Księga ocalenia (The Book of Eli). Znienawidzone filmy, które stały się kultowe

Księga ocalenia (The Book of Eli)

Księga ocalenia to dość interesująca produkcja, która mimo walorów estetycznych, gwiazdorskiej obsady i pociągającego klimatu zebrała niemałe cięgi. Według krytyków, ale też wielu fanów, film mógłby uchodzić za majstersztyk, gdyby nie zaburzenie proporcji pomiędzy akcją, której… praktycznie nie ma, i dewocyjnymi wstawkami o sensie i bezsensie istnienia ludzkości rozciągniętych tak daleko, że można stracić wątek.

Tak, tytułowy Eli jest posłańcem mającym arcyważną misję do wykonania, niczym Chrystus narodów przedziera się przez bezkresne pustynie i stepy, ale według znawców ewangelizacyjny bełkot zniszczył cały koncept i w efekcie, zamiast świetnego obrazu o upadku i odbudowie cywilizacji, dostajemy namaszczone dytyramby, długie i szerokie jak Wisła.

Z drugiej strony Księga ocalenia nie zasługuje na to, by zostać wciągniętą na indeks filmów zakazanych. Trzeba docenić produkcję za sam pomysł, a także za mnóstwo mądrości, które mimo wszystko zmuszają do refleksji. I to nie byle jakiej, bo film wydaje się dziś aktualny znacznie bardziej niż w dniu premiery. Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość i dać się zahipnotyzować wyjątkowo trafnie dobranym filtrom, które pokazują świat przyszłości w wybitnie szarych barwach.