autor: Filip Dąbrowski
Empire Earth: Sztuka Podboju - recenzja gry
Empire Earth: The Art of Conquest to dodatek do znanej strategii czasu rzeczywistego zespołu Stainless Steel Studios - Empire Earth.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Mija około 1.5 roku, odkąd na ekrany naszych blaszaków zawitała gra niebywała. Gra, w której do boju wysyłaliśmy hordy walecznych jaskiniowców, by zaraz potem poprowadzić zastęp dzielnych, odzianych w stalowe pancerze rycerzy czy też wsłuchać się w huk napoleońskich dział. Na deser pozostawała futurystyczna wizja naszego świata kilkaset lat naprzód, gdy ludzi na polu bitwy zastąpiły roboty. Empire Earth było RTS-em zrealizowanym niemalże perfekcyjnie. Jedyne, co mogło doskwierać fanom tego gatunku, było ogromne zamieszanie na polu walki z chwilą wejścia broni palnej oraz prawdziwe multum, dosłownie setki różnych jednostek i technologii. Przysłowie „od przybytku głowa nie boli” tym razem się nie sprawdziło. W pierwszych godzinach rozgrywki w Nano Tech przeciętny gracz nie wiedział, co zrobić, od czego zacząć itp. Dopiero parę dni bardzo przyjemnej notabene rozgrywki pozwalało na zaznajomienie się z wszelkimi niuansami Empire Earth. W niecały rok po premierze gry Sierra wydała opracowany przez dobrze już znane Stainless Steel Studios dodatek o nazwie The Art of Conquest, którego recenzję właśnie czytacie.
Przechodząc kolejne etapy rozwoju naszej cywilizacji w Empire Earth, wielu graczy słusznie zresztą narzekało, że całkowicie niemal pominięto okres rozkwitu i upadku Imperium Rzymskiego. Teraz oczekiwania wszystkich malkontentów powinny zostać zaspokojone, w The Art of Conquest jest bowiem dostępna cała kampania, opisująca Rzym od najdawniejszych początków, poprzez mozolne zdobywanie kolejnych włości terytorialnych, krwawe walki z Galami, Kartaginą, podboje w Azji Mniejszej i Afryce, aż po schyłek wielkiej potęgi. Oprócz tej, osadzonej w starożytności kampanii, dostępne są jeszcze dwie inne. Swoje kroki przyjdzie nam stawiać na froncie II wojny światowej oraz na... powierzchni Marsa :). W pierwszym przypadku zobaczymy kilka znanych z historii wydarzeń, jak np. atak na Pearl Harbour czy bitwa o Midway. Na Marsie natomiast postaramy się o to, by planowany terraforming odbył się w jak najkorzystniejszych i, co ważniejsze, w bezpiecznych warunkach. Jak nietrudno się domyśleć, nie jest to takie proste i ktoś usilnie będzie starał się nam przeszkodzić. Każda kampania składa się z sześciu misji, powiązanych ze sobą linią historyczną. Przed rozpoczęciem każdego z zadań, obowiązkowe niemalże jest zapoznanie się z krótkim wprowadzeniem. Chyba lepiej wiedzieć, dlaczego Cezar po pobycie w Egipcie nie wrócił prosto do Rzymu lub jaką taktykę stosował generał Patton w walce z hitlerowskimi dywizjami pancernymi :).
Zmiany objęły także standardową rozgrywkę. Do dyspozycji mamy tym razem aż 15 epok. W każdej z nich zapoznamy się z ówczesnym rzemiosłem, uzbrojeniem, jakiego używali wtedy ludzie i typami budowli, począwszy od prymitywnych szałasów, a skończywszy na ogromnych pojazdach kosmicznych, będących zawieszonym w przestrzeni domem dla tysięcy ludzi. Model rozgrywki jest bardzo podobny do znanego i sprawdzonego schematu z podstawowej wersji Empire Earth. Rozpoczynając grę, wybieramy epokę startową, początkowe surowce, liczbę przeciwników, poziom trudności i zabieramy się do gry. Co ciekawe, komputer nawet na najniższym poziomie myśli całkiem dobrze, czasem potrafi zaatakować nas w strategicznych miejscach i napsuć nam przez to sporo krwi.
Sam już w początkowym etapie gry próbuje zabezpieczyć się przed naszą ekspansją, budując mury, które strzegą wąskich przejść na mapie. Różnice między poszczególnymi cywilizacjami pozostały niestety ledwie iluzoryczne i ograniczają się do rozmaitych statystyk. Sami również możemy stworzyć własną nację, nadając jej nazwę i określając szereg parametrów charakteryzujących nasz lud.Współczynników jest mnóstwo i gdybym miał je wszystkie opisać, z pewnością nie doczytalibyście do końca recenzji. Obejmują one jednak m.in. skuteczność w walce naszych jednostek, zarówno piechoty, jak i jazdy konnej, broni oblężniczej, dział, czołgów, samolotów, statków czy robotów. Warunkują również wydajność pracy wieśniaków. Wybierając np. +15% dla zbierania owoców zapewniamy sobie szybszy rozwój na początku. Taki sam bonus dla produkcji rolniczej zapewnia natomiast początkowo wolniejszy, później jednak coraz szybszy i równomierny rozwój. Przy odpowiedniej liczbie oddelegowanych do pracy wieśniaków, nie musimy się martwić, że w skarbcu któregoś dnia zabraknie złota lub spichlerz nagle okaże się pusty. Ich praca jest zautomatyzowana, tzn. jeśli nieopatrznie zapomnimy wysłać ich do pracy, po chwili bezczynności sami znajdą sobie jakieś zajęcie. O ile spokojna rozgrywka i podglądanie krzątaniny przedstawicieli naszej populacji tworzy nastrój radosnej sielanki, o tyle wojny z sąsiadami są nieuniknione i wcześniej czy później (w większości przypadków wcześniej) musi dojść do pierwszych starć. Wówczas musimy wykorzystać cały wypracowany potencjał, pokonując przeciwnika na ziemi i - jeśli to konieczne - na morzu i w powietrzu. Pewna doza wtórności spowodowana korzystaniem ze sprawdzonych i ogólnie znanych RTS-owych schematów wcale tu nie przeszkadza.
Wprowadzenie nowej epoki podboju kosmosu pociąga za sobą rzecz jasna konieczność przedstawienia nowych jednostek. I tak mamy ogromne promy kosmiczne, gwiezdne myśliwce i jeszcze bardziej zaawansowane roboty bojowe, na polu walki sprawdzające się znacznie lepiej, niż człowiek. Podczas kampanii osadzonej w realiach II wojny światowej zobaczymy m.in. spadochroniarzy, japońskie lotniskowce czy prototypowe w tamtych czasach myśliwce Zero. Poza tym jednostki pozostały właściwie w niezmienionej formie.
Zmienił się nieco tryb wieloosobowy. Grać można przez TPC/IP i sieć lokalną. Zmierzyć możemy się z ośmioma graczami naraz. Na potrzeby multiplayera twórcy opracowali specjalny system dobierania przeciwników, który ma powodować, że doświadczony weteran nie będzie się nudzić stając w szranki z nowicjuszem, ten zaś będzie mógł spokojnie zaznajomić się z realiami gry z żywym przeciwnikiem, mając po drugiej stronie kabla gracza o podobnych umiejętnościach. Teatr naszych wojen wybieramy spośród gotowych bądź losowo generowanych terenów. Teraz spotkamy się też z powierzchnią Czerwonej Planety (jedne z najefektowniej wyglądających lokacji w grze).
Skoro już o wyglądzie mowa, wypada przejść do omówienia technicznej strony gry. Grafika jest równie piękna, co w podstawowej wersji Empire Earth. Całe środowisko gry i krystaliczna tafla wody nawet dziś muszą budzić uznanie dla pracy grafików Stainless Steel Studios. Powierzchnia Marsa to natomiast niekończące się wyboje, kratery i rozległe, skaliste pofałdowania. Widok możemy dowolnie przybliżać i oddalać. Zastrzeżenia można mieć jedynie do niedokładnego, rażącego miejscami wręcz niedbałym wykonaniem wyglądu jednostek przy maksymalnym zoomie. Jest to jednak niewątpliwy plus dla posiadaczy słabszych komputerów. Podobnie jak wcześniej, dym wydobywający się z armat i strzelb w okresie imperialnym oraz industrialnym przesłania nieco rozgrywającą się akcję, wygląda to jednak bardzo efektownie.
Wszystkie odgłosy zostały dopracowane perfekcyjnie. Muzyka natomiast nie wiedzieć czemu w większości pozostała niezmieniona. Czyżby to twórcy w poczuciu swego geniuszu zapomnieli, że przydałyby się jakieś nowe motywy ? Niemniej jednak znana już ścieżka szybko wpada w ucho i potrafi skutecznie umilić i tak ciekawą rozgrywkę.
Pochwała należy się firmie Play-It za zręczne dokonanie lokalizacji produktu. The Art of Conquest to po naszemu Sztuka Podboju. Dokonano pełnego spolszczenia całego tekstu i kwestii mówionych, zarówno lektora, wprowadzającego nas do misji, jak i odzywek naszych jednostek. Przyznam, że jestem zaciekłym przeciwnikiem polonizowania czegokolwiek (jak mam do wyboru iść do kina na film z napisami lub z dubbingiem, wybieram to pierwsze), tutaj jednak muszę przyznać, że uniknięto pewnej dozy infantylności w lokalizowaniu odgłosów i przy wyciszeniu powtarzających się w kółko kwestii ludności polonizacja wcale nie ujmuje grze klimatu. W pudełku oprócz gry otrzymamy jak zawsze od tego dystrybutora dodatkowy upominek. Tym razem jest to kalendarz utrzymany w historycznych klimatach.
Empire Earth: The Art of Conquest to dobrze zrealizowany dodatek do dobrego RTS-a, jakim było Empire Earth. Zamieszanie na polu walki wciąż jest dosyć uciążliwe, z czasem jednak nauczymy się nad nim panować. Gdy już się z tym uporamy, możemy w pełni oddać się niewątpliwie obecnej przyjemności rozgrywki. Mogę polecić grę każdemu miłośnikowi strategii czasu rzeczywistego, tym bardziej że zapewne już niebawem w Polsce będzie dostępny cały zestaw spod znaku Stainless Steel Studios i Sierry, zawierający oryginalne Empire Earth + opisywany dodatek. Wtedy tylko marsz do sklepu, a potem przed ekrany blaszaków!
Filip „Tensor” Dąbrowski