Ofensywa na konsolach i pojedynczy desant na PC. Historia serii Medal of Honor
Spis treści
Ofensywa na konsolach i pojedynczy desant na PC
Pacyfik został wybrany po raz ostatni na teatr działań serii w Medal of Honor: Pacific Assault. Nowy MoH był próbą odzyskania silnej pozycji marki na pecetach. Nie było to łatwe, bowiem w tym samym okresie 2004 roku na półkach sklepowych stało już Call of Duty: United Offensive. Wojna na Pacyfiku jak określano grę w Polsce nie była zła, nie osiągnęła jednak statusu pozycji kultowej, tak jak Allied Assault. O ile kampania, w której wcielaliśmy się w szeregowego Tommy'ego Colina z marines, była solidnie zrealizowana i oferowała nawet takie ciekawostki jak lot bombowcem SBD Dauntless, o tyle multiplayer nigdy nie przyciągnął graczy na tyle, aby przedłużyć żywotność produktu. Wojna na Pacyfiku wymagała także solidnej jak na tamte czasy konfiguracji sprzętowej, co dla mnie osobiście było dość dotkliwe.
Przeniesienie akcji dwóch gier z serii Medal of Honor na Pacyfikbyło odważną decyzją, lecz nie zaowocowało spektakularnym sukcesem. Możliwe, że gdyby na ekranach kin znalazł się wówczas Sztandar Chwały Clinta Eastwooda, a w HBO leciał serial Pacyfik, ludzie byliby bardziej spragnieni wrażeń w wirtualnej dżungli. Tymczasem, gdy można było wybrać walkę z Niemcami w Call of Duty, chętniej decydowano się na Europę.
Finest Hour wprowadziło w roku 2004 markę Call of Duty na popularne konsole, nie był to debiut tak udany, jak na PC. CoD jeszcze przez kolejne lata musiał pracować na gigantyczny sukces, jakim była czwarta odsłona cyklu, czyli Modern Warfare. EA miało więc wciąż trochę czasu na umocnienie swojej pozycji na innych platformach. Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem.
Połączenie silnej marki z talentem Johna Miliusa (autora scenariusza do Czasu Apokalipsy) miało przynieść triumf w postaci Medal of Honor: European Assault na czołowych wówczas konsolach. Marka rzeczywiście była, niestety talent pana Miliusa gdzieś się po drodze ulotnił. Fabuła była dość typowa, agent OSS William Holt przedzierał się przez hordy przeciwników w mniej lub bardziej ciekawych sceneriach. Na wyróżnienie na pewno zasługuje operacja „Chariot”, czyli rajd komandosów na port St. Nazaire. W ardeńskich lasach spotkaliśmy też Manon Du Champs, nieco odmienioną bohaterkę klasycznego Medal of Honor: Underground. Wojna w Europie wprowadziła też po raz pierwszy w serii możliwość dowodzenia małym oddziałem. Gra była krótka i pozbawiona sieciowego multiplayera, przez co, pomimo swego uroku, nie stała się szczególną gwiazdą serii.
MoH-a nie mogło również zabraknąć na PlayStation Portable za sprawą Medal of Honor: Heroes. Jak wskazywał tytuł, najistotniejszą rolę w tej części mieli pełnić bohaterowie. Powracały takie postacie jak chociażby Jimmy Patterson z pierwszej odsłony cyklu. Cała opowieść była pełna smaczków, odpowiadających na niektóre pytania związane z bohaterami serii. Medal of Honor: Heroes posiadało także imponujący multiplayer dla 32 graczy i mimo że gra była bardzo krótka, to okazała się najlepszym FPS-em na przenośną konsolę w roku 2006.
Punktem krytycznym w historii serii stał się Medal of Honor: Vanguard. Wersja na Nintendo Wii miała udowodnić, że strzelanie do wirtualnych hitlerowców przy pomocy wiimota będzie świetną zabawą. Tak się nie stało, wykonywanie bardziej skomplikowanych ruchów przy pomocy kontrolera było sporym problemem. Gra wypadła lepiej na PlayStation 2, ale nic nie mogło zmienić faktu, że była potwornie wtórna. Mieliśmy dość Normandii, nawet skacząc z samolotu na wybrany przez nas obszar. Połączenie przeciętności z niedoróbkami czy brakiem trybu dla wielu graczy sprawiło, że gra nie wyróżniła się z tłumu strzelanin o II wojnie.