autor: Adam Bilczewski
Gorasul: Dziedzictwo Smoka - recenzja gry
Fabuła gry opowiada historię Roszondy, bohatera powołanego do życia przez magicznego smoka. Wziął on pod swoją opiekę małego chłopca, którego wychowywał od dziecka.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Od kilku miesięcy w planach wydawniczych firmy CD Projekt widniała kolejna gra z gatunku cRPG pod tytułem Gorasul – Dziedzictwo Smoka, zapowiadana jako godny następca Baldur’s Gate. Ponieważ miała się ukazać w profesjonalnej polskiej wersji językowej, zajmować aż cztery płyty i dodatkowo kosztować tylko trzydzieści złotych, z dużą niecierpliwością czekałem na jej pojawienie się w sklepach. Dostępne było, co prawda od jakiegoś już czasu w sieci demo, ale zarówno wersja niemieckojęzyczna, jak też niewielka jego objętość, nie pozwalały wyrobić sobie zdania na jej temat. Teraz, gdy już udało mi się ją ukończyć, mogę podzielić się moimi wrażeniami. Czy rzeczywiście może konkurować ze znakomitą serią BioWare? Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie.
W grze przyjdzie nam się wcielić w postać Roszondasa, legendarnego bohatera, wychowanego przez smoka i obdarzonego nadnaturalnymi smoczymi umiejętnościami. Jeszcze jako bliskie śmierci niemowlę zostaje on podrzucony pod drzwiami smoka Crakana, od którego otrzymuje tchnienie życia i związaną z tym smoczą magię, przekazywaną zazwyczaj tylko pomiędzy przedstawicielami tego potężnego gatunku. Pewnie nie potrzebowałby jej używać, tym bardziej, że człowiekowi, słabej istocie nigdy nie uda się w pełni nad nią zapanować, gdyby nie to, że nad spokojną krainą Gorasul zawisło straszliwe niebezpieczeństwo. Niewyobrażalne zło zaatakowało wszystko, co dobre i piękne. Do walki zostali wciągnięci nawet bogowie i nawet oni nie potrafili sobie z nim poradzić. Przez otwarte wrota wymiarów całą krainę zalewały hordy nie umarłych, którym największy odpór dawał nie kto inny jak właśnie Roszondas, przy pomocy smoczej magii i potężnego oręża. Jednak i on nie ustrzegł się najgorszego i największy bohater na ziemi legł martwy. Minęło dziesięć lat ciągłej walki ludzi i bogów ze złem. Kiedy już zaczęto tracić nadzieję na zwycięstwo, jednemu z bogów udało się przywrócić Roszondasa do życia. Niestety, większa część jego umiejętności, jak również część wspomnień uległa zatarciu, ale od czego my jesteśmy? Musimy przejąć kontrolę nad wskrzeszonym herosem i poprowadzić go do ostatecznego zwycięstwa.
Rozpoczynamy od wykreowania postaci, jak najbardziej odpowiadającej naszym wymaganiom. Do wyboru mamy sześć profesji, zaczynając na wojowniku a kończąc na magu. W zasadzie różnią się one tylko początkowym ekwipunkiem i ilością punktów przyporządkowanych do poszczególnych atrybutów. Mag, czy zaklinacz będą zaczynać z większą inteligencją i mniejszą siłą jak wojownik i sędzia miecza, czy zręcznością jak zwiadowca. Możemy to jednak wyrównać, przydzielając odpowiednią ilość punktów do atrybutów, zgodnie z naszym widzimisie, ale czy warto robić sobie inteligentnego wojownika, który co prawda będzie potrafił rzucać zaklęcia, ale będzie go to kosztowało dużo więcej many niż maga? Oprócz maga i zaklinacza, możemy wybrać jeszcze jedną postać specjalizującą się w używaniu magii, czyli kapłana. Różnice między nimi są w zasadzie niewielkie. Magiczne zaklęcia zostały bowiem podzielone na sześć szkół, z których każda zawiera po siedem zaklęć dostępnych każdej z profesji, pod warunkiem, że posiadamy dostateczną ilość many potrzebnej do ich rzucenia. Tyle tylko, że kapłana najmniej będzie kosztowało rzucanie czarów z kanonu magii ochronnej, mag specjalizuje się w magii ofensywnej i różnego rodzaju sztuczkach, a zaklinacz w przywołaniach i nekromancji.
Następną rzeczą, którą musimy ustalić przy tworzeniu postaci jest wybór, jakie smocze umiejętności powinien rozwijać nasz bohater. Mamy ich cztery – smoczą siłę, grozę, oddech i smocze oczy. Można, co prawda, przydzielić po równo pulę punktów do każdej z czterech, ale mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu smoczy oddech, pozwalający w krytycznej sytuacji na zianie ogniem i zadawanie przeciwnikom potężnych obrażeń. Nie do pogardzenia, zwłaszcza dla wojownika jest też smocza siła, na krótką chwilę zwielokrotniająca obrażenia zadawane przez oręż, jakim włada Roszondas.
Nowością nie spotykaną wcześniej w innych grach jest wprowadzenie do gry inteligentnej broni, którą będziemy się mogli posługiwać w trakcie naszej przygody. Do wyboru mamy tutaj siedem typów oręża, posiadających pięć podstawowych atrybutów, od których zależy między innymi siła ataku, celność, czy też jej odporność na zniszczenie. Pokonując kolejnych przeciwników broń również zdobywa punkty doświadczenia i awansuje na coraz wyższe poziomy, stając się pomocnikiem nie do pogardzenia. Dodatkowo, może nas wspomagać radami udzielanymi w istotnych momentach naszych podróży i od czasu do czasu błysnąć złośliwym humorem. Możemy również otrzymać duże wsparcie w trakcie walki z przeciwnikami, których najbardziej nienawidzi, ale z drugiej strony lepiej nie używać jej w starciu z potworami których się boi, bo może odmówić nam udziału w potyczce.
Na koniec wybieramy, jaki rodzaj gry najbardziej będzie nam odpowiadał. Jeżeli wysilanie szarych komórek nie sprawia nam przykrości, to wybieramy tryb przygodowy i wtedy będziemy musieli na zadawane pytania wpisywać odpowiedzi bezpośrednio z klawiatury. Tu otrzymamy największą ilość punktów doświadczenia za każdą poprawnie rozwiązaną łamigłówkę, natomiast pokonanie przeciwników nie powinno nastręczyć nam zbyt wielkich trudności. Dla zwolenników gier typu hack&slash, polecam tryb walki, gdzie nie wdając się w niepotrzebne rozkosze łamania głowy, skupimy się na tłuczeniu wszystkiego, co tylko wokoło nas się rusza i nie ucieka na drzewa. Należy jednak przygotować się na częste korzystanie z funkcji Save/Load, bo walki do łatwych nie należą. Ostatnią dostępną opcją, jest gra wypośrodkowana, gdzie odpowiedź na zagadki można wybrać z kilku dostępnych, a walka z potworami nie będzie aż tak trudna jak w wersji opisanej wcześniej.
Grafika, prezentuje się bardzo podobnie jak w Baldur’s Gate, ale znacznie od niej odstaje (pomimo tego, że wszędzie rzuca się w oczy, na jakiej grze twórcy starali się wzorować). Zwłaszcza animacje postaci i potworów, pozostawiają dużo do życzenia. Samo otoczenie jest dosyć ładnie narysowane i tu nie będę za bardzo narzekał, ale po wejściu do sklepu i przejrzeniu zawartości półek można powiedzieć tylko jedno - tragedia. Nawet w grach z przed kilkunastu lat spotka się ładniejsze obrazki.
Do drużyny można przyłączyć maksymalnie cztery osoby, łącznie z Roszondasem. Nie wiem tylko, czy ma to jakiś sens, bo raz, że zdobyte punkty doświadczenia dzielone są na całą ekipę i wtedy trzeba długo czekać na awans na następny poziom, to dodatkowo inteligencja naszych pomocników pozostawia sporo do życzenia. Jest co prawda możliwość ustawienia dla każdej postaci czegoś w rodzaju skryptów zachowania (skąd my to znamy? :-)), ale w ferworze walki, która odbywa się w trybie rzeczywistym (no niby można zrobić pauzę, ale nie jest to zbyt wygodne), często nie uda się nam zapanować nad więcej niż dwoma osobami. Problemem są też pieniądze, o które bardzo trudno. Ceny w sklepach są po prostu złodziejskie, a naprawa lepszej broni kosztuje krocie. Żeby dobrze wyposażyć we wszystko, co najlepsze całą drużynę, nie ma co marzyć.
Nie najlepiej prezentuje się też inteligencja przeciwników, potrafią gonić za nami po całej mapie i uciekać, gdy ilość punktów życia spadnie im do minimum, ale nic poza tym. Udało mi się też spotkać takie miejsca, gdzie nie byłem atakowany i mogłem wykańczać wrogów z większej odległości, zwłaszcza, gdy nie potrafili posługiwać się magią, czy też bronią dalekiego zasięgu.
W grze jest dostępny bestiariusz, dzięki któremu dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy na temat napotkanych wcześniej przeciwników, szkoda tylko, że aby z niego skorzystać trzeba wyjść z gry do głównego menu. Na szczęście (a może raczej nie? ;-)) nie napotkamy aż takiej ilości przeciwników, żeby się wśród nich pogubić.
Jak dla mnie denerwujące jest również posługiwanie się magią. Możemy rzucać jednie te czary, które umieścimy w pasku czarów podręcznych. Mieści się tam tylko pięć zaklęć i chcąc używać ich większą ilość trzeba ciągle nimi żonglować.
Sama gra jest nawet interesująca, niestety scenariusz jest bardzo liniowy. Idziemy jak po sznurku od zadania do zadania i nawet poboczne questy nie są w stanie zamaskować tej liniowości. Spotykamy po drodze sporo różnych osób, ale mało która z nich ma nam coś ciekawego do powiedzenia. Nawet dyskusje z większością NPCów, gdzie niby mamy do wyboru po kilka kwestii dialogowych i tak prowadzą nas do jednego słusznego zakończenia rozmowy. Dodatkowym minusem są bardzo małe lokacje, na zwiedzenie których, włącznie z pokonaniem włóczących się wszędzie przeciwników nie potrzebujemy zazwyczaj więcej jak kilkanaście minut. Zadania są w miarę ciekawe i dosyć różnorodne, nie będziemy się więc nudzić. Tyle tylko, że dziennik w którym są zapisywane jest mało dokładny i nie można wprowadzać do niego własnych zapisków.
Muzyka stoi na przyzwoitym poziomie, a niektóre motywy są naprawdę niezłe i wpadają w ucho. Nie można natomiast tego samego powiedzieć o odgłosach wydawanych przez przeciwników i słyszanych w trakcie walki, które przypominają młócenie zboża parowymi cepami. Ale cóż, nie można przecież mieć wszystkiego, prawda? ;-)
Ogólne wrażenia, pomimo takiej ilości krytycznych uwag, są raczej pozytywne. Gorasul zapewnia kilkadziesiąt godzin (tak, tylko kilkadziesiąt) zabawy, na w miarę przyzwoitym poziomie, wartych wydania trzydziestu złotych. Zastanawia mnie jednak, co jest na tych czterech płytach, skoro cała gra bez problemów powinna zmieścić się na jednej, góra dwóch. Ale może, to taki chwyt marketingowy? ;-). Myślę, że wielu miłośników Baldur’s Gate może się poczuć trochę zawiedzionych po jej ukończeniu, ale jeżeli potraktują Gorasul jako krótki przerywnik, przed ukazaniem się Icewind Dale 2, to mogą miło spędzić trochę czasu.
Na koniec z przykrością muszę ustosunkować się do polskiej wersji językowej, przygotowanej nam przez CD Projekt. Dlaczego z przykrością? Ano, dlatego, że firma ta przyzwyczaiła nas do lokalizacji na przyzwoitym, a nawet wysoki poziomie, czego tym razem nie mogę powiedzieć o Gorasul. Rozumiem, że została ona wydana w strefie niskich cen, ale czy jest to powód do wypuszczenia gry bez żadnego testowania? O ile jeszcze można przeboleć, że nie da się zainstalować jej w całości, bo przy instalacji komputer nie rozpoznaje trzeciej płyty, to brak polskich liter w trakcie rozgrywki jest prawdziwym skandalem. Bez możliwości wprowadzenia polskich czcionek nie da się zagrać w trybie przygodowym, gdzie jesteśmy zmuszeni do wpisywania poprawnych odpowiedzi. W programie roi się od literówek, można spotkać nie przetłumaczone części tekstów i na dodatek często rzuca się w oczy wspomniany wcześniej brak polskich liter. Sporo do życzenia pozostawia też jakość tłumaczenia tekstów. No, bo co można powiedzieć o „Necromancji”, czy mieszkańcach nazwanych „obywatelami”? Rozumiem, że citizena można i tak przetłumaczyć, ale mnie osobiście kojarzy się to z peerelem i słysząc tego „obywatela” tylko czekałem, kiedy pojawi się Milicja Obywatelska zamiast strażników ;-). Chyba w tym przypadku lepszy by był mieszczanin, albo nawet zwykły mieszkaniec. Natomiast jak natknąłem się w kopalniach na „wysokiego satyra” to mało nie spadłem z krzesła ;-)). Nie będę już więcej „kopał” tej nieszczęsnej lokalizacji, ale mam nadzieję, że CD Projekt jak najszybciej wypuści patcha poprawiającego wszystkie błędy i postara się, żeby nie było więcej tego typu wpadek.
Adamus