Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 marca 2010, 11:09

autor: Karol Wilczek

Dragon Age: Początek - Przebudzenie - recenzja gry

Czekacie na Dragon Age 2? Jeśli tak, to z pewnością zechcecie to oczekiwanie umilić sobie dodatkiem, oferującym 20 godzin radosnego mordowania Mrocznych Pomiotów.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Niespełna pięć miesięcy minęło od pojawienia się świetnego i ciepło przyjętego cRPG – Dragon Age: Początek. Wielu z nas zostało wtedy wręcz wessanych na kilkadziesiąt godzin w mroczne, brutalne realia fantastycznej krainy Ferelden. Dla tych, którzy ciągle nie mają dość i chcieliby, parafrazując słowa bohatera innego legendarnego dzieła BioWare: „skopać Pomiotom tyłki w słusznej sprawie”, przygotowano pierwszy pełnoprawny dodatek – Dragon Age: Początek – Przebudzenie.

Architekt to tajemnicza postać, której intencje trzeba będzie odkryć.

Ile zajmuje ratowanie świata...

Przed premierą dodatku gracze na forach internetowych stale poruszali temat jego długości, czyli coś, co szerokim łukiem omijane było przez samych twórców. Nareszcie można otwarcie stwierdzić, że Przebudzenie zajmuje około 20 godzin. Oczywiście jest to tylko wartość uśredniona, ponieważ grając szybko i skupiając się na głównym wątku, można skończyć grę 5 godzin wcześniej, a jeżeli chce się wyciągnąć z niej wszystko, co oferuje i pobawić trochę craftingiem, da się przedłużyć rozgrywkę nawet do 30 godzin. Jak na mój gust, te kilkanaście, kilkadziesiąt godzin w zupełności wystarczy. Wiele gier „pęka” w czasie krótszym, a przecież mówimy tutaj o dodatku, który z założenia jest mniejszy.

Dlaczego Pomioty mówią...

Zanim rozpocznie się przygoda, należy zdecydować, czy chcemy grać postacią, którą ukończyliśmy Dragon Age, czy wolimy stworzyć nowego 18-poziomowego Szarego Strażnika, przybywającego z Orlais. Jeżeli skorzystamy z naszego „starego” bohatera, kilka razy w grze znajdziemy odniesienia do dokonanych wcześniej wyborów czy czynów. Takich sytuacji jest jednak bardzo mało. Z postaci, które brały udział w poprzedniej przygodzie, spotkać można Alistaira i Wynne, ale są to tylko krótkie i nieistotne epizody. Największą rolę ze starych kompanów odgrywa Oghren, który również w Przebudzeniu jest członkiem drużyny, ale on do przeszłości nawiązuje tylko wtedy, kiedy nie pije – czyli prawie wcale.

Niezależnie od tego, kim postanawiamy grać, pierwsze kroki stawiamy w Twierdzy Czuwania – siedzibie, która przypadła Szarym Strażnikom po zwycięstwie nad Arcydemonem. Przybywamy tam jako nowy komendant, ale zamiast fanfar, oklasków i uśmiechniętych twarzy pięknych kobiet witają nas ohydne gęby Pomiotów, które właśnie zdobywają twierdzę. Cóż zrobić, pora kolejny raz zakasać rękawy, wyciągnąć miecz i rozpocząć standardową pracę superbohatera – uratować świat (a przynajmniej jego część) od zagłady.

Projekty lokacji i ich rysowane, szczegółowe tłasą ładniejsze niż w podstawce.

Wygonienie paskud z twierdzy to oczywiście dopiero początek. Później okazuje się, że sytuacja jest znacznie bardziej zagmatwana, a atak na siedzibę Strażników to dopiero wstęp do dalszych wydarzeń. Część Pomiotów wykazuje oznaki inteligencji i potrafi mówić. Po śmierci Arcydemona nie rozproszyły się one i nie uciekły pod ziemię, tak jak opisują to poprzednie historie Plagi. Wydaje się, że ktoś nimi dowodzi, ktoś niebezpieczny, o niezwykłej inteligencji. Główny wątek skupia się właśnie na odkryciu przyczyn tej niecodziennej sytuacji.

W Dragon Age elementem, który nieco mnie rozczarował, była fabuła. Oczekiwałem czegoś wyjątkowego, epickiego na miarę pozostałych erpegów firmy BioWare. Otrzymałem przyzwoitą historię, momentami bardzo ciekawą, ale rewelacji nie było. Nie spodobał mi się również pomysł podzielenia głównej fabuły na kilka osobnych, praktycznie niepowiązanych ze sobą zadań, które można było wykonać w dowolnej kolejności (zadania z traktatami).

Dodatek pod tym względem wygląda prawie identycznie. Również tutaj główna oś fabularna opiera się na trzech zadaniach, niewiążących się zbytnio ze sobą i tworzących oddzielne opowieści. Tak samo jak w podstawce historia jest aż – i zarazem tylko – dobra. Mamy kilka niespodziewanych zwrotów akcji, stopniowe odkrywanie tajemnic Pomiotów i przede wszystkim wybory moralne, mające istotny wpływ na przebieg gry. Podejmowanie trudnych decyzji zostało bardziej wyeksponowane. Twórcom udało się zaserwować kilka sytuacji, w których można wybrać jedynie mniejsze zło. Szkoda, że takich rozwiązań nie ma jeszcze więcej. Od gry z kategorią wiekową 18 oczekuję jak najwięcej momentów, które nie są kontrastowo czarne i białe, a właśnie w różnych odcieniach szarości. Przebudzenie sprawiło, że niekiedy naprawdę miałem trudność z obraniem najrozsądniejszej i najbardziej odpowiadającej mi pod względem odczuć opcji dialogowej, a wierzcie, że takie chwile podczas grania zdarzają mi się wyjątkowo rzadko.

Nowe oblicze Fereldenu...

W stosunku do podstawowej wersji gry przenosimy się teraz nieco na północny wschód – do arlatu Amarantu. Tam znajduje się Twierdza Czuwania i miasto Amarant, w których spędzamy najwięcej czasu. Amarant to jedyne miasto dostępne w grze, coś na wzór Denerim z podstawki, tyle tylko, że mniejsze. Zrobiono z niego nasze centrum handlowe oraz miejsce, do którego należy się udać, jeżeli chcemy otrzymać nowe zadania poboczne. Znajdziemy więc w środku kilku kupców, tablicę z zadaniami gildii kupieckiej oraz tablicę kantora. W karczmie, można dostać za to zadania od Plagowych Sierot i ten element muszę wyróżnić.

Questy od osieroconych dzieci są miłą odskocznią od standardowych misji. Ich celem jest przede wszystkim rozbawienie gracza i bardzo dobrze im to wychodzi. Świetny jest już sam opis questów. Przypomina niektóre fora internetowe – infantylne zdania pełne „błenduf”. Raz dzieci chcą, abyśmy zdobyli dla nich bimber, innym razem proszą o posypanie łóżka Matce Wielebnej podejrzanie pachnącymi ziołami, które rzekomo mają po prostu umilić jej spanie. Można się trochę pośmiać lub przynajmniej uśmiechnąć.

Teksty Oghrena zwalają z nóg tak samo jak pity przez niego bimber.

Zadania dodatkowe otrzymujemy także w Twierdzy Czuwania. Między innymi spotykamy tam znanego z Dragon Age mistrza kowalstwa – Wade’a, który tworzy dla nas wspaniałe przedmioty po uprzednim zebraniu potrzebnych do ich wykucia komponentów. Twierdza Czuwania to jednak przede wszystkim miejsce, o które mamy zadbać jako nowy komendant. Kojarzy mi się z Warownią na Rozdrożach z Neverwinter Nights 2, tyle tylko, że w mniej rozbudowanej wersji. Musimy rozstrzygnąć kilka sporów między poddanymi, zadbać o materiały na odbudowę fortyfikacji oraz o surowce potrzebne do wykucia zbroi dla żołnierzy itd.

Poza tym odwiedzamy trzy obszerne lokacje związane z zadaniami głównymi. Znowu bardzo przypominające podstawową wersję, ponieważ tak jak tam, eksplorujemy las elfów, krasnoludzką siedzibę oraz wioskę ludzi (również jej wersję w Pustce). Lokacje nie są więc oryginalne, ale należy je wyróżnić za jedną rzecz – artystyczne wykonanie. Przede wszystkim spodobały mi się piękne, rysowane tła. Wyrazy uznania dla twórców również za dbałość o szczegóły oraz dobór kolorów. Całość prezentuje się ładniej od wersji podstawowej i za to autorom należą się brawa.

Ich troje...

Podczas podróży spotykamy kilka postaci, które dołączają do naszej drużyny. Tym razem relacje między nimi są tylko czysto koleżeńskie. Pełny profesjonalizm, żadnych romansów podczas wykonywania misji. Każdy z towarzyszy ma wyrazisty charakter i bardzo mi się to podoba. Najbardziej do gustu przypadły mi trzy kreacje: Oghrena – znanego z podstawki krasnoluda, który rozluźnia atmosferę swoim prostackim humorem i pijackimi wybrykami; Andersa – maga apostaty, który systematycznie wymyka się z rąk ścigających go templariuszy i jest mistrzem sarkazmu, oraz Justyniana – ducha sprawiedliwości, który przypadkowo trafia do ludzkiego martwego ciała i przejmuje nad nim kontrolę. Stara się zrozumieć ludzi i zmusić winnych do zadośćuczynienia.

Świetnie poprowadzone są rozmowy między nimi. Pełno w nich ciętego dowcipu, wymyślania sobie nawzajem i walk o swoje racje. Przemierzając arlat, tylko czekałem, aż któryś z nich rozpocznie dyskusję, dostarczając mi dodatkowej rozrywki.

Od bohatera do superbohatera...

Przebudzenie pozwala na rozwijanie bohatera nawet na poziomy wyższe niż 30. Z tego powodu dodano 3 nowe umiejętności: Tworzenie run, Witalność (zwiększa żywotność), Klarowność (zwiększa wytrzymałość/manę), 56 nowych talentów i zaklęć oraz po 2 nowe specjalizacje dla każdej z klas. Możliwości kształtowania herosów jest więc dużo, ale przyjemność z tego psuje jeden fakt – gra jest prostsza od podstawki. O ile w Dragon Age wiele walk wymagało ciągłego kombinowania, wciskania pauzy co kilka sekund, wykorzystywania wszystkich dostępnych talentów i zaklęć, to w Przebudzeniu moja drużyna była zwyczajnie za silna. Nie musiałem stosować żadnych wyrafinowanych taktyk, ponieważ skuteczna była: „ leć i bij”, czyli wrzucenie wszystkich w największy tłum przeciwników, którzy byli miażdżeni przez moich superbohaterów. Wydaje mi się, że częściowo winien jest tu niedobór silniejszych potworów. Oczywiście kilka nowych stworzeń zostało dodanych – np. Ognisty Golem, ale jest ich zdecydowanie za mało. Najwięcej potyczek toczymy ze znanymi już wrogami, a dla nich jesteśmy nie do pokonania.

Jeden z nielicznych nowych przeciwnikóww pełnej okazałości – Ognisty Golem.

W kwestii walki należy wspomnieć, że równowaga pomiędzy nią i dialogami utrzymana w podstawce została lekko zachwiana i tym razem dominująca jest walka. Moim zdaniem twórcy trochę przesadzili, szczególnie biorąc pod uwagę wyżej przedstawioną kwestię uproszczenia starć.

Podsumowanie

Dragon Age: Początek – Przebudzenie to taka wersja mini podstawki. Mechanizmy i rozwiązania zostały przekopiowane. Nowości jest niewiele i nie ma wśród nich żadnych rewolucyjnych zmian. Fabuła jest przedłużeniem poprzedniej historii i korzysta z podobnych schematów.

Dodatek to dzieło, które tworzone jest specjalnie po to, aby umożliwić fanom przeżycie kolejnej przygody w grze, którą polubili. Przebudzenie działa właśnie w ten sposób. Przedłuża tą samą zabawę o 20 godzin, opowiadając o tym, co stało się po śmierci Arcydemona. Jeżeli więc Dragon Age Wam się spodobał, to przy dodatku też będziecie się dobrze bawić. Z kolei tych, których coś w Dragon Age zawiodło i liczyli na szereg nowości, może jakąś niezwykła fabułę lub inny świat, muszę ostrzec, że tego tutaj nie znajdą.

Dla mnie Przebudzenie było całkiem smaczną przystawką przed głównym daniem, którym jest zapowiadany na 2011 rok Dragon Age 2. Umiliło czas oczekiwania, ale prawdopodobnie dosyć szybko się o nim zapomni. Nie jest to pozycja, którą trzeba mieć w swojej kolekcji, ale warto zagrać i gwarantuję, że miło spędzicie przy niej czas.

Karol „Karolus” Wilczek

PLUSY:

  • rozgrywka wciąga podobnie jak w podstawce;
  • trudne do podjęcia decyzje, mające istotny wpływ na grę;
  • ładniejsze niż w podstawce lokacje;
  • ciekawi, wyraziści towarzysze oraz zabawne i cięte dialogi między nimi;
  • humorystyczne zadania Plagowych Sierot.

MINUSY:

  • za mało nowości;
  • łatwiejsze niż w podstawce walki;
  • przewaga potyczek nad dialogami.
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem

Recenzja gry

Metaphor: ReFantazio to ogromne, naprawdę ogromne jRPG, w którym przepiękna oprawa audiowizualna idzie w parze z angażującym systemem walki i genialnymi projektami przeciwników - szkoda, że w warstwie fabularnej nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.