Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 2 stycznia 2007, 13:40

autor: Krzysztof Gonciarz

Dead or Alive: Xtreme 2 - recenzja gry

Developerzy nie pozostawiają złudzeń, więc i my powiemy to jasno: w tej niby-grze chodzi tylko i wyłącznie o oglądanie polygonowych krągłości

Recenzja powstała na bazie wersji X360.

Znakomita większość wszelakiej maści spin-offów to złamanego grosza niewarty szlam, tworzony tylko i wyłącznie z żądzy zysku. Wszyscy jesteśmy chyba tego faktu świadomi, a przykłady potwierdzające taki stan rzeczy znaleźć możemy nie tylko wśród gier, ale i seriali telewizyjnych czy filmów. Żeby nie było jednak zbyt czarno-biało, zdarzają się wyjątki. Czy Dead Or Alive Xtreme 2 jest jednym z nich? Nie do końca, ale gra przynajmniej nie stara się udawać tego, czym nie jest. Już od pierwszych spędzonych z nią sekund bombardowani jesteśmy kosmatą erotyką i seksem w wydaniu dla kategorii wiekowej PEGI 12+. Zanim będziemy mieli okazję rzeczywiście w coś tutaj zagrać, zobaczymy kilkanaście odzianych w bikini biustów i jeszcze więcej dyskretnie poprawianych, materiałowo oszczędnych stringów. I to w zasadzie będzie ta fajniejsza część zabawy, bo kiedy dojdziemy do meritum, stwierdzimy, że kolejny raz daliśmy się zwieść testosteronowym pobudkom.

To zgubmy złudzenia już na starcie, co? (to screen z intra, jakby ktoś myślał, że celowo prowokujemy).

No dobra, ale tak formalizując temat, niby mamy tu do czynienia ze zbiorem plażowo-basenowych mini-gierek, z siatkówką i wyścigami skuterów wodnych na czele, a z przeciąganiem liny, skakaniem po materacach i innymi relaksującymi dyscyplinkami na dalszym planie. We wszystkim udział biorą rzecz jasna dziewczęta znane z serii mordobić Dead or Alive – w sumie mamy ich 9. Gra zorganizowana została w formę dwutygodniowych wakacji na pewnej tropikalnej wyspie, na które niejaki Zack (również kojarzony z DoA) zaprosił swoje mające czym oddychać koleżanki. Już na pierwszy rzut oka wydaje się, że czegoś tu brakuje – nie mamy możliwości rozegrania szybkiej partii w którąkolwiek z gierek, konieczne jest rozpoczęcie owej „kampanii” i zabawa w jej obrębie. W sumie dowodzi to tylko, że nawet developerzy niewiele czasu poświęcali na dopieszczenie gry w grze, skupiając się tylko na modelowaniu i animowaniu cyfrowych ciałek.

Gdy rozpoczynamy wspomniane wakacje, w pierwszej kolejności wybieramy sobie bohaterkę, losami której chcemy pokierować, po czym na szybko oprowadzeni zostajemy po owym egzotycznym raju. Niestety, nie mamy możliwości swobodnego przemieszczania się po wyspie, do poszczególnych atrakcji dostajemy się z poziomu średnio wyglądającego menu. Do naszej dyspozycji oddano trzy sklepy z gadżetami, basen, boisko do siatkówki, tory do wyścigów skuterów itd. Naszym zadaniem jest... hm. No właśnie, gra nie ma żadnego wyraźnego celu – wydaje się, że skupia się ona wokół zbierania strojów kąpielowych (do odblokowania blisko 300, trochę to przerażające), które kupujemy w sklepiku bądź dostajemy w prezencie od zaprzyjaźnionych dziewuch. Z tym też związane są prawie wszystkie zawarte w tej produkcji achievementy – a zdobywanie ich wymaga potwornie dużo czasu i cierpliwości, stąd też fanatycy łatwego windowania sobie gamer score’a nie mają tu za bardzo czego szukać.

I znowu screen z intra.

Można się prześcigać w dorabianiu do DoAX2 jakiejś głębokiej teorii, ale sprawa jest tu w zasadzie prosta jak myśli samca kartkującego magazyn dla panów. Porównanie to zresztą jest dość obrazowe, gdyż ta interaktywna prezentacja służy podobnym celom, nawet mimo braku jakiejkolwiek golizny w ścisłym znaczeniu tego słowa. Nie znaczy to jednak, że widać mało – stroje kąpielowe, w które przebierać możemy nasze bohaterki dzielą się na, jak ktoś mądrze napisał, skąpe i absurdalnie skąpe. Idea jest więc taka, żeby kupić w sklepiku jakiś sexy strój, dorzucić buty, czapeczkę, dopasować lakier do paznokci (tu jakaś zgorszona emotka by pasowała, ale forma zobowiązuje), a następnie kazać dziewczęciu powyginać się gdzieś na jakimś leżaku i porobić jej zdjęcia. No hej, i taka to właśnie jest gra. A że w tle sobie jakimś skuterem możemy pojeździć, no w zasadzie nieważne.

Choć temat można by uznać za już wyczerpany, wypada przelać jeszcze parę kilobajtów na przybliżenie tych niewiele wartych minigier. Przeciąganie liny i spychanie pośladkami (dwie niewiasty stoją na pontonie i próbują się nawzajem zepchnąć pupkami) to praktycznie identyczne zgaduj-zgadule, nie wymagające żadnego myślenia ni planowania, a tylko odrobiny szczęścia. Zjazd po zjeżdżalni wodnej to w ogóle jakiś absurd jest, rozrywka absurdalnie trudna i niezbyt efektowna (choć w wysokim tempie, to na pewno). Tak zwany „wyścig po flagi” to klasyczna naparzanka jednego przycisku, jasno nawiązująca do 8-bitowych wielobojów z przełomu kredy i trzeciorzędu. Dalej mamy skakanie po pontonach, polegające na naciskaniu przycisków odpowiedniego koloru w odpowiednim rytmie. Wszystko niby OK, ale, hm, nie gra się w to wszystko zbyt przyjemnie. Zawodzi nieco mechanika tych atrakcji, sterowanie jest toporne i zaprojektowane jakby od niechcenia, a wyniki często nazbyt przypadkowe. Nie mamy motywacji, by uczyć się grać dobrze.

Dla odmiany screen z gry – wyścigi skuterów.

Dwa główne filary gameplay’a DoAX2 to wyścigi skuterów oraz siatkówka. Ten pierwszy sport zdaje się być najjaśniejszym punktem całości, choć wymaga poświęcenia nieco czasu na naukę. Mamy tu nawet możliwość wykonywania tricków (głównie krągłościami), nagradzanych bonusowymi punktami-pieniążkami. A siatkówka? Ech, mało to zabawne. Większość mocy obliczeniowej konsoli poświęcana jest na generowanie baunsujących biustów, mało jej zostaje na zapewnienie jakiejś sensownej fizyki gry. Co ciekawe, by w ogóle przystąpić do meczu, potrzebujemy partnerki – rozgrywki są bowiem toczone w systemie 2v2. Aby ją zdobyć, czytaj: zaskarbić sobie przyjaźń jednej z plażowiczek, musimy zagłębić się w dość frustrujący system kupowania i dawania prezentów. Jego celem jest takie dobieranie gadżetów, by odpowiadały one widocznym na ekranie wyboru postaci preferencjom poszczególnych dziewczyn (ulubione kolory, hobby). Jeśli uda nam się połechtać ego danej panienki, będziemy mogli cieszyć się wspólnym odbijaniem piłki na piachu. No mówiłem, że to zasadniczo nie ma sensu. Grunt, że biusty są duże.

Aby móc sobie pozwolić na nowe kostiumy kąpielowe, prezenty i inne dodatki, potrzebujemy pieniędzy. Wygrywamy je biorąc udział w poszczególnych konkurencjach, a swój dorobek mnożyć możemy każdego wieczora w kasynie. Gry są tu cztery: oczko, poker, jednoręki bandyta i ruletka. Jak ktoś ma nutkę hazardzisty, prawdopodobnie spędzi w owej jaskini hazardu nieco miłych chwil, ale w np. pokerze czy blackjacku zdecydowanie nie postarano się o zbyt realistyczne AI. Szanse wygrania w ruletkę czy sloty są za to dość bliskie rzeczywistym – czyli nie ma lekko. A, gwoli ścisłości, modele dziewczyn nie pojawiają się w kasynie, reprezentowane są one tylko przez dwuwymiarowe avatary. Dlaczego? To proste, nie chciało się nikomu projektować dla nich kreacji wieczorowych, a naiwnym by było pokazywanie ich w tej scenerii w prawie-negliżu.

Cóż można powiedzieć o grafice w tej grze? Każdy widzi. Dziewczyny są sexy, to na pewno. Ba, DoAX2 może być najbardziej seksowną grą w historii branży. Tylko w zasadzie co z tego, heh. Zabawna jest fizyka ich gigantycznych piersi, które w uberplastyczny sposób latają na wszystkie strony niczym w tej słynnej, mangowej animacyjce, która spopularyzowała w necie zespół Loituma (google for yourself: „loituma hentai”). Nowością jest ponoć nadanie obu piersiom niezależności – dotychczas ruszały się one w sposób zsynchronizowany, teraz stanowią dwa niezależnie podskakujące obiekty. Świat oszalał.

Zawarta tu muzyka nieco kontrastuje z głównym założeniem tytułu, jakim niewątpliwie jest nastawienie na śliniących się nastolatków. Wszystko brzmi cukierkowo, zabójczo cukierkowo. Niewinny pop łamany przez reggae nie ma w sobie ładunku erotyzmu, którego byśmy oczekiwali po grze tak nafaszerowanej seksem. Jakieś gorące, murzyńskie r’n’b czy coś, to by było to. A tak, po 30 minutach instynktownie włączamy sobie własne mp3.

Fortuna kałem się tuczy.

DoAX2 ukazał się w kinowej polskiej wersji językowej. Po co? Ciężko w sumie stwierdzić dlaczego akurat taką pozycję postanowiono przetłumaczyć (inna sprawa, że do przetłumaczenia było tam pewnie mniej, niż liczy sobie niniejsza recka), jako że trudno jej wróżyć jakieś powodzenie na naszym rynku. Mało komu kalkulować się będzie wrzucanie aż takiej kasy w coś, co w skrajnym przypadku może zostać łatwo zastąpione jedną z dwudziestu ośmiu miliardów tysięcy tematycznych stron internetowych. Znaczy jak kto woli, ale po prostu pamiętajcie – tu nie ma gry, są tylko laski.

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

PLUS:

  • seksowne dziewczyny.

MINUSY:

  • pokazówka, a nie gra;
  • drażniący soundtrack.
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.