Po co na ogromnych okrętach kosmicznych tak wielu marynarzy?. 7 absurdów Star Wars, których nie zauważyliście
Spis treści
Po co na ogromnych okrętach kosmicznych tak wielu marynarzy?
Na poprzedniej stronie ustaliliśmy, że dziecko bez wykształcenia technicznego jest w stanie zbudować droida ze śmieci. Dlaczego więc okręty kosmiczne potrzebują setek marynarzy? W różnych ujęciach filmów widzimy, że na mostkach siedzą całe szeregi ludzi i gapią się w różnego rodzaju monitory.
Nie byłoby prościej, gdyby wszystkim tym zarządzała sztuczna inteligencja? Ba, nawet na statku separatystów w Zemście Sithów obecni byli marynarze w postaci droidów. Te okręty nie mają takielunku, nie trzeba schodzić do maszynowni i sypać węgla. Jeśli droid może wcisnąć guzik na konsoli, to tak samo może włączyć tę funkcję centralna sztuczna inteligencja okrętu. Taki byt nigdy się jednak w filmach nie pojawił. Czemu, skoro SI jest tu powszechna?
Dodajmy, że w Zemście Sithów widać także postacie obsługujące broń pokładową wielkich niszczycieli, zupełnie jakby to był XVIII-wieczny galeon, a nie supernowoczesny statek kosmiczny.
To samo można powiedzieć o małych pojazdach. Już dziś bogatsze siły zbrojne używają dronów po to, żeby oszczędzać ludzkie życie. W wysokotechnologicznym uniwersum Star Wars piloci dalej siedzą w kokpitach, i to bez żadnej możliwości uratowania się, bo przecież spadochron im w przestrzeni kosmicznej nie pomoże. Rozumiem, życie szturmowca Imperium może być nawet tańsze niż droid złożony z tego, co znaleziono na śmietniku, ale taka Rebelia? Tam ceniono życie ludzkie i nie posiadano wcale tak wielu wyszkolonych pilotów.
ODPOWIEDŹ BEZ ZŁUDZEŃ
Luke Skywalker siedzący w X-wingu to coś emocjonującego. Sztab Rebelii patrzący w skupieniu na monitory, na których widać, co się dzieje z rojem dronów wysłanych na Gwiazdę Śmierci, to nudy. Na dodatek mostek pełen wpatrzonych w ekran ludzi wygląda jak na filmach o II wojnie światowej, czyli właśnie tak, jak widzowie w latach 70. wyobrażali sobie zbrojny konflikt.