Super Alice. Resident Evil: Apocalypse - recenzja filmu
Spis treści
Super Alice
Wstęp do właściwych zadań mógł być ciekawiej opowiedziany. Sceny otwarcia Ula i prób opanowania chaosu panującego w mieście są zdecydowanie za krótkie. Identycznie przedstawia się sytuacja w szkole, do której w pewnym momencie docierają bohaterowie filmu. Sympatycy serii Silent Hill powinni być świadomi tego, iż jest to świetne miejsce do budowania odpowiedniego nastroju. Niestety, w opisywanym filmie bardzo szybko wszystko sprowadza się do masowej eksterminacji (nie)żywych istot. Pozytywnie zaskoczyło mnie natomiast zakończenie, aczkolwiek do tego elementu wrócę jeszcze w przyszłości. Już w pierwszej części Alice wykazywała pewne oznaki, który mogły świadczyć o „wyjątkowości” głównej bohaterki. Na potwierdzenie tych słów przypomnę zrealizowaną w matrixowym stylu walkę z psami a także fakt, iż główna bohaterka jako jedyna nie odniosła obrażeń. Alice nie trafiła na stół operacyjny przypadkowo, okazuje się bowiem, iż obdarzono ją dodatkowymi... zdolnościami. Ci z Was, którzy woleliby ujrzeć na ekranie „normalnego” bohatera typowego horroru nie powinni się nawet wybierać do kina. Przede wszystkim, główna bohaterka jest teraz znacznie szybsza i bardzo zwinna. Świetnym przykładem może być (lekki spoiler) walka w kościele, w trakcie której bezproblemowo radzi sobie z przeciwnikami, z którymi męczyli się pozostali bohaterowie. Na tym jednak popis jej umiejętności się nie kończy. Im dalej, tym gorzej. Alice wykonuje kilkumetrowe skoki, powala przeciwników (żywych lub umarłych) jednym ciosem i unika setek wystrzeliwanych w jej stronę pocisków. Być może niektórym z Was takie zachowania spodobają się, ja jednak wolałbym, aby główny bohater przypominał zwykłego człowieka a nie maszynę do zabijania. W pewnym stopniu koliduje to z ideą gier, na których film ten przecież bazuje. W elektronicznych Residentach główni bohaterowie niczym szczególnym nie wyróżniali się. W dalszej części filmu bohaterowie trafiają między innymi do lokalnej szkoły.
Mięsko!Jak na adaptację krwawej gry komputerowej przystało, nie mogło zabraknąć różnorakich potworów i wszystkiego (głównie krwi i flaków :-)), co jest z nimi związane. Niestety, pod tym względem Apocalypse prezentuje znacznie niższy poziom od jedynki. Seria Resident Evil to przede wszystkim zombiaki i aktualny reżyser najwyraźniej o tym zapomniał. Poprzedni film wypadł pod tym względem dość dobrze, zarówno sceny z pierwszego spotkania z nieumarłymi jak i dalsze starcia były stosunkowo ciekawe i oglądało się je z przyjemnością. W Apocalypse zombiaki pojawiają się w dwóch sytuacjach: masowo na ulicach Raccoon City, przy czym nie ukazano ich aż tak dokładnie jak chociażby potwory z nowego Poranka Żywych Trupów, oraz w pojedynczych sytuacjach. Należy jednak zaznaczyć, iż tych drugich „spotkań” jest zdecydowanie za mało. Tak naprawdę jedynie sceny z walk na cmentarzu zasługują na uwagę, aczkolwiek z racji na wspomniane już nowe zdolności Alice nieumarli nie stanowią zbyt dużego wyzwania dla ocalałych osób. W pierwszym Resident Evilu dodatkowym ograniczeniem była sama baza. Bohaterowie musieli kombinować, jak uciec zombiakom, w sequelu ten problem znika, albowiem mają oni do dyspozycji całe miasto. Dobrze chociaż, iż potwory te pozostawiono w klasycznej postaci a nie przekształcono je w sprinterów czy superinteligentów. |