Batman odrodzony. The Batman - recenzja
Spis treści
Batman odrodzony
Na poziomie realizacyjnym The Batman zbliża się do perfekcji. Nie tylko dlatego, że to wszystko świetnie się ogląda – a wierzcie mi, będziecie zachwyceni wizualiami i dźwiękiem. To ciąg znakomitych ujęć, kadrów, gry światła, choreografii walk, pościgów, efektów specjalnych, pełne napięcia sceny śledztw czy intymnych rozmów, panoramy gotycko-industrialnego miasta za dnia i w nocy. Film brzmi niesamowicie, wiarygodnie, wwierca nam się w mózg i tam zostaje. Muzyka operująca na motywach przewodnich idealnie buduje ciężki, niepokojący nastrój. Ale nie samo dopracowanie tych elementów stanowi o ich świetności – tylko to, na co się składają.
The Batman obejrzysz na HBO Max
W The Batman każdy z wymienionych elementów jest po coś, składa się na sposób prezentacji akcji tak, by wzmacniał przekaz. Obraz Reevesa to bowiem film o różnicy między zemstą i sprawiedliwością, o tym, jak bardzo potrzebujemy człowieczeństwa, zrozumienia i wybaczania, zwłaszcza w najgorszych, najmroczniejszych momentach ludzkości – by przeciwstawić się złu, by odnaleźć sojuszników. Cała droga Pattinsonowego Batmana służy temu, by pojął to główny bohater – a my wraz z nim.
Zaczyna jako znerwicowana, wściekła skorupa człowieka napędzana chęcią zemsty. Jest równie przerażający jak zło, z którym walczy, i niewiele się od niego różni. Pierwsza połowa filmu to mariaż kryminału, thrillera i horroru. Nie tylko morderca budzi tu grozę, ale też Batman. Wyłania się jak straszydło z cienia, by dokonywać kolejnych aktów przemocy (co prawda na tych, którzy krzywdzą lub skrzywdzili), działa jak narzędzie starotestamentowego Gniewu Bożego.
Jest zemstą, jak sam mówi – i to coś zdecydowanie więcej niż puste słowa. Nawet Batmobil (wyglądający jak opancerzona krzyżówka klasycznego muscle cara i szpanerskiego supersamochodu) wkracza do akcji w sekwencji prezentującej pojazd jak monstrum z horroru – jak wściekłego, ryczącego potwora, przy którym Christine z filmu Johna Carpentera to niewinny, nieco krnąbrny gokarcik. Pościg z udziałem Batmobila z jednej strony przywodzi na myśl znakomitego Ronina z Jeanem Reno i Robertem De Niro (przez pracę kamery), z drugiej – ucieleśnia karę spadającą na miasto, pożogę i zniszczenie. I – rety! – jaka to jest piękna scena! Kino akcji w najlepszym wydaniu, w dodatku pięknie i gorzko-ironicznie spuentowane.
Symbolika chrześcijańska spaja zresztą cały film, począwszy od pierwszego utworu, który słyszymy (w scenie tak niepokojącego stalkerstwa, że Hitchcock pokiwałby głową z uznaniem), przez operowanie wodą i ogniem, aż po sekwencje podkreślające wydźwięk obrazu Reevesa. Związana z wodą scena (nie zdradzę dokładniej, o co chodzi, odkryjcie to sami) „ponownych narodzin” Batmana to swoisty chrzest, moment przejścia i zrozumienia błędów i braków, które nękały Batmana. Jest wyrazista i subtelna jednocześnie.
Zostało jeszcze 63% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie