Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 27 lutego 2025, 15:23

Trudno dziś pamiętać, że dzwoniącego telefonu nie wyciąga się z kieszeni, czyli jak dziś gra się w ponad 20-letnie Simsy

Wydane z okazji 25 urodzin marki odświeżone gry The Sims 1 i 2 nie były moim pierwszym spotkaniem z żadną z nich. Jednak dopiero teraz byłam w stanie zagrać w nie, faktycznie zastanawiając się nad tym, co było w nich tak dobre - i tak dziwne!

Jeśli przed czytaniem tego tekstu mogę Was poprosić o jedno, to naprawdę zachęcam do puszczenia sobie w tle playlisty z pełnym soundtrackiem The Sims 1 lub 2. Ja, pisząc, słucham właśnie tego. Poza klimatem, który wprowadza w odpowiedni nastrój, jest to moim zdaniem jeden z najlepszych elementów opisujących spotkanie z Legacy Collection bez słów – pod każdym względem.

„Trudne Simsy”, czyli kiedyś to się trzeba było napracować

Niewiele rzeczy w ostatnich latach było w stanie wywołać we mnie taką dziecięcą radość jak zobaczenie pierwszych ekranów ładowania The Sims 1 i The Sims 2. Owo poczucie znajomego komfortu szybko jednak ustąpiło miejsca przerażeniu. Wyglądałam w tamtym momencie prawdopodobnie jak dzisiejszy maluch, któremu wręczono Nokię 3310; kompletnie zapomniałam o braku jakiegokolwiek menu, gdy zostałam postawiona, lekko skonsternowana, przed wyborem świata czy posesji, w których chcę grać.

To zupełnie inny standard, od którego łatwo się odzwyczaić przez lata – jednak szybko zaczęła mnie cieszyć świadomość, że naprawdę niewiele zbędnych przycisków dzieli mnie od faktycznego wejścia do rozgrywki. Porzucony w dużej mierze w ostatnich dekadach design minimalistycznego UI da się przecież zauważyć do dziś w bardziej niezależnych tytułach, stawiających na pełną immersję.

Źródło: EA
Źródło: EA

Chociaż zabawna, to jednak nieoczywista ścieżka zastępująca przycisk „Nowa gra” nie jest raczej tym elementem, o którym myślą simsowi weterani, przewidując, co dla nowych graczy będzie stanowić największe wyzwanie. Dające się słyszeć od zapowiedzi Legacy Collection tu i tam głosy mówią raczej o wszystkim, co następuje potem.

Czy The Sims 1 i 2 to „hardcore’owe Simsy”? Nie przesadzajmy, choć faktycznie te odsłony cyklu wymagają od gracza znacznie więcej niż ich następcy. Simy są dużo bardziej wrażliwe, potrafią padać jak muchy przy chwili nieuwagi, a na każdym rogu może czaić się niebezpieczeństwo.

Dla mnie była to niezwykle odświeżająca dawka ekscytacji w nostalgicznej aurze, jednak jestem sobie w stanie wyobrazić, że gracze, którzy rozpoczęli swoją przygodę z The Sims od cukierkowej „czwórki”, mogą odczuwać frustrację czy niepotrzebny stres. Wielu z nich traktuje przecież symulator życia jako narzędzie do odgrywania swoich idealnych historii, a nie pracę na pełnych obrotach.

Źródło: EA
Źródło: EA

Tymczasem tu największym wyzwaniem jest utrzymanie zadowolenia naszych podopiecznych, zwłaszcza ich (porzuconych w miarę rozwoju serii, moim zdaniem – na szczęście) pasków komfortu i wystroju, uciążliwych szczególnie w pierwszych etapach rozgrywki, a także budowanie relacji z innymi mieszkańcami.

Zwłaszcza ten drugi aspekt może podzielić graczy. Z jednej strony dużo bardziej realistycznie reprezentuje prawdziwe związki międzyludzkie, w szczególności te romantyczne; tu nie tak łatwo przejść w jeden dzień od zapoznania się, przez ślub, do rozwodu. Jednocześnie, gdy po prostu szukamy kogokolwiek, kto zajmie drugie miejsce przy świeżo zakupionym stole w jadalni, czasochłonne zaloty mogą doprowadzać nas do szału.

W swoim realizmie The Sims 1 i The Sims 2 oferują odczucia dużo bliższe tytułom typowo managmentowym. Nie możemy – jak w „czwórce” – przy pomocy swojej niewidzialnej, boskiej ręki (czytaj: kursora) przeciągnąć brudnych talerzy do zlewu czy zalegającej pod frontowymi drzwiami makulatury do kosza, zanim zgnije. Są to po prostu kolejne akcje, które musimy komuś przydzielić, zakolejkować i wcisnąć w napięty grafik.

Źródło: EA
Źródło: EA

Reprezentujące rzeczywisty świat The Sims dziś rzuca jednak dodatkowe, unikalne dla charakteru rozgrywki wyzwanie – zacząć myśleć jak ludzie 20 lat temu. Większość z nas przecież na dźwięk dzwonka telefonu nie zrywa się, by do niego podejść, tylko wyciąga go z kieszeni, a ogłoszenia o pracę nie szukamy w gazetach, tylko w internecie. Powracając do dawnych realiów, musimy albo spróbować mentalnie przenieść się w czasie, albo potraktować je jako abstrakcyjne mechaniki do nauczenia – jak zasady obsługiwania statku kosmicznego w tytule SF.

Jednym z elementów tych gier, który zestarzał się z niesamowitą gracją, jest zdecydowanie grafika. Zarówno „pikseloza” The Sims 1, jak i „blokowatość” The Sims 2 bronią się jako intencjonalnie brzydko-ładne i spokojnie mogłyby zostać potraktowane jako artystyczny wybór niezależnego dewelopera tworzącego w 2025 roku. To świadczy jedynie o geniuszu dawnych twórców i naprawdę cieszę się, że nikt z Maxis nie starał się za bardzo ingerować w ten aspekt gry przy ich odświeżaniu.

Simsy były szalone i... niepokojące

Oryginalne The Sims było w stanie zaskoczyć graczy z początku tego milenium, przedstawiając im symulację życia jako pole do zabawy i kreatywne wyzwanie. The Sims 2 z kolei zachwyciło społeczność fanów błyskawicznym rozwojem i – jak by się mogło ówcześnie zdawać – nieskończonymi możliwościami. Obie gry po dziś dzień robią wrażenie.

Chociaż w tekście poświęconym podsumowaniu 25 lat The Sims porównywałam ze sobą drugą i trzecią część serii na zasadzie przeciwieństw, grając w Legacy Collection, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że i te odsłony cyklu łączy coś naprawdę szczególnego.

Źródło: EA

Ten klimat, który po prostu trzeba poczuć na własnej skórze, najlepiej określiłabym chyba jako „reality TV”. Wydaje mi się, że w przeciwieństwie do swoich kontynuacji The Sims 1 i 2 stawiają nas w roli producenta szalonego serialu, pół reżyserowanego, pół improwizowanego przez nieokrzesanych aktorów.

Chociaż immersja to wielkie słowo, które deweloperzy mają z tyłu głowy, starając się wciągnąć odbiorców w swoje uniwersa, mam wrażenie, że studio Maxis ze swoim symulatorem wyraźnie skręciło w tym kierunku dopiero przy The Sims 3.

Tym, co skłoniło mnie do ukucia takiej teorii, były pojawiające się w pewnych momentach gry dodatkowe okienka pokazujące to, co w danym momencie dzieje się w miejscu mapy, na które nie patrzymy – oraz generowane w przełomowych sytuacjach cutscenki z naszymi simami w TS2. Kojarzy mi się to z przebitkami w montażu wielu telewizyjnych programów w stylu Big Brothera.

Źródło: EA
Źródło: EA

Gdy jednak zaczęłam myśleć o tym więcej, poczułam się, jakbym w końcu poznała kolejny powód, za sprawą którego te 20-letnie gry przemawiają do mnie w zupełnie inny sposób niż The Sims 4. Czuję się tu jak zaangażowany widz telenoweli piszący SMS-a, licząc, że fabuła potoczy się w kierunku, który sobie wymarzył, a nie jak dziewczynka w roli nieograniczonej kreatywnie królowej lalek.

Łączy się to w dużej mierze z podwyższonym poziomem trudności, zmuszającym do pieczołowitego monitorowania kolejki zadań i pasków zadowolenia, przez co jesteśmy emocjonalnie zdystansowani. Z drugiej strony brak emocji czy tymczasowych nastrojników znanych z „trójki” i „czwórki” czyni postacie na ekranie bardziej aktorami odgrywającymi poszczególne czynności niż podopiecznymi, których samopoczucie musimy nieustannie kontrolować.

To nie tak, że The Sims 1 i 2 nie mogą wzbudzić w nas emocji, jednak odwołują się do naszych umiejętności wyobrażania sobie tego, jak simy mogłyby się czuć. Trudno realnie współodczuwać humory, których faktycznie nie ma.

Źródło: EA
Źródło: EA

Jednym uczuciem, które te pozycje są w stanie wzbudzić w nas bez problemu, jest pewien unikalny niepokój. Uproszczony styl graficzny, specyficzne wyrazy twarzy postaci i gesty, dość puste otoczenie i rozlegające się w tle efekty dźwiękowe... nawet podczas najweselszych sekwencji mogą wywołać w nas dreszcz.

Na myśl przychodzi mi termin „dolina niesamowitości”, szerzej znany w swojej angielskiej wersji „uncanny valley”. Opisuje on zjawisko imitacji człowieczeństwa, które po przekroczeniu pewnej granicy nie pozwala czuć komfortu, tylko trudny do opisania lęk. Chociaż dalekie od fotorealizmu, TS1 i TS2 swoją nierzadko szarą i przygnębiającą rutyną, pozbawioną kolorowych pop-upów mogą uderzać właśnie w te tony.

Jest to prawdopodobnie jeden z moich ulubionych elementów tych części. Chociaż moment wcześniej wypominałam im brak bezpośredniej immersji, owo nieustające napięcie jak nic innego jest w stanie utrzymać mnie przy monitorze, w oczekiwaniu na jakieś odległe, niejasne crescendo.

Źródło: EA
Źródło: EA

W odświeżonej kolekcji The Sims tak jak oryginalnie przed laty rzeczy po prostu się dzieją. Czy skupiamy się na niemal telewizyjnych absurdach, czy pozwalamy porwać iluzji spokojnego miasteczka rodem z Twin Peaks możemy być pewni, że ostatecznie damy się zaskoczyć.

Ich kluczem do sukcesu zarówno na początku lat 2000., jak i teraz zdecydowanie było to, że symulator nie prowadzi nas cały czas za rękę. Kiedyś symbolizowało to imponujące możliwości technologii nowego tysiąclecia i nieznany wcześniej wymiar swobody, dziś być może wytchnienie od dominującej w grach próby przygotowania gracza na wszystko, co może się wydarzyć.

Konkurencja dla The Sims 4?

Siadając do każdego remastera, remake’u czy jakiegokolwiek odnowionego tytułu, staram się podchodzić do niego dwojako – zastanawiając się, czy obroniłby się jako debiutująca w dzisiejszych czasach gra, oraz wybaczając niektóre niedociągnięcia, jakie mogę dostrzec z perspektywy znajomości nowszych produkcji.

W związku z wyraźnie zarysowaną myślą designerską wydaje mi się, że The Sims 1 i The Sims 2 można by spokojnie uznać za dobre, gdyby zadebiutowały dziś po raz pierwszy. Odbiegałyby zdecydowanie od popularnego nurtu największych produkcji i można by zarzucić im ograniczenie wielkości mapy czy liczby postaci generowanych na planszy, biorąc pod uwagę aktualną wydajność sprzętu, jednak są niezmiennie solidne jako projekt.

Jako wielki powrót po latach pełnią istotną w branży funkcję (o której mówi się zdecydowanie za rzadko) –archiwizowania kulturowego dorobku ludzkości, nim stanie się więźniem starzejących się komputerów i konsol, jak wiele naprawdę wybitnych produkcji, które zdążyły odejść w zapomnienie.

Źródło: EA
Źródło: EA

Czy zaliczając drugą premierę, mają szansę przeciągnąć na swoją stronę grających w The Sims 4? Wszyscy wiemy, że raczej nie.

Chociaż na co dzień możemy przeklinać nową szkołę tworzenia gier, do wielu nowoczesnych standardów zdążyliśmy już jednak przywyknąć. Kiedy starzy gracze otrząsną się z uroku nostalgii, nawet i oni mogą poczuć, jak dodatkowe wyzwania zamieniają się w drobne uciążliwości.

Z kolei nowi fani prawdopodobnie zdziwią się, że poprzednicy ich ukochanej gry nie angażują ich po pierwszym spotkaniu – różnice będą po prostu zbyt duże. Krytykowana przez wielu weteranów czwarta odsłona serii to idealna relaksująca zabawa, której części z nas zwyczajnie potrzeba w zalewie hardcore’owych pozycji dostępnych na rynku.

Jako gigantyczna fanka trybu tworzenia postaci zupełnie nie dziwię się także nowoczesnej fali graczy, którzy The Sims 4 używają przede wszystkim jako narzędzia do kreacji simów czy budowania imponujących posesji. Chociaż The Sims 1 i 2 są skarbem dla koneserów dawnych stylów ubrań czy wystroju wnętrz, przybornik, jaki wraz z nimi dostajemy, nie jest w stanie mierzyć się z tym, co otrzymaliśmy ponad dekadę później (dopiero wypróbowanie ich na nowo uświadomiło mi, jak były siermiężne). Nie stanowi to jednak dużego problemu, gdy dostrzegamy wady i zalety każdego z tych tytułów i ważymy je według osobistych preferencji.

Źródło: EA
Źródło: EA

Powstanie Legacy Collection było jednym z najlepszych prezentów, jakie mogliśmy otrzymać z okazji 25 urodzin serii The Sims. Oferowane w tym zestawie gry to kawał historii branży, który po latach możemy bez problemu dodać do naszej biblioteki.

Chociaż moje przemyślenia mogą odstraszyć osoby rozważające pierwsze podejście do debiutanckich czy drugich Simsów, koniec końców zachęcam właśnie tych graczy do spróbowania czegoś nowego. Wbrew niektórym komentującym nie uważam, że są to pozycje typowo trudne – ich wyzwanie zależy od tego, jak dobrze i szybko umiemy dostosować się do tych wirtualnych realiów.

The Sims i The Sims 2 to gry dobre w swojej dziwności i unikalności. Są ponadczasowe i nawet po 25 latach dominowania gatunku ujmują innowacyjnością, o której wielu z nas zdążyło zapomnieć. Mimo że będę musiała od nich chwilę odpocząć po przygotowaniu się do tego tekstu, wiem, że to produkcje, do których będę powracać przez lata, gdy najdzie mnie ochota na oderwanie się od rutyny i tak odmiennego klimatu dzisiejszej branży gier.

Tak jak ich soundtrack – którego nie słuchałabym pewnie codziennie, a który i bawi, i straszy, i wzbudza we mnie nostalgię – są ponadczasowe i wypełniają lukę, której nic innego nie byłoby w stanie wypełnić.

Sonia Selerska

Sonia Selerska

Swoją przygodę z zawodowym pisaniem dla GRYOnline.pl rozpoczęła w 2022 roku, ale od zawsze interesowała się wszelkimi formami słowa pisanego. Studentka kierunku Film i Multimedia na specjalizacji Tworzenie Gier Wideo, głęboko śledzi zacierającą się granicę między tymi dwoma światami. Czasami wstydliwie docenia przerost formy nad treścią. W przypadku mediów częściej niż rzadziej wchodzi w skrajności; nigdy nie może wybrać między filmami dokumentalnymi i horrorami a cozy grami, symulatorami życia i animacjami. Częściej niż przy tytułach AAA znajdziecie ją przy oldskulowych konsolach i perełkach indie. Wolny czas poświęca swojej miłości do mody i szeroko pojętej sztuki. Uważa, że fabuła to najważniejszy element gry, a najlepsze historie to te, które czerpią z życia codziennego.

więcej

Ćwierć wieku z Simsami - kultowa seria The Sims jest już starsza niż wielu naszych Czytelników. Co ją czeka w przyszłości?
Ćwierć wieku z Simsami - kultowa seria The Sims jest już starsza niż wielu naszych Czytelników. Co ją czeka w przyszłości?

Aż niewiarygodny wydaje się fakt, że marka The Sims kończy dziś 25 lat. To aż ćwierć wieku serii, która odmieniła branżę gier w niewyobrażalnym stopniu i aż trudno sobie wyobrazić, że mogłoby w niej zabraknąć naszych wirtualnych domków dla lalek.

Najlepsze dodatki do The Sims 4, które warto kupić
Najlepsze dodatki do The Sims 4, które warto kupić

Wszyscy gramy w Simsy, bo i każdy znajdzie w nich coś dla siebie. Poza tym podstawka The Sims 4 jest na stałe dostępna za darmo. Pytanie więc, na które z ponad 80 DLC warto wydać pieniądze? Wybraliśmy najciekawsze paczki dodatkowej zawartości.

Najlepsze mody do The Sims 4, które warto zainstalować w 2024 roku
Najlepsze mody do The Sims 4, które warto zainstalować w 2024 roku

Sprawdzone, bezpieczne i doceniane przez społeczność modyfikacje są w stanie zupełnie odmienić naszą rozgrywkę w The Sims 4 – i nie musimy na nie wydawać pieniędzy. Przygotowaliśmy dla Was zupełnie nowe zestawienie najlepszych modów.