Kartaczownica Gatlinga, pierwszy krok ku broni maszynowej. 7 wynalazków z XIX wieku, które zmieniły świat
Spis treści
Kartaczownica Gatlinga, pierwszy krok ku broni maszynowej
Skoro wynalazki XVIII i XIX stulecia odegrały przełomową rolę w niemal każdej dziedzinie życia człowieka, dziwne byłoby, gdyby osiągnięcia technologiczne nie dotyczyły też sektora zbrojeniowego. Jeszcze nieco ponad dwieście lat temu na polach bitew królowały muszkiety, których głównymi wadami była niska szybkostrzelność i stosunkowo niewielki zasięg celnego ognia. Konieczność ładowania po każdym strzale męczyła strzelca i zmniejszała tempo prowadzenia ostrzału. Dlatego już od XVII wieku rozpoczęto pierwsze próby z bronią powtarzalną, ich efektem była chociażby kartaczownica Puckle’a. Jednak dopiero w 1836 roku amerykański konstruktor Samuel Colt opatentował rewolwer, który zyskał szerokie uznanie – szczególnie w tych stanach, w których aktywnie walczono z Indianami. Stał się on symbolem popkulturowej wersji Dzikiego Zachodu, ale z historycznego punktu widzenia pod względem znaczenia ustępuje on kartaczownicy Gatlinga.
Pradziadek współczesnych karabinów maszynowych powstał w 1861 roku za sprawą Richarda Gatlinga, któremu udało się opracować konstrukcję złożoną z kilku ruchomych luf, wykorzystujących amunicję zespoloną i obsługiwanych przez obrót korbą. Oczywiście pierwsza powszechnie używana kartaczownica była wyjątkowo nieporęczna – do jej obsługi potrzeba było aż czterech żołnierzy – ale nadrabiała to z nawiązką szybkostrzelnością, mogąc wypluć z siebie aż dwieście pocisków na minutę. Wielokrotnie więcej, niż tych czterech żołnierzy byłoby w stanie wystrzelić w tym samym czasie ze zwykłych karabinów. Wynalazca stwierdził potem, że w założeniach jego konstrukcja miała zwiększać potencjał bojowy pojedynczego szeregowca, niwelując potrzebę wystawiania do walki wielkich armii i zmniejszając straty w ludziach.
Jak dobrze wiemy, efekt był całkowicie odwrotny. W drugiej połowie lat 60. XIX wieku armia Stanów Zjednoczonych zdecydowała się na zakup kartaczownic i wykorzystywała je później w walkach z Indianami oraz w wojnie amerykańsko-hiszpańskiej, a także przeciwko strajkującym robotnikom. Największą popularność kartaczownica zdobyła jednak wśród ówczesnych europejskich mocarstw kolonialnych – Rosjanie stosowali ją przeciw plemionom tureckim, Anglicy przeciwko Zulusom, Beduinom i innym ludom Afryki. Przede wszystkim jednak wynalazek Gatlinga rozbudził wyobraźnię kolejnych twórców uzbrojenia i rozpoczął gwałtowny rozwój broni maszynowej. Wiemy, do czego to doprowadziło – do setek tysięcy ofiar w konfliktach od I wojny światowej po ostatnie starcia w Syrii.
Uprzemysłowienie gospodarki poskutkowało wytworzeniem się klasy robotniczej, która od samego początku rewolucji industrialnej była zmuszona do zażartej walki o swoje prawa. Właściciele fabryk i zakładów nie byli wówczas ograniczani niemal żadnymi przepisami (np. ustawa wprowadzająca maksymalnie 10-godzinny dzień pracy dla kobiet i nastolatków poniżej 18 roku życia została uchwalona dopiero w 1847 roku) i wykorzystywali to, oferując swoim pracownikom mizerne pensje i kilkunastogodzinny dzień pracy. Te nadużycia wywoływały spontaniczne reakcje ze strony robotników, które z czasem przerodziły się w pierwsze związki zawodowe, początkowo mało liczne i zrzeszające wyłącznie przedstawicieli konkretnych zawodów (np. piekarzy, tkaczy itp.).
Ich celem była obrona interesu zatrudnionych i z tego też powodu rząd patrzył na ich działalność niezbyt przychylnym okiem. Przez sporą część XIX wieku związki zawodowe funkcjonowały nielegalnie, co nie przeszkadzało im w organizacji masowych strajków (pierwszy strajk generalny górników odbył się już w 1842 roku). Z czasem ruchy robotnicze zaczęły zyskiwać przychylność w Europie i Stanach Zjednoczonych, a rządy powoli rozpoczęły proces legalizacji związków zawodowych, który trwał przez całą drugą połowę XIX stulecia – choć nawet dziś w niektórych państwach niedemokratycznych, np. Arabii Saudyjskiej, ich działalność jest prawnie zabroniona.
Camera obscura i narodziny fotografii
Dziś zdjęcia potrafi robić praktycznie każdy, nawet najtańszy, telefon – tymczasem pierwsza fotografia powstała niecałych dwieście lat temu. Prekursorem aparatu była camera obscura – niewielkie pudełko, pozwalające na uzyskanie rzeczywistego obrazu na matowej szybce. Sama jej koncepcja była znana ludzkości od średniowiecza, ale dopiero Francuz Joseph-Nicéphore Niépce w 1826 lub 1827 roku zdołał utrwalić uzyskany w ciemni optycznej obraz. Pierwsza w historii fotografia wymagała aż ośmiu godzin ekspozycji i wykorzystania asfaltu syryjskiego, substancji występującej wyłącznie na brzegach Morza Czarnego, ale poświęcenie zdecydowanie się opłaciło. Choć pozbawiona spektakularnych wartości wizualnych, praca zatytułowana po prostu Widok z okna w Le Gras rozpoczęła rozwój fotografii we współczesnym rozumieniu. Do dziś można ją zresztą obejrzeć w oryginale – aczkolwiek wymaga to wycieczki do Teksasu.
Dokonanie Niépce’a zaintrygowało jego rodaka, Louisa Daguerre’a, i obaj panowie rozpoczęli współpracę. Po śmierci tego pierwszego Daguerre zaczął eksperymentować, pokrywając metalowe płytki, na których utrwalany był obraz, jodkiem srebra, i odkrywając zjawisko obrazu utajonego, co znacznie skróciło wymagany czas ekspozycji. Opracowane przez niego na bazie camery obscury urządzenie nazwano dagerotypem i wprowadzono do powszechnego obiegu w 1839 roku, gdzie szybko zyskało ono niezwykłą popularność. Studia wykonujące pierwsze zdjęcia (o zaskakująco dobrej jakości) pomimo swoich ograniczeń – m.in. 15-minutowego czasu ekspozycji i braku możliwości tworzenia odbitek – zaczęły powstawać w kolejnych miastach Europy, doprowadzając do masowego bezrobocia miniaturzystów i pejzażystów.
Szał na dagerotypy nie trwał długo, bo zaledwie nieco ponad dekadę, ale wynalazki Daguerre’a i Niépce’a dały początek całkowicie nowemu gatunkowi sztuki – fotografii. Wkrótce stworzone przez nich urządzenia odeszły do lamusa, zastąpione przez technikę z wykorzystaniem mokrej płyty kolodionowej, te z kolei ustąpiły miejsca kliszom bromożelatynowym, a te – negatywom celulozowym. W ciągu kilkudziesięciu lat fotografika rozwinęła się w niezwykłym stopniu – od powstającego osiem godzin widoku z okna pracowni o fatalnej jakości aż po pierwsze prawdziwie artystyczne dokonania.