IED – okrutne i skuteczne. 7 improwizowanych broni, które istniały naprawdę
Spis treści
IED – okrutne i skuteczne
Improwizowane ładunki wybuchowe (Improvised Explosive Device) od dawna kojarzą nam się głównie z atakami terrorystycznymi, ale to także metoda stosowana od dziesięcioleci przez grupy partyzantów w różnych częściach świata. Przez te lata można było obserwować przeróżne konstrukcje takich domowych bomb. W latach 80. mudżahedini walczący z Sowietami w Afganistanie preferowali własne „ajidiki” zamiast amerykańskich min przeciwczołgowych, w które zaopatrywało ich CIA. Z min wyciągano ładunki wybuchowe i umieszczano je w ołowianych puszkach po oleju jadalnym. Dzięki połączeniu zawartości z kilku min domowy IED miał o wiele większą siłę rażenia, choć był też łatwiejszy do wykrycia.
Irlandzka Armia Republikańska specjalizowała się w zdalnym odpalaniu IED w czasach, gdy nie było jeszcze telefonów komórkowych. Na początku używała zwykłego timera kuchennego do gotowania jajek, odliczającego zaprogramowany czas, lub rozciągniętego przewodu. Później wykorzystywano łączność radiową – zwłaszcza serwomechanizm z modeli latających sterowanych radiem. Z czasem ładunki IR-y stawały się coraz bardziej wyrafinowane, z mechanizmami zabezpieczającymi przed ewentualnym przeniesieniem bomby. Służyły do tego przełączniki rtęciowe, w których w razie poruszenia mała kropla rtęci łączyła obwód i dochodziło do eksplozji.
W czasie inwazji na Irak tamtejsi bojownicy wykorzystywali do detonacji m.in. telefony komórkowe i piloty do zdalnego otwierania bram garażowych. Oprócz ISIS i talibów ładunki IED wykorzystywali także maoiści w Indiach i Tamilskie Tygrysy na Sri Lance.
M-16 – strzelba podpalająca Che Guevary
Charyzmatyczny Ernesto „Che” Guevara, stojący na czele rewolucji na Kubie (swoją drogą bliźniaczo podobnej do wyspy Yara z Far Crya 6), to chyba najlepiej znany przedstawiciel wojny partyzanckiej. Che napisał nawet o niej książkę, z której wiemy, jak bardzo kubańscy bojownicy lubili swoje M-16. Nie chodzi tu jednak o klasyczny karabinek armii amerykańskiej, a domowej roboty moździerz podpalający zrobiony ze strzelby myśliwskiej.
Głównym elementem konstrukcji był popularny w sporcie i łowiectwie „shotgun” (dwu- lub jednolufowy) kalibru 16 (liczba kul w naboju) ze skróconą lufą (tzw. sawed-off). Do niej przymocowywano dwójnóg, umożliwiający skierowanie jej pod kątem 45 stopni i używanie broni stojącej na ziemi. Następnie usuwano ładunek kul z naboju, tworząc z niego coś w rodzaju ślepaka, i zamiast ich, umieszczano tam patyk z koktajlem Mołotowa na czubku. Taki zestaw wystrzeliwano na odległość około 100 metrów i był on bardzo skuteczny przeciw lekko opancerzonym pojazdom, ciężarówkom czy drewnianym konstrukcjom.
MOŹDZIERZ Z KUSZY
Źródła z okresu rewolucji na Kubie opisują granatnik M-26 (od Ruchu 26 Lipca kierowanego przez Fidela Castro), zwany także Sputnik. Składał się on z ołowianej puszki wypełnionej materiałami wybuchowymi, którą wystrzeliwano z kuszy domowej roboty (instalowano w niej gumę z urządzenia do polowania pod wodą). Dopiero później kuszę zastąpiono strzelbą. Che Guevara nie był jednak fanem M-26. Uważał, że taka broń jest niezbyt efektywna, ma małą moc, do eksplozji może dojść równie dobrze podczas lotu, a ładunek jest w stanie zatrzymać zwykła siatka.