Endgame co dwa lata?. Jaka przyszłość czeka Marvela po Avengers: Endgame
Spis treści
Endgame co dwa lata?
Światem komiksów Marvela rządzi cykl wielkich eventów. W 2004 roku na przykład dostaliśmy crossover Avengers Disassembled, w którym tytułowa grupa została rozwiązana. Oczywiście, jak to w komiksach bywa, nie na długo – ledwie kilka miesięcy później pojawili się nowi Avengers, którzy okazali się godnymi następcami pierwotnego składu. Co kilka miesięcy światem bohaterów wstrząsa jakieś wielkie wydarzenie w ramach crossovera, po którym przez jakiś czas (zazwyczaj akurat do kolejnego potężnego wstrząsu) bohaterowie odnajdują się w nowej, drastycznie różnej rzeczywistości. Fani komiksów dobrze wiedzą, o czym piszę.
Takie komiksowe wydarzenia stanowiły m.in. Civil War (skala konfliktu była znacznie większa od tego, co widzieliśmy w filmie Kapitan Ameryka: Wojna superbohaterów), Secret Invasion (przygotowywana przez wiele lat inwazja zmiennokształtnych kosmitów, którzy zinfiltrowali szeregi herosów i latami podszywali się pod różne ważne osoby) i House of M (całkowita zmiana rzeczywistości, w ramach której bohaterowie trafili do świata, gdzie ich jedno największe pragnienie zostało spełnione). Konsekwencje tych zdarzeń potrafiły być naprawdę interesujące – podział bohaterów po wojnie domowej na działających „na smyczy” rządu oraz wyjętych spod prawa uciekinierów, S.H.I.E.L.D. zreformowane jako nowa organizacja pod wodzą złowieszczego Normana „Green Goblina” Osborna czy zagłada większości populacji mutantów.
Aby kinowe uniwersum Marvela pozostało świeże, filmowcy również mogliby spróbować takiego podejścia. Jak dotąd drastyczne zmiany w status quo tego świata dotyczyły wyłącznie konkretnych filmów i związanych z nim postaci, a nie całego krajobrazu. Jedynie bracia Russo starali się trochę bardziej namieszać w skali całego świata w Kapitanach Amerykach, niszcząc S.H.I.E.L.D. czy wprowadzając protokoły z Sokovii, ale nie były to prawdziwe wstrząsy, które drastycznie wpływałyby na inne dzieła.
Bardziej zauważalne zmiany, obejmujące na przykład 4–5 filmów, byłyby czymś znacznie ciekawszym. Przyjrzyjmy się np. wspomnianej Sekretnej inwazji Skrulli. Powiedzmy, że Black Panther podczas jednej ze swoich przygód przypadkiem zabija przeciwnika, wysoko postawionego członka innego wakandyjskiego rodu, by odkryć, że ten był w rzeczywistości kosmitą. Informuje o tym innych bohaterów i dowiaduje się, że z podobną sytuacją spotkała się Czarna Wdowa podczas którejś z operacji szpiegowskich. Otrzymujemy jasny komunikat, że Skrulle są na Ziemi i działają. Przez kolejne trzy filmy obserwujemy przygody innych bohaterów, razem z nimi zastanawiając się, kto jeszcze może być kosmitą, otrzymując podpowiedzi i nie ufając nikomu. Wątki te nie byłyby centralną osią filmów, ale miałyby w nich dość miejsca, by intrygować i rozbudzać apetyt na więcej. I w końcu w Captain Marvel doszłoby do właściwej inwazji – Skrulle wykorzystałyby swoją pozycję, ujawniły się i przeprowadziły druzgocący atak, stawiając superherosów pod ścianą. Przy takim podejściu nie trzeba będzie dziesięciu lat scen po napisach i zbierania kamieni, żebyśmy otrzymywali kolejne widowiskowe wydarzenia na miarę Endgame’u.
Niestety, ta teoria, choć bardzo kusząca, raczej nie zostanie zrealizowana zbyt szybko – kłóci się ona z pozycją, w jakiej w najbliższej przyszłości znajdą się Avengers (o czym w kolejnym akapicie).
MUTANCI JESZCZE SOBIE POCZEKAJĄ
Możemy sporo teoretyzować na temat tego, co znajdzie się w fazie czwartej uniwersum Marvela. Wiemy natomiast dobitnie, czego w niej nie będzie. Mocnej prezentacji X-Men, Deadpoola i Fantastycznej Czwórki. Kevin Feige zdradził niedawno w jednym z wywiadów, że przyszłość kinowego uniwersum Marvela jest szczegółowo zaplanowana na najbliższe pięć lat naprzód i odzyskanie przez firmę praw do części bohaterów nic w tym aspekcie nie zmienia. W najbliższych latach możemy co najwyżej liczyć na rzucane mimochodem w filmach wzmianki o istnieniu mutantów czy pojedyncze występy gościnne wspomnianych postaci. Na ich pełnoprawne kinowe debiuty w świecie MCU jeszcze sobie długo poczekamy.