Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 18 września 2002, 10:27

autor: Jacek Hałas

From Dusk Till Dawn - recenzja gry

Przygodowa gra akcji nawiązująca do filmu z roku 1996, w którym wystąpili George Clooney oraz Quentin Tarantino. Gracze wcielają się w postać Seth’a Gecko, człowieka który musi szybko uciec z więzienia opanowanego przez watahy nieumarłych i wampirów.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Kolejny nudny TPP! Takie wrażenie sprawia prezentowana gra tuż po jej zainstalowaniu i odpaleniu. Na szczęście po kilku chwilach spędzonych z „From Dusk Till Dawn” większość osób zdecydowanie zmieni zdanie na jej temat. Nie brakuje tu brutalnych ale zarazem widowiskowych scen, ciekawych pomysłów, a także nawiązań do filmu, o którym dosłownie za kilka chwil. Szkoda tylko, że w łapki polskich graczy wpada ona z tak ogromnym poślizgiem. W innych krajach zdążyła się już przez ten czas zestarzeć, u nas świętujemy jej premierę...

Kinomani tytuł recenzowanej gry od razu zapewne skojarzą z kultowym filmem Quentina Tarantino. I nie jest to bezpodstawne skojarzenie. Produkt ten nie tylko bazuje na wspomnianym obrazie ale i kontynuuje rozpoczęty w nim wątek fabularny. Sam film opowiada o dwójce bandytów, którzy uciekając przed stróżami prawa trafiają do baru wypełnionego wampirami. Dużą część filmu wypełnia walka o przeżycie. Wystarczy bowiem jedno ukąszenie wampira, aby ofiara w krótkim czasie przeszła na stronę zła. Kilku osobom udaje się jednak przeżyć, wśród nich jest główny bohater – Seth Gecko (w filmie grał go George Clooney). Od tego momentu do akcji wkracza recenzowana gierka. W parę miesięcy po masakrze tytułowy bohater zostaje pojmany. On i inni więźniowie przy użyciu ogromnego statku więziennego wyruszają do ściśle strzeżonego ośrodka, w którym Seth ma zostać stracony. W trakcie podróży dzieje się jednak coś niezwykłego. W jednym z nowych transportów więźniów znajduje się wampir, który chce uwolnić swojego brata, a przy okazji zemścić się na Gecko za masakrę w barze. W krótkim czasie cały statek zostaje zainfekowany, a nasz bohater jest jedną z niewielu osób, które stają do nierównej walki z potworami. Podczas przedzierania się przez kolejne zawampirzone lokacje Seth nie tylko będzie musiał walczyć o przetrwanie ale i wykombinować drogę ucieczki z tej podłej łajby. Przy okazji warto w tym miejscu wspomnieć o szczegółach powiązania gry z filmem. Nasz bohater przypomina co prawda swym wyglądem Gecko, którego znamy z dużego ekranu (ma nawet taki sam tatuaż) aczkolwiek głosu George’a Clooneya w tej grze już nie uraczymy... Odwiedzimy natomiast dobrze znany już bar (oczywiście nie ten sam). Gra wypełniona jest również licznymi detalami, które ucieszą wyłącznie fanów obrazu Quentina Tarantino (niektóre nazwy z plakatów bądź też szyldów brzmią co najmniej znajomo). Ogólnie jednak rzecz biorąc gra jest czymś zupełnie nowym, tak więc powiązania z filmem zauważamy przede wszystkim dzięki wszechobecnym wampirom, które w dość zauważalny sposób starają się przypominać swoje filmowe odpowiedniki.

Jak już na wstępie recenzji wspomniałem, „From Dusk Till Dawn” to gra rozgrywana w widoku z trzeciej osoby, aczkolwiek w każdej chwili możemy załączyć tryb FPP, aby na przykład wycelować do jakiegoś odległego przeciwnika. Sama rozgrywka polega natomiast na pokonywaniu kolejnych, przeważnie prostych łamigłówek, a także tępieniu hord wampirów, z czym akurat przeciętny gracz nie będzie miał zbytnich problemów. Wracając natomiast do zagadek, nie są one niestety zbytnio zróżnicowane. Przeważnie polegają na znalezieniu odpowiedniego przedmiotu (np. klucza czy karty magnetycznej), dotarciu do określonego miejsca czy też ochranianiu osoby bądź też całej grupki. Wbrew temu co wielu z Was zapewne teraz pomyśli nie jest to taka trudna czynność. Nasi sojusznicy potrafią sami się bronić, a zadaniem gracza jest jedynie wspieranie ich dodatkowym ogniem. Warto jednak dość często save’ować, gdyż śmierć któregokolwiek z pomocników oznacza natychmiastowe zakończenie gry. Kolejne zadania wyznacza nam przyjaźnie nastawiony pastor, później docierają oddziały specjalne, które starają się zapanować nad całą sytuacją. Na szczęście nie ma tu miejsca na kilkugodzinne bieganie po planszach w poszukiwaniu wymaganego przedmiotu (co jest niestety przypadłością ogromnej większości gier TPP). Cele są jasno postawione, a gra wręcz prowadzi nas za rączkę po kolejnych pomieszczeniach. Miłośnicy gier z serii „Tomb Raider” mogą być natomiast rozczarowani brakiem zagadek typowo zręcznościowych. Dość dużym atutem gry jest natomiast spora jak na dzisiejsze czasy długość gry. „From Dusk Till Dawn” zawiera około dwudziestu etapów. Przeciętny gracz ujrzy filmik końcowy po mniej więcej 12-15 godzinach zabawy, w moim przekonaniu jest to bardzo dobry wynik (jak na trójwymiarową grę akcji).

Już od pierwszych momentów spędzonych z „From Dusk Till Dawn” uwagę gracza przyciągną przeróżne gatunki wampirów. Jest ich co nie miara. Początkowo spotykamy osobników znanych z filmu, a także ukąszonych wartowników, którzy są o tyle ciężsi do pokonania, że mają w swoich rękach spluwę, z której nie omieszkają skorzystać aby tylko powstrzymać głównego bohatera. Z czasem jednak zaczynają pojawiać się komandosi w wampirzej odmianie (!), osobniki plujące kwasem czy też ulepszona odmiana „czystych” wampirów, które po ścianach poruszają się zwinniej niż niejeden Obcy. I wreszcie bossowie. Co kilka etapów taki mutant staje na naszej drodze, a zadaniem gracza jest znalezienie sposobu na jego eliminację. Przeważnie wygląda to tak, że boss w pewnym momencie wykonuje ruch, który na krótką chwilę ujawnia jego bezbronność i to właśnie ten moment musimy bezlitośnie wykorzystać. Różnorodność bossów jest doprawdy imponująca, mamy tu na przykład bardzo zwinną wampirzycę, która śmiga tylko z jednej szafki na drugą, czy też niewidzialnego mutanta, którego najpierw musimy wykryć zanim skorzystamy z właściwej giwerki. Wracając jednak do „zwykłych” przeciwników. Dużym atutem „From Dusk Till Dawn” jest różnorodność modeli tekstur, które dla nich przygotowano. W większości gier trójwymiarowych napotykamy hordy identycznych oponentów i niejednokrotnie odnosimy wtedy wrażenie jak gdybyśmy walczyli z armią klonów. W recenzowanej grze prawie w ogóle tego nie widać, każdy jest trochę inaczej ubrany, często pojawiają się też ich różne odmiany (pomijając już ubiór – mamy na przykład gostków z shotgunami, karabinkami maszynowymi, a nawet granatnikami!). Jedynie te wampiry, które znamy już z filmu wyglądają identycznie ale na szczęście nie spotykamy ich tak często jak można by się było początkowo spodziewać. Dość dużym minusem gry jest znaczne ułatwienie rozgrywki jeśli chodzi o kwestię ukąszenia przez jakiegoś wampira. Nasi ludzie nie zamieniają się w krwiopijców nawet gdy zostaną pogryzieni kilkanaście razy, dlaczego więc „zwykli” strażnicy nie są na to odporni? Wiem, wiem, taki element znacznie utrudniłby grę aczkolwiek postulowałbym za wprowadzeniem chociażby dodatkowej opcji, która mogłaby coś takiego umożliwić. Ciekawostką jest natomiast możliwość zakołkowania niedobitego wampira, podbiegamy wtedy do takiego delikwenta, a Seth zręcznym ruchem przebija mu serce kończąc jego marną egzystencję. Plusem gry jest również zachowanie efektu śmierci wampira, który świetnie znamy z dużego ekranu.

Skoro już zacząłem mówić o wyposażeniu Setha to warto by było dokończyć ten temat. Zabawę rozpoczynamy z dość śmiesznym paralizatorem, który być może zda się na ludzi ale na potwory zdecydowanie nie. Później będzie jednak coraz lepiej. Mamy standardowy pistolecik, uzi, różne karabiny maszynowe oraz snajperskie, shotguna... Na deser zostawiłem Wam dwie najciekawsze moim zdaniem pukawki. Kusza wypuszcza jednocześnie aż pięć poświęconych bełtów, które spokojnie powalą każdego przeciętnego wampira. Problem w tym, że do takiego delikwenta musimy się zbliżyć albowiem bełty mają tendencję do eksplodowania we wszystkie możliwe strony. Granatnik z kolei jest wymarzonym narzędziem do eksterminacji dużych grup wrogów. Po pewnym czasie zaczniemy zauważać miejsca, w których jego użycie jest wręcz niezbędne. Gorzej gdy w taką broń wyposażony jest przeciwnik. Wtedy nie dość, że trudniej go zabić, to nawet jeśli się nam to uda, to musimy uważać na falę uderzeniową, która powstaje w momencie zejścia takiego osobnika. Od czasu do czasu możemy również używać stacjonarnych działek maszynowych. Początkowo są to popularne Vulcany, dopiero później trafiamy na o wiele potężniejsze modele zamontowane na wieżach strzelniczych czy też pokładzie bojowego śmigłowca. W momencie gdy dojdziemy do takiego działa akcja przenosi nas do widoku FPP. Nie możemy się wtedy ruszać ani zgrywać stanu gry. Ja osobiście potraktowałem te momenty jako bardzo przyjemnie wykonane minigierki.

Akcja całej gry rozgrywa się na statku więziennym. O ile początkowe etapy nie przywodzą złudzeń na temat tego gdzie i po co się znajdujemy, o tyle dalsze poziomy wydają się co najmniej dziwne. Okazuje się bowiem, że na pokładzie okrętu znajdują się centra handlowe oraz lecznicze, kina, bary czy też ogromne magazyny! Nie wiem czy jest to specjalny zamysł autorów. W moim osobistym przekonaniu takie momenty są dość nierealistyczne, w końcu to nie Titanic tylko statek do przewożenia niebezpiecznych osobników. Na szczęście nie zabrakło tradycyjnych etapów. Mamy więc dość obszerne więzienie, sporą część etapów rozegramy również na pokładzie pomagając innym ocalałym odpierać wampirze ataki. Wszystkie lokacje wykonano dość pieczołowicie. Co jakiś czas natykamy się na zmasakrowane ciała strażników, wyniszczone sprzęty, które sugerują, że miały tu miejsce niemałe batalie czy też opuszczone centra rozrywki wypełnione teraz nieumarłymi stworami. Atmosfera gry jest mroczna. W grze pełno jest brutalnych scen, świetnym przykładem mogą być ciała ponabijane na rozbite szyby czy też zakrwawiona kostnica już bez nieboszczyków. Podobnie jak miało to miejsce w filmie, nie zabrakło jednak scen humorystycznych. Bar, który odwiedzamy w trakcie gry przypomina swój odpowiednik z filmu. Ba! Pojawia się nawet ta sama wampirza kapela! To samo można powiedzieć również o wyposażeniu wnętrz, w kilku miejscach natrafiamy na przykład na flippery „The Devil Inside” :-) Cieszy również to, że otoczenie możemy w dość dużym stopniu demolować. Nie jest to może interaktywność na poziomie takiego „Max Payne’a” aczkolwiek jak na grę tej klasy nie jest źle. Przy okazji warto także wspomnieć o znanym już z „The Devil Inside” modułowi inteligentnej kamery. Polega to na pokazywaniu najciekawszych ujęć w zwolnionym tempie. Najczęściej jednak efekt ten wiąże się ze śmiercią głównego bohatera, w samej grze oglądamy go bardzo rzadko.

Moje częste nawiązania do „The Devil Inside” nie są przypadkowe. Recenzowana gra pracuje mianowicie na ulepszonym silniku wymienionego przed chwilą produktu. Ma to swoje plusy i minusy. Wspomniany engine jest już niestety dość stary i przez ogromną część rozgrywki to po prostu widać. Największe zastrzeżenia budzą modele postaci, w tym także głównych bohaterów. Tekstury są niewyraźne, a same modele raczej nieskomplikowane. Tragicznie wyglądają również płaskie dłonie, a także animacja w trakcie filmików na enginie gry. Dość często zauważamy jednak ulepszenia silnika. O wiele lepiej niż miało to miejsce w „The Devil Inside” zrealizowano otoczenie. Mam tu na myśli przede wszystkim detale, jak chociażby wyniszczone pomieszczenia, porozbijane sprzęty czy wszędobylskie oznaki toczonych bitew. Pochwalić należy również animację wampirów, każdy podgatunek zachowuje się w nieco inny sposób: biega, czołga się, a nawet pełza. Na plus warto również zaznaczyć ulepszoną grę świateł, co w szczególny sposób da się zauważyć podczas eksploracji mocno wyniszczonych pomieszczeń (np. centr handlowych), a także interaktywne otoczenie, które w dość dużym stopniu można demolować. Na wysokim poziomie stoi oprawa dźwiękowa „From Dusk Till Dawn”. Autorzy pokusili się nawet o zaczerpnięcie kilku kawałków muzycznych, które pamiętamy z filmu! Sama muzyka pojawia się w ważniejszych momentach oraz podczas starć z wampirami. Nieco słabiej na tym całym tle prezentują się dialogi mówione, ale mniej wybredni gracze tego szczegółu już nie zauważą.

Gra ma stosunkowo przystępne wymagania sprzętowe. Do pogrania wystarczy nawet poczciwy Pentium II 400MHz. Posiadanie GeForce’a nie jest również obowiązkiem, gra dobrze działa nawet na starszych Rivach TNT2. Na minus zaliczyłbym jedynie nienajlepszą współpracę ze starszymi sterownikami, a także niewielkie błędy echa po załączeniu dźwięku 3D.

„From Dusk Till Dawn” to w moim przekonaniu bardzo udany kontynuator kultowego filmu. Gra jest pełna dramatycznych zwrotów akcji, sama fabuła posuwa się do przodu dość szybko, a zagadki nie przysparzają większych problemów. Zawiedzeni mogą być jedynie miłośnicy gier z Larą Croft w roli głównej. Łamigłówki nie sprawiają żadnych problemów, a walka z wampirami szybko staje się dziecinnie prosta tym bardziej, że problem braku amunicji w tej grze raczej się nie pojawia. Polecam ją wszystkim fanom filmu Quentina Tarantino ale i osobom, które lubią grywalne a zarazem proste w obsłudze gry TPP.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.