Close Combat V: Invasion Normandy - recenzja gry
Jest to nowa odsłona zasłużonej serii gier traktującej o walkach II wojny światowej. Tym razem przenosi nas w miejsce największej operacji desantowej – Normandii. Czy podzieli ona losy nieudanej poprzedniczki, czy stanie się przebojem – zobaczcie sami.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Dano nam możliwość życia w niezwykłym okresie dla ludzkości. Nie dość, że żyjemy w czasach intensywnych przemian społecznych, niewyobrażalnego dla naszych przodków rozwoju i postępu techniki, to na dodatek jako jedni z nielicznych w historii, staliśmy się świadkami nastania nowego tysiąclecia. Dla wszystkich z nas wydarzenie to oznacza początek czegoś lepszego, wielkich możliwości, a także szansy rozpoczęcia czegoś zupełnie nowego i nie związanego z przeszłością. Dlatego też w okresie tym wielu z nas przeprowadza swego rodzaju rozliczenie, w wyniku którego postanawia zakończyć niektóre z nieudanych i nie zakończonych spraw. Prawdopodobnie w ten sposób programiści z firmy Atomic Games po rozstaniu się z firmą Microsoft i związanymi z tym niedawnymi niepowodzeniami zadecydowali, że piąta część zakończy sławną i zasłużoną serię Close Combat, która przez kilka ostatnich lat wyznaczała standardy gier strategicznych traktujących o polu bitwy II-ej wojny światowej. Seria rozwijała się bardzo dynamicznie, stając się coraz doskonalszą, aż do jej trzeciej odsłony, o czym najlepiej świadczą przyznane nagrody. Close Combat 1 została wybrana przez magazyn PC Gamer za najlepszą grę wojenną 1997 roku, Close Combat 2 znalazła się na 47 pozycji wśród pięćdziesięciu najlepszych gier w historii według rankingu PC Gamer oraz Online Gaming Review przyznał jej miano najlepszej gry wojennej roku 1997. Close Combat 3 może poszczycić się tytułem najlepszej gry wojennej 1999 roku nadanej przez Computer Gaming World i Editor's Choice przyznanym przez PC Gamer. Niestety część czwarta okazała się pomyłką twórców i nie spotkała się z wieloma przychylnymi reakcjami, jednocześnie psując cały wizerunek serii. Teraz na przełomie wieków autorzy wydali kolejną piątą cześć mającą stanowić (przynajmniej według wcześniejszych zapowiedzi) zakończenie tego cyklu gier. Czy jest to odejście z ringu w chwale, u szczytu formy, czy też jak pokonany przez młodego, utalentowanego boksera (Combat Mission: Beyond Overlord) w cieniu i upokorzeniu - zaraz się okaże.
Muszę przyznać, że z pierwszej rozpoznawczej rundy pojedynku stary wyga wychodzi z pewnym punktowym prowadzeniem, a to za sprawą tego, że twórcy z Atomic Games oddali do naszej dyspozycji nie tylko szereg odrębnych bitew i operacji jak to ma miejsce w CM ale ponadto umożliwili nam rozegranie całej kampanii. Wbrew mylącemu podtytułowi gry Invasion Normandy jej celem nie jest przeprowadzenie całej operacji desantowej we Francji, lecz zdobycie bardzo ważnego dla dalszego przebiegu inwazji leżącego na półwyspie Cotentin portu w Cherbourgu.
Programiści nie popisali się inwencją i pomysłowością decydując się na użycie znanego z poprzednich części enginu 2D, który choć zachwycając jakością wykonania i bogactwem szczegółów pełen jest ograniczeń. Przy jego pomocy nawet z zastosowaniem dźwięku przestrzennego i starannie odtworzonych odgłosów towarzyszących, wybuchów, krzyków ludzi oraz przeróżnych wystrzałów gra nie jest w stanie zbudować wokół nas tego specyficznego ociekającego strachem i krwią klimatu panującego na polu walki, jaki doskonale buduje trójwymiarowe otoczenie, w którym poruszamy się Combat Mission. Tam znajdując się w bezpośredniej bliskości naszych ludzi, niemal czując zapach dymu z palącego się opodal czołgu, wyczuwając panujące wokoło napięcie natychmiast po usłyszeniu jakiegokolwiek niepokojącego odgłosu wręcz odwracamy głowę w kierunku z którego został wyemitowany, tu niestety patrząc na przebieg walki z tzw. lotu ptaka widząc tylko malutkie wzajemnie ostrzeliwujące się postacie nie jest możliwe takie wczucie się w akcję. Wynika to właśnie z zastosowania troszeczkę wysłużonego i przestarzałego enginu 2D.
Z przykrością muszę stwierdzić, że w dziedzinie komputerowej inteligencji mamy do czynienia z wieloma słabościami, co przy grze strategicznej jest bardzo poważnym zarzutem. Taktyka jaką stosuje komputer w walce defensywnej w większości przypadków sprowadza się do zbicia wszystkich podległych mu drużyn w jedno lub dwa całkowicie pozbawione jakichkolwiek przemyślanych linii obronnych zgrupowania, których pokonanie sprowadza się do ich zlokalizowania, następnie oskrzydlenia lub okrążenia i wybicia w pień. Podobnie podczas akcji ofensywnej rzadko kiedy można się dopatrzyć jakichkolwiek skoordynowanych działań, oskrzydlenia czy obejścia, z reguły wrogie jednostki występują w ciasnych grupkach i pchają się prosto pod lufy naszych przygotowanych do obrony żołnierzy. Nawet podczas walk w terenie zabudowanym wroga piechota, zamiast przemykać się po budynkach starając się okrążyć naszą broniącą się samotnie drużynę, wychodzi na nie osłoniętą ulicę tym samym stając się idealną tarczą strzelniczą. Do tego dochodzi jeszcze totalna nieumiejętność wykorzystania przez AI broni pancernej, która powinna wspomagać wysiłki sojuszniczej piechoty ostrzeliwując pozycje wroga z bezpiecznej odległości, a nie bezmyślnie pchać się między budynki i leśne chaszcze zajęte przez wroga, skąd do wielkiego Boom!! prowadzi jeden celnie rzucony granat. Kontynuując, równie beznadziejnie skopane jest sterowanie tejże broni. Nagminnie zdarzają się sytuacje, w których nasz czołg traci cenny czas na przedzieranie się przez niezliczone wertepy i przeprawę na drugi brzeg rzeki wpław, gdy w odległości zaledwie 50 metrów znajduje się bita droga i most, a już najbardziej żenującą i zarazem komiczną sytuacją (która co prawda nie zdarza się często) jest widok twardo nacierającego na pozycje wroga czołgu jadącego tyłem. Wszystko to wygląda na jakąś komedię pomyłek, autorzy zamiast rozwijać pomysły i rozwiązania zastosowane w Close Combat 3, która do dziś uważana jest za jedną z najlepszych gier wojennych, podążają według mnie w całkowicie odmiennym i niewłaściwym kierunku. Tego odczucia nie jest w stanie zmienić bardzo dobrze zrealizowana opcja gry, jaką jest realistyczne przedstawienie zachowania żołnierzy. Muszę tu przyznać, że przewyższa ono rozwiązania konkurenta, ponieważ dokładnie odtworzono parametry i zachowanie się nie tylko drużyny (jak ma to miejsce w CM), ale także każdego wchodzącego w jej skład żołnierza. Każdy posiada swój własny zapas amunicji oraz charakterystyczny, indywidualny typ zachowania i reakcji na panującą sytuację. Dzięki temu częste są sytuacje, w których bohaterskie zachowanie się jednego członka drużyny uskrzydla jego kolegów i w najmniej oczekiwanym momencie nasza drużyna wręcz rzuca się na wroga roznosząc go na strzępy oraz takie, w których ucieczka jednego powoduje załamanie się morale całej drużyny czego konsekwencją jest masowa dezercja.
Smutna prawda jest taka, że w kolejnych rundach mistrz zdecydowanie przegrywa pojedynek, a w ostatniej zostaje rozłożony na łopatki. Udaje mu się jednak podnieść przed upływem dziesięciu sekund i nie przegrać walki przez nokaut tyko za sprawą szczegółowego i realistycznego zachowania się poszczególnych żołnierzy, dobrego edytora kampanii oraz faktu, że pomimo iż sterowane bronią pancerną jest całkowicie niedopracowane, to ze względu na ciężki i różnorodny teren w jakim toczy się kampania pełni ona rolę pomocniczą, a w większości przypadków można się bez niej spokojnie obejść.
Podsumowując, fani serii Close Combat otrzymają dobrze znany produkt w zmienionej scenerii, natomiast innym graczom pozostawiam do wysnucia wnioski nasuwające się po lekturze tej recenzji.