Kampienie dla killi – wojna na punkty. Gry wojenne – oblicza wojny w grach
Spis treści
Kampienie dla killi – wojna na punkty
Wojna to sportowy mecz na punkty między dwiema drużynami. Śmierć żołnierza to jedynie kilka sekund przerwy na respawn – odrodzenie. W tej wojnie najbardziej istotny jest refleks, a największą tragedią wkurzający kamper po stronie wroga lub „nooby” w naszej drużynie. Walczymy o punkty, o dobry współczynnik zabójstw do zgonów czy – zwłaszcza ostatnio – by odblokować malowanie w różowe ciapki na swój karabin. Nie interesuje nas kondycja i możliwości całej armii. Ważna jest tylko nasza postać lub co najwyżej kilkuosobowa drużyna. W skrajnych przypadkach słuchamy samozwańczego dowódcy, ale przeważnie działa się indywidualnie.
Najlepiej mieć dwa w jednym
Dzięki miażdżącej popularności gier z serii Battlefield i Call of Duty wojna jako rozrywka i wojna jako sportowy mecz na punkty chyba najczęściej się przenikają i wzajemnie uzupełniają. Jest wiele tytułów, które proponują tylko jedną z tych opcji, jednak chyba najbardziej lubimy te, które oferują podwójne doświadczenie. Przechodzimy przez widowiskową kampanię fabularną, a następnie koncentrujemy się na rozgrywkach wieloosobowych, w których jest ta sama broń, te same lokacje, ale każde starcie to typowa forma sportowego meczu. Tryby rozgrywki sprowadzają się do tego, która drużyna wygra na punkty lub który z graczy zabije większą liczbę przeciwników.
Granie za skórki
Istnieją również mniejsze lub większe wyjątki. Są tryby, w których nie chodzi o liczby, a o jednorazowe zdobycie lub obronę jakieś pozycji, np. Combat Mission w Medal of Honor z 2010 roku. Wtedy walki o wiele bardziej przypominają zadania prawdziwych żołnierzy, a klimat jest nieco bardziej realistyczny, ale do czasu. Gdy podchodzimy do takiej gry po raz „siąty” czy setny, znowu wszystko sprowadza się do tego, która strona dziś wygra, ile zabójstw na ile zgonów zaliczymy. Dlatego tak istotny stał się niezbędny dziś w każdym tytule system progresji i nagród za czas spędzony z grą. Nie gramy już dla samej frajdy ze strzelania, a w dużej mierze dla wirtualnych nagród, maksymalnego poziomu, iluzorycznej formy docenienia i poklepania po ramieniu za nasz „wojenny wysiłek”.
Dużą rolę odgrywa tu także wspomniana w poprzedniej kategorii widowiskowość pola walki, czego przykładem są chociażby tricki pokazywane w internecie pod hasłem „tylko w Battlefieldzie”. Lubimy wojnę na wielką skalę, w której gracz może robić cyrkowe sztuczki. Przykładowo wyskoczyć ze spadochronem, podczas spadania zabić z karabinu pilota wrogiego samolotu, a następnie wskoczyć do jego kabiny i kontynuować walkę. Dla takich chwil można poświęcić nawet zdobywanie punktów dla drużyny.
MAŁY TRYBIK W WOJENNEJ MACHINIE – COOP
W tej i następnej kategorii można wyszczególnić tytuły, która stawiają na granie w kooperacji. Są to zarówno produkcje umożliwiające wspólne mierzenie się z wrogiem sterowanym przez komputer (walki PvE), jak i te, które w różny sposób przekonują nas do połączenia sił w starciu z innymi graczami (PvP).
Różne tytuły próbowały na tym polu różnych sztuczek, zwłaszcza jeśli chodzi o tryb PvP. Implementowano specjalne bonusy: możliwość wskrzeszania członków drużyny, dzielenia się amunicją, odradzania wśród kompanów czy zaznaczania ich obecności na mapie. Czasem gra okazuje się po prostu tak trudna i skomplikowana, że nie da się grać w nią samemu – taki jest np. Squad. Wszystko, by przekonać nas do walki w stylu prawdziwych żołnierzy, gdzie liczy się dobrze dowodzony zespół, a „samotny wilk” zwykle szybko ginie lub będzie długo szukać przeciwnika.