autor: Aleksander Kaczmarek
Trudne początki Wiedźmina
Cofamy się w przeszłość, by przyjrzeć się procesowi produkcji pierwszej gry z serii Wiedźmin.
Spis treści
Deweloping gier w Polsce istniał na długo przed tym, jak zapadła decyzja o produkcji Wiedźmina. To jednak CD Projekt RED jest tym polskim studiem, któremu udało się odnieść spektakularny sukces już przy pierwszym podejściu. Ponad 1.700.000 sprzedanych kopii debiutanckiej gry (i to w wersji na jedną platformę sprzętową) robi wrażenie. Okupione zostało to ciężką, ponad pięcioletnią pracą, która przyniosła ledwie zauważalny zysk finansowy. Czy było warto? Jakimi ścieżkami wiodła kręta i wyboista droga Geralta z Rivii do świata gier komputerowych? Tuż przed premierą Wiedźmina 2 przypominamy pokrótce genezę serii, która zrewolucjonizowała sposób myślenia o tworzeniu gier wideo w naszym kraju.
Co łączy Geralta z Drizztem Do'Urdenem?
Jeśli szukać korzeni Wiedźmina, to za przyczynek do powstania polskiej superprodukcji uznać należałoby sukces, jaki na rodzimym rynku odniosła seria Baldur's Gate. Kiedy pierwsza odsłona cyklu stworzonego przez kanadyjskie studio BioWare pojawiła się na horyzoncie, CD Projekt miał już na koncie szereg osiągnięć w dystrybucji gier na terenie Europy Środkowej, ale tak naprawdę żadnej dużej lokalizacji. Michał Kiciński, współzałożyciel firmy, przyznał kiedyś, że umowę z koncernem Interplay, gwarantującą sprzedaż spolszczonej wersji Baldur's Gate na poziomie 2 tysięcy egzemplarzy, podpisywano z drżeniem rąk. Nie było żadnej pewności, że taki nakład rozejdzie się wśród polskich graczy, a amerykański wydawca, który u schyłku XX wieku święcił największe triumfy, nie chciał nawet rozmawiać o przedsięwzięciu na mniejszą skalę.
Trzeba przyznać, że polski dystrybutor bardzo ambitnie podszedł do zadania i nie żałował pieniędzy na profesjonalną lokalizację gry. W obsadzie aktorskiej znaleźli się m.in. Piotr Fronczewski, Wiktor Zborowski oraz Jan Kobuszewski. Ryzykowna inwestycja okazała się trafiona. Zainteresowanie grą przeszło najśmielsze oczekiwania, a tytuł do dziś zaliczany jest do nielicznych, które osiągnęły nad Wisłą sprzedaż powyżej 100 tys. kopii. Sukces udało się powtórzyć rok później z Baldur's Gate II. W efekcie CD Projekt nie tylko zdobył cenne doświadczenie, przydatne w pracy nad kolejnymi dużymi lokalizacjami, ale awansował do rangi pełnoprawnego partnera biznesowego.
Niestety, w tym samym momencie kończyła się złota epoka dla firmy Interplay, która po przejęciu przez Titus Interactive zmieniła politykę wydawniczą i większą uwagę skupiła na rynku konsolowym. Co z tego, że w 2001 roku na Zachodzie ukazała się kolejna gra z serii Baldur's Gate (Dark Alliance), skoro wydano ją wyłącznie na konsole, a te w Polsce wciąż stanowiły zjawisko marginalne. Paradoksalnie, to właśnie brak wersji na PC okazał się inspiracją do rozpoczęcia działalności producenckiej.
Kilka lat temu na łamach naszego serwisu Michał Kiciński zdradził, że wszystko zaczęło się od rozmowy z jednym z pracowników firmy Interplay.
„Powiedzieliśmy, że baaardzo chcielibyśmy wydać grę Baldur’s Gate: Dark Alliance na PC, na co usłyszeliśmy półżartem odpowiedź, że nie ma problemu, ale najpierw musielibyśmy sami ją przenieść na tę platformę. I tak od słowa do słowa się zaczęło. Otrzymaliśmy materiały, które na początku przejrzał nasz nieoceniony programista MOK i doszliśmy do wniosku, że dalibyśmy radę”.
Do realizacji projektu pecetowego Dark Alliance nie doszło. Problemem okazała się niestabilna sytuacja finansowa koncernu Interplay oraz skomplikowane kwestie praw do marki Baldur's Gate. Pomysł trafił więc do kosza, ale w ekipie CD Projektu pozostała chęć wyjścia poza działalność dystrybucyjną.
Na początku 2002 roku zapadła decyzja – „robimy grę”. Wybór gatunku był oczywisty. Skoro firma wyspecjalizowała się w lokalizacji tytułów RPG, to należało skorzystać z posiadanego „know-how”.
„Od razu pierwszą myślą było stworzenie Wiedźmina. Idealnie pasował do naszego zamiaru zrobienia gry action/RPG. Szczerze mówiąc nie pamiętam, czy mieliśmy plan awaryjny, ale chyba nie, tak bardzo byliśmy przywiązani do tego pomysłu” – przyznał później Michał Kiciński.