autor: Luc
Van Buren, czyli pierwsze podejście do Fallouta 3. Van Buren, V13, czyli Fallouty, których nie było - pustkowia pełne anulowanych gier
Spis treści
Van Buren, czyli pierwsze podejście do Fallouta 3
Niewiele brakowało, a na trzecią odsłonę Fallouta czekalibyśmy nie dziesięć długich lat, a „zaledwie” pięć. Projekt o nazwie Van Buren powierzono naturalnie temu samemu zespołowi co dwie poprzednie części, jednak wszystko, co ujrzelibyśmy w produkcie końcowym, miało być jeszcze większe, jeszcze lepsze i jeszcze piękniejsze. Niestety, zawirowania na gruncie prawnym i rosnące konflikty wewnętrzne bardzo negatywnie odbiły się na całym procesie tworzenia oryginalnego trzeciego Fallouta, a ostatecznie doprowadziły do upadku całego przedsięwzięcia. Spora część zespołu została oddelegowana do sekcji zajmującej się grami na konsole, a inni opuścili szeregi organizacji na rzecz nowo powstałego studia Obsidian Entertainment. Niemal gotowa gra została z dnia na dzień anulowana, a wszystkie jej najciekawsze elementy zostały tym samym skazane na zapomnienie. Część wprawdzie umieszczono w Fallout: New Vegas, ale fanom klasycznej serii chyba jednak nie do końca o to chodziło.
Zanim trzecia odsłona Fallouta w końcu się „załadowała”, minęło blisko 10 lat.
Tym razem swoją długą przygodę mieliśmy rozpocząć w... więzieniu. Nagły, tajemniczy transfer do innej placówki okazuje się darem losu, bowiem niedługo później na skutek potężnych eksplozji droga do wolności staje przed nami otworem. Korzystając z zamieszania, postanawiamy oczywiście nie zaprzepaścić danej nam szansy i wymykając się strażnikom, stawiamy pierwsze kroki na powierzchni. Im dalej uciekamy, tym więcej spraw zaczyna się komplikować, aż finalnie odkrywamy prawdę o tym, co wywołało taki, a nie inny bieg wydarzeń w okolicach więzienia. Od tego momentu historia zaczyna skupiać się wokół planów szalonego naukowca – Victora Prespera – który za cel obrał sobie eksterminację z powierzchni Ziemi wszystkiego, co „nieczyste”. W tym oczywiście zdecydowanej większości ludzkości, która jego zdaniem na przestrzeni lat nieprzyzwoicie się zhańbiła, utrzymując kontakty z ghulami oraz innymi mutantami.
W przeciwieństwie do wersji, którą zaserwowała nam Bethesda, oryginalna „trójka” ponownie stawiała na rzut izometryczny. Powrócić miał także system turowej walki, choć do dyspozycji chciano nam oddać także walkę w czasie rzeczywistym. Wszystko to, oprawione trójwymiarową grafiką na nowym silniku i wzbogacone o tryb kooperacji, rokowało na murowany sukces naprawdę rewelacyjnie. Niestety, po raz kolejny świetnie zapowiadający się tytuł padł ofiarą złośliwego losu i nigdy nie pojawił się na półkach sklepowych. Położenie nacisku na bardziej rozrywkowy charakter rozgrywki i efektowną walkę w Falloucie z 2008 roku z biznesowego punktu widzenia okazało się doskonałym posunięciem. Wielu fanów do dziś nie może jednak wybaczyć Bethesdzie tego, co zrobiono z ich ulubioną serią, i nostalgicznie wzdycha do stawiającego na klasykę projektu Van Buren.