autor: Krzysztof Mielnik
Colobot - recenzja gry
Colobot to strategia czasu rzeczywistego przeznaczona dla najmłodszych miłośników komputerowej rozrywki. Gracze mają za zadanie pomóc dzielnemu astronaucie, który w wyniku cięć budżetowych w NASA, musi samotnie znaleźć nowy dom dla Ziemian.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, jakby to było, gdybyście znaleźli się na obcej planecie – setki tysięcy kilometrów od jakiejkolwiek cywilizacji, pozbawieni pomocy innych, zdani wyłącznie na siebie i własne umiejętności? W takiej właśnie sytuacji znalazł się bohater nowego produktu szwajcarskiej firmy Epsitec. W rzeczy samej „produktu” - „Colobot” trudno byłoby bowiem nazwać typową grą...
Wyruszamy w siną dal
Warunki bytowe na naszej planecie pogarszają się w nieustającym tempie. Wyniszczające ludzką cywilizację głód, brak pitnej wody i z każdą chwilą coraz bardziej dające się we znaki (zamach za zamachem, zapewne są tu na porządku dziennym) różnice pomiędzy najuboższymi, a najpotężniejszymi z państw sprowokowały potrzebę poszukiwania nowych miejsc we wszechświecie, w których możliwą byłaby dalsza egzystencja ludności. Pierwsza ekspedycja badawcza złożona wyłącznie z robotów, której celem było badanie nowoodkrytej planety, zakończyła się całkowitą klapą – NASA straciwszy kontakt z misją zmuszone zostało do natychmiastowego rozpoczęcia kolejnego projektu; właśnie w taki sposób w kosmos został wysłany nasz bohater!
Home, sweet home
Planeta, jak to planeta – do drugiej ziemi jej jeszcze daleko, dlatego też zanim ktokolwiek z naszych współziomków miałby pomyśleć nad wykupieniem nań swej działki z błękitnym morzem z jednej i widokiem na góry z drugiej strony, Ty wraz ze swoją blaszaną brygadą będziesz wpierw musiał doprowadzić ją do stanu używalności. A to wcale nie okaże się być sprawą prostą, wziąwszy pod uwagę fakt, iż nasza praca nie będzie polegać jedynie na rekreacyjnym zbieraniu kamyczków i budowaniu chałupki służącej do wylegiwania się. W okolicach co rusz pałętają się przeróżne istoty, których jedynym marzeniem byłoby strawienie twego kruchego kombinezonu wraz z kryjącymi się podeń jeszcze bardziej kruchymi kostkami i soczystym mięskiem. (uua! Aż się zrobiłem głodny od tego wszystkiego;) Początkowo samodzielne przeciwstawianie się im nie sprawia nam większych problemów, z czasem jednak – gdy praca zaczyna wręcz palić się w rękach, a samych delikwentów przybywa niczym królików w czasie rui – zajmowanie się ich eksterminacją nie tylko przestaje być zabawne i męczące, ale wręcz niemożliwe. Wtedy to na pomoc przychodzą nam roboty, które...
Jestem mały informatyk
No właśnie, tutaj widzimy właśnie ową niezwykłość „Colobota”, wspomnianą w przedmowie. Cechą odróżniającą program od innych tytułów, jednocześnie sprawiającą, iż ślęczenie nad nim służy nie tylko odprężeniu po trudach dnia, ale i - niejako mimochodem – uczy bardzo przydatnej rzeczy, jest mianowicie programowanie naszych podopiecznych. Operacja taka odbywa się poprzez wpisywanie specjalnych komend odpowiadających poszczególnym działaniom urządzenia. Standardowe polecenia typu ‘obróć’, ‘strzel’, czy ‘podnieś’ zapodane są nam już odgórnie, tych bardziej złożonych oraz ich łączenia ze sobą będziemy się zaś uczyli stopniowo, wraz z wgłębianiem w rozgrywkę.
Nasze roboty będą więc nie tylko nas broniły, ale i pomagały w budowie budynków, czy wydobywały spod ziemi surowce, dzięki którym rozwiniemy skrzydła. Ani się obejrzymy, kiedy stacja będzie przypominała małe miasteczko, a próbujące wepchać się tam, gdzie ich nie proszono mrówki, pająki, bądź osy (wszystkie oczywiście w zaiste „kosmicznych” rozmiarach), które eksterminowane będą przez naszych metalowców jeszcze na długo przed wkroczeniem do bazy, okażą się jedynie mglistym wspomnieniem...
Mimo powyższego, gra nie należy do najłatwiejszych i przynajmniej w początkowym stadium, kiedy to dopiero zapoznajemy się z realiami rządzącymi pracą z językami C i Javą, może nawet w pewien sposób odrzucać. Jest to możliwe tym bardziej, kiedy naukę połączymy z dość skąpym przyodzianiem graficznym.
Dość skąpe...hm, może troszeczkę przesadziłem. Nie zmienia to jednak faktu, że pod względem oprawy wizualnej „Colobot” nie należy do obecnych potęg, które bez Pentiuma 4 generacji oraz GeForce’a sygnowanego tą samą cyferką nie uraczą naszych oczu nawet ekranem startowym. (Minimalnym wymaganiom podoła zaprawdę przeciętny sprzęt) Na taki stan rzeczy wpływa chociażby małe zróżnicowanie terenu, niezbyt imponująca liczba obiektów i jeszcze mniejsza postaci... Każdemu, kto jednak przetrwa ów pierwsze, niemiłe wrażenie, danym będzie potem już tylko rozkoszowanie się sednem gry – analogicznie do prawdziwej miłości – w coraz to większym stopniu biorącym górę nad jej aspektami wizualnymi.
Tryby gry
Oprócz wykonywania misji, które to stanowią główną i podstawową część tytułu, możemy uruchomić jeszcze trzy inne tryby:
Pierwszym z nich jest tzw. Swobodna gra, cechująca się – jak naprowadza nas już sama nazwa – brakiem konieczności wykonywania weń jakichkolwiek zadań, a jedynie stawianiem kolejnych budynków i produkcją nowych zastępów robotów. Pełen luz, czysta gratka.
Drugą możliwością są Ćwiczenia. Od nich w zasadzie proponowałbym rozpocząć całą przygodę z „Colonization Robot”, ponieważ to dzięki zastosowanym tu wzorom najszybciej wtopimy się w zasady kierujące programowaniem.
Ostatnim z trybów są Wyzwania. Od ćwiczeń różni je jedno – nie dostajemy już gotowego programu w celu jego optymalizacji. Tutaj, na podstawie tego, czego nauczyliśmy się w poprzednim dziale po prostu tworzymy go sami! Zapewniam, że nie ma nic przyjemniejszego (nooo, nie bierzcie tego tak na serio;) od uczucia, że tylko i wyłącznie od nas zależy, co zrobi dana blaszanka.
Werdyktu czas
Nie musisz trawić strategii, ani nawet programowania, aby polubić „Colobota”. To fakt niezaprzeczalny, czego naocznym przykładem jestem nie tylko ja, ale i wiele innych osób, które pomimo początkowych obiekcji związanych z tym swoistym miszmaszem gatunkowym dały się wciągnąć w zmagania samotnego ziemianina z przeciwnościami kosmicznego losu. Gruntem w obcowaniu z tym programem jest jednak posiadanie sporej ilości czasu i cierpliwości, którą możemy mu poświęcić – w przeciwnym bowiem wypadku moglibyśmy pochopnie uznać go za niewypał, a recenzenta wygłaszającego na prawo i lewo peany pochwalne wyzywać od największych drani ;-P
Bakterria