autor: Katarzyna Grysiewicz
Boogie - recenzja gry
"Niestety szara rzeczywistość jak zwykle okazała się odmienna od niezwykle kolorowych wyobrażeń i mówiąc szczerze gra nieco mnie rozczarowała."
Recenzja powstała na bazie wersji Wii.
Pierwsze informacje na temat Boogie pojawiły się w marcu bieżącego roku. Wtedy to przedstawiciele firmy Electronic Arts zapowiedzieli ów tytuł jako swego rodzaju rewolucję skierowaną wyłącznie do posiadaczy konsoli Wii. Boogie zostało wówczas okrzyknięte pierwszą grą muzyczną pozwalającą na wirtualne hasanie po parkiecie poprzez wykorzystanie unikalnych kontrolerów Wii i jednoczesne śpiewanie. Gdy tylko przeczytałam newsa z zapowiedzią od razu stwierdziłam, że będzie to gra wprost idealnie stworzona dla mnie – fanki takich serii jak SingStar i Dance Dance Revolution – tym bardziej że na pudełku wyraźnie stoi napisane Pląsaj wirtualnym tancerzem za pomocą kontrolerów z czujnikami ruchu. Niestety szara rzeczywistość jak zwykle okazała się odmienna od niezwykle kolorowych wyobrażeń i mówiąc szczerze gra nieco mnie rozczarowała. O tym jednak będzie później – zacznijmy od wyjaśnienia, co tak na prawdę oferuje Boogie i czego brakuje tej grze, aby bez obaw zarekomendować ją jako doskonały sposób na przetrwanie długich, zimowych wieczorów.
Rozpoczynając zabawę gracz wybiera jedną z pięciu dostępnych postaci, a następnie wedle własnego uznania wprowadza zmiany w jej wyglądzie. Rzecz jasna pula dostępnych fryzur i strojów jest ograniczona, a na początkowym etapie zabawy nawet uboga (część rzeczy kupuje się w miarę sukcesywnego zaliczania kolejnych partii gry). Niewielka liczba bohaterów i brak sposobności stworzenia własnej postaci wywołuje pewien niedosyt – jednak szczęśliwie szybko zapomina się o tym, gdy tylko rozpocznie się właściwą zabawę.
Zanim zacznie się śpiewać i wyginać przechodzi się zwięzły tutorial, zapoznający z zasadami rozgrywki. W tym właśnie miejscu dochodzi do niezbyt miłego zderzenia z rzeczywistością – mianowicie gracz dowiaduje się, jak niewielki wpływ ma na ruchy wykonywane przez sterowaną postać. Moje pierwsze wyobrażenie odnośnie Boogie wiązało się z nadzieją, że nareszcie zamiast deptać po macie będę mogła poskakać po pokoju i w odpowiednim rytmie ruszać bioderkami, a postać na ekranie telewizora w jakimś bliżej nieokreślonym stopniu powtórzy moje ruchy. Niestety zabawa oferowana przez Boogie zdecydowanie odbiega od tego, co EA pokazywało na spotach reklamowych – rozgrywka ogranicza się do wertykalnego lub horyzontalnego machania Wiilotem, podczas gdy bohater podskakuje, podnosi ręce, robi szpagaty, przechyla się w przód i w tył czy wykonuje szereg innych czynności, na które nie ma się bezpośredniego wpływu. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie udostępniono nam jeszcze technologii pozwalającej na idealne przeniesienie ruchów gracza do wirtualnego świata, jednak developerzy, obierając Wii jako konsolę docelową, mieli i tak ogromne pole do popisu, którego nie wykorzystali.
Szczęśliwie, nie da się grać jednocześnie czytając gazetę czy rozmawiając przez telefon – aby zdobyć jakiekolwiek punkty, ruchy należy wykonać precyzyjnie i w rytm wybranej piosenki. Pewne zróżnicowanie wprowadza możliwość chodzenia po scenie (poruszanie gałką analogową) czy zmiana stylu tańca poprzez przyciskanie w odpowiednim momencie guzika A. Ponadto po maksymalnym załadowaniu specjalnego licznika i wykonaniu określonych ruchów sterowana postać przedstawia bardziej spektakularne układy. Pomimo tego tryb Dance staje się monotonny po przetańczeniu kilku piosenek. Nawet w systemie multiplayer Boogie wypada dużo skromniej niż Dance Dance Revolution – brakuje tu przede wszystkim zróżnicowania zabawy – deweloperzy przygotowali tylko jedną opcję, polegającą raczej na tańczeniu obok siebie dwóch (lub więcej) osób niż na zaciętym starciu. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze „śpiewanie” za pomocą trigera! Tak, dobrze przeczytaliście, w trakcie tańca wykonuje się solówki poprzez rytmiczne przyciskanie guzika Z.
O wiele lepiej prezentuje się moduł Karaoke, jednak tutaj pojawia się kolejne rozczarowanie. Mianowicie w trybie tym nie można jednocześnie śpiewać i tańczyć, w konsekwencji czego zabawa praktycznie w niewielkim stopniu różni się od popularnych SingStarów. W pierwszej chwili sądziłam, że poziom trudności będzie zdecydowanie wyższy niż w wymienionej serii, gdyż w książeczce dołączonej do gry wyczytałam, że aby zaliczyć konkretny utwór, trzeba będzie nie tylko zachować jego linię melodyczną, ale także śpiewać zgodnie z tekstem. Informacja ta szybko okazała się różna od zastanych realiów – kilka kawałków z rzędu zaliczyłam mrucząc sobie pod nosem czy wygwizdując dane partie. Co więc, ktoś zapomniał o przygotowaniu opcji śpiewu w duecie i wokalnych potyczkach!
Najwięcej uciechy dostarczył mi najmniej oczekiwany przeze mnie element zabawy, jakim jest przygotowywanie teledysków. Nie wiem, co dokładnie ma oznaczać widniejący na pudełku napis „Nagrywaj i montuj klipy muzyczne ze sobą w roli głównej”, gdyż nie do końca jest to prawdą, jednak dopiero w tym trybie (wybierając odpowiednią opcję) mogłam jednocześnie śpiewać i tańczyć. Co prawda jest to nieco problematyczne, gdyż zwyczajnie zabrakło mi trzeciej ręki – chcąc chwycić mikrofon musiałam zrezygnować z Nunchuka. Szybko jednak wpadłam na pomysł, aby zrobić z tego zabawę wieloosobową i do śpiewania zwerbowałam redakcyjnego kolegę, podglądającego moje nieco nieudolne wokalne wystąpienia. Wróćmy jednak do przygotowywania teledysków. Tryb ten pozwala na „nagranie” taneczno-wokalnych popisów z wirtualnym bohaterem w roli głównej i nałożenie na nie wybranych filtrów (spadające serca, sepia etc.). Tym co mnie nieco irytowało w owym trybie była konieczność bardzo głośnego śpiewania do mikrofonu trzymanego praktycznie przy samych ustach (inaczej dołączony do gry sprzęt nie wychwytywał głosu), aby w ukończonym teledysku było słychać głos mój, a nie oryginalnego wokalisty.
Dosyć o samej rozgrywce – najwyższy czas zająć się bohaterami. W trakcie zabawy można poznać historię każdej z pięciu postaci. Fragmenty opowieści odkrywane są po zebraniu odpowiedniej liczby punktów za zaśpiewanie wskazanej piosenki lub zatańczenie do konkretnego utworu. Przy odrobinie cierpliwości można dowiedzieć się który z bohaterów pochodzi z księżyca i dlaczego nie jest zbyt szczęśliwy lub kto cieszy się największą popularnością. Szczegółów zdradzać nie zamierzam i zostawię je dla tych, którzy dotrwają do końca. Skupię się natomiast na aspekcie moim zdaniem najważniejszym – braku możliwości upgrade’owania umiejętności bohaterów. Niestety sukcesywne zaliczanie kolejnych etapów zabawy (niezależnie od trybu) nie skutkuje odkryciem nowych układów tanecznych czy ulepszeniem już znanych. Jedyne, co da się zdobyć za zebranie odpowiedniej liczby punktów to nowe piosenki, otoczenia i stroje dla bohaterów.
Na koniec pozostaje kwestia najważniejsza, czyli ścieżka dźwiękowa. Developerzy zaimplementowali całkiem okazałą listę, na którą składa się trzydzieści osiem utworów, jednak ich dobór nie był zbyt trafny. W końcu, w ilu grach mogą przewijać się te same kawałki, jak na przykład Girls Just Want To Have Fun Cyndi Lauper, Y.M.C.A. The Village People czy Oops I Did It Again Britney Spears. Zwłaszcza pierwszy z wymienionych tytułów – mam wrażenie, że prześladuje mnie już od dłuższego czasu i gdy tylko może wkrada się do wybieranych przeze mnie gier muzycznych. Niemniej jednak duży plus dla autorów za umieszczenie w grze takich tytułów, jak Mambo No. 5 Lou Begi czy We Are Family Sister Sledge, które doskonale wpasowały się w klimat Boogie.
Katarzyna „Major Doktor Upiorna” Grysiewicz
PLUSY:
- kolorowa oprawa wizualna;
- możliwość jednoczesnego tańczenia i śpiewania;
- nareszcie nie trzeba deptać po macie.
MINUSY:
- niewykorzystany potencjał kontrolerów Wii;
- wyświechtane piosenki;
- brak rozbudowanego trybu multiplayer.