Emergency 2: The Ultimate Fight For Life - recenzja gry
Emergency 2: The Ultimate Fight for Life to druga część strategicznej serii, która ma za zadanie ukazać młodym graczom jak ciężka jest praca służb, których zadaniem jest zapobieganie skutkom katastrof, tj. straży pożarnej, policji i pogotowia.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Czy marny zespół developerski potrafi zepsuć nawet najlepszy pomysł na grę? Czy wydawcy takich tytułów nie sprawdzają swoich produktów zanim te dotrą do tłoczni? Gdzie zgubiła się grafika i kto jest odpowiedzialny za to „coś”, czym torturowane są nasze oczy? I wreszcie, gdzie do diaska podziali się betatesterzy i spece od sztucznej inteligencji? Te i zbliżone pytania zada sobie zapewne każdy, kto choć przez chwilę zetknie się z najnowszym produktem Sixteen Tons Entertainment. „Emergency 2”, bo to właśnie o nim mowa, jest jednym z najlepszych przykładów na to, co może wyniknąć ze spotkania osób kreatywnych, rzucających niecodzienne pomysły, z pseudo-programistami i pseudografikami, którzy mają oczywiście o sobie odpowiednio wysokie mniemanie. Ale zacznijmy od początku, czyli omówienia, o czym w ogóle ta gra traktuje...
„Emergency 2” to kontynuacja wydanego dobrych kilka lat temu produktu, w którym zarządzało się skoordynowanymi siłami policji, straży pożarnej oraz pogotowia ratunkowego. Jednym z niewielu atutów tamtej gry był świetny pomysł. O ile w Polsce taki system jest dopiero w fazie planowania (i szukania funduszy na jego zrealizowanie :-)), o tyle w grze mogliśmy zobaczyć jak to wszystko wygląda w akcji. Rolą gracza jest rozporządzanie dostępnymi jednostkami i zasobami ludzkimi w taki sposób, aby przy minimalnych kosztach uzyskać możliwie najlepsze efekty. Kontynuacja gry pod tym konkretnym względem nie wnosi nic nowego. Na szczęście nie jest to jednak sequel, który opiera się wyłącznie na „marce” jedynki. O nie! „Emergency 2” to przede wszystkim mnóstwo nowych sposobów na ratowanie ludzi, a także zmodyfikowany model zarządzania całym tym systemem. Szkoda tylko, że wszystko podano w tak niegrywalnej oprawie...
Głównym elementem gry jest kampania, na którą składa się grubo ponad dwadzieścia misji. Muszę przyznać, że jak na dzisiejsze czasy jest to bardzo dużo. W końcu niewiele wydanych ostatnio RTS-ów mogłoby poszczycić się tyloma etapami. Inną sprawą jest, że w grze nie ma multiplayera, ale o tych wszystkich aspektach opowiem nieco później. Jeszcze przed przystąpieniem do właściwej rozgrywki możemy zaliczyć dość przystępnie wykonany tutorial. Przedstawiono w nim większość podstawowych czynności. Ma on także za zadanie zaznajomić gracza z interfejsem, chociaż nie do końca jest to konieczne, bo został on wykonany w miarę poprawnie. Przede wszystkim jest czytelny, co szczególnie docenią ci gracze, którzy nie mają jeszcze zbyt wiele doświadczenia z grami strategicznymi.
Po wybraniu kampanii czytamy krótki briefing i lądujemy w menu operowania siłami ratowniczymi. Jest to znaczna innowacja w porównaniu do części pierwszej, gdzie jednostkami oraz podległymi ludźmi sterowało się w sposób dość chaotyczny. Teraz wszystko zostało ładnie rozplanowane i nie ma najmniejszego problemu z dotarciem do najważniejszych opcji. Główną część menu dowodzenia zajmuje ekran misji. Możemy przeskakiwać między bazą, w której zlokalizowano nasze siły, a miejscem katastrofy. Oprócz tego można tu znaleźć mapkę terenu (niestety, aby móc z niej korzystać należy na miejsce katastrofy podesłać specjalny wóz komunikacyjny), a także trzy mniejsze ekraniki, które w bardzo szybki sposób mogą przenieść gracza na przykład do remizy straży pożarnej. Zdecydowanie rzadziej korzysta się natomiast z mapy globalnej, która ukazuje całą okolicę. Jej jedynym przeznaczeniem jest w zasadzie podejrzenie jednostek przemieszczających się z bazy do miejsca, w którym rozgrywa się dana misja. Na sam koniec pozostawiłem zaś widoczne u dołu przyciski.
Zdecydowanie najczęściej korzysta się z podpowiedzi (Tips). Trzeba powiedzieć wprost – misje są ciężkie, a cele niejasne. Nie do końca zawsze wiadomo, o co w danym momencie producentom chodziło. Warto zaznaczyć, iż pomimo pozornych powiązań z grami strategicznymi jest ona liniowa, a to, czy daną misję zaliczymy czy nie, w głównej mierze zależy od tego, czy znajdziemy tę jedyną metodę na jej ukończenie. Przydatna jest również podręczna encyklopedia, z której można dowiedzieć się niemal wszystkiego na temat podległych jednostek, zastosowań niektórych przedmiotów czy w ogóle obsługi interfejsu w określonych momentach zabawy. Nie wszystko w tej grze jest oczywiste, nawet tak prozaiczna czynność jak wyjęcie broni przez policjanta w obliczu zagrożenia ze strony bandytów wymaga wywołania odpowiedniego menu i zaznaczenia giwerki!
Pora na kilka słów na temat samych misji. Muszę przyznać, iż pomysłowości w trakcie ich tworzenia autorom „Emergency 2” z pewnością nie brakowało. Nie skłamię mówiąc, iż zawarto tu niemal każdą katastrofę, jaką tylko można sobie było wymarzyć (o ile można marzyć o tym, aby komuś przydarzyła się jakaś tragedia :-)). Podobnie jak miało to miejsce w części pierwszej, zaczynamy dość niepozornie. Ot, drobny wypadek samochodowy, napad na bank czy też pokaz lotniczy. Z czasem etapy stają się jednak coraz ciekawsze. Mamy tu na przykład ogromną kraksę na autostradzie z wieloma rannymi, których trzeba ratować z poniszczonych samochodów, szaleńca zrzucającego metalowe przedmioty z mostu wprost na przejeżdżające samochody, tankowiec, który wpadł do portu i sam przy tym zaczął się palić (scena wzorowana na „Speed 2”) czy też poważną katastrofę chemiczną grożącą skażeniem okolicznego środowiska. Najciekawiej jest jednak pod sam koniec gry. Co powiecie na katastrofę lotniczą albo uderzenie potężnego meteorytu? Niestety, nie do końca dopasowano poziom trudności rozgrywanej kampanii. Osoby niezaznajomione z pierwszą częścią „Emergency” mogą mieć poważne problemy już w czwartej-piątej misji. Pod tym względem gra przerasta nawet takie tytuły jak „Commandos” czy „Desperados”. Warto bowiem zaznaczyć, iż pod przykrywką strategii tak naprawdę znajduje się tylko rozbudowana gra logiczna, z dużym naciskiem na zręczność w operowaniu podległymi siłami. Na plus zaliczam natomiast to, że każda z wymienionych misji została przygotowana w sposób przemyślany. Szkoda tylko, że do większości z nich trzeba podchodzić po kilkadziesiąt razy tylko po to, aby odgadnąć prawidłowy sposób działania, a później to wszystko jeszcze zrealizować! Dodatkowym atutem gry są bardzo liczne przerywniki filmowe. Osoby, które grały w pierwszą część „Emergency” nie powinny się jednak dziwić. Szkoda tylko, że w intrze autorzy w bezczelny sposób wzorowali się na tragicznych scenach z WTC z 2001 roku.
Jak już wspomniałem na samym początku, gracz ma pod swoją opieką trzy podstawowe służby ratownicze. Trzeba przyznać, że jednostek, które wchodzą w skład każdej z nich, jest tu wyjątkowo dużo. Na pierwszy ogień pójdzie straż pożarna. Zaczynamy dość skromnie – mamy do dyspozycji kilka wozów strażackich, a także niedoświadczony personel. Z czasem jednak zaczyna się robić znacznie ciekawiej. Tyczy się to przede wszystkim wachlarza dostępnych pojazdów. Bardzo szybko zaczynają się pojawiać specjalistyczne modele przeznaczone wyłącznie do gaszenia pożarów, walk z klęskami żywiołowymi czy też atakami chemicznymi, a nawet ratowania ludzi z wieżowców. Sami strażacy również dzielą się na tych „zwykłych”, lepiej wyszkolonych do prac w ciężkim terenie, a nawet posiadających specjalne uniformy chroniące ich przed ogniem!
Autorzy zadbali również o odpowiednie ich wyposażenie. Mamy tu przeróżne piły do wycinania drzew, kleszcze do ratowania ludzi uwięzionych w samochodach czy też sznury pozwalające wydostawać rannych z pionowych szybów. Pogotowie ratunkowe to oczywiście wszelakiego rodzaju ambulanse. Ponownie, początkowo mamy do dyspozycji wyłącznie standardowe modele do ratowania rannych. W dalszej części gry dochodzą jednak wyspecjalizowane autobusy, pełniące role mobilnych szpitali, a nawet śmigłowce pozwalające wydostawać rannych z trudno dostępnych miejsc. Personel pogotowia dzieli się na lekarzy oraz sanitariuszy z noszami, przy czym w miarę postępów w kampanii pojawiają się ich bardziej doświadczone odmiany. I wreszcie policja. Mamy tu przede wszystkim radiowozy oraz minifurgonetki, jednak i ten wachlarz z czasem ulega poszerzeniu. Mnie osobiście bardzo przypadł do gustu opancerzony wóz bojowy, dzięki któremu bez obaw o utratę ludzi możemy dostać się do niemal każdego miejsca na planszy. Policja dysponuje również specjalnym śmigłowcem. Szkoda tylko, że w sytuacjach zagrożenia nie można z jego pokładu prowadzić wymiany ognia. Oprócz tego w grze pojawiają się modele nie związane bezpośrednio ze służbami ratowniczymi, jak na przykład buldożer czy też kuter. Każdy z wymienionych pojazdów został opisany kilkoma podstawowymi czynnikami, jak na przykład wytrzymałość czy prędkość maksymalna. Warto mianowicie zaznaczyć, iż w przypadku chwilowej nieuwagi sterowane pojazdy mogą zostać zniszczone (najczęściej w wyniku zbytniego zbliżenia się do ognia). Taki wybuch (swoją drogą trochę przesadzony) prawie zawsze równoznaczny jest z końcem misji. Za wszystkie te „atrakcje” musimy oczywiście płacić. Na szczęście budżet został ustalony na takim poziomie, że nawet w sytuacji, gdy zmarnuje się trochę pieniędzy na niepotrzebne wyjazdy niektórych służb, to i tak przeważnie wychodzi się na plus...
„Emergency 2” nie byłby tak kiepską grą, gdyby nie dwa elementy, które w zdecydowany sposób obniżają jego grywalność do zastraszająco niskiego poziomu. Pierwszy z nich to sztuczna inteligencja, a raczej jej brak. Tyczy się to zarówno pojazdów, jak i podległego personelu. Dla lepszego ukazania niedbałości producentów posłużę się kilkoma przykładami. Autostrada. Dwa szerokie pasy plus obszerne pobocze. Na planszy pojawiają się moje jednostki. Zaznaczam je (ciekawostka: jeśli przez przypadek zaznaczy się samochód cywilny, to trzeba będzie całą czynność powtórzyć!) i każę im jechać PROSTĄ drogą w kierunku pobliskiego parkingu. Co na to moje jednostki? Kręcą się w miejscu! O, albo jeszcze lepiej: zawracają i próbują jechać w przeciwną stronę! Piraci drogowi, czy co? Próby wymuszenia prawidłowego kierunku jazdy poprzez wielokrotne klikanie w miejsce, do którego powinny dotrzeć, na niewiele się zdają! I jak ja tu mam ratować ludzi, skoro nie walczę z żywiołem tylko z własnymi oddziałami!? Inny przykład: płonący las. Wjeżdżam na ścieżkę kilkoma wozami strażackimi oraz karetką pogotowia, którą od razu wysyłam do rannych. Po kilku minutach gubienia drogi ze środka wyskakują sanitariusze. Kieruję ich do rannych (linia prosta). I co robią? Skręcają gdzieś w bok i pakują się wprost do płonącego lasu! Makabra! Takie sytuacje zdarzają się prawie co chwilę. Ja rozumiem, że nie jest to gra pierwszej klasy, a autorzy byli nastawieni na łatwy zysk (w końcu niska cena + ciekawy temat = wysoka sprzedaż), ale to, czym uraczyli nas w „Emergency 2”, jest już przesadą. Od dobrych kilku miesięcy nie miałem do czynienia z grą, w której opanowanie jednostek sprawiałoby tak duże problemy. Nie ma na to niestety żadnego lekarstwa, nie liczyłbym na jakiekolwiek patche, bo i pierwsza część gry zachowywała się identycznie.
Tam jednak aż tak nie było tego widać, bo same plansze były mniej rozbudowane i jednostki nie miały się gdzie zacinać. Nie narzekałbym tak bardzo, gdyby kłopoty z AI nie sprawiałyby zbyt dużych problemów. W końcu na przykładzie takiego „C&C: Red Alert” można stwierdzić, iż nawet nie dopracowując sztucznej inteligencji można stworzyć całkiem przyzwoitą grę. Problem polega na tym, iż brak AI UNIEMOŻLIWIA zakończenie kolejnych misji. Nie powinno nikogo dziwić to, iż etapy są na czas. Na dodatek jest go wyjątkowo mało. Przykładowo, jeśli do pewnego momentu nie zapobieżemy rozprzestrzenianiu się ognia, to później nie będzie to już w ogóle możliwe, nie usunięcie zniszczonych samochodów zajmujących pas szybkiego ruchu na autostradzie prędzej czy później doprowadzi to tragedii... Jedynym ratunkiem wydaje się więc metoda mozolnego operowania pojedynczymi jednostkami i powolnego posuwania ich w kierunku celów misji.
Grafika „Emergency 2” odstraszy nawet najbardziej zagorzałych fanów gier dwuwymiarowych. Co ciekawe, podobnie było w momencie premiery pierwszej części gry. Wtedy też narzekano, iż była ona zacofana o co najmniej kilka lat. Postęp oczywiście jest, ale nie nazwałbym tego nawet mianem rewolucji. Jedyna większa różnica polega na tym, iż gra pracuje teraz w wyższych rozdzielczościach, dodano też nieco ładniejsze tekstury pojazdów i budynków. Cała reszta pozostała jednak bez zmian! Przykładowo, samochodom, które poruszają się po planszy, nie obracają się koła! Wygląda to niezwykle komicznie, a całość sprawia wrażenie, jak gdybyśmy mieli do czynienia z jakąś ratowniczą odmianą popularnego planszowego „Riska”! I tak ma wyglądać gra, która ukazuje się w 2003 roku? Ja wcale nie mówię, iż dwuwymiarowa grafika jest do niczego. Przykłady takich gier jak chociażby „Rollercoaster Tycoon 2” czy „Divine Divinity” ukazują, iż gra wcale nie musi uginać się pod ciężarem graficznych wodotrysków, aby przyjemnie się na nią patrzyło. Kolejny minus „Emergency 2” to niedopracowany engine. Pomimo beznadziejnej oprawy gra potrafi przyskakiwać nawet na bardzo mocnych konfiguracjach. Dzieje się to przede wszystkim wtedy, gdy obserwujemy efekty pogodowe czy też wszechobecny ogień. Szkoda tylko, że i one prezentują się nadzwyczaj marnie. Odrobinę lepiej zrealizowano oprawę dźwiękową. O ile jeszcze same dźwięki są bardzo przeciętne i podejrzanie zbliżone do tych z pierwszego „Emergency” (kto wie, może nawet niektóre z nich bezczelnie przeniesiono do sequela), to muzyka audio stoi już na wysokim poziomie. Szkoda tylko, że z racji wielu błędów w podstawowej wersji gry występują problemy ze słuchaniem jej w trakcie rozgrywania misji. Skoro już zatrzymałem się przy tym temacie, to warto też dodać, iż gra obfituje w dość liczne, a zarazem denerwujące bugi. Zdarzają się na przykład sytuacje, w których po odczytaniu stanu gry ekran ucieka w jednym kierunku i nie sposób go zatrzymać. Jedynym ratunkiem jest wtedy ponowne uruchomienie programu.
„Emergency 2” jest taki, jak jego poprzednik. Wyróżnia się ciekawą tematyką, a także licznymi, zróżnicowanymi etapami. Niestety, cała reszta odstraszy od niego nawet tych, którzy do dzisiejszego dnia chcieliby choć na chwilę założyć mundur strażaka i uratować przy tym kilka zdesperowanych niewiast. Dodatkowy minus to brak trybu multiplayer, tak więc jeśli ktoś zatnie się w trakcie rozgrywania kampanii, to nie pozostaje nic innego, jak tylko próbować do skutku, bądź też odinstalować grę. Zdecydowanie nie polecam, no, chyba, że zamierzasz tworzyć gry i chcesz zobaczyć jak NIE powinna wyglądać porządna strategia.
Jacek „Stranger” Hałas