Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 sierpnia 2005, 08:57

autor: Maciej Kurowiak

Destroy All Humans! - recenzja gry

DAH nie ma nic w wspólnego z bogoojczyźnianymi produkcjami w stylu Independence Day. Autorzy sięgnęli do klasyki w zakresie ufologii i uraczyli nas stylem zaczerpniętym z produkcji science-fiction powstałych jeszcze w epoce atomowej Ameryki lat 50.

Recenzja powstała na bazie wersji XBOX. Dotyczy również wersji PS2

Co łączy ludzkość z gryzoniami, a konkretnie z lemingami? Żarłoczność? W tym bijemy lemingi na głowę, ale te przemiłe gryzonie są nam bliskie także z innego powodu. Pragnienie samozagłady jest u nich tak samo niepohamowane jak u homo sapiens. Lemingi, by pozbyć się balastu egzystencji, rzucają się ze skarpy w morską otchłań. Ludzkość jest bardziej wyrafinowana i wymyśliła do tego celu różne rozmaitości – od procy zaczynając na bombie termojądrowej kończąc. Cóż jednak począć, gdy rakiety rdzewieją w silosach, sowieckie monstrum wyzionęło ducha, a wojskowi zajęli się zabezpieczaniem rurociągów z ropą? Natura nie znosi próżni i rozpasana w dobrobycie ludność północno-zachodniego skrawka Azji oraz ich pobratymcy zza Atlantyku wpadli na genialny pomysł. Jeśli na kuli ziemskiej nic już nie jest w stanie nam zagrozić, to może chociaż łupnie w nas meteoryt? Albo jakiś zjadliwy wirus wydostanie się spod kontroli, a jeśli nie... to niech przylecą kosmici i zrobią wreszcie porządek. Telewizja, kino czy nawet gry wideo spełniają swoje zadanie idealnie i dzięki nim możemy delektować się widokiem masowej zagłady homo sapiens. Temat wrogich ufoków przeżywa ostatnio swoisty renesans i jednym z takich produktów jest właśnie Destroy All Humans autorstwa ludzi z Pandemic Studios.

Ziemianie! Przybywam z misją stabilizacyjną...

Destroy All Humans nie ma nic w wspólnego z bogoojczyźnianymi produkcjami w stylu Independence Day. Wręcz przeciwnie. Autorzy postanowili sięgnąć do zupełnej klasyki w zakresie ufologii lub ufistyki (cokolwiek to znaczy) i uraczyli nas stylem zaczerpniętym z dawnych produkcji science-fiction powstałych jeszcze w epoce atomowej Ameryki lat 50-tych. Nie odwracajmy jednak kota ogonem i zacznijmy od początku. Kosmiczna rasa Furonów chyli się ku upadkowi, materiał genetyczny ulega wyczerpaniu i piloci latających spodków, czując zbliżającą się katastrofę, postanawiają zebrać potrzebne DNA z ludzkich głów. W tym celu w kierunku Ziemi udają się Orthopox, mózg całej operacji, oraz jego prawa ręka, typ od brudnej roboty – Cryptosporidium zwany w skrócie Crypto. Niestety wszystkie plany dostają w łeb, gdy jego spodek obrywa przypadkiem od testowanej rakiety jądrowej.

Z misją ratunkową rusza jego klon – dowódcą jest znów Orthopox, a zadaniem nowego Crypto, będzie nie tylko zgromadzenie odpowiedniej ilości DNA, ale też odnalezienie swego pierwowzoru. Gracz wciela się właśnie w Crypto, który jest regularnie wysyłany na Ziemię w celu wykonywania rozmaitych misji. Z czasem niewinne załatwianie farmerów i pobieranie materiału genetycznego z ich mózgów zamieni się w walkę na śmierć i życie z tajemniczą organizacją, pociągającą za sznurki nawet wśród najwyższych władz Stanów Zjednoczonych. To właśnie faceci w czerni wiedzą, gdzie znajduje się oryginalny Crypto i to z nimi przyjdzie nam walczyć. Na tak nędzy gatunek jak homo sapiens nie trzeba armii obcych i sam jeden Crypto, przy pomocy swojego talerza i broni, jest w stanie rozprawić się z całymi armiami ludzi. Jednak nie tylko takich metod przyjdzie nam się imać. Dzięki połączonym umiejętnościom telekinezy, telepatii, hipnozy i kamuflażu będziemy mogli dokonywać rozmaitych akcji z zakresu sabotażu i dywersji.

Podstawową bronią Crypto jest Zap-O-Matic, który razi prądem niechętnych nam ludzi. Z czasem otrzymamy inne narzędzia do nawiązywania kontaktów z Ziemianami, jak chociażby dezintegrator. Oprócz tego mamy jeszcze wspomniane zdolności psioniczne naszego bohatera. Dzięki nim możemy unosić ludzi i zwierzęta i miotać nimi we wszystkie możliwe strony. Możemy też czytać w myślach poszczególnych jednostek, hipnotyzować je lub bezpośrednio, bez zbędnych ceregieli, wyssać potrzebne DNA. Gdy sytuacja robi się gorąca, do akcji wkracza nasz spodek, który jest maszyną bojową o diabelskich możliwościach. Żadna armia nie jest nam wtedy straszna i po prostu robimy demolkę przy pomocy promienia lasera. Wszystko brzmi pięknie i pewnie już wyobrażacie sobie multum zróżnicowanych misji, różnorodne operacje skierowane przeciwko ludziom, które dzięki ilości technik można wykonać na wiele sposobów. Nic z tych rzeczy.

George! Czekam!

Destroy All Humans to przede wszystkim strzelanina w trzeciej osobie, w której od czasu do czasu trzeba coś wykonać posługując się kamuflażem. Większość misji to po prostu wędrówka po jakimś ludzkim zbiorowisku, w którym musimy kogoś znaleźć, przestudiować jego myśli i ewentualnie uprowadzić. Oprócz tego należy zebrać odpowiednią ilość materiału genetycznego, który wprawdzie nie jest deficytowy, ale jego odzyskiwanie jest stosunkowo czasochłonne. Z czasem okaże się, że jeśli nie zbieraliśmy DNA podczas gry, to w późniejszych etapach, bez odpowiednich rozszerzeń, za które trzeba płacić właśnie kwasem dezyksorybonukleinowym, możemy mieć naprawdę spore problemy.

Co naprawdę przysparza dobrej zabawy, to rozwałka, której dokonujemy zwykle po zakończeniu właściwej misji. Szaleni gliniarze rozwalający swoje samochody, fruwające cadillaki, atakujące wojsko, no i oczywiście bezlitosny spodek demolujący wszystko i wszystkich. Szkoda, że pozostałe elementy nie są tak dopracowane nawet w połowie, a i w walce przydałoby się więcej, bardziej wyuzdanych rodzajów broni. Autorom wyraźnie zabrakło inwencji, a szkoda. Dla wszystkich misji istnieje tylko jedna ścieżka ich szczęśliwego zakończenia i kombinowanie ze strony gracza nie ma większego znaczenia – po prostu nie starcza miejsca na jakiekolwiek pomysły. Kompletną pomyłką są mini-gry, które jakoby mają przedłużać rozgrywkę, a w rzeczywistości do niej zniechęcają. Ileż razy można dezintegrować farmerów na czas, zbierając ich DNA, lub wysadzać w powietrze krowy? Tylko z pozoru brzmi to atrakcyjnie i po kilku takich zabawach mamy po prostu dość.

Co czyni Destroy All Humans grą inną niż wszystkie? Znakomity, niezwykle wysmakowany, czarny humor. Jeśli ktoś interesuje się historią i polityką, znajdzie tutaj mnóstwo sarkazmu i aluzji do współczesności. Autorzy wprost wyśmiewają amerykański prowincjonalizm i powierzchowną bogobojność. W szczególności obrywa się republikańskim konserwatystom i autorzy nie zapomnieli wytknąć im nawet niechęci do teorii Darwina. Akcja gry rozgrywa się w latach 50-tych, gdy szaleje nagonka na komunistów, a senator McCarthy realizuje swą politykę szukania szpiegów nawet wśród rybek akwariowych. Zwykle więc nasze działania, nawet jeśli są widoczne jak na dłoni, określane są mianem komunistycznej dywersji.

Psychoza podsycana przez media, jest oczywiście jasnym odniesieniem do współczesności. Autorzy Destroy All Humans rozdają razy po równo wszystkim. W jednej z misji (niestety, nie ma ich wiele) musimy podszyć się pod burmistrza, by uspokoić sytuację w mieście. Im głupszych i bardziej kłamliwych odpowiedzi udzielimy, tym tłuszcza szybciej nam uwierzy. Brzmi to z pozoru absurdalnie, ale jest to jedna z najmniej politycznie poprawnych gier wszechczasów i zarazem jedna z najbardziej inteligentnych. Gracze orientujący się we współczesnej sytuacji politycznej, będą lepiej bawić się słuchając komentarzy Crypto i czytając myśli w ludzkich głowach niż wykonując standardowe misje.

Gra zrealizowana jest bardzo przyzwoicie. Jej głównym atutem jest znakomicie zrealizowana wizja artystyczna – grafika świetnie oddaje klimat atomowej Ameryki. Mamy więc obrazki wzorowane na plakatach z tamtych lat i charakterystyczną czcionkę, którą pisane są nazwy poszczególnych misji. Wszystko sprawia wrażenie doskonale zebranych elementów produkcji klasy B o złych kosmitach, pomieszanych z antykomunistycznymi filmami propagandowymi (polecam w tym miejscu znakomity dokument The Atomic Cafe z 1982 roku).

Do Wylatowa i z powrotem.

Od strony czysto technicznej gra wygląda dobrze, aczkolwiek nie jest to oczywiście żadne mistrzostwo świata. Nie znajdziemy tu zwariowanych efektów świetlnych, ale to, co jest zdaje się w zupełności wystarczać. Co ważne, nawet w momentach kompletnie szalonej jatki, gra nie ma zwyczaju chrupać i wszystko działa zupełnie płynnie. Szkoda, że autorzy nie przyłożyli się nieco bardziej do jakości tekstur, gdyż nawet na Xboxie są one nieco zbyt rozmazane. Dźwięk w Destroy All Humans nie zapada tak w pamięć jak muzyka, a raczej swoiste efekty muzyczne budzące bezpośrednie skojarzenia ze wspomnianymi już filmami klasy B. Nieźle wykonano jednak dubbing, a szczególnie znakomicie spisał się aktor podkładający głos pod Orthopoxa – jego kąśliwe uwagi są pełne agresji i emocji. Warto dopisać jeszcze na plus świetnie opracowane propagandowe, chełpliwe wypowiedzi amerykańskich notabli, a także zwykłe pogaduszki szarych ludzi.

Destroy All Humans złości. Nie dlatego, że przez całą grę musimy powtarzać właściwie te same czynności w kółko. Główną przyczyną jest świetny pomysł, dobrze zrealizowany od strony artystycznej, ale kompletnie zepsuty przez niezwykle płytki system rozgrywki. Ilość możliwości jakie dałoby wykorzystanie wszystkich umiejętności Crypto jest porażająca. Niestety, autorzy poszli na łatwiznę i ani trochę się nie wysilili, by uczynić Destroy All Humans bardziej grywalną. Sarkazm i inteligentny humor nie zrekompensują tego, że gra na dłuższą metę nuży, a tego już wybaczyć nie sposób. Miłośnicy strzelanin znajdą na rynku lepsze pozycje, ale jeśli ktoś chce zakosztować znakomitego, jedynego w swoim rodzaju humoru, to z całą pewnością się nie zawiedzie. Czy jest to jednak warte tak słonych pieniędzy? Jak zawsze wybór należy do Was.

Maciej „Shinobix” Kurowiak

PLUSY:

  • wytrawny, czarny humor;
  • dopracowana od strony artystycznej.

MINUSY:

  • zbyt powierzchowna i płytka od strony mechaniki rozgrywki;
  • niewielka ilość broni;
  • mimo wszystko nuży.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Brucevsky Ekspert 27 listopada 2011

(PS2) Destroy All Humans! to bardzo ciekawy tytuł, choć w wielu miejscach wydaje się nie do końca dopracowany. I to boli podczas zabawy najbardziej.

7.5
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.