autor: Borys Zajączkowski
Gdzie jest Nemo... - recenzja gry
Gra, która bezpośrednio bazuje na wyprodukowanym w 2003 roku przez Walt Disney Studios oraz Pixar Animations filmie animowanym. Opowiada on o podwodnej podróżny Marlina, który próbuje odnaleźć swego syna Nemo.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Bajka o rybce, jak nazywa moje dziecko „Gdzie jest Nemo”, odniosła spory sukces. Dziwić się tu nie ma czemu, gdyż kto jak kto, ale wytwórnia Disney'a zna receptę na zaskarbienie sobie uwielbienia kilkuletnich serduszek. Pojawiają się bowiem w tej pacyficznej przygodzie i piękne plenery, i zrozumiałe dla dzieci archetypiczne postaci, i naładowany emocjonalnie wątek miłości rodziców do swojego - dosłownie - narybku. Wprawdzie nie jest to film dla dorosłych do tego stopnia, iż gotów znudzić, ale miłość do dziecka wymaga ofiar - o czym najdobitniej przypomina sama opowieść. W zasadzie podstarzałe, trzydziestoletnie dziecko znajdzie tu dla siebie wyłącznie towarzystwo rekinów nie jedzących rybek, rozmówki przy rwaniu zębów oraz w żadnym kontekście nie przestające śmieszyć „now what?” To, co jest dziwne, to fakt, że gra komputerowa oparta na „Gdzie jest Nemo” nie tylko jest niezwykle udana, ale przede wszystkim jest tak wierna filmowi, że nie przychodzi mi na myśl precedens dokładniejszej adaptacji. Jakaż to miła alternatywa dla wszystkich tych produkcji, które ze swoim kinowym poprzednikiem dobrze jeśli mają wspólnego bohatera.
Pierwsze jednakże, co powala na kolana to fantastycznie pomyślany interfejs. Nie tylko korzysta z dotychczasowych pomysłów na uczynienie komputera przyjaznym dla dzieci, lecz również dodaje gro nowatorskiej funkcjonalności. Nie pojawiają się tutaj żadne enigmatyczne ikony dyskietek, które mają przybliżyć ideę zapisu stanu gry na dysk twardy. Żadne pytania o oczywiste czynności. W ogóle dziecko przez cały czas gry nie ma do czynienia z jakimkolwiek tekstem, który zmuszałby tatę do odłożenia gazety i przeczytania go latorośli. Najechanie kursorem na dowolną z dostępnych ikonek pociąga za sobą wygłoszone przez lektora wyjaśnienie, czym grozi kliknięcie. Samo zaś dbanie o to, by pociecha po powrocie do przerwanej rozgrywki nie poczuła się zagubiona lub nie wiedziała, co się stało z jej rybką, pozostaje w gestii programu. Dziecko z początkiem zabawy wybiera postać, która będzie je reprezentować i cała reszta sprzętowego zamieszania odbywa się automatycznie, nie zmuszając go do rozumienia czegokolwiek poza funkcjonowaniem myszki.
Niemniej intuicyjnie pomyślane zostało samo sterowanie bohaterami przygody, czyli błazenkiem Merlinem, "natural blue" Dory oraz przyczyną całego zamieszania – małym Nemo. Przygoda rozpoczyna się w chwili, gdy Nemo zostaje uwięziony w akwarium u dentysty, a jego ojciec wraz z przypadkowo spotkaną Dory ruszają mu na ratunek. Akcja gry, podobnie jak i filmu, toczy się więc równolegle na dwóch planach, a przełączanie między nimi odbywa się tak naturalnie i elegancko, że mucha nie siada. Praktycznie w każdej chwili dziecko może przeskoczyć na drugą stronę przygody, co nie tylko wnosi do zabawy nieco dramaturgii wynikającej ze współdziałania uwięzionego synka z szukającym go ojcem, lecz nade wszystko skutecznie likwiduje zalążki monotonii, jeśli miałyby się takowe pojawić. Od czasu do czasu, gdy bieg akcji wymaga wykonania czynności w drugim ze światów, ikonka ich przełączania zwraca na siebie uwagę rozbłyskiwaniem.
Kierowanie bohaterami jest klasyczne i absolutnie intuicyjne. Gdy dziecko przesunie kursor na obiekt, który nie stanowi li tylko graficznego ozdobnika, wówczas kursor zmienia kolor – można kliknąć. Jeśli kliknięcie to nastąpi na czyjejś postaci, postać ta przemówi, jeśli na przedmiocie, przedmiot ożyje, da się podnieść albo w inny sposób pchnie akcję do przodu lub przynajmniej zabawi. Możliwość przepłynięcia do sąsiedniej lokacji również sygnalizuje kształt i kolor kursora. Drzewo zależności zaś wraz z samymi dialogami pomiędzy postaciami zaprojektowane zostały tak, że w każdej sytuacji towarzysze przygód Nemo gotowi są pośpieszyć mu z łatwo zrozumiałą pomocą. Zastosowanie zdobywanych w trakcie rozgrywki przedmiotów nie pozostawia wątpliwości i żaden syndrom gumowego kurczaka się tu nie pojawia.
Integralną część stawianych przed dzieckiem problemów stanowią minigry mające postać łamigłówek lub prostych zręcznościówek. Może to być właściwe ustawienie kółek zębatych w mechanizmie albo bezkolizyjne przepłynięcie pomiędzy przeszkodami, czy też odtworzenie z pamięci kilku następujących po sobie dźwięków. Tradycyjnie już w grach przygodowych dla dzieci pojawia się możliwość powrotu do każdej z tych minigier w dowolnym momencie. Ale nie tylko bonusowe minigry ubarwiają "Gdzie jest Nemo" – komputerowe przygody dzielnego błazenka przeplatają filmowe relacje z jego kinowych dokonań, czyli razem około 10 minut zaczerpniętych z filmu fragmentów. Do tychże, podobnie jak i do wspomnianych łamigłówek, można powracać bądź ile razy.
Grafika „Gdzie jest Nemo” wykonana została w łączonej technice, w której tła stanowią prerenderowane, animowane obrazy, większość zaś poruszających się na nich obiektów jest trójwymiarowa. Dość częsty do ostatnimi czasy zabieg, szczególnie w grach przeznaczonych dla młodszych odbiorców, gdyż stosunkowo niskim kosztem pozwala osiągnąć bajkowy efekt. O oprawie dźwiękowej rozpisywać się nie ma powodu, albowiem jest po prostu dobra. Tłumaczenie gry oraz głosy lektorów w polskiej wersji nie pozostawiają nic do życzenia, co jest zrozumiałe przez wzgląd na bliską współpracę twórców filmu i gry nie tylko w oryginalnej wersji językowej.
"Gdzie jest Nemo" jest grą ze wszech miar godną polecenia dla wszystkich dzieci od przedszkola począwszy. Stanowi wyborne uzupełnienie filmu i w zasadzie wraz z nim powinna koegzystować, jako że znajomość filmu znakomicie ułatwia rozwiązywanie przygotowanych dla małego gracza zagadek.
Nie przychodzi mi do głowy żaden poważny powód, dla którego miałbym nie dać tej przecudnej gierce najwyższej oceny. Cóż z tego, że obecne karty graficzne oferują znacznie bardziej zaawansowaną technologię, niż ta, która została wykorzystana w "Gdzie jest Nemo", skoro efekt i tak jest doskonały? Co z tego, że ukończenie tej gry zajęło mi coś koło godziny, jeśli ta gra jest przeznaczona dla dzieci i z całą pewnością zapewni im rozrywkę na godzin przynajmniej kilka? I jakie ma znaczenie to, że podpisy do dialogów są brzydkie, gdy nie ma najmniejszej potrzeby ich włączać - lektorzy są bardzo dobrzy, a małe dzieci i tak przeważnie nie potrafią albo nie lubią czytać. Jedynym, co skłonny jestem napisać na obronę swojego osądu jest to, iż "Gdzie jest Nemo" stanowi w całym tego słowa znaczeniu grę dla dzieci. I tak samo jak film nie ma wielkich szans dostarczyć rozrywki całej rodzinie. Ale to, że zabawka dla dzieci nie jest zabawką dla dorosłych, również nie jest poważnym powodem do przypinania jej łatek.
Shuck