Więcej życia w żyjącym świecie. Czy Wiedźmin 3 mógł być jeszcze lepszy?
Spis treści
Więcej życia w żyjącym świecie
Wiedźmin 3 całkiem nieźle symulował rzeczywistość, która nie jest tylko makietą – rzeczywistość, w której coś się dzieje, a gracz niemal wszędzie widzi przemieszczających się ludzi i słyszy gwar rozmów. Ale w zapowiedziach kreślono obraz znacznie bardziej zaawansowanej imitacji życia bohaterów niezależnych. Ot, chociażby tych, którzy mieszkają na wybrzeżach:
(...) mijana przez Geralta grupa wiosłujących dzielnie wojaków wybierze się na łowy tylko wtedy, gdy nie istnieje ryzyko sztormu – w przeciwnym wypadku sporej wielkości statek będzie czekać cierpliwie w przystani na lepsze czasy.
W zasadzie jest to prawda – statki nie wypływają z przystani w złych warunkach pogodowych. Problem polega jednak na tym, że... w Wiedźminie 3 statki w ogóle znikąd nie wypływają. Nie licząc oczywiście tych „fabularnych”, np. łajby, której Geralt szuka w jednej z misji głównego wątku opowieści, by odbyć podróż z Novigradu na Skellige. Natomiast żeglując pomiędzy wyspami archipelagu, trudno nie zauważyć, że łódka sterowana przez gracza jest w zasadzie jedyną ruchomą konstrukcją na wodach. Inne statki czy okręty w większości przypadków albo stoją w portach, albo występują w formie wraków (zapraszających do przeszukania sugestywnym znakiem zapytania na mapie). Oczywiście jest to w zasadzie drobnostka, ale mogłaby zwiększyć immersję.
Skelligijczycy znają zasady ruchu morskiego i grzecznie ustępują pierwszeństwa łodziom nadpływającym z prawej strony.
O zastosowaniu sztormów w rozgrywce pomówimy jeszcze w dalszej części tekstu, ale na razie pozostańmy przy konstrukcji wiedźmińskiego świata.
Zapomnijcie za to o bezkarnym okradaniu Bogu ducha winnych mieszkańców. Jeśli zostaniemy na tym przyłapani, wezwą oni strażników na pomoc.
Złodziej jaki jest z Geralta, każdy widzi. Bezkarny, znaczy się... zazwyczaj. Chłopów czy mieszczan kompletnie nie interesuje to, że przetrząsamy ich dobytek i wynosimy z domów kosztowności, jedzenie, alkohol, łyżki, talerze, drabiny... czy co tam się akurat wylosuje na półkach i w komodach. Owszem, strażnicy – albo przynajmniej niektórzy z nich – zwracają uwagę na takie występki i w obliczu kradzieży jabłka natychmiast rzucają się na wiedźmina z dobytą bronią. Ale żeby ktoś ich wołał? Ktoś po nich biegł? Nie wiem jak Wy, ale ja niczego takiego nie zauważyłem. I mógłbym tu zaznaczyć, że już leciwy Skyrim znacznie lepiej symulował prawo i sprawiedliwość w wirtualnym świecie, ale z drugiej strony – gdyby nie te wszystkie śmiesznawe rozwiązania, nie doczekalibyśmy się znakomitego żartu w Sercach z kamienia, jakim jest spotkanie Geralta z urzędnikiem skarbowym.
Jeden z lepszych żartów w całym Wiedźminie 3 – i dowód na to, że „Redzi” potrafią śmiać się sami z siebie.
A teraz pora na obietnicę grubszego kalibru.
Przy dobrym rumaku dotarcie z jednego końca mapy na drugi ma zająć około 30–40 minut.
Rozpalała ta liczba wyobraźnię, nieprawdaż? Cóż, rzeczywistość okazała się nieco mniej... okazała. Po premierze Dzikiego Gonu gracze – a zwłaszcza youtuberzy – nie omieszkali zweryfikować deweloperskich pomiarów i odkryli, że były one dość mocno przesadzone. W istocie przejechanie z północnego krańca mapy (zza Novigradu) na południowy (pod obóz nilfgaardzkiej armii) to kwestia „zaledwie” kwadransa – i to nie na przełaj, tylko porządnymi drogami, i nie cwałem, a spokojnym galopem. Czy powinniśmy z tego powodu wzywać policję do siedziby studia CD Projekt RED? Myślę, że nie. Ekipa ta i tak stworzyła wielki świat – faktycznie większy niż ten ze Skyrima, zgodnie z zapowiedziami – gwarantujący dziesiątki (jeśli nie setki) godzin zajmującej eksploracji. Może i mógłby być on jeszcze bardziej rozległy – tylko czy na pewno przysłużyłoby się to grze? Raczej sprawdziłoby się porzekadło, że co za dużo, to niezdrowo.
Cytaty pochodzą głównie z naszych zapowiedzi i przedpremierowych newsów. Czasami są to wypowiedzi deweloperów.