Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 6 marca 2008, 12:04

autor: Dawid Mączka

Advance Wars: Dark Conflict - recenzja gry

Advance Wars od zawsze kojarzyło się z zabawną i kolorową strategią. Dark Conflict jest bardziej mroczne i brutalne niż poprzednie odsłony serii. Intelligent Games udało się stworzyć pozycję znacznie dojrzalszą od poprzednich odsłon AW.

Recenzja powstała na bazie wersji NDS.

Samus Aran z popularnego dziś cyklu gier Metroid Prime swe pierwsze kroki stawiała na NES-ie, Snake zlikwidował swego pierwszego Metal Geara na MSX-2, a Mario... Mario był w świadomości ludzi od zarania dziejów. Do czego zmierzam? Do początków istnienia każdej serii, do tej pierwszej gry, o której może dziś już mało kto pamięta, mimo że męczy Super Mario Galaxy czy Metroid Prime 3 na wszystkie możliwe sposoby. Historię trzeba znać, mimo że zbytnio na niej bazować nie można. Prowadzi to bowiem do żenujących sytuacji, jak przypominanie wyczynów „Orłów Górskiego” podczas każdej klęski reprezentacji. Tym razem mamy do czynienia z serią Advance Wars. Seria ta do tej pory doczekała się już 6 odsłon. Dwie na GBA, po jednej dla GC oraz Wii, i już dwie na NDS-a. „Już”, ponieważ swą premierę miała niedawno najnowsza część Advance Wars, której recenzje czytacie.

Zanim zaczniemy, należy się Wam parę słów wytłumaczenia. Pierwsza gra z serii wydana na GBA, nazywała się po prostu Advance Wars, druga odsłona na tę platformę nazywała się Advance Wars 2: Black Hole Rising. Póki co jest prosto. Jednak sytuacja nieco skomplikowała się przy przejściu serii na dwa ekrany Nintendo. Wówczas zrezygnowano z numerków i tak powstało Advance Wars: Dual Strike (w skrócie DS co miało symbolizować przejście na nową platformę). W tym roku premierę miała kolejna część AW, która znów wprowadziła zamieszanie pod względem tytułów. W Stanach Zjednoczonych gra figuruje pod nazwą Advance Wars: Days of Ruin, natomiast w Europie i Australii kupujemy Advance Wars: Dark Conflict. Dodam jeszcze, że wersja AW na GameCuba nazywała się Battalion Wars. A Wii otrzymało jej sequel nazwany Battalion Wars II. Początkowo wersja na niezbyt popularnego Gacka miała nazywać się Advance Wars: Under Fire, jednak jako że system gry znacznie różnił się od serii AW, produkcję przemianowano na Battalion Wars.

Krótki wykład z historii uznałem za konieczny, dla tych wszystkich, którzy stawiają swe pierwsze kroki z serią, a chcieliby poznać jej korzenie. Dark Conflict przedstawia losy ludzkości po tym, jak w Ziemię uderzył olbrzymi meteor. Incydent ten sprawił, że przez Styks musiało przepłynąć prawie 90% populacji naszej planety. Mogłoby się wydawać, że po takiej katastrofie ludzkość zjednoczy się i w pokoju odbuduje swój dom. Nic bardziej mylnego. Pozostały dobytek grabią bandyci. Na czele jednej z ocalałych grup ludzi staje O’Brian, który kieruje armią składającą się z Laurentanów, jednej z dwóch głównych nacji powstałych po uderzeniu meteorytu. Główną postacią jest jednak Ed, młody kadet szkoły wojskowej. Początkowo głównymi przeciwnikami są bandyci, jednak z czasem zaczynamy walczyć z Zephyrianami. Jest to nacja będąca w trwałym konflikcie z Laurentanami. Gracze, którzy czytali recenzje gry na zagranicznych serwisach, zwrócą uwagę na inne imiona bohaterów – te, podobnie jak podtytuł, są inne w Stanach, inne w Europie.

Kampania oferuje 26 misji, które opowiadają historię Ziemi po katastrofie. Prócz tego, po ukończeniu każdej misji otrzymamy dostęp do misji treningowych. Nie są powiązane z głównym wątkiem fabularnym, a mają jedynie na celu rozwijanie naszych umiejętności taktycznych. W sumie misji pobocznych jest aż 38, co wraz z głównymi daje liczbę 64. To naprawdę sporo, zważywszy że do części z nich będziemy podchodzić kilkukrotnie. Po każdej misji czeka nas ocena wystawiana przez grę. Na ocenę składają się trzy składowe: ilość zadanych obrażeń, szybkość wykonania misji oraz technika, jaką pokonaliśmy przeciwnika. W zależności od ilości uzyskanych punktów system wystawia nam ocenę od C (najniższa), poprzez B i A, kończąc na S czyli najwyższej. Sam fakt wystawiania ocen i możliwość ich późniejszego poprawiania sprawia, że gracze, którzy lubią przechodzić grę w 100%, nie będą się nudzić.

Advance Wars od zawsze kojarzyło się z zabawną i kolorową strategią. Dark Conflict jest bardziej mroczne i brutalne niż poprzednie odsłony serii. Wiele postaci tu umiera, inne cierpią, a jeszcze inne martwią się tylko o własną skórę. Intelligent Games udało się stworzyć pozycję znacznie dojrzalszą od poprzednich odsłon AW. Całość przedstawiona została w bardzo ładnej konwencji graficznej znanej z seriali anime czy mangi. Wizerunki postaci przypominają nieco te z Luminous Arc czy Rune Factory. Jest mroczniej.

Zmiany graficzne dotknęły również samego pola walki. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda tak samo, wystarczy jednak włączyć zoom, by dostrzec nowe. Jednostki w tym trybie zostały przemodelowane, są bardziej szczegółowe. Za szczegółowością przyszedł większy realizm. Pojawiły się kamienie, które możemy zniszczyć. Samoloty i helikoptery, piechota i czołgi przypominają te rzeczywiste. Oczywiście mangowa kreska pociągnęła za sobą parę dziwnych konstrukcji – pokazują one, że seria nie zrywa z przeszłością.

Snake wyznawał nam prawie półtora roku temu, że wojna się zmienia. Jednak wojna nie zmieniła się w serii Advance Wars. Ciągle mamy tu do czynienia z wciągającym, elastycznym, i dobrze wyważonym systemem, który zadowoli najbardziej wybrednych graczy. Do znanych już jednostek dodano parę nowych. Z ważniejszych warto zaznaczyć obecność pojazdu motorowego, odznaczającego się sporą mobilnością, działa przeciwczołgowego i samolotu bojowego mogących razić cele naziemne i latające. Walka wciąż opiera się na systemie turowym, a każda jednostka oznacza się inną mobilnością i siłą rażenia. Niektóre jednostki mogą atakować, gdy są bezpośrednio obok celu, inne potrafią razić ze sporych odległości. Poznanie mocnych i słabych stron każdej z nich jest kluczem do zwycięstwa.

Szkoda, że obie strony konfliktu posiadają te same typy jednostek. Gra przez to staje się nudniejsza i bardziej schematyczna. Swoje zdanie o zbyt dużym przywiązaniu do przeszłości wyraziłem na początku.

Poznanie samych zasad nie uczyni z Was drugiego Napoleona. Należy pamiętać że zależnie od terenu, na jakim dany pojazd bądź piechota się znajdują, zależeć będą ich walory obronne. Przykładowo: większą ochronę daje zatrzymanie się w budynkach niż na otwartej przestrzeni. W grze występują dwa rodzaje budynków: nasze i wroga. Nasze jednostki, które znajdują się na terenie naszych budynków są zaopatrywane w amunicję, paliwo i posiłki. Jeśli nasze pojazdy zatrzymają się na terenie wrogich zabudowań, nie zyskają nic prócz obrony podczas ataku. Budynki należące do oddziałów wroga możemy przejmować piechotą. Im więcej infrastruktury przejmiemy, tym więcej punktów otrzymamy podczas każdej kolejnej tury. Punkty te możemy wydać na budowę nowych jednostek.

Randez-vous z wrogiem może odbyć się na dwa sposoby. Jeśli zostaniemy zaatakowani z daleka, nie będziemy mogli zrobić nic. Jeśli dojdzie do walki pomiędzy jednostkami znajdującymi się na przyległych kwadratach, możliwy będzie kontratak. Na jednym ekranie znajdują się jednostki atakujące, na drugim atakowane. Początkowo obserwujemy każdy pojedynek, z czasem zaczynają się one nudzić. Przydałyby się jakieś nieoczekiwane zwroty akcji podczas konfrontacji.

Ilość zadanych i otrzymanych obrażeń zależy od ściśle ustalonych zasad. Działo idealnie sprawdza się w pojedynku z asami przestworzy jak i piechotą, ale średni czołg jest w stanie łatwo je zniszczyć. Bombowiec radzi sobie z pojazdami i piechotą, ale gdy tylko napotka działo przeciwlotnicze bądź myśliwce, pilot może się katapultować. Ostatnim elementem, który trzeba brać pod uwagę podczas walki, jest udział dowódców w naszych bojach. Zrezygnowano z systemu specjalnych umiejętności. W Dark Conflict każdy dowódca ma specjalny pasek aktywności. Im jest dłuższy, na tym większym obszarze jednostki zyskają większą siłę ognia bądź lepszą obronę. Gdy pasek aktywności sięgnie maksimum wpływ dowódcy obejmie całą mapę. Jeśli dowódca polegnie, można go przywrócić do życia w fabryce pojazdów – oczywiście z zerowym paskiem aktywności.

Dolny ekran przedstawia mapę taktyczną terenu. Górny służy jako wyświetlaniu statystyk wybranej jednostki. Rozkazy możemy wydawać dwojako: poprzez dotykanie ekranu stylusem oraz korzystanie z przycisków. Obie metody sprawdzają się wyśmienicie. Trzeba jednak uważać, bo raz wydanego rozkazu nie sposób cofnąć.

Swoboda w wyborze taktyki i wysoki poziom trudności sprawiają, że Advance Wars to pozycja wyjątkowa. Cokolwiek byśmy nie zrobili, przeciwnik na bieżąco zanalizuje sytuację na polu bitwy i wyśle do walki nowe jednostki. Poziom trudności został jednak dobrze dobrany – mimo iż jest ciężko, gra nie odrzuca, a mobilizuje do obrania innej taktyki. Uzyskanie oceny S z każdą kolejną misją jest nie lada wyczynem.

Muzyka to najsłabszy element gry. Jest schematyczna i co gorsza w wielu momentach zupełnie nie pasuje do wydarzeń a utworów jest zaledwie kilka. Dźwięk wypada za to nieźle - powróciły wszystkie trzaski i piski z poprzednich części, zostało dodanych wiele nowych odgłosów.

Multiplayer poprzez Wi-Fi pojawił się w serii pierwszy raz i okazał się strzałem w dziesiątkę. Otrzymaliśmy również edytor map, który wykorzystać możemy podczas potyczek z przyjaciółmi. Narzędzie daje ogromne możliwości. Cieszy fakt, iż prócz 150 dostępnych w grze map, mamy możliwość zapisania jeszcze 50 utworzonych samodzielnie przez nas. Podczas potyczki przez Wi-Fi możemy modyfikować praktycznie wszystkie cechy planszy – tutaj gra rozwija skrzydła. Jeśli wydaje się Wam, że potyczki w trybie single player były długie, przygotujcie się na jeszcze dłuższe. Oczywiście zależy to od poziomu obydwu graczy.

Advance Wars: Dark Conflict to obok Phantom Hourglass, Final Fantasy, New Super Mario Bros (i paru innych produkcji) pozycja obowiązkowa dla każdego posiadacza NDS-a. Dobra i przejrzysta grafika, doroślejszy klimat, dobrze zbalansowany system walki i multiplayer sprawiają, że jest to jedna z bardziej dopracowanych gier na przenośną konsolę Nintendo.

Dawid „Taikun” Mączka

PLUSY:

  • mroczniejsza grafika;
  • prosty interfejs;
  • wysoka grywalność;
  • długa;
  • duża swoboda działania;
  • wysoki poziom trudności;
  • tryb multi;
  • edytor plansz;
  • dobrze zbalansowane walki.

MINUSY:

  • muzyka;
  • trochę razi schematyczność konfrontacji;
  • te same jednostki po obu stronach konfliktu;
  • wciąga... za bardzo.
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?