Jak wygląda przyszłość gatunku?. Analizujemy stan i przyszłość gier MMORPG
Spis treści
Jak wygląda przyszłość gatunku?
Sytuacji gatunku MMORPG nie polepszają również gry z szeroko pojętego segmentu MMO. Mam na myśli wszelkiego rodzaju MOB-y, RPG akcji czy sieciowe hack’n’slashe. Do tego dochodzi szerząca się coraz bardziej moda na produkcje mobilne. W tym i na tego rodzaju MMORPG, które w Chinach i Korei cieszą się ogromną popularnością. Jak twierdzą sami deweloperzy, tradycyjny profil gracza uległ pewnej zmianie.
Nie poświęcamy już tylu godzin na jedną sesję. Zamiast tego preferujemy szybkie tytuły, nieangażujące nas zbytnio czasowo, a oferujące skondensowaną dawkę atrakcji. Zatem nic dziwnego, że MMORPG odchodzi do lamusa – ten typ gier wymaga uwagi, zdobycie nowego sprzętu często okupione jest kilkunastoma godzinami „farmienia”. Produkcje mobilne oferują za to auto-tracker, który część czynności wykona za nas. To idealne rozwiązanie, które pozwala grać nawet w pracy. Tylko ile w tym jest prawdziwego grania, a ile korzystania z legalnego bota?
Możemy spokojnie mówić o kryzysie gier MMORPG. Oczywiście, nie dotyczy on Azji, ten region radzi sobie na swoje sposoby. Zachód z kolei czeka zalew produktów właśnie koreańskich lub chińskich deweloperów. Do tego możemy spodziewać się, że moda na mobilne MMORPG przybędzie również i do nas. Nie wierzycie? Wystarczy spojrzeć na sukces Lineage 2: Revolution, które miało premierę w Korei 14 grudnia 2016 roku. Ta darmowa gra w ciągu dwóch tygodni zarobiła ponad 42 miliony dolarów. Mobilna wersja kultowego Ragnaroka Online wygląda lepiej niż oryginał i również ma szansę zawojować rynek. By gatunek mógł przetrwać, potrzebna jest rewolucja. Odejście od schematu i zaryzykowanie. Niestety, bez nowych pomysłów segment MMORPG nie rozwinie skrzydeł.
Tibia została wydana w 1997 roku. W sierpniu 2016 gracz o nicku Kharsek jako pierwszy przekroczył próg 1000 poziomu. Postać została stworzona w lipcu 2007 roku, więc zajęło mu to ponad dziewięć lat. Nie wiemy również, co kryje się za tajemniczymi drzwiami, które mogła otworzyć jedynie osoba o poziomie 999. Bohater historii nie podzielił się ze światem tym sekretem, więc musimy czekać na następnego śmiałka.
Gatunek musi ewoluować, jeśli chce przetrwać
Ta broń pochodzi z koreańskiej wersji pierwszego Lineage’a. W 2013 roku została wyceniona na 91 tysięcy dolarów przez serwisy aukcyjne zajmujące się handlem cyfrowymi dobrami. Niestety, nie wiemy, czy jej posiadacz pozbył się tego złotego jajka z pikseli.
Dobrą próbą szukania innowacji był system non-target pokazany w grze TERA. Pomysł trzeba byłoby dopracować, ale nie powinien stać się głównym motorem napędowym projektu (jak we wspomnianej produkcji). Gracze zrobili się bardziej wybredni, a to za sprawą nabytego doświadczenia. Nie skuszą się zatem na jedną nowość, gdy pozostałe elementy nie zostaną odpowiednio zaprojektowane.
Pewną szansę dla MMORPG stanowi wirtualna rzeczywistość. VR nie jest jeszcze traktowane poważnie, deweloperzy podchodzą do tematu raczej z dystansem. To jak z telewizją 3D – nie jesteśmy na to gotowi. Niemniej upatruję w tym ciekawej opcji rozwoju właśnie dla MMORPG. Wyobraźcie sobie niemal rzeczywisty, wirtualny świat, w którym tysiące graczy równocześnie przeżywają te same przygody. Walki PvP zyskałyby zupełnie nowy wymiar, nie mówiąc już nawet o PvE.
Wiem, zagalopowałem się. Uważam jednak, że coś jest na rzeczy. Japonia uznawana jest za raj technologiczny, a to właśnie tam temat połączenia MMORPG i VR robi się coraz popularniejszy. Gdzie konkretnie? Może się to wydawać śmieszne, ale w mangach często porusza się tę kwestię – dotyczy to również koreańskich autorów. Kto wie, może kiedyś gogle wirtualnej rzeczywistości zostaną zastąpione przez specjalne hełmy i kokpity, emulujące świat fantasy?
Czas zebrać wszystko w całość. MMORPG radzą sobie nieźle, ale dobrą kondycję zawdzięczają głównie azjatyckim studiom i graczom. Pozycji z tego gatunku stworzonych przez Europejczyków lub Amerykanów zdecydowanie brakuje. Od 12 lat najpopularniejszą produkcją jest World of Warcraft i nic nie wskazuje na to, by sytuacja ta miała ulec zmianie.
Zachodnie firmy nie tworzą nowych tytułów, chyba że mają za sobą znane uniwersum, jak The Elder Scrolls czy Guild Wars. Jeśli coś się tu nie zadzieje, czeka nas zalew azjatyckich gier, w tym mobilnych MMORPG. Gatunek zwyczajnie musi ulec transformacji, inaczej umrze śmiercią naturalną. Możemy jedynie trzymać kciuki, że odrodzi się jak przygodówki, a nie podzieli los strategii czasu rzeczywistego.
O AUTORZE
Z grami MMORPG bratam się od 2004 roku. Mimo, że na rynku dostępne było już World of Warcraft, to moja przygoda rozpoczęła się od Tibii. Następnym przystankiem był Lineage II oraz Ragnarok Online. Króla MMORPG poznałem dopiero przy premierze dodatku The Burning Crusade i zostałem z nim na długo. Aktualnie porzuciłem go na rzecz The Elder Scrolls Online, chociaż oldskulowy grind w Black Desert Online wydaje się nader kuszący.