Easter eggi, które uratowały nowe Mortal Kombat
Nowe filmowe Mortal Kombat to niestety nie poziom Avengersów ani Ligi Sprawiedliwości Snydera. Efektownej kopaninie brakuje lepszego balansu pomiędzy mrokiem a humorem oraz spójności logicznej. Kilka smaczków ratuje ten film przed kompletną porażką.
Spis treści
Najnowsze filmowe Mortal Kombat nie jest pozbawione wad. Co więcej – żeby dobrze się bawić, zapewne będziecie musieli co chwilę przypominać sobie, by wyłączyć myślenie. Duża część wypowiadanych przez bohaterów kwestii razi przesadzonym patosem, plot twisty są bardziej siermiężne niż ciosy Goro, a scenariusz rozjeżdża się w szwach już w pierwszych minutach i pruje do samego końca. Tyle że niektóre walki wgniatają w fotel, flakom zdarza się efektownie opuszczać trzewia właściciela, a ulubionym bohaterom robić to, co wychodziło im w grach najlepiej. Mortal Kombat to może pod wieloma względami nieco pokraczny gatunkowy potworek, na swój sposób jednak naprawdę uroczy. Szczególnie że twórcy zadbali przynajmniej o to, by po brzegi wypełnić go easter eggami.
Uwaga na nisko latające spoilery.
Za Lin Kuei
- Jak trudno to zauważyć: niełatwo
- Czy należy spodziewać się rozwinięcia wątku w potencjalnym sequelu: prawdopodobnie tak, być może nawet w spin-offie
Sub-Zero wydaje się bohaterem pozbawionym współczucia i wyrzutów sumienia – Joe Taslim wespół ze scenarzystami, Gregiem Russo i Dave’em Callahamem, wykreowali prawdziwą maszynkę do zabijania. Piekielnie skuteczną i lodowato zimną. Szelmowski uśmiech nie znika z twarzy Sub-Zero nawet wtedy, gdy na jego policzku pojawia się głębokie krwawe nacięcie. Łotr smutnieje tylko wówczas, kiedy wypowiada znaną graczom kwestię: „Za Lin Kuei”.
To oczywisty ukłon w stronę fanów. Film w żaden sposób nie wyjaśnia, o co mogło chodzić złoczyńcy. Lin Kuei laikowi może się zresztą wydawać bardziej osobą (na przykład zabitą przez odwiecznego rywala ukochaną) niż czymkolwiek innym.
W uniwersum growym Lin Kuei to chiński klan trudniący się realizacją zlecanych zabójstw. Jednym z jego najważniejszych celów jest jednak obrona Ziemi przed ingerencją obcych sił. Do tego klanu należał właśnie Bi-Han, czyli późniejszy Sub-Zero. W grach również zabił go Hanzo Hasashi, jednak trudno powiedzieć, jaki los spotkał w tym uniwersum jego klan. Smutny ton, jakim Sub-Zero wypowiada te słowa, sugeruje, że może on już wcale nie istnieć. Kto wie, czy za jego unicestwieniem też nie stał Hasashi? Tego pozostaje na razie tylko się domyślać. Plotki głoszą, że o historii Lin Kuei, Bi-Hana i Hasashiego ma opowiedzieć osobny spin-off, ale na etapie wczesnych prac nad sequelem raczej nie powinno się podchodzić do tych doniesień zbyt poważnie.