Morzem i lądem – łódką i Płotką. Czy Wiedźmin 3 mógł być jeszcze lepszy?
Spis treści
Morzem i lądem – łódką i Płotką
Wyposażenie Geralta w środki transportu do sprawnego przemieszczania się po otwartym świecie też budziło sporo emocji. Zwłaszcza że przed premierą CD Projekt RED miał większe ambicje wobec żeglugi i jazdy wierzchem niż to, co udało się ostatecznie zrealizować.
Warunki panujące na wodach Skellige powinien brać pod uwagę również Biały Wilk. Nic nie stoi na przeszkodzie, by wsiadł do łodzi i wyruszył w morze, ale gdy szaleje burza, a wody są niespokojne, taka eskapada to pewne samobójstwo. Łajba z łatwością rozbije się o skały, a Geralt, choć w „trójce” jest sprawnym pływakiem, będzie mieć ogromne problemy, by dotrzeć do brzegu.
To by dopiero było hardkorowe, prawda? Planowanie morskich podróży z wyprzedzeniem, obserwacja nieba celem pilnowania pogody, walka z żywiołem... Toż to iście survival! A do tego... Chwila, moment – survival? A to nie miało być RPG? No właśnie, czy gra taka jak Wiedźmin 3 na pewno zyskałaby na równie bezkompromisowych mechanizmach rozgrywki?
Wykonujesz zadanie z głównego wątku na Skellige, jesteś w środku akcji i chcesz dotrzymać kroku tempu narzucanemu przez narrację, by nie wybijać się z klimatu – a tu nie możesz przedostać się z wyspy na wyspę, bo właśnie rozpętała się burza, i musisz czekać, jeśli nie chcesz ryzykować głupiej śmierci na morzu. Jasne, taka mordercza żegluga mogłaby być emocjonującym przeżyciem... ale raczej tylko raz. Na dłuższą metę tak duży wpływ pogody na rozgrywkę najpewniej stałby się po prostu upierdliwy. Albo prędko straciłby jakiekolwiek znaczenie wobec istnienia systemu szybkiej podróży. Więc może to i lepiej, że „Redzi” uprościli pływanie statkiem?
Według pierwotnego zamysłu nie tylko wiatr i fale miały zagrażać Geraltowi na morzu. Wielorybów wiedźmin też powinien byłby się wystrzegać.
Również jazda konna w pierwotnej wizji miała uwzględniać więcej niuansów – choć nie aż do takiego stopnia jak żegluga.
W Wiedźminie 3 koń będzie służyć nie tylko do jazdy. Jego sakwy pomieszczą także o wiele większą ilość przedmiotów, do których będziemy mieć dostęp również w karczmach.
W pewnym sensie ta obietnica przetrwała do finalnej wersji gry – w końcu kupujemy Płotce coraz pojemniejsze juki, by podnieść limit obciążenia, któremu podoła Geralt. Jednak wygląda na to, że pierwotnie system ekwipunku miał działać bardziej kompleksowo, z przedmiotami rozdzielanymi między plecak wiedźmina i sakwy jego wierzchowca – a nawet z dostępem do tych drugich ograniczonym do wybranych miejsc w świecie gry. Za tym rozwiązaniem chyba też nie tęsknimy, Dziki Gon raczej nie zyskałby na dodatkowej warstwie mikrozarządzania w rozgrywce. Białemu Wilkowi i tak przychodzi zbierać niesamowite ilości przeróżnych śmieci, nie było sensu dokładać do tego jeszcze więcej głębi.
Na marginesie wspomnę jeszcze o pewnej obietnicy związanej z innym aspektem rozgrywki:
Uświadczymy minigry, ale nie ujawniono, w jakich konkurencjach będzie dane nam się zmierzyć. Twórcy zdradzili tylko, że Geraltowi przyjdzie poćwiczyć machanie toporem.
Zdaje się, że miało chodzić o rzucanie tymże toporem. Czy byłoby to coś fajnego? Trudno powiedzieć. Natomiast nie mam wątpliwości, że zrobiłoby się trochę tłoczno w dzienniku, gdyby zadania dotyczące międzynarodowego konkursu w miotaniu siekierą miały towarzyszyć i turniejom gwinta, i zawodom w walce na pięści – bo nie wyobrażam sobie, by CD Projekt RED zaimplementował jakąś minigrę bez powiązanego z nią łańcucha questów, tak na pół gwizdka... Co innego, gdyby równocześnie wcielono w życie inny porzucony pomysł:
Różne rejony świata zaoferują swoje własne minigierki.
Ale zaprojektować coś tak ambitnego jak gwint – de facto grę w grze – i ograniczyć to do zaledwie wycinka świata? Nic dziwnego, że koniec końców „Redzi” zmienili koncepcję minigier w Wiedźminie 3, w myśl zasady: jakość ponad ilość.