy dosyć. Gdy dodamy do tego wyzwania oraz współzawodnictwo w rankingach, to otrzymamy grę na wiele, wiele tygodni, jeśli nie miesięcy. Niektóre numery są szalenie skomplikowane i nawet bardzo doświadczeni gracze będą musieli solidnie się przyłożyć, aby je ukończyć. Nie zabrakło ukłonu w stronę legendarnego już Through the Fire and Flames i czasami ilość atakujących nas nutek przytłacza. Równocześnie Warriors of Rock działa na ambicję w równym stopniu co starsze części serii. Gdy polegniemy na szybkiej solówce, zaciskamy zęby i próbujemy ponownie, licząc ile procent piosenki udało się pokonać.
Warriors of Rock to również raj dla osób, które lubią kończyć gry „na 100%” i odblokowywać wszystko, co się da. W nowym Guitar Hero niemal za każde, nawet najdrobniejsze, osiągnięcie otrzymujemy jakiś strój, sprzęt, scenę, galerię, artwork czy inny bajer. W wersji na Xboksa 360 nie brakuje również nagród dla avatara. Liczba możliwych do zdobycia rzeczy jest na tyle duża, że w menu głównym mamy osobny system śledzenia naszych postępów w różnych kategoriach. Dzięki temu maniacy kolekcjonowania wszystkich znajdziek mogą w łatwy sposób sprawdzać swoje wyczyny. Różne bonusy zyskujemy za wysokie punkty w poszczególnych utworach, przechodzenie kariery, kończenie wyzwań i tak dalej.
Neversoft, tworząc Guitar Hero: Warriors of Rock, faktycznie powraca do rockowych - będących przy tym sporym wyzwaniem - korzeni serii. Z drugiej strony, wprowadzając specjalne zdolności, dość mocno miesza w systemie punktacji, powodując, że tryb kariery nie ma wiele wspólnego z trudnymi przeprawami z dawnych Guitar Hero i jest raczej radosną wycieczką dla osób oczekujących efektownej zabawy, a nie testu umiejętności. Takie postawienie sprawy sugeruje, że każdy musi przygotować się na pewien kompromis. Gracze wymagający skoncentrują się przede wszystkim na trybie quickplay+ i współzawodnictwie w rankingach. Mniej doświadczeni będą się dobrze bawili w trakcie barwnej i tryskającej fajerwerkami kariery, ale wiele piosenek i wiele wyzwań pozostanie poza ich zasięgiem. Pytanie, czy jesteśmy gotowi na takie kompromisy? Jedno jest pewne – fani ostrej, rockowej muzyki będą usatysfakcjonowani.
Marcin "Del" Łukański
PLUSY:
- bardzo dobra, ostra, rockowa lista piosenek;
- świetnie rozpisane kawałki – duża satysfakcja z grania;
- niezwykle wysoki poziom trudności niektórych utworów;
- system wyzwań i rankingów zachęcający do współzawodnictwa.
MINUSY:
- powtarzające się wyzwania;
- gra zmuszająca do kompromisów – ani starzy wyjadacze, ani mniej doświadczeni użytkownicy nie będą w pełni usatysfakcjonowani.