Street Fighter. Najgorsze ekranizacje gier
Spis treści
Street Fighter
- Co to: Patetyczna tandeta
- Gdzie obejrzeć (na własną odpowiedzialność): Rakuten
Jean-Claude Van Damme najczęściej gra Jeana-Claude’a Van Damme’a. Choć brak mu może w aktorskim CV wybitnych ról dramatycznych, to jako świetnie bijący się twardziel jest po prostu nie do podrobienia. Tyle że w przypadku Street Fightera jest raczej jedynie parodią samego siebie. Niekoniecznie to zresztą wina wojowniczego Belga – dziur w scenariuszu jest chyba więcej niż modów do Skyrima. Swoją drogą Van Damme podobno miał w trakcie zdjęć cały czas znajdować się pod wpływem środków odurzających, w tym kokainy. Tak przynajmniej twierdzi reżyser niemogący pogodzić się z miażdżąca krytyką, jaka spadła po premierze na jego film.
Pod względem stylistyki Street Fighter przypomina ekranizacje komiksów z lat sześćdziesiątych – jest do bólu kiczowaty. Gdyby jednak był w tej estetyce chociaż konsekwentny, może dałoby się to jakoś przełknąć. Niestety, de Souza przeplata slapstickowy humor z całymi kilogramami patetyzmu, a czyni to z gracją Jasia Fasoli.
Główny bohater pręży bicepsy i rzuca wyrwanymi z kontekstu ripostami, jego złowieszczy przeciwnik ogranicza się do bycia złowieszczym przeciwnikiem, a dwie postaci kobiece (jedna z nich to późniejsza agentka May z Agentów T.A.R.C.Z.Y.), cóż, są. O całym filmie można zresztą powiedzieć to samo – jest. I ciężko nie dodać – niestety.
Chociaż ekranizacji gier nie powstaje specjalnie dużo, już na początku lat dziewięćdziesiątych dwie z nich były kręcone w tym samym czasie. Z tego względu Jean Claude Van Damme, by zagrać pułkownika Guile’a, musiał zrezygnować z roli Cage’a w Mortal Kombat.