Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 marca 2011, 17:58

autor: Jacek Hałas

Dragon Age II - recenzja gry

Dragon Age powrócił. Czy doczekaliśmy się rewolucji, czy może gra po prostu udanie rozwija pomysły poprzedniej odsłony cyklu?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Półtora roku to niewiele czasu, nawet na przygotowanie kontynuacji strzelaniny. Jakim cudem można więc zdążyć z sequelem gry role-playing, który powinien być przecież równie wciągający i długi jak jego poprzednik? Nie ukrywam, że mój stosunek do szybkiego wydania nowej odsłony smoczej sagi był dość negatywny. Na szczęście kilkadziesiąt godzin testowania pełnej wersji Dragon Age II rozwiało większość wątpliwości...

Zacznijmy od jednej z bardziej kontrowersyjnych zmian wprowadzonych w kontynuacji, a mianowicie: rezygnacji z zastosowania tzw. historii początkowych. Gwoli przypomnienia – w pierwszej części serii mogliśmy wybrać jednego z sześciu bohaterów, między innymi członka szlacheckiego rodu, żyjącego w ubóstwie krasnoluda czy elfa, który unikał w przeszłości kontaktów z ludźmi. Dragon Age II podąża z kolei ścieżką zbliżoną do serii Mass Effect, oferując jednego ustalonego bohatera, człowieka o imieniu Hawke, dla którego wybieramy jedynie klasę postaci (standard – wojownik, mag lub łotrzyk) oraz płeć. Czy to słuszna decyzja? Po dłuższym czasie spędzonym z grą mogę powiedzieć, że tak. Podoba mi się to, że fabuła w większym stopniu skupia się na perypetiach konkretnych osób, nie stanowiąc dość ogólnej i – nie oszukujmy się – odtwórczej opowieści o ratowaniu królestwa przed inwazją Mrocznych Pomiotów. Nie jest oczywiście tak, że gra nie jest w żaden sposób powiązana z pierwszą częścią. Odwołań do Początku jest sporo, dodatkowo możemy zaimportować swoje wcześniejsze decyzje lub (jeżeli nie dysponujemy zapisanymi stanami gry) wybrać jedną z kilku ogólnych wersji wydarzeń.

W grze niejednokrotnie stawiamy czoła dużym grupom potworów.

Akcja sequela rozpoczyna się w momencie doskonale znanym z pierwszej odsłony cyklu, a mianowicie od zniszczenia Lothering przez armię Mrocznych Pomiotów. Hawke wraz z najbliższymi mu osobami ucieka ze zrównanego z ziemią miasta. Jako cel podróży rodzina wybiera Kirkwall, albowiem to właśnie tam znajduje się ich posiadłość, nad którą pieczę sprawuje wuj Gamlen. Jeszcze przed premierą Dragon Age II sporo mówiło się o nietypowym sposobie narracji i faktycznie – jest to pewien powiew świeżości. Mamy mianowicie do czynienia ze swego rodzaju opowieścią w opowieści, bowiem wszystkie wydarzenia, w których uczestniczymy, są częścią zeznania krasnoluda Varrika, przesłuchiwanego przez tajemniczą Cassandrę. Varrik jest skory do ubarwiania swoich wywodów, przykładem czego jest sam początek gry. Hawke i jego drużyna przy pierwszym „podejściu” w mgnieniu oka rozprawiają się z potworami, w tym z mierzącym dobrych kilka metrów ogrem. Opowieść zostaje w tym momencie przerwana, a Varrik poproszony o przedstawienie prawdziwej wersji wydarzeń. Po powrocie do tej samej lokacji eliminacja potworów nie jest już dla drużyny Hawke’a przysłowiową kaszką z mleczkiem, tylko walką o przeżycie i zarazem pożegnaniem z niektórymi członkami wyprawy. Niestety, w późniejszej fazie gry pomysł pokazywania zdarzeń z innej perspektywy wykorzystywany jest znacznie rzadziej. Innym przykładem jego zastosowania jest quest, w którym Varrik na poszukiwania pewnej osoby początkowo wyrusza w pojedynkę, dziarsko likwidując przeciwników jednego po drugim, a dopiero po ponownym wtrąceniu się Cassandry przystępuje do żmudnego przedzierania się przez zastępy sił wroga w towarzystwie reszty drużyny.

O wiele ciekawszym rozwiązaniem od nietypowego sposobu narracji jest w moim przekonaniu rozciągnięcie fabuły na okres dziesięciu lat. Namiastką tego, co czeka nas w dalszej części gry, jest moment przybycia do Kirkwall, tuż po ukończeniu prologu. Dowiadujemy się bowiem, że władze miasta nie są skore do przyjmowania masowo nadciągających uchodźców z Fereldenu i że jedynym sposobem na zostanie pełnoprawnym obywatelem Kirkwall jest odbycie rocznej służby w jednym z lokalnych przybytków.

Jeszcze ciekawiej robi się w kolejnych aktach kampanii, mamy bowiem okazję prześledzić progres bohatera od mało znaczącego parobka do zamożnej osoby, z której zdaniem liczą się lokalne władze. Wracając na chwilę do fabuły – trzeba przyznać, że intryga powoli się rozkręca, mimo początkowego wykorzystania dość trywialnego motywu wyprawy w poszukiwaniu skarbów. W ogólnym rozrachunku historia okazuje się być jednak bardziej dojrzała i ciekawsza od tej z pierwszej części serii. Mnie przede wszystkim spodobało się poświęcenie dużej uwagi poczynaniom Qunari, zwłaszcza że w mojej ocenie to jedna z ciekawszych ras z całego uniwersum Dragon Age.

W Dragon Age II mamy do czynienia z całym zatrzęsieniem questów, których jest wyraźnie więcej niż w „jedynce”. Zadania pojawiają się w aż pięciu różnych odmianach: jako główne, uzupełniające, towarzyszy, poboczne oraz plotki. Najważniejsze są oczywiście główne misje, przy czym (z pominięciem kilku wyjątkowych sytuacji) gra nie zmusza do ich natychmiastowego zaliczania, pozwalając na swobodną eksplorację i podejmowanie się mniej istotnych wyzwań. Questy uzupełniające są w pełni opcjonalne, choć zazwyczaj nie ustępują głównym pod względem długości i poziomu skomplikowania, a niekiedy wręcz nad nimi górują. Zadania z tej kategorii początkowo dotyczą rekrutacji kolejnych członków drużyny, ale z czasem stają się bardziej interesujące. Z ciekawszych przykładów warto wymienić chociażby wyprawę do Pustki celem uratowania pewnego elfiego chłopca, o którego duszę walczy kilka demonów, czy przystąpienie do poszukiwań mordercy, który okazuje się być synem wysoko postawionej osoby w Kirkwall. Zlecenia poboczne są już znacznie bardziej uproszczone, ograniczając się zazwyczaj do odnalezienia i dostarczenia jakiegoś przedmiotu czy pokonania ściśle wyznaczonej grupy przeciwników. Zadań towarzyszy początkowo wydaje się być bardzo dużo, ale szybko przekonujemy się, że jest to sprytna sztuczka ze strony autorów. Każdy z sojuszników nadal ma swój jeden „główny” quest (zazwyczaj długi i ciekawy), a na pozostałe składają się krótkie rozmowy oraz zabawa w przekazywanie prezentów (nie ma już pełnej swobody w obdarowywaniu nimi sojuszników). Ostatnią kategorię, czyli plotki, można śmiało przemilczeć, albowiem są to jedynie „zapowiedzi” przyszłych misji.

Znany z Mass Effect system dialogów dobrze przyjął się w grze.

Ocena jakości wykonywanych questów nie jest łatwą sprawą, gdyż bywa z tym bardzo różnie. Nie zabrakło niestety niesamowicie prymitywnych i wręcz tworzonych metodą kopiuj-wklej zadań, które różnią się tylko tym, gdzie trzeba się udać i kogo ukatrupić. Misje takie w rezultacie zalicza się bardziej dla doświadczenia i złota niż z czystej ochoty. Nie oznacza to oczywiście, że nie ma ciekawszych zleceń, stawiających nas przed częstymi i niekiedy mało oczywistymi co do ich słuszności wyborami. Warto podkreślić, że mają one swoje realne konsekwencje i niejednokrotnie nie jesteśmy o nich od razu informowani. Rezultat podjętej decyzji może dać znać o sobie w późniejszej fazie gry, na przykład w postaci otrzymania informacji o ponownym aresztowaniu uratowanych wcześniej osób czy dostania szansy na wykonanie dla kogoś dodatkowego zadania.

Z faktem wykonywania misji bezpośrednio powiązany jest gruntownie przemodelowany system dialogów, który wyda się bardzo znajomy osobom mającym za sobą drugą część Mass Effect. Zamiast kompletnych kwestii u dołu ekranu pojawia się teraz koło wyboru postaw, z krótszymi wypowiedziami i ikonami sugerującymi zachowanie się bohatera po zaznaczeniu danej opcji. Muszę przyznać, że system ten doskonale się sprawdza i nie zatęskniłem za rozwiązaniami z poprzedniej odsłony cyklu. Tak na dobrą sprawę dokonałbym tu tylko jednej zmiany, a mianowicie dodałbym opcję sugerującą możliwość skorzystania ze specjalnej kwestii dialogowej, związanej z obecnością konkretnej postaci w drużynie. Mechanizm wyświetlania możliwych, ale niedostępnych chwilowo tekstów, sprawdził się chociażby w Falloucie: New Vegas i szkoda, że nie obrano tu podobnej drogi.

BioWare zapewne doskonale zdaje sobie sprawę, że gracze lubią przywiązywać się do bohaterów niezależnych i choć w recenzowanej grze nie ma aż tylu powrotów co w drugiej części Mass Effect, to jednak kilka doskonale znanych nam postaci odnotowało kolejne występy. Czasem jest to bezpośrednie spotkanie, innym razem jedynie wzmianka o poczynaniach kogoś, kogo pamiętamy z poprzedniej odsłony serii. Drużyna, którą możemy skompletować w Dragon Age II, jest zasadniczo nowa i jedynie Szary Strażnik Anders pojawił się już wcześniej w dodatku Przebudzenie. Gromadka nowych śmiałków została dość trafnie dobrana, chociaż – jeżeli mam być szczery – przyznam, że nieco bardziej przypadli mi do gustu sojusznicy z „jedynki”. Oprócz wspominanego już Andersa mamy też naturalnie odpowiedzialnego za całą opowieść Varrika, który posiada specyficzne poczucie humoru, młodą elfią kobietę o imieniu Merrill, dla której przebywanie w towarzystwie ludzi jest zupełnie nowych doświadczeniem, czy obdarzoną twardym charakterem Avelinę, która po bolesnej utracie męża dołącza do szeregów straży miejskiej w Kirkwall.

Mechanizm budowania relacji z członkami drużyny nieznacznie się zmienił. Jak już wspomniałem, nie przekazujemy im prezentów w hurtowych ilościach. Nie zakładamy też obozowisk, tylko odwiedzamy znajomych w ich siedzibach. Nasi sojusznicy w różny sposób reagują na podejmowane przez nas decyzje, co w konsekwencji doprowadza do zyskiwania punktów przyjaźni lub rywalizacji. Co ciekawe, „budując” negatywne relacje, nie ryzykujemy już tym, że dana osoba opuści drużynę. W Dragon Age II nie zabrakło oczywiście motywu romansowania z innymi postaciami, prowadzącego do krótkich chwil przyjemności lub nawiązania długotrwałych związków. Przyczepić można się jedynie do zbyt oczywistego oznaczania ikonami serca kwestii dialogowych związanych z tą opcją. Lepiej byłoby jednak, gdybyśmy sami musieli wyczuć, w jaki sposób „podejść” daną osobę z drużyny.

Pojedynki ze smokami są teraz częstszym widokiemi nie zawsze stanowią duże wyzwanie.

Przed premierą gry sporo obaw wzbudziły filmiki pokazujące przebieg typowych walk. Okazało się na szczęście, że owe niepokoje były zupełnie bezpodstawne. Walki faktycznie zyskały nieco na dynamice, ale ich trzon pozostawiono w praktycznie niezmienionej postaci. Niemniej, bawiąc się już nawet na normalnym poziomie trudności, musimy liczyć się z tym, że zwykłe klikanie na kolejnych przeciwnikach nie wystarcza do osiągnięcia sukcesu. Trzeba zadbać nie tylko o tak podstawowe kwestie, jak dobór reprezentantów różnych klas czy dysponowanie magicznymi miksturami w zapasie, ale również umiejętnie wykorzystywać zdolności poszczególnych członków drużyny, często pauzować rozgrywkę oraz polegać na kombinacjach różnych talentów i zaklęć. W kontynuacji walki z dużymi grupami przeciwników lub wyjątkowo silnymi potworami są na porządku dziennym. O ile początkowo mi się to podobało, o tyle w dalszej fazie rozgrywki stało się to już nieco uciążliwe, zwłaszcza jeśli dotarcie do jakiegoś mało ważnego przedmiotu wiązało się z koniecznością zlikwidowania kilkudziesięciu potworów, w tym kilku minibossów. Bestiariusz, ogólnie rzecz ujmując, niewiele się zmienił, aczkolwiek wyraźnie zauważalne jest, że rzadziej walczymy z typowymi Mrocznymi Pomiotami. Częstszym widokiem są natomiast różne odmiany demonów oraz inni ludzie, co wynika z eksploracji obszarów zurbanizowanych. Dragon Age II może się pochwalić kilkoma ciekawymi pojedynkami z bossami, w trakcie których trzeba dodatkowo kombinować. Troszeczkę straciły natomiast na „epickości” starcia ze smokami, które w „jedynce” zawsze stanowiły wielkie wyzwanie i były rzadkością. W sequelu wielkich smoków jest całkiem sporo i nie zawsze są one ekstremalnie trudne do pokonania.

Zdecydowanie chciałbym wyróżnić bardziej przyjazny niż w pierwszej części serii system rozwoju postaci, który również nie stracił nic ze swojej złożoności. Za każdym razem, gdy dana osoba z drużyny awansuje na wyższy poziom, przydzielamy jej punkty atrybutów oraz odblokowujemy talenty. To właśnie z tym drugim elementem związane są znaczące usprawnienia, gdyż operujemy teraz na fajnie zaprojektowanych gałęziach rozwoju. Ich podstawową zaletą jest czytelność przekazu informacji, co pomaga w dokonaniu wyboru talentów z konkretnych kategorii umiejętności w obrębie danej klasy postaci. Co więcej, wiele cech posiada swoje upgrade’y, dzięki którym możemy dodatkowo poprawić ich skuteczność czy wydłużyć czas działania. Wachlarz dostępnych talentów oraz zaklęć jest całkiem pokaźny, przez co każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Przykładowo, bawiąc się łotrzykiem, możemy specjalizować się w przeprowadzaniu ataków z zaskoczenia, wykonywać zabójcze ciosy dwoma ostrzami czy oznaczać reszcie drużyny przeciwników do likwidacji, czyniąc ich mniej wytrzymałymi.

Bardziej przejrzysty stał się również ekwipunek, w którym łatwiej odnajdujemy poszczególne przedmioty. Szkoda, że dołączanym do drużyny osobom nie można podmieniać pancerzy na mocniejsze, a jedynie wyszukiwać lub kupować ulepszenia zbroi, ale za to innych elementów ekwipunku jest co niemiara (nie brakuje też naprawdę legendarnych przedmiotów). Osoby, które w pierwszej części wiecznie miały problemy z pojemnością plecaka, powinno ucieszyć, że skrytka na przedmioty znajduje się w siedzibie głównego bohatera. Odpada więc konieczność instalacji DLC czy amatorskich modów. W Dragon Age II nie zabrakło craftingu, zakładającego tworzenie run, mikstur, trucizn czy bomb. Generalnie jest to miły dodatek, ale niepotrzebnie ułatwiono odnajdywanie surowców (np. elfiego korzenia). Teraz wystarczy zdobyć dany składnik tylko jeden raz, by mieć go nieskończenie wiele.

W grze trafiają się naprawdę ładne lokacje, ale niestety jest ich niewiele.

O ile w pierwszej części Dragon Age podróżowaliśmy po dużej części Fereldenu, odwiedzając oprócz miasta Denerim równie ż krasnoludzką twierdzę, rozległe tereny leśne czy nadmorską wioskę, to recenzowana kontynuacja jest w tej materii bardziej monotematyczna. Zdecydowaną większość czasu spędzamy zamknięci wewnątrz murów Kirkwall, przemierzając między innymi uliczki luksusowego Górnego Miasta, znacznie biedniejsze Dolne Miasto, na obszarze którego znajduje się elfie obcowisko, czy wypełnione licznymi magazynami doki. Terenów pozamiejskich jest w grze niewiele i są to między innymi krasnoludzkie thaigi, obozowisko dalijskich elfów oraz rejony nadbrzeżne.

Mała liczba lokacji przełożyła się, niestety, na wyeksploatowanie dostępnych obszarów niemal do granic możliwości. Dla przykładu przy okazji wykonywania jakiegoś questu dany teren może posłużyć jako kryjówka bandytów, później pojawiają się w nim pająki, a w jeszcze dalszej fazie rozgrywki zajmujemy się tam tropieniem magów krwi. Prawdziwym rozczarowaniem są różnorakie jaskinie i kopalnie, albowiem okazuje się, że niemal wszystkie tego typu lokacje wyglądają tak samo, a dla zmyłki ich eksplorację rozpoczynamy zawsze w innych częściach mapy. Staje się to bardzo widoczne jeszcze w trakcie rozgrywania pierwszego aktu, nie wspominając nawet o dalszych przygodach, kiedy to lenistwo autorów ewidentnie wychodzi na jaw. Pewną innowacją miało być wprowadzenie podziału na eksplorację obszarów za dnia i w nocy, co funkcjonuje wyłącznie w Kirkwall. Szybko okazuje się, że tak naprawdę jedyną prawdziwą zmianą związaną z tym mechanizmem jest możliwość napotkania nocną porą grup bandytów, z którymi powiązane są zresztą bardzo monotonne poboczne questy. Gra na siłę zmusza nas też do podwójnej eksploracji każdej lokacji, bo okazuje się na przykład, że mieszkańcy Kirkwall na noc wynoszą ze swoich domostw skrzynie ze skarbami, dobrowolnie przekazując tym samym ich zawartość sprytnym złodziejaszkom.

Oprawa graficzna drugiej części Dragon Age doczekała się pewnych zmian i muszę powiedzieć, że jej nowy, nieco cel-shadingowy, styl bardziej przypadł mi do gustu. Gdy natomiast spojrzeć na to pod kątem stricte technologicznym, to niestety trzeba przyznać, że pierwsza i druga część są do siebie mocno podobne. Większość obszarów wykonana została dość ładnie, o ile oczywiście uwzględni się wspomnianą wcześniej powtarzalność lokacji. Spodobał mi się zwłaszcza wystrój odwiedzanych w trakcie gry thaigów. Średnio wypadły natomiast niektóre tereny miejskie, które wydają się zbyt sterylne i domagają większej liczby przechadzających się po nich postaci niezależnych. Nie każdemu przypadną do gustu animacje walk, na przykład szaleńcze skoki w wykonaniu wojowników i łotrzyków. Mnie niespecjalnie to jednak przeszkadzało. Same potyczki zdecydowanie zyskały natomiast na atrakcyjności dzięki bardzo ładnym animacjom rzucanych zaklęć, szczególnie tych o działaniu obszarowym. Nie można też nie o wspomnieć o ponownym przelewaniu hektolitrów krwi, widocznej na strojach i ciałach walczących osób. Element ten staje się już powoli wizytówką Dragon Age. Bardzo ucieszyła mnie znikoma ilość bugów w grze. Nie napotkałem żadnych problemów z blokującymi się questami czy wyłączaniem się gry, która przez kilkadziesiąt godzin zabawy zaliczyła raptem kilka mało inwazyjnych zwisów.

W trakcie walk przelewane są całe wiadra krwi.

W przeciwieństwie do poprzedniego Dragon Age, który otrzymał pełną polską wersję, tym razem dostaliśmy jedynie lokalizację kinową. Nie powiem, żebym był takim stanem rzeczy rozczarowany, ponieważ głosy angielskich aktorów zostały bardzo dobrze dobrane do odgrywanych przez nich ról. W szczególności warto pochwalić dubbing członków drużyny, z którymi siłą rzeczy ma się najwięcej do czynienia. Najlepiej wypadł chyba aktor wcielający się w Varrika (Brian Bloom), który idealnie oddał charakter krasnoluda, ale i z resztą postaci nie jest gorzej. Sama polonizacja udała się bardzo dobrze. Tłumacze bezbłędnie wybrnęli z trudnego nazewnictwa niektórych lokacji, imion i obyczajów, przemycając też krótkie żarciki słowne.

Dragon Age II okazał się mniejszą rewolucją, niż się spodziewano. Gra pod wieloma względami jest bardzo zbliżona do pierwszej części, oferując jednak tyle nowej zawartości i zmian, by nie pozostawiać wątpliwości, że to pełnoprawna kontynuacja. Ukończenie kampanii to kwestia około 40 godzin, aczkolwiek – jeśli skusimy się na dokładną eksplorację każdej lokacji i zaliczenie wszystkich drobnych misji – to czas spędzony z grą z powodzeniem zostanie wydłużony nawet do ponad 50 godzin. Główny wątek fabularny po pewnym czasie coraz bardziej wciąga, zmiana systemu dialogów wyszła grze na dobre, rozwój bohaterów został fajnie usprawniony drzewkami talentów, a w zasadach walk nie poczyniono drastycznych uproszczeń. Szkoda, że przy wielu zadaniach pobocznych producent ewidentnie wybrał ilość, a nie jakość. Denerwować mogą również bardzo powtarzające się lokacje, odbierające trochę przyjemności z eksploracji świata gry. Mimo wszystko jest to tytuł, który mogę polecić fanom gatunku, a z pewnością tym osobom, które polubiły pierwszą część Dragon Age.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • ciekawie poprowadzona i bardziej dojrzała fabuła;
  • interesujący towarzysze i udane mechanizmy interakcji z nimi;
  • dobrze zaprojektowane questy główne i uzupełniające;
  • równie wciągający i wymagający system walki jak w pierwszej części;
  • lepszy system rozwoju postaci dzięki przejrzystym oknom drzewek talentów i zaklęć.

MINUSY:

  • niewielka liczba lokacji, które w trakcie wykonywania questów bardzo często się powtarzają;
  • niewykorzystany potencjał wyboru pory dnia;
  • większość questów pobocznych słaba i monotonna.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Łosiu Ekspert 16 maja 2011

(PC) "Wsteczny, uproszczony, spłycony względem cz.1, z kijową grafiką, powtarzalne lokacje, skopana walka, generalnie gra do dupy" – w zasadzie tymi i wieloma podobnymi epitetami dosłownie wytapetowane są fora internetowe, na których porusza się temat Dragon Age II. A co na to Łosiu. W grę zagrałem, ukończyłem niemal dwa razy i powiem to… takie pieprzenie głupot, że głowa się lasuje, jak się domyślam, przez te osoby, które zakończyły zabawę z DAII na etapie pierwszej godziny. Owszem gra nie jest idealna, ale w mej opinii jest lepsza niż część pierwsza.

8.5
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem

Recenzja gry

Metaphor: ReFantazio to ogromne, naprawdę ogromne jRPG, w którym przepiękna oprawa audiowizualna idzie w parze z angażującym systemem walki i genialnymi projektami przeciwników - szkoda, że w warstwie fabularnej nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.