Kontratak japońskich deweloperów. Największe niespodzianki 2017 roku
Spis treści
Kontratak japońskich deweloperów
Data wydarzenia: pierwsza połowa roku
Był czas w branży gier komputerowych, gdy japońscy twórcy wytyczali kierunki rozwoju, a serie takie jak Final Fantasy, Metal Gear Solid, Silent Hill czy Tekken stanowiły synonimy growej perfekcji. A potem, jakoś tak z wejściem siódmej generacji konsol (czyli Xboksa 360 i PlayStation 3), coś się popsuło. Programiści z Kraju Wschodzącego Słońca zaczęli mieć spore problemy z okiełznaniem nowego sprzętu oraz kreatywnością, przez co ich dzieła coraz bardziej odstawały od konkurencji.
Podczas gdy Europejczycy i Amerykanie przesuwali granice medium coraz dalej, Japonia jakby zatrzymała się w miejscu. Oczywiście od czasu do czasu pod egidą takich producentów jak Square Enix czy Konami pojawiały się tytuły wybitne, ale ani nie były one tak liczne jak dawniej, ani nie odnosiły takich sukcesów. „Japońszczyzna” nie decydowała już o być albo nie być konsol, miast tego stając się całkiem sporą, ale jednak niszą.
W ostatnim miesiącu ubiegłego i pierwszej połowie 2017 roku sytuacja jednak niespodziewanie uległa zmianie. W krótkim czasie zostaliśmy zasypani japońskimi tytułami, które nie tylko w niczym nie ustępowały zachodnim produkcjom, ale często oryginalnością i dopracowaniem biły je na głowę. NiOh, Resident Evil VII, NieR: Automata, Yakuza 0 czy w końcu The Legend of Zelda: Breath of the Wild starym graczom przypomniały, a nowym pozwoliły zrozumieć fenomen „japońszczyzny”.