autor: Krzysztof Gonciarz
24: The Game - recenzja gry
Choć 24 Godziny da się ukończyć w dużo mniej niż dobę, wierni fani serialu i tak mają się czym zainteresować. Niestety, tylko oni.
Recenzja powstała na bazie wersji PS2.
Prestiż seriali telewizyjnych rośnie z roku na rok. Amerykanie, główni odbiorcy telewizyjnej papki na świecie, najwyraźniej robią się coraz bardziej wybredni i również od produkcji tasiemców oczekują teraz iście hollywoodzkiego rozmachu, budżetu oraz profesjonalizmu. Serie (sezony) stają się krótsze i ‘ogarnialne’, scenariusze lepsze, a całościowa forma o wiele bardziej przemawiająca do ambitnego widza. 24 Godziny to koronny przykład realizacji tego procesu, serial, który wyznaczył nowy standard w dziedzinie akcji i sensacji. Poprzez prosty związek przyczynowo-skutkowy powstała po pewnym czasie gra wideo oparta na tej bijącej przysłowiowe „rekordy popularności” (uwielbiam nadużywanie tego nic nie oznaczającego sformułowania w prasie) serii. Koktajl, który nam przyrządzono, okazuje się mieć proporcje niestandardowe nawet wśród produkcji licencjonowanych. O ile bowiem zazwyczaj problem podobnych tytułów leży w totalnym braku *jakichkolwiek* pomysłów, tutaj cała idea położona zostaje „tylko” przez słabiutką realizację.
Gdyby przyszło sklasyfikować 24: The Game do konkretnego gatunku, najbezpieczniej byłoby nazwać ją strzelaniną TPP. Gra łączy w sobie bardzo duży zakres pomysłów na różnorodne sekwencje akcji i mini-gry, lecz to właśnie obserwując akcję z perspektywy trzeciej osoby spędzimy w niej najwięcej czasu. Od samego początku autorzy nie pozostawiają nam żadnych wątpliwości, że jest to tytuł wydany na licencji kultowego już serialu. Postacie, muzyka, dialogi, sposób prowadzenia narracji, wszystko to bardzo wyraźnie łączy się z pierwowzorem. Fani docenią elementy takie jak charakterystyczne ujęcia z kilku kamer na raz (w branży gier wyprzedził tu developerów Fahrenheit), szybkie zbliżenia czy liczne ujęcia „z ręki”. Wrażenie obcowania z kolejną, nie pokazywaną wcześniej serią 24 Godzin towarzyszy nam przez cały czas zabawy z tym tytułem. Doświadczymy tu nawet pogrupowania etapów na tytułowe 24 jednostki czasu, poprzedzielane wstawkami ze słynnym tykaniem cyfrowego zegara.
Fabuła już od pierwszych minut rzuca nas w samo centrum huraganu akcji antyterrorystycznych, zamachów, nowych technologii i błyskawicznych decyzji zmieniających losy USA i świata. Huragan ten pędzi od pierwszego do ostatniego poziomu, nie zwalniając tempa ani na chwilę. W istocie mamy tu do czynienia z jednym z najbardziej dynamicznych scenariuszy w historii gier wideo! Akcja wciąż rozgrywa się w kilku miejscach na raz, a my skaczemy od jednego do drugiego, co chwila kontrolując innego agenta CTU i uczestnicząc w różnych różniastych zadaniach specjalnych. Często również ograniczeni jesteśmy czasowo i zmuszeni do stresującego obserwowania przedstawionego na ekranie odliczania. Tempo jest zabójcze, a fabuła umiejętnie wciąga, bardzo oszczędnie dozując nam odpowiedzi na nurtujące nas pytania.
Potencjalny materiał na grę na co najmniej 80%+, opisany w superlatywach wyżej, ciągnie niestety za sobą furmankę z nawozem. Gameplay, ludzie! 24 byłoby może i fajnym, interaktywnym filmem, ale ktoś po drodze zapomniał, że pomiędzy cut-scenkami też generalnie powinno być ciekawie. I choć mnogość zadań i różnorodność pomysłów na poziomy to duże plusy, brakuje tu po prostu dobrego pod względem rzemieślniczym programowania. Trzon gry, sekwencje TPP, to pod wieloma względami przyjemność porównywalna ze słuchaniem „imprezowych składanek” wydawanych regularnie przez niektóre stacje radiowe. Intuicja gracza, nawet doświadczonego, na nic się zda wobec absurdów sterowania, którego opanowanie to jedyne prawdziwe wyzwanie przez jakąś połowę czasu gry.
Nawet z gruntu fajne pomysły, takie jak półautomatyczne celowanie, zostają w ten sposób mocno przygaszone. Funkcje poszczególnych przycisków, niekiedy zmieniające się wraz z upływem misji, same w sobie powinny zostać wliczone do oceny gry na plus, ale w kategorii „trudne zagadki”. Innym poważnym szkopułem jest praca kamery. Wszystko jest OK, dopóki poruszamy się po stosunkowo dużych pomieszczeniach lub terenach otwartych. Gdy przeciwnicy znajdą się bliżej nas, z magnetyzmu Jacka Bauera pozostaje niewiele ponad wdzięk osobisty Porucznika Borewicza. Celowanie graniczy z niemożliwym, a nas trafia biała gorączka od obserwowania stopniowo opróżnianego paska życia. Dają w kość również wspomniane ujęcia z kilku kamer, znak rozpoznawczy serii, które w momentach szybkiej akcji są po prostu straszliwie dezorientujące. Gracz i tak nie ma czasu doceniać wizualnego kunsztu pozostałych ujęć, a jego główne okienko zostaje zmniejszone do np. 1/3 ekranu. I gdzie tu sens?
24 jest ze wszystkich stron napakowana mini-gierkami, które mimo swej prostoty wlewają bardzo orzeźwiającą bryzę w suche poziomy trzecioosobowe. Ilekroć któryś z bohaterów musi rozbroić bombę, włamać się do czyjegoś komputera, namierzyć przeciwników za pomocą satelity, zawsze to my przejmujemy stery i dokonujemy tego rozwiązując jakąś mniej lub bardziej skomplikowaną zagadkę logiczno-sprawnościową. Wszystkie poziomy są raczej krótkie, co jest efektem dynamicznego scenariusza, a dodatkowe urozmaicenie ich tymi wstawkami jeszcze bardziej zabezpiecza nas przed nudą. Świetnym urozmaiceniem są (nieliczne niestety) sceny przesłuchań, pod względem mechaniki bliższe testowi Voight Kampfa z pecetowego Blade Runnera niźli podobnym dodatkom w rzeziach na modłę Punishera. Mając na oku wykres „pulsu” przesłuchiwanego, musimy wybierać pomiędzy agresywnym, uspokajającym oraz neutralnym zachowaniem bohatera – miodzik, zwłaszcza w obliczu bardzo dobrej prezentacji graficznej.
Niezwykle słabo prezentują się sceny pościgów, w których to siadamy za kierownicą w roli raz ściganego, raz ścigającego. Wszyscy wiemy, jak kończy się wpychanie podobnych wstawek do gier zasadniczo nie-samochodowych (pomnijmy choćby ostatnią wirtualizację przygód Jamesa Bonda... albo lepiej nie). I tym razem mamy możliwość prowadzenia, wykraczających poza wszelkie prawa fizyki, bezwładnych pudeł, czego atrakcyjność jest dodatkowo naruszana przez komiczne AI wszystkich pozostałych uczestników ruchu drogowego – szczególnie tych, którzy próbują nas dogonić. Policja odstawia motywy rodem z Driv3ra, taranując nas na złamanie karku, nie bacząc na straty w cywilach i koszty własne (wybuchające po paru dzwonach radiowozy). Skoro już o AI mowa, warto dodać, że inteligencja przeciwników na etapach strzelankowych to zaawansowane algorytmy w rodzaju „widzę => strzelam”.
Miłym akcentem jest spolszczenie wszystkich napisów w grze – nie tylko tych pod dialogami, ale również pozycji w menusach i interfejsów w mini-gierkach. Pojęcie polonizacji kinowej jest tutaj bardzo trafne, gdyż filmowy charakter zabawy wyraźnie przywołuje seans filmu z polskimi napisami. Hehe, ciekawe kiedy ktoś wpadnie na wynajęcie do gry *lektora* i uczyni z niej tym samym alternatywę posiedzenia przed telewizorem. W każdym razie – duży plus za lokalizację, gdyż nikt nie szedł tu po najmniejszej linii oporu.
Oprawa wizualna gry ma swoje wzloty i upadki, ale w ogólnym rozliczeniu wychodzi na plus. Głównie za sprawą cut-scenek, stanowiących tutaj chyba główną zawartość merytoryczną. Wszyscy znani z serialu aktorzy użyczyli na potrzeby tej produkcji swoich głosów oraz sylwetek, co w dzisiejszych realiach nikogo chyba specjalnie nie dziwi. Grunt, że całościowo trzyma się to wszystko kupy. Trochę gorzej jest już z animacją, która w trakcie samej gry potrafi odtrącać. Ruchy głównych bohaterów w sekwencjach TPP to jakieś nieporozumienie, rzadko już się w dzisiejszych czasach obserwuje aż tak plastikowe efekty sesji motion-capture. Nie jest to zresztą jedyny element 24, który wydaje się być co najmniej odrobinę niedzisiejszy.
Ukończenie 24 to kwestia m/w 8 godzin. Z jednej strony niewiele, ale z drugiej jest to czas spędzony bardzo intensywnie – fabuła jest wszak przyspieszoną wersją historii, która w warunkach telewizyjnych starczyłaby na cały sezon. Po ukończeniu każdego etapu przyznawana jest nam wyrażona w procentach ocena. Jeśli jest wystarczająco wysoka, otrzymujemy w nagrodę kolejnych unlockables – modeli postaci, filmików i artworków. Nic szokującego, jak na grę zajmującą aż dwie płyty DVD.
Czy warto? Niezbyt, jeśli nie jesteś fanem serialu. Tytuł ten nie jest dobrą grą jako taką – ale znakomicie sprawdza się jako suplement do serialu, przedstawiający znane i lubiane postacie w jeszcze jednej, karkołomnej akcji antyterrorystycznej. Dobry scenariusz i przerywniki pomiędzy misjami to wszystko, na co stać było developerów, a zarazem praktycznie jedyne argumenty broniące gry przed całkowitym zrównaniem z ziemią. Ci, którzy oczekują klimatu rodem z serii telewizyjnej, nie zawiodą się. I to chyba najważniejsze.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz
WADY:
- bardzo słaby gameplay;
- irytujące sterowanie i praca kamery;
- niskie AI.
ZALETY:
- wciągający scenariusz;
- szybkie tempo akcji;
- mnogość mini-gierek;
- polska wersja językowa.